30. Moment zapomnienia


Pełnię świadomości odzyskałam, gdy poczułam pod plecami szorstki materiał narzuty przykrywającej łóżko Marcusa. Położył mnie zaskakująco, jak na niego, łagodnie, a gdy otworzyłam oczy, stwierdziłam, że i jego sypialnia była równie ascetycznie umeblowana. Nie miałam jednak okazji dłużej się nad tym rozwodzić, bo wkrótce Marcus zajął mnie całkowicie swoją osobą.
Podniosłam się nieco, łokcie opierając o miękki materac, a Marcus znalazł się nagle tuż przy mnie i pocałował mnie zachłannie, dłonią obejmując mój policzek i kark, przyciągając mnie do siebie blisko, tak blisko, że prawie mnie pod siebie wsunął. Objęłam go mocno za szyję, a wtedy on naparł na mnie, zmuszając mnie, żebym z powrotem się położyła.
Jego usta wyczyniały ze mną dziwne rzeczy. Gdy wreszcie oderwały się od moich warg, Marcus schylił głowę i zaczął całować z kolei moją szyję i ramiona, równocześnie wolną ręką ściągając ze mnie ramiączko podkoszulka, który na sobie miałam. Podkoszulek był luźny, więc nie miał z tym większych problemów. Odruchowo objęłam go nogami, przyciągając go do mnie i kładąc mu dłonie na plecach. Natychmiast też wyciągnęłam mu koszulę ze spodni.
Nie myślałam w tamtej chwili. Chyba w ogóle nie myślałam, co zdarzało mi się bardzo rzadko. Bo przecież gdybym zatrzymała się choć na moment i pomyślała, doszłabym do wniosku, że to był bardzo głupi pomysł, prawda?
– Wiedziałem, że nadal jest między nami ta chemia – wymruczał Marcus z satysfakcją, gryząc mnie w szyję. Jęknęłam. – Byłaś głupia, że zamieniłaś mnie na Josha…
Byłam głupia, że pozwalałam mówić mu takie rzeczy i robić takie rzeczy, które zdecydowanie za dużo zdradzały o moich uczuciach. Nie potrafiłam jednak inaczej. Nie potrafiłam się od niego odsunąć, zaprezentować tej pozornie nieco bezmyślnej, ale tak naprawdę mocno przemyślanej filozofii życiowej Amandy Adams. Musiałam całkiem zwariować.
I to była jego wina.
– Och, nie gadaj tyle – mruknęłam, odsuwając go na chwilę, by ściągnąć mu przez głowę koszulę. Zaraz potem pochylił się, by ponownie mnie pocałować, głęboko, mocno, zachłannie, jak nie pamiętałam, by całował mnie ktokolwiek.
Pospiesznie zrzucaliśmy z siebie ubrania, pospiesznie próbowałam ściągnąć z nóg buty, aż w końcu Marcus chwycił mnie za kostki i sam zdjął je jednym mocnym szarpnięciem. Zawisł nade mną, przypatrując mi się zachłannie, z błyskiem w oczach, od którego robiły się jeszcze bardziej niepokojące, z rozczochranymi włosami i determinacją na twarzy, która mówiła wszystko o jego zamiarach. Przestraszyłam się, ale równocześnie nie potrafiłam go sobie odmówić. Chyba po raz pierwszy od odzyskania przytomności w szpitalu całkowicie rzuciłam rozsądek w kąt.
Marcus szarpnął za zapięcie moich dżinsów, tak mocno, że aż przesunął mnie po łóżku o kilka cali w swoją stronę. Po jego ruchach widać było niecierpliwość, gdy pozbył się wreszcie moich spodni i bielizny, po czym rozszerzył mi nogi jeszcze bardziej i uklęknął między nimi, by pocałować mnie w to najintymniejsze miejsce. Gdy poczułam tam jego gorący, wilgotny język, z moich ust wydostał się niekontrolowany jęk.
Cholera jasna. Wystarczył jeden jego dotyk, żebym nie tylko była całkowicie gotowa na przyjęcie go, ale wręcz bardzo bliska orgazmu. Musiał mieć niesamowitą wprawę…
– Jednak nie zapomniałem, co cię najbardziej kręci – mruknął z ustami nad moim brzuchem. Owionął go jego ciepły oddech, po czym język Marcusa zanurzył się w moim pępku.
Jego ręce były wszędzie. Pieściły moje nagie piersi, brzuch, obejmowały pośladki i uda. Byłam zbyt oszołomiona, żeby zastanowić się nad czymkolwiek, mogłam tylko automatycznie wyciągnąć ręce do zapięcia jego spodni – bo nadal był w spodniach! – wtedy jednak jego dłonie odepchnęły moje, więżąc je przy materacu nad moją głową. Jęknęłam z pretensją i szarpnęłam się kontrolnie.
– Jeszcze nie – powiedział z paskudnym uśmiechem na ustach, przygryzając lekko skórę na moim ramieniu. Kolano oparł na materacu między moimi udami, po czym ponownie się nade mną pochylił. – Podoba mi się wizja kompletnie bezbronnej wyszczekanej Mandy. Może poprosisz mnie o orgazm, co, kochanie?
Zmrużyłam oczy.
– Nie robisz mi żadnej łaski – warknęłam. Jego pełen napięcia uśmiech podpowiedział mi, czego naprawdę chciał w tamtej chwili Marcus.
– Oczywiście, że nie – przyznał bez oporów. – W końcu chcę cię zerżnąć tak samo, jak ty tego chcesz, prawda, Mandy?
Jedną ręką przytrzymał mi dłonie nad głową, a drugą sięgnął do zapięcia spodni. Przyglądałam się temu z rosnącym zafascynowaniem, a półmrok panujący w sypialni tylko mnie ośmielał. Kiedy przechylił się nade mną, by sięgnąć do stolika obok łóżka i wyciągnąć z szuflady prezerwatywę, drżałam już z oczekiwania. Nie, nie obawiałam się, nie miałam wyrzutów sumienia, nie chciałam się wycofać. Nie mogłam się go doczekać.
To trwało dosłownie chwilę, zanim założył prezerwatywę. Ciemne oczy przyglądały mi się tak uważnie, jakby chciały rozproszyć panującą wokół nas ciemność, a równocześnie jakby Marcus nadal nie mógł uwierzyć, że z nim byłam. I jakby spodziewał się, że w każdej chwili mogłam zniknąć.
Chociaż pewnie tylko mi się wydawało. W końcu ten bezlitosny facet nigdy nie okazał mi żadnych cieplejszych uczuć – a przynajmniej nic takiego nie pamiętałam.
– Gotowa? – mruknął mi do ucha, chwytając mnie za biodra, aż odruchowo objęłam go udami. Kiwnęłam głową, bo obawiałam się, że głos mógłby odmówić mi posłuszeństwa. – To dobrze, bo przed nami ostra jazda, słonko.
Otworzyłam usta, choć nie bardzo wiedziałam, co miałabym odpowiedzieć, ale w tej samej chwili zamknął mi je pocałunkiem, równocześnie wchodząc we mnie jednym, ostrym pchnięciem, głęboko, aż westchnęłam mu prosto w usta i odruchowo się na nim zacisnęłam. Wydał z siebie dziwny pomruk, przygryzając moją wargę, po czym zaczął się poruszać, coraz szybciej i coraz gwałtowniej, pociągając mnie za sobą i wymuszając na mnie ten sam rytm, ściągając mnie za sobą w ten szalony świat mokrej, intensywnej przyjemności, z każdym pchnięciem udowadniając mi coraz dobitniej, jaką musiałam być idiotką, myśląc, że Josh mógłby dać mi to samo.
Palce Marcusa zaciskały się na moich biodrach, twarz schował w zagłębieniu mojej szyi i właśnie gryzł mnie w skórę, zupełnie nie przejmując się, że zostawi mi ślad. Chciałam go odsunąć, ale nie miałam na to siły, za bardzo byłam zajęta tym, co wyprawiał z moim ciałem, za bardzo byłam zajęta podążaniem ku ugaszeniu tego żaru, który we mnie rozpalał. Bałam się, że jeśli za chwilę tam nie dojdę, to w końcu się spalę.
On mnie spali.
Zaledwie kilka minut później Marcus dał mi orgazm, którego – byłam tego absolutnie pewna – miałam nigdy w życiu nie zapomnieć. Po raz pierwszy straciłam nad sobą kontrolę, całkowicie, nieodwołanie, przestałam myśleć o czymkolwiek, zapomniałam o wszystkich zahamowaniach i po prostu oddałam się tej obezwładniającej przyjemności. Oddałam się jemu.
Zakryłam twarz dłonią, próbując przyjść do siebie, chociaż czułam na sobie jego czujny wzrok. Nadal na mnie leżał, opierając się na łokciach i kolanach, żeby mnie nie przygnieść, po prostu przyglądał mi się w milczeniu, jakby nie wiedząc, czego oczekiwać. Całe moje ciało drżało i potrzebowałam chwili, żeby się uspokoić, a on wcale mi w tym nie pomagał. No, ale czego innego mogłabym się w końcu spodziewać.
– Możesz zejść? Chciałabym wstać – oświadczyłam, gdy byłam już pewna, że głos mnie nie zawiedzie.
Posłusznie podniósł się ostrożnie, po czym podał mi rękę, chcąc pomóc i mnie się podnieść. Przyjęłam pomoc, bo nadal czułam się tak, jakbym miała nogi z waty. Rozejrzałam się za swoimi spodniami.
– Kąpiel? – zaproponował lekko, nieco ochrypłym głosem. – A może się czegoś napijesz?
Też mu się zebrało, żeby to proponować, pomyślałam z nagłym rozbawieniem. Po tym, jak spędziłam w jego mieszkaniu tyle czasu!
– Nie, dzięki – odparłam możliwie spokojnie. – Chcę już wracać do domu.
Nie odezwał się, a ja nawet na niego nie spojrzałam, podnosząc za to moje spodnie razem z bielizną i wciągając je na siebie. Już po chwili wkładałam w nie podkoszulek i poprawiałam włosy, które, byłam tego pewna, zostały okropnie zmierzwione. Nic dziwnego, w końcu nie co dzień tarzałam się z jakimś facetem po łóżku.
W zasadzie nigdy tego nie robiłam. Jakie to było dziwne, że moje pierwsze po wypadku doświadczenie związane z seksem zafundował mi właśnie Marcus. Ale to było świetne doświadczenie, tego jednego nie mogłam mu odmówić.
– Jedziesz do Josha? – zapytał obojętnie, zakładając ramiona na piersi. Stał przy mnie kompletnie nagi, zupełnie się tym nie przejmując, a przecież nawet mimo panującego w pomieszczeniu półmroku mogłabym go sobie dość dokładnie obejrzeć, gdybym tylko chciała. Wolałam jednak odwracać wzrok, bo jeszcze przyszłoby mi do głowy coś tak głupiego jak na przykład powtórzenie tego. – Mogę cię odwieźć.
– Jadę na Brooklyn – sprostowałam. Naprawdę myślał, że byłam jedną z tych kobiet, które przeskakiwały facetom z łóżka do łóżka? – I dzięki, ale wezmę taksówkę.
Czułam na sobie jego spojrzenie, gdy zbierałam resztę swoich rzeczy i kierowałam się do wyjścia z sypialni. Nie odezwał się jednak więcej, dlatego z ulgą opuściłam pomieszczenie i poszłam w stronę wyjścia.
Właśnie wtedy dogonił mnie, chwycił za łokieć i do siebie odwrócił. Nie protestowałam, bo właściwie się tego po nim spodziewałam.
– I to wszystko? – zapytał ze złością w głosie. Obrzuciłam go zdziwionym spojrzeniem.
– A czego się spodziewałeś, wyznań miłości po grób?
Szarpnął mną, jakbym była szmacianą lalką, odsuwając mnie od drzwi i kierując znowu w stronę przeszklonej ściany, za którą rozpościerał się widok na rozświetlony mnóstwem neonów Nowy Jork nocą. Nie miałam jednak czasu na ponowne oglądanie widoków, skupiłam się na wkurzonym Marcusie.
– Czego ty właściwie ode mnie chcesz, Mandy? – warknął. Wzruszyłam ramionami.
– Niczego od ciebie nie chcę. To ty się na mnie rzuciłeś, pamiętasz?
– Jasne, a ty bardzo protestowałaś – odparł ironicznie. Prychnęłam z lekceważeniem. – Do diabła, Mandy, wiesz, że nie chodzi tylko o seks.
– Oczywiście, domyśliłam się natychmiast po twoich słowach, że chcesz mnie zerżnąć. – Po co właściwie dałam się wciągnąć w tę dyskusję? Wiedziałam już, czego chciałam, pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia, dobrze, ale na tym powinien być koniec. Stanowczo nie powinnam stać w salonie naprzeciwko tego faceta – nadal nagiego faceta – i przerzucać się z nim słowami, które do niczego nie prowadziły. – O cokolwiek mogłoby chodzić, nie obchodzi mnie to.
– Ach tak? Bo masz już swojego idealnego Josha? – Był coraz bardziej wściekły, widziałam to bardzo dokładnie. W zasadzie to zaczęło się nawet robić ciekawie. Interesowało mnie, jak daleko byłby w stanie się posunąć, będąc pod tak silnym działaniem emocji. Może jednak byłby w stanie zabić Dylan? – Teraz wrócisz do niego, jak gdyby nigdy nic? Jakby nic się nie stało, jakbym właśnie nie dał ci najlepszego orgazmu w życiu?!
– Pochlebiasz sobie – zaprotestowałam sucho. – To był mój pierwszy orgazm po amnezji, tylko pod tym względem może być wyjątkowy.
– Och, w takim razie przekonasz się jeszcze, jak bardzo się mylisz – prychnął, uśmiechając się paskudnie, złośliwie. – Ale cieszę się, że mogłem ci dać takie dobre wspomnienie. Mandy, przestań się oszukiwać. Dobrze wiesz, że tu chodzi o coś więcej.
O rany, jeśli on zamierza za chwilę zacząć pleść o porozumieniu dusz i połączeniu między nami, to obiecuję, że zwymiotuję mu na nogi, pomyślałam z irytacją. Coś z tego musiało się odbić na mojej twarzy, bo Marcus postąpił krok w moją stronę, na co odruchowo z kolei cofnęłam się o krok. Niestety, jeszcze jeden i znalazłam się pod chłodną, przeszkloną ścianą, o którą oparłam dłonie. Marcus patrzył na mnie ponuro z góry, nie próbował jednak mnie dotykać.
– Nie zamierzam z ciebie rezygnować – oświadczył, kiedy nie doczekał się odpowiedzi. – Jeszcze nie. Myślę, że będzie uczciwiej, jeśli będziesz o tym wiedzieć, bo i tak bez swoich wspomnień jesteś jak biedna sarenka do odstrzelenia.
Och, z tym już naprawdę przesadził! Zamachnęłam się na niego, ale chyba się tego spodziewał, bo natychmiast zablokował mój cios, więżąc moje ramię między swoimi. Pociągnął mnie do przodu, aż na niego wpadłam, po czym odwrócił mnie do siebie tyłem i do siebie przycisnął, dłoń kładąc mi nisko na brzuchu. Sensacja żołądkowa, którą w tamtym momencie poczułam, gdy pupą oparłam się o jego – znowu twardą! – męskość, sprawiła, że straciłam szacunek dla samej siebie. Co ze mną, do diabła, było nie tak?!
Dłońmi oparłam się o przeszkloną ścianę, nie mając śmiałości odwrócić głowy i wpatrując się uparcie w jeden punkt – dokładniej w pewien rozświetlony, przeszklony wieżowiec gdzieś na zachód od apartamentowca Marcusa.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem – oświadczył, gdy dłoń, którą trzymał mi na brzuchu, zjechała niżej i zajęła się zapięciem moich dżinsów. Szarpnęłam się, ale uzyskałam tylko tyle, że jeszcze mocniej przycisnął mnie do chłodnego szkła. Oparłam o nie policzek, mając płonną nadzieję, że to trochę złagodzi wypieki na mojej twarzy. – Powinnaś wiedzieć dokładnie, z czego rezygnujesz, wybierając Josha.
Miałam dziwne wrażenie, że Marcus nie był w tamtej chwili najlepszym przyjacielem. Na pewno nie wtedy, gdy ściągał ze mnie spodnie, by zanurzyć we mnie palce, najpierw jeden, powoli, ostrożnie, a potem dokładając kolejne. Jego druga ręka chwyciła mnie w pasie, gdy zachwiałam się pod wpływem pieszczoty. O mój Boże, co ten facet ze mną wyprawiał.
– Pochyl się. – Nie próbowałam już z nim walczyć, po prostu zrobiłam to, na policzku wciąż czując jego gorący oddech. W następnej chwili Marcus wszedł we mnie od tyłu, przytulając się do mnie, a ja w paroksyzmie przeszywającej mnie rozkoszy pomyślałam, że już za późno.
On już mnie spalił.
Nie miałam pojęcia, jakim cudem utrzymałam się na nogach. Chyba tylko lata treningu i dobra kondycja nie pozwoliły mi osunąć się po wszystkim po tej ścianie na podłogę; chyba tylko mocna psychika kazała mi się nie rozkleić, chociaż miałam na to wielką ochotę. Chyba tylko ze względu na to udało mi się po prostu podciągnąć spodnie, zapiąć je i odwrócić się do Marcusa z obojętnym wyrazem twarzy. W jego oczach zobaczyłam frustrację.
– Kurwa – wymsknęło mu się znowu. Zmarszczyłam brwi. – Nienawidzę cię, Mandy. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię nienawidzę za to, że namieszałaś mi w głowie.
Rzuciłam mu nieżyczliwe spojrzenie.
– I vice versa – mruknęłam. – Myślę, że wobec tego prościej będzie, jeśli po prostu zapomnimy o tym, co się tu stało.
Zaśmiał się gniewnie, bez cienia wesołości.
– Chciałabyś – warknął. – Nadal jesteś z Joshem, prawda? A ja nadal mam z tym problem. Póki ten stan nie ulegnie zmianie, nie zamierzam dać ci spokoju, jasne?
O rany, jak ten facet mnie irytował. Nawet Ryan mnie tak nie irytował, chociaż ewidentnie mijał się z prawdą. A Marcus? Marcus był twardym skurwysynem. Nie potrafiłam określić go innym słowem; taka po prostu była prawda. A z kimś takim trudno było wygrać. I obawiałam się, że moja wyraźnie widoczna do niego słabość wcale mi w tym nie pomoże.
– Ale o co właściwie dokładnie ci chodzi, co, Marcus? – mruknęłam, po raz kolejny zbierając swoje rzeczy. Tym razem domyśliłam się, że nie zamierzał mnie zatrzymywać; z sofy zabrał jakieś poniewierające się na niej dresy i wciągnął je na tyłek, na całe szczęście, bo strasznie mnie rozpraszał tą swoją nagością. I tym, jak dobrze się z nią czuł. – Zamierzasz odciągnąć mnie od Josha czy raczej przywiązać do siebie?
Brązowe oczy Marcusa przyjrzały mi się z zastanowieniem; leniwy wyraz jego twarzy świadczył dobitnie o dopiero co przeżytych dwóch orgazmach. Wręcz nie mogłam na niego przez to patrzeć.
– Jeszcze nie wiem – przyznał po chwili milczenia. – Zazwyczaj bywasz irytująca i wtedy mam nadzieję tylko na to pierwsze, ale z drugiej strony, w łóżku się nie odzywasz i jesteś wtedy całkiem do zniesienia. Gdybyś poćwiczyła to także w innych sytuacjach…
Wywróciłam oczami i odwróciłam się na pięcie, zmierzając do wyjścia. Nie zamierzałam dłużej prowadzić tej pustej rozmowy, która do absolutnie niczego nie prowadziła. Marcus i tak zmarnował wystarczająco dużo mojego czasu.
– Zadzwoń! – krzyknął za mną złośliwie, gdy już otwierałam drzwi wyjściowe. Nie udało mi się powstrzymać; wyciągnęłam środkowy palec i mu go pokazałam, przez co jeszcze za drzwiami gonił mnie jego szatański chichot. Marcus najwyraźniej dobrze się z tym wszystkim bawił.
Szkoda, że ja byłam głównie rozdrażniona.
Kiedy już znalazłam taksówkę i kazałam się wieźć na Brooklyn, rozsiadłam się wygodnie na tylnym siedzeniu samochodu i pozwoliłam na spokojne zastanowienie się nad sytuacją. Ponieważ Marcusa nie było już w pobliżu, przyszło mi to dużo łatwiej.
Zrobiłam straszną głupotę, to jedno nie ulegało wątpliwościom. Pójście z nim do łóżka było ostatnią rzeczą, na jaką powinnam sobie była pozwolić. Chciałam przecież być blisko Josha, żeby rozwiązać zagadkę morderstwa Dylan, a co dobrego mogło wyniknąć z sypiania z facetem, który nie był moim narzeczonym? W dodatku Josh przecież naprawdę coś do mnie czuł. Podkoloryzowanie moich uczuć do niego to jedno, ale zdradzanie go? To już całkiem inna bajka…
Z drugiej strony, on przecież też mnie zdradził, przypomniałam sobie. Ostatecznie gdyby Marcus się wygadał, mogłabym to podciągnąć pod chęć zemszczenia się na nim, odegrania się za to, jak bardzo mnie zranił.
Westchnęłam, dłonią dotykając czoła. I jeszcze do tego zaczynała mnie boleć głowa. Cudownie.
Tak czy inaczej, strasznie tym sobie skomplikowałam moje relacje nie tylko z Joshem, ale też z jego otoczeniem. Może  i początek mojej rozmowy z Marcusem był dokładnie taki, jaki być powinien, ale ta dalsza część – po tym jego pierdzielonym pocałunku – zupełnie wymknęła mi się z rąk i potoczyła według własnego scenariusza. Nie byłam już wtedy Amandą Adams, do której wizerunku tak bardzo chciałam przekonać Marcusa. Byłam z powrotem tą kobietą, z którą umawiał się, zanim jeszcze poznałam Josha, tą kobietą zupełnie nieprzypominającą nieporadnej, niewinnej Amandy Adams, instruktorki fitness. Nawet jeśli momentami pod wpływem jego pieszczot traciłam głowę, nadal byłam tą wyszczekaną, pewną siebie kobietą, którą poznał w barze jako Mandy i która tak mu potem nie pasowała do mojego późniejszego wizerunku. Odkryłam przed Marcusem za dużo, i nie widziałam dla tego innego usprawiedliwienia jak tylko fakt, że rzeczywiście coś do niego czułam.
Do diabła. Jakby ta sprawa nie była już wystarczająco pogmatwana.
Wszystko byłoby prostsze, gdybym odzyskała pamięć, pomyślałam z nagłą frustracją i rozżaleniem. Przestałabym po omacku poruszać się po własnym życiu, przypomniałabym sobie, kim właściwie była Amanda Griffin i czy rzeczywiście była tą bezwzględną, beznamiętną suką, która po zdradzie swojego narzeczonego z jego najlepszym przyjacielem myślała jedynie o tym, jak to może zaważyć na jej planie. Nie chciałam być tą kobietą. Nie chciałam być tą kobietą, która traktowała wszystkich wokół instrumentalnie i nie przejmowała się, że mogła ich zranić. Cały czas nią byłam, cały czas ze mnie wychodziła, a ja wcale nie chciałam taka być.
Droga na Brooklyn była długa, nawet o tej godzinie, kiedy nie groziły nam korki, więc zdążyłam dojść do aż zbyt wielu wniosków. Co mogłam zrobić, żeby jakoś uporządkować swoje życie? Co mogłam zrobić, żeby przestać się tak czuć, jak zły człowiek, który wykorzystywał wszystkich dookoła? Przespanie się z Marcusem było tylko kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Od początku było we mnie wiele rzeczy, które mi się we mnie nie podobały. Ale jak miałam z nimi walczyć, skoro nie znałam sama siebie?
Z tej sytuacji widziałam tylko jedno wyjście. Musiałam odzyskać pamięć. A ponieważ nie zależało to ode mnie, musiałam zrobić wszystko, co tylko się dało, dostarczyć sobie możliwie wiele bodźców, które by tę pamięć mogły stymulować. A co mogło mi dostarczyć takich bodźców?
Odpowiedź była tylko jedna.
Pasadena.
Musiałam wrócić do Pasadeny.
Pamiętałam oczywiście wszystkie te powody, dla których nie zdecydowałam się na to od razu, gdy Ryan opowiedział mi o mojej rodzinie; nadal wydawały mi się ważne i nadal nie zamierzałam rezygnować z życia w Nowym Jorku, z poznania prawdy na temat Dylan. To kiedyś było dla mnie bardzo ważne, musiało więc być nadal. Może jednak popełniłam po drodze błąd. Może powinnam była pojechać do Pasadeny, spotkać się z rodziną i przynajmniej spróbować odzyskać pamięć, zanim zabrałam się za grzebanie w życiu Amandy Adams. Za grzebanie po omacku, dodajmy.
Ale przecież po przyjeździe do Nowego Jorku też musiałam sobie radzić w ten właśnie sposób – całkowicie po omacku. Na pewno nie wiedziałam tego wszystkiego, co wiedziałam tuż przed wypadkiem, od razu. Jasne, lepiej znałam siebie, ale poza tym – jakoś się tego wszystkiego dowiedziałam. Więc jak?!
Gdy byłam już blisko domu, w końcu podjęłam decyzję. Wyjęłam komórkę i wybrałam dobrze mi już znany numer Ryana. Chciałam powiedzieć mu o wszystkim, o tym, jaką decyzję podjęłam, choćby był to nieodpowiedni temat na rozmowę przez telefon; musiałam jednak komuś o tym powiedzieć. Ale to było jeszcze wtedy, gdy zakładałam, że Ryan odbierze telefon. Tymczasem po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa.
Zawahałam się, po czym powiedziałam tylko:
– Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz miał chwilę, dobrze? Chciałam o czymś porozmawiać, mam jedną… sprawę.
Wyszło kulawo, ale trudno. Z każdą milą, która oddalała mnie od apartamentowca Marcusa, czułam coraz większe wyrzuty sumienia. Najwyraźniej byłam nie tylko idiotką, ale w dodatku także zdradliwą zdzirą. Dlaczego właściwie Marcus? Dlaczego musiałam pójść do łóżka właśnie z tym aroganckim bucem, który myślał tylko o tym, jak tu uwolnić Josha od mojego towarzystwa? Może w ogóle dlatego zaciągnął mnie do łóżka?
Nie, w to ostatnie akurat nie wierzyłam. Za bardzo było po nim wszystko widać.
Ryan. Wobec niego też czułam wyrzuty sumienia, choć może nie do końca miałam racjonalne powody. Wyjazd do Pasadeny był jedynym sensownym wyjściem. Jedynym wyjściem, by choć na chwilę odciąć się od Josha i Marcusa, dać szansę Ryanowi i jego opowieści o mojej rodzinie, dać sobie szansę na moment normalnego życia, bez kłamstw, tajemnic i braku zaufania. Powinnam była zrobić to od początku. W końcu tu nie chodziło tylko o Dylan.
Chodziło o moje życie. Chodziło o mnie.
Kiedy wreszcie dojechałam pod moje mieszkanie na Brooklynie, był sam środek nocy. Zapłaciłam taksówkarzowi i powlokłam się powoli do środka, zastanawiając się, jak to wszystko urządzić. Jak uciec od tego życia choć na chwilę tak, by ci najbardziej zainteresowani niczego się nie domyślili. Jaką wymówkę mogłabym podać dla mojej kilkudniowej nieobecności?
Weszłam po schodach na górę i zamarłam ze stopą na ostatnim stopniu, widząc osobę stojącą pod moimi drzwiami.
Chyba czekała tam długo, mimo nienormalnie późnej godziny. Widziałam to po sposobie, w jaki opierała się o ścianę, znudzona. Postać miała na sobie płaszcz przeciwdeszczowy, a chociaż w tamtej chwili nie miała na głowie kaptura, poznałam ją od razu. To była ta sama osoba, którą nie tak dawno goniłam po supermarkecie naprzeciwko mojego mieszkania.
A potem spojrzałam jej w twarz i miałam wrażenie, że serce na moment przestało mi bić. Widziałam już tę ładną twarz o delikatnych rysach, te inteligentne, niebieskie oczy, ciemne włosy i wykrzywione w niepewnym uśmiechu usta. Widziałam już tę dosyć wysoką, szczupłą kobietę, która z wyglądu tak bardzo przypominała mnie.
Widziałam ją na zdjęciu. Na tym samym zdjęciu, które przysłał mi Ryan, gdy jeszcze nie chciałam go słuchać, na tym zdjęciu z podpisem Wigilia u Griffinów.
 I już wiedziałam, kim była, chociaż nie mieściło mi się to w głowie. Kobieta wpatrzyła się we mnie z napięciem, aż w końcu, pokonując odrętwienie języka, zapytałam niepewnie:
– Mama?