Pełnię świadomości odzyskałam, gdy poczułam pod
plecami szorstki materiał narzuty przykrywającej łóżko Marcusa. Położył mnie
zaskakująco, jak na niego, łagodnie, a gdy otworzyłam oczy, stwierdziłam, że i
jego sypialnia była równie ascetycznie umeblowana. Nie miałam jednak okazji
dłużej się nad tym rozwodzić, bo wkrótce Marcus zajął mnie całkowicie swoją
osobą.
Podniosłam się nieco, łokcie opierając o miękki
materac, a Marcus znalazł się nagle tuż przy mnie i pocałował mnie zachłannie,
dłonią obejmując mój policzek i kark, przyciągając mnie do siebie blisko, tak
blisko, że prawie mnie pod siebie wsunął. Objęłam go mocno za szyję, a wtedy on
naparł na mnie, zmuszając mnie, żebym z powrotem się położyła.
Jego usta wyczyniały ze mną dziwne rzeczy. Gdy
wreszcie oderwały się od moich warg, Marcus schylił głowę i zaczął całować z
kolei moją szyję i ramiona, równocześnie wolną ręką ściągając ze mnie ramiączko
podkoszulka, który na sobie miałam. Podkoszulek był luźny, więc nie miał z tym
większych problemów. Odruchowo objęłam go nogami, przyciągając go do mnie i
kładąc mu dłonie na plecach. Natychmiast też wyciągnęłam mu koszulę ze spodni.
Nie myślałam w tamtej chwili. Chyba w ogóle nie
myślałam, co zdarzało mi się bardzo rzadko. Bo przecież gdybym zatrzymała się
choć na moment i pomyślała, doszłabym do wniosku, że to był bardzo głupi
pomysł, prawda?
– Wiedziałem, że nadal jest między nami ta
chemia – wymruczał Marcus z satysfakcją, gryząc mnie w szyję. Jęknęłam. – Byłaś
głupia, że zamieniłaś mnie na Josha…
Byłam głupia, że pozwalałam mówić mu takie
rzeczy i robić takie rzeczy, które zdecydowanie za dużo zdradzały o moich
uczuciach. Nie potrafiłam jednak inaczej. Nie potrafiłam się od niego odsunąć,
zaprezentować tej pozornie nieco bezmyślnej, ale tak naprawdę mocno przemyślanej
filozofii życiowej Amandy Adams. Musiałam całkiem zwariować.
I to była jego wina.
– Och, nie gadaj tyle – mruknęłam, odsuwając go
na chwilę, by ściągnąć mu przez głowę koszulę. Zaraz potem pochylił się, by
ponownie mnie pocałować, głęboko, mocno, zachłannie, jak nie pamiętałam, by
całował mnie ktokolwiek.
Pospiesznie zrzucaliśmy z siebie ubrania,
pospiesznie próbowałam ściągnąć z nóg buty, aż w końcu Marcus chwycił mnie za
kostki i sam zdjął je jednym mocnym szarpnięciem. Zawisł nade mną, przypatrując
mi się zachłannie, z błyskiem w oczach, od którego robiły się jeszcze bardziej
niepokojące, z rozczochranymi włosami i determinacją na twarzy, która mówiła
wszystko o jego zamiarach. Przestraszyłam się, ale równocześnie nie potrafiłam
go sobie odmówić. Chyba po raz pierwszy od odzyskania przytomności w szpitalu
całkowicie rzuciłam rozsądek w kąt.
Marcus szarpnął za zapięcie moich dżinsów, tak
mocno, że aż przesunął mnie po łóżku o kilka cali w swoją stronę. Po jego
ruchach widać było niecierpliwość, gdy pozbył się wreszcie moich spodni i
bielizny, po czym rozszerzył mi nogi jeszcze bardziej i uklęknął między nimi,
by pocałować mnie w to najintymniejsze miejsce. Gdy poczułam tam jego gorący,
wilgotny język, z moich ust wydostał się niekontrolowany jęk.
Cholera jasna. Wystarczył jeden jego dotyk,
żebym nie tylko była całkowicie gotowa na przyjęcie go, ale wręcz bardzo bliska
orgazmu. Musiał mieć niesamowitą wprawę…
– Jednak nie zapomniałem, co cię najbardziej
kręci – mruknął z ustami nad moim brzuchem. Owionął go jego ciepły oddech, po
czym język Marcusa zanurzył się w moim pępku.
Jego ręce były wszędzie. Pieściły moje nagie
piersi, brzuch, obejmowały pośladki i uda. Byłam zbyt oszołomiona, żeby
zastanowić się nad czymkolwiek, mogłam tylko automatycznie wyciągnąć ręce do
zapięcia jego spodni – bo nadal był w spodniach! – wtedy jednak jego dłonie
odepchnęły moje, więżąc je przy materacu nad moją głową. Jęknęłam z pretensją i
szarpnęłam się kontrolnie.
– Jeszcze nie – powiedział z paskudnym uśmiechem
na ustach, przygryzając lekko skórę na moim ramieniu. Kolano oparł na materacu
między moimi udami, po czym ponownie się nade mną pochylił. – Podoba mi się
wizja kompletnie bezbronnej wyszczekanej Mandy. Może poprosisz mnie o orgazm,
co, kochanie?
Zmrużyłam oczy.
– Nie robisz mi żadnej łaski – warknęłam. Jego
pełen napięcia uśmiech podpowiedział mi, czego naprawdę chciał w tamtej chwili
Marcus.
– Oczywiście, że nie – przyznał bez oporów. – W
końcu chcę cię zerżnąć tak samo, jak ty tego chcesz, prawda, Mandy?
Jedną ręką przytrzymał mi dłonie nad głową, a
drugą sięgnął do zapięcia spodni. Przyglądałam się temu z rosnącym
zafascynowaniem, a półmrok panujący w sypialni tylko mnie ośmielał. Kiedy
przechylił się nade mną, by sięgnąć do stolika obok łóżka i wyciągnąć z szuflady
prezerwatywę, drżałam już z oczekiwania. Nie, nie obawiałam się, nie miałam
wyrzutów sumienia, nie chciałam się wycofać. Nie mogłam się go doczekać.
To trwało dosłownie chwilę, zanim założył
prezerwatywę. Ciemne oczy przyglądały mi się tak uważnie, jakby chciały
rozproszyć panującą wokół nas ciemność, a równocześnie jakby Marcus nadal nie
mógł uwierzyć, że z nim byłam. I jakby spodziewał się, że w każdej chwili
mogłam zniknąć.
Chociaż pewnie tylko mi się wydawało. W końcu
ten bezlitosny facet nigdy nie okazał mi żadnych cieplejszych uczuć – a
przynajmniej nic takiego nie pamiętałam.
– Gotowa? – mruknął mi do ucha, chwytając mnie
za biodra, aż odruchowo objęłam go udami. Kiwnęłam głową, bo obawiałam się, że
głos mógłby odmówić mi posłuszeństwa. – To dobrze, bo przed nami ostra jazda,
słonko.
Otworzyłam usta, choć nie bardzo wiedziałam, co
miałabym odpowiedzieć, ale w tej samej chwili zamknął mi je pocałunkiem,
równocześnie wchodząc we mnie jednym, ostrym pchnięciem, głęboko, aż
westchnęłam mu prosto w usta i odruchowo się na nim zacisnęłam. Wydał z siebie
dziwny pomruk, przygryzając moją wargę, po czym zaczął się poruszać, coraz
szybciej i coraz gwałtowniej, pociągając mnie za sobą i wymuszając na mnie ten
sam rytm, ściągając mnie za sobą w ten szalony świat mokrej, intensywnej
przyjemności, z każdym pchnięciem udowadniając mi coraz dobitniej, jaką
musiałam być idiotką, myśląc, że Josh mógłby dać mi to samo.
Palce Marcusa zaciskały się na moich biodrach,
twarz schował w zagłębieniu mojej szyi i właśnie gryzł mnie w skórę, zupełnie
nie przejmując się, że zostawi mi ślad. Chciałam go odsunąć, ale nie miałam na
to siły, za bardzo byłam zajęta tym, co wyprawiał z moim ciałem, za bardzo
byłam zajęta podążaniem ku ugaszeniu tego żaru, który we mnie rozpalał. Bałam
się, że jeśli za chwilę tam nie dojdę, to w końcu się spalę.
On mnie spali.
Zaledwie kilka minut później Marcus dał mi
orgazm, którego – byłam tego absolutnie pewna – miałam nigdy w życiu nie
zapomnieć. Po raz pierwszy straciłam nad sobą kontrolę, całkowicie,
nieodwołanie, przestałam myśleć o czymkolwiek, zapomniałam o wszystkich
zahamowaniach i po prostu oddałam się tej obezwładniającej przyjemności.
Oddałam się jemu.
Zakryłam twarz dłonią, próbując przyjść do
siebie, chociaż czułam na sobie jego czujny wzrok. Nadal na mnie leżał,
opierając się na łokciach i kolanach, żeby mnie nie przygnieść, po prostu
przyglądał mi się w milczeniu, jakby nie wiedząc, czego oczekiwać. Całe moje
ciało drżało i potrzebowałam chwili, żeby się uspokoić, a on wcale mi w tym nie
pomagał. No, ale czego innego mogłabym się w końcu spodziewać.
– Możesz zejść? Chciałabym wstać – oświadczyłam,
gdy byłam już pewna, że głos mnie nie zawiedzie.
Posłusznie podniósł się ostrożnie, po czym podał
mi rękę, chcąc pomóc i mnie się podnieść. Przyjęłam pomoc, bo nadal czułam się
tak, jakbym miała nogi z waty. Rozejrzałam się za swoimi spodniami.
– Kąpiel? – zaproponował lekko, nieco ochrypłym
głosem. – A może się czegoś napijesz?
Też mu się zebrało, żeby to proponować,
pomyślałam z nagłym rozbawieniem. Po tym, jak spędziłam w jego mieszkaniu tyle
czasu!
– Nie, dzięki – odparłam możliwie spokojnie. –
Chcę już wracać do domu.
Nie odezwał się, a ja nawet na niego nie
spojrzałam, podnosząc za to moje spodnie razem z bielizną i wciągając je na
siebie. Już po chwili wkładałam w nie podkoszulek i poprawiałam włosy, które,
byłam tego pewna, zostały okropnie zmierzwione. Nic dziwnego, w końcu nie co
dzień tarzałam się z jakimś facetem po łóżku.
W zasadzie nigdy tego nie robiłam. Jakie to było
dziwne, że moje pierwsze po wypadku doświadczenie związane z seksem zafundował
mi właśnie Marcus. Ale to było świetne doświadczenie, tego jednego nie mogłam
mu odmówić.
– Jedziesz do Josha? – zapytał obojętnie,
zakładając ramiona na piersi. Stał przy mnie kompletnie nagi, zupełnie się tym
nie przejmując, a przecież nawet mimo panującego w pomieszczeniu półmroku
mogłabym go sobie dość dokładnie obejrzeć, gdybym tylko chciała. Wolałam jednak
odwracać wzrok, bo jeszcze przyszłoby mi do głowy coś tak głupiego jak na przykład
powtórzenie tego. – Mogę cię odwieźć.
– Jadę na Brooklyn – sprostowałam. Naprawdę
myślał, że byłam jedną z tych kobiet, które przeskakiwały facetom z łóżka do
łóżka? – I dzięki, ale wezmę taksówkę.
Czułam na sobie jego spojrzenie, gdy zbierałam
resztę swoich rzeczy i kierowałam się do wyjścia z sypialni. Nie odezwał się
jednak więcej, dlatego z ulgą opuściłam pomieszczenie i poszłam w stronę
wyjścia.
Właśnie wtedy dogonił mnie, chwycił za łokieć i
do siebie odwrócił. Nie protestowałam, bo właściwie się tego po nim
spodziewałam.
– I to wszystko? – zapytał ze złością w głosie.
Obrzuciłam go zdziwionym spojrzeniem.
– A czego się spodziewałeś, wyznań miłości po
grób?
Szarpnął mną, jakbym była szmacianą lalką,
odsuwając mnie od drzwi i kierując znowu w stronę przeszklonej ściany, za którą
rozpościerał się widok na rozświetlony mnóstwem neonów Nowy Jork nocą. Nie
miałam jednak czasu na ponowne oglądanie widoków, skupiłam się na wkurzonym
Marcusie.
– Czego ty właściwie ode mnie chcesz, Mandy? –
warknął. Wzruszyłam ramionami.
– Niczego od ciebie nie chcę. To ty się na mnie
rzuciłeś, pamiętasz?
– Jasne, a ty bardzo protestowałaś – odparł
ironicznie. Prychnęłam z lekceważeniem. – Do diabła, Mandy, wiesz, że nie
chodzi tylko o seks.
– Oczywiście, domyśliłam się natychmiast po
twoich słowach, że chcesz mnie zerżnąć. – Po co właściwie dałam się wciągnąć w
tę dyskusję? Wiedziałam już, czego chciałam, pozwoliłam sobie na chwilę
zapomnienia, dobrze, ale na tym powinien być koniec. Stanowczo nie powinnam
stać w salonie naprzeciwko tego faceta – nadal nagiego faceta – i przerzucać się z nim słowami, które do niczego
nie prowadziły. – O cokolwiek mogłoby chodzić, nie obchodzi mnie to.
– Ach tak? Bo masz już swojego idealnego Josha?
– Był coraz bardziej wściekły, widziałam to bardzo dokładnie. W zasadzie to
zaczęło się nawet robić ciekawie. Interesowało mnie, jak daleko byłby w stanie
się posunąć, będąc pod tak silnym działaniem emocji. Może jednak byłby w stanie
zabić Dylan? – Teraz wrócisz do niego, jak gdyby nigdy nic? Jakby nic się nie
stało, jakbym właśnie nie dał ci najlepszego orgazmu w życiu?!
– Pochlebiasz sobie – zaprotestowałam sucho. –
To był mój pierwszy orgazm po amnezji, tylko pod tym względem może być
wyjątkowy.
– Och, w takim razie przekonasz się jeszcze, jak
bardzo się mylisz – prychnął, uśmiechając się paskudnie, złośliwie. – Ale
cieszę się, że mogłem ci dać takie dobre wspomnienie. Mandy, przestań się
oszukiwać. Dobrze wiesz, że tu chodzi o coś więcej.
O rany, jeśli on zamierza za chwilę zacząć pleść
o porozumieniu dusz i połączeniu między nami, to obiecuję, że zwymiotuję mu na
nogi, pomyślałam z irytacją. Coś z tego musiało się odbić na mojej twarzy, bo
Marcus postąpił krok w moją stronę, na co odruchowo z kolei cofnęłam się o
krok. Niestety, jeszcze jeden i znalazłam się pod chłodną, przeszkloną ścianą,
o którą oparłam dłonie. Marcus patrzył na mnie ponuro z góry, nie próbował
jednak mnie dotykać.
– Nie zamierzam z ciebie rezygnować –
oświadczył, kiedy nie doczekał się odpowiedzi. – Jeszcze nie. Myślę, że będzie uczciwiej,
jeśli będziesz o tym wiedzieć, bo i tak bez swoich wspomnień jesteś jak biedna
sarenka do odstrzelenia.
Och, z tym już naprawdę przesadził! Zamachnęłam
się na niego, ale chyba się tego spodziewał, bo natychmiast zablokował mój
cios, więżąc moje ramię między swoimi. Pociągnął mnie do przodu, aż na niego
wpadłam, po czym odwrócił mnie do siebie tyłem i do siebie przycisnął, dłoń
kładąc mi nisko na brzuchu. Sensacja żołądkowa, którą w tamtym momencie
poczułam, gdy pupą oparłam się o jego – znowu twardą! – męskość, sprawiła, że
straciłam szacunek dla samej siebie. Co ze mną, do diabła, było nie tak?!
Dłońmi oparłam się o przeszkloną ścianę, nie
mając śmiałości odwrócić głowy i wpatrując się uparcie w jeden punkt –
dokładniej w pewien rozświetlony, przeszklony wieżowiec gdzieś na zachód od
apartamentowca Marcusa.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem – oświadczył,
gdy dłoń, którą trzymał mi na brzuchu, zjechała niżej i zajęła się zapięciem
moich dżinsów. Szarpnęłam się, ale uzyskałam tylko tyle, że jeszcze mocniej
przycisnął mnie do chłodnego szkła. Oparłam o nie policzek, mając płonną
nadzieję, że to trochę złagodzi wypieki na mojej twarzy. – Powinnaś wiedzieć
dokładnie, z czego rezygnujesz, wybierając Josha.
Miałam dziwne wrażenie, że Marcus nie był w
tamtej chwili najlepszym przyjacielem. Na pewno nie wtedy, gdy ściągał ze mnie
spodnie, by zanurzyć we mnie palce, najpierw jeden, powoli, ostrożnie, a potem
dokładając kolejne. Jego druga ręka chwyciła mnie w pasie, gdy zachwiałam się
pod wpływem pieszczoty. O mój Boże, co ten facet ze mną wyprawiał.
– Pochyl się. – Nie próbowałam już z nim
walczyć, po prostu zrobiłam to, na policzku wciąż czując jego gorący oddech. W
następnej chwili Marcus wszedł we mnie od tyłu, przytulając się do mnie, a ja w
paroksyzmie przeszywającej mnie rozkoszy pomyślałam, że już za późno.
On już mnie spalił.
Nie miałam pojęcia, jakim cudem utrzymałam się
na nogach. Chyba tylko lata treningu i dobra kondycja nie pozwoliły mi osunąć
się po wszystkim po tej ścianie na podłogę; chyba tylko mocna psychika kazała
mi się nie rozkleić, chociaż miałam na to wielką ochotę. Chyba tylko ze względu
na to udało mi się po prostu podciągnąć spodnie, zapiąć je i odwrócić się do
Marcusa z obojętnym wyrazem twarzy. W jego oczach zobaczyłam frustrację.
– Kurwa – wymsknęło mu się znowu. Zmarszczyłam
brwi. – Nienawidzę cię, Mandy. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię nienawidzę za
to, że namieszałaś mi w głowie.
Rzuciłam mu nieżyczliwe spojrzenie.
– I vice versa – mruknęłam. – Myślę, że wobec
tego prościej będzie, jeśli po prostu zapomnimy o tym, co się tu stało.
Zaśmiał się gniewnie, bez cienia wesołości.
– Chciałabyś – warknął. – Nadal jesteś z Joshem,
prawda? A ja nadal mam z tym problem. Póki ten stan nie ulegnie zmianie, nie
zamierzam dać ci spokoju, jasne?
O rany, jak ten facet mnie irytował. Nawet Ryan
mnie tak nie irytował, chociaż ewidentnie mijał się z prawdą. A Marcus? Marcus
był twardym skurwysynem. Nie potrafiłam określić go innym słowem; taka po
prostu była prawda. A z kimś takim trudno było wygrać. I obawiałam się, że moja
wyraźnie widoczna do niego słabość wcale mi w tym nie pomoże.
– Ale o co właściwie dokładnie ci chodzi, co,
Marcus? – mruknęłam, po raz kolejny zbierając swoje rzeczy. Tym razem
domyśliłam się, że nie zamierzał mnie zatrzymywać; z sofy zabrał jakieś
poniewierające się na niej dresy i wciągnął je na tyłek, na całe szczęście, bo
strasznie mnie rozpraszał tą swoją nagością. I tym, jak dobrze się z nią czuł.
– Zamierzasz odciągnąć mnie od Josha czy raczej przywiązać do siebie?
Brązowe oczy Marcusa przyjrzały mi się z
zastanowieniem; leniwy wyraz jego twarzy świadczył dobitnie o dopiero co
przeżytych dwóch orgazmach. Wręcz nie mogłam na niego przez to patrzeć.
– Jeszcze nie wiem – przyznał po chwili
milczenia. – Zazwyczaj bywasz irytująca i wtedy mam nadzieję tylko na to
pierwsze, ale z drugiej strony, w łóżku się nie odzywasz i jesteś wtedy całkiem
do zniesienia. Gdybyś poćwiczyła to także w innych sytuacjach…
Wywróciłam oczami i odwróciłam się na pięcie,
zmierzając do wyjścia. Nie zamierzałam dłużej prowadzić tej pustej rozmowy,
która do absolutnie niczego nie prowadziła. Marcus i tak zmarnował
wystarczająco dużo mojego czasu.
– Zadzwoń! – krzyknął za mną złośliwie, gdy już
otwierałam drzwi wyjściowe. Nie udało mi się powstrzymać; wyciągnęłam środkowy
palec i mu go pokazałam, przez co jeszcze za drzwiami gonił mnie jego szatański
chichot. Marcus najwyraźniej dobrze się z tym wszystkim bawił.
Szkoda, że ja byłam głównie rozdrażniona.
Kiedy już znalazłam taksówkę i kazałam się wieźć
na Brooklyn, rozsiadłam się wygodnie na tylnym siedzeniu samochodu i pozwoliłam
na spokojne zastanowienie się nad sytuacją. Ponieważ Marcusa nie było już w
pobliżu, przyszło mi to dużo łatwiej.
Zrobiłam straszną głupotę, to jedno nie ulegało
wątpliwościom. Pójście z nim do łóżka było ostatnią rzeczą, na jaką powinnam
sobie była pozwolić. Chciałam przecież być blisko Josha, żeby rozwiązać zagadkę
morderstwa Dylan, a co dobrego mogło wyniknąć z sypiania z facetem, który nie był moim narzeczonym? W dodatku Josh przecież
naprawdę coś do mnie czuł. Podkoloryzowanie moich uczuć do niego to jedno, ale
zdradzanie go? To już całkiem inna bajka…
Z drugiej strony, on przecież też mnie zdradził,
przypomniałam sobie. Ostatecznie gdyby Marcus się wygadał, mogłabym to
podciągnąć pod chęć zemszczenia się na nim, odegrania się za to, jak bardzo
mnie zranił.
Westchnęłam, dłonią dotykając czoła. I jeszcze
do tego zaczynała mnie boleć głowa. Cudownie.
Tak czy inaczej, strasznie tym sobie
skomplikowałam moje relacje nie tylko z Joshem, ale też z jego otoczeniem. Może
i początek mojej rozmowy z Marcusem był
dokładnie taki, jaki być powinien, ale ta dalsza część – po tym jego
pierdzielonym pocałunku – zupełnie wymknęła mi się z rąk i potoczyła według
własnego scenariusza. Nie byłam już wtedy Amandą Adams, do której wizerunku tak
bardzo chciałam przekonać Marcusa. Byłam z powrotem tą kobietą, z którą umawiał się,
zanim jeszcze poznałam Josha, tą kobietą zupełnie nieprzypominającą
nieporadnej, niewinnej Amandy Adams, instruktorki fitness. Nawet jeśli
momentami pod wpływem jego pieszczot traciłam głowę, nadal byłam tą
wyszczekaną, pewną siebie kobietą, którą poznał w barze jako Mandy i która tak
mu potem nie pasowała do mojego późniejszego wizerunku. Odkryłam przed Marcusem
za dużo, i nie widziałam dla tego innego usprawiedliwienia jak tylko fakt, że rzeczywiście
coś do niego czułam.
Do diabła. Jakby ta sprawa nie była już wystarczająco
pogmatwana.
Wszystko byłoby prostsze, gdybym odzyskała
pamięć, pomyślałam z nagłą frustracją i rozżaleniem. Przestałabym po omacku
poruszać się po własnym życiu, przypomniałabym sobie, kim właściwie była Amanda
Griffin i czy rzeczywiście była tą bezwzględną, beznamiętną suką, która po
zdradzie swojego narzeczonego z jego najlepszym przyjacielem myślała jedynie o
tym, jak to może zaważyć na jej planie. Nie chciałam być tą kobietą. Nie chciałam
być tą kobietą, która traktowała wszystkich wokół instrumentalnie i nie przejmowała
się, że mogła ich zranić. Cały czas nią byłam, cały czas ze mnie wychodziła, a
ja wcale nie chciałam taka być.
Droga na Brooklyn była długa, nawet o tej
godzinie, kiedy nie groziły nam korki, więc zdążyłam dojść do aż zbyt wielu
wniosków. Co mogłam zrobić, żeby jakoś uporządkować swoje życie? Co mogłam
zrobić, żeby przestać się tak czuć, jak zły człowiek, który wykorzystywał
wszystkich dookoła? Przespanie się z Marcusem było tylko kroplą, która
przepełniła czarę goryczy. Od początku było we mnie wiele rzeczy, które mi się we
mnie nie podobały. Ale jak miałam z nimi walczyć, skoro nie znałam sama siebie?
Z tej sytuacji widziałam tylko jedno wyjście. Musiałam
odzyskać pamięć. A ponieważ nie zależało to ode mnie, musiałam zrobić wszystko,
co tylko się dało, dostarczyć sobie możliwie wiele bodźców, które by tę pamięć
mogły stymulować. A co mogło mi dostarczyć takich bodźców?
Odpowiedź była tylko jedna.
Pasadena.
Musiałam wrócić do Pasadeny.
Pamiętałam oczywiście wszystkie te powody, dla
których nie zdecydowałam się na to od razu, gdy Ryan opowiedział mi o mojej rodzinie;
nadal wydawały mi się ważne i nadal nie zamierzałam rezygnować z życia w Nowym
Jorku, z poznania prawdy na temat Dylan. To kiedyś było dla mnie bardzo ważne,
musiało więc być nadal. Może jednak popełniłam po drodze błąd. Może powinnam
była pojechać do Pasadeny, spotkać się z rodziną i przynajmniej spróbować
odzyskać pamięć, zanim zabrałam się za grzebanie w życiu Amandy Adams. Za grzebanie
po omacku, dodajmy.
Ale przecież po przyjeździe do Nowego Jorku też
musiałam sobie radzić w ten właśnie sposób – całkowicie po omacku. Na pewno nie
wiedziałam tego wszystkiego, co wiedziałam tuż przed wypadkiem, od razu. Jasne,
lepiej znałam siebie, ale poza tym – jakoś się tego wszystkiego dowiedziałam. Więc
jak?!
Gdy byłam już blisko domu, w końcu podjęłam
decyzję. Wyjęłam komórkę i wybrałam dobrze mi już znany numer Ryana. Chciałam powiedzieć
mu o wszystkim, o tym, jaką decyzję podjęłam, choćby był to nieodpowiedni temat
na rozmowę przez telefon; musiałam jednak komuś o tym powiedzieć. Ale to było
jeszcze wtedy, gdy zakładałam, że Ryan odbierze telefon. Tymczasem po kilku
sygnałach odezwała się poczta głosowa.
Zawahałam się, po czym powiedziałam tylko:
– Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz miał chwilę,
dobrze? Chciałam o czymś porozmawiać, mam jedną… sprawę.
Wyszło kulawo, ale trudno. Z każdą milą, która
oddalała mnie od apartamentowca Marcusa, czułam coraz większe wyrzuty sumienia.
Najwyraźniej byłam nie tylko idiotką, ale w dodatku także zdradliwą zdzirą. Dlaczego
właściwie Marcus? Dlaczego musiałam pójść do łóżka właśnie z tym aroganckim
bucem, który myślał tylko o tym, jak tu uwolnić Josha od mojego towarzystwa? Może
w ogóle dlatego zaciągnął mnie do łóżka?
Nie, w to ostatnie akurat nie wierzyłam. Za
bardzo było po nim wszystko widać.
Ryan. Wobec niego też czułam wyrzuty sumienia,
choć może nie do końca miałam racjonalne powody. Wyjazd do Pasadeny był jedynym
sensownym wyjściem. Jedynym wyjściem, by choć na chwilę odciąć się od Josha i Marcusa,
dać szansę Ryanowi i jego opowieści o mojej rodzinie, dać sobie szansę na
moment normalnego życia, bez kłamstw, tajemnic i braku zaufania. Powinnam była
zrobić to od początku. W końcu tu nie chodziło tylko o Dylan.
Chodziło o moje życie. Chodziło o mnie.
Kiedy wreszcie dojechałam pod moje mieszkanie na
Brooklynie, był sam środek nocy. Zapłaciłam taksówkarzowi i powlokłam się powoli
do środka, zastanawiając się, jak to wszystko urządzić. Jak uciec od tego życia
choć na chwilę tak, by ci najbardziej zainteresowani niczego się nie domyślili.
Jaką wymówkę mogłabym podać dla mojej kilkudniowej nieobecności?
Weszłam po schodach na górę i zamarłam ze stopą
na ostatnim stopniu, widząc osobę stojącą pod moimi drzwiami.
Chyba czekała tam długo, mimo nienormalnie
późnej godziny. Widziałam to po sposobie, w jaki opierała się o ścianę,
znudzona. Postać miała na sobie płaszcz przeciwdeszczowy, a chociaż w tamtej
chwili nie miała na głowie kaptura, poznałam ją od razu. To była ta sama osoba,
którą nie tak dawno goniłam po supermarkecie naprzeciwko mojego mieszkania.
A potem spojrzałam jej w twarz i miałam
wrażenie, że serce na moment przestało mi bić. Widziałam już tę ładną twarz o
delikatnych rysach, te inteligentne, niebieskie oczy, ciemne włosy i
wykrzywione w niepewnym uśmiechu usta. Widziałam już tę dosyć wysoką, szczupłą
kobietę, która z wyglądu tak bardzo przypominała mnie.
Widziałam ją na zdjęciu. Na tym samym zdjęciu,
które przysłał mi Ryan, gdy jeszcze nie chciałam go słuchać, na tym zdjęciu z
podpisem Wigilia u Griffinów.
I już wiedziałam,
kim była, chociaż nie mieściło mi się to w głowie. Kobieta wpatrzyła się we
mnie z napięciem, aż w końcu, pokonując odrętwienie języka, zapytałam
niepewnie:
– Mama?
Końcówką zabiłaś! Nie spodziewałam się, że mama Amandy wpadnie do jej mieszkania. Mam nadzieję, że na kolejny rozdział będziemy krócej czekać, co? :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że opis seksu z Marcusem wyszedł bardzo dobrze. Niewiele osób potrafi opisać stosunek, nie używając słów np. "to".
Jestem ciekawa uczuć Marcusa do Mandy. Irytuje go, to fakt, ale równocześnie go podnieca - w końcu dwa razy ;).
No i co teraz zrobi Amanda? Ma Josha, ma Marcusa, no i Ryan. Sporo tych facetów wokół niej, chociaż teraz najbardziej mnie interesuje relacja Josh-Amanda-Marcus.
Czekam na więcej,
buziaki,
operacja-zycie.blogspot.com
Haha, też mam taką nadzieję;) w sumie najwięcej czasu trwało samo zabranie się za pisanie, więc może nie będzie tak źle. I tak jest mi bardzo miło, że w ogóle chciało Wam się tu wracać;]
UsuńTo się cieszę, że tak uważasz, bo zawsze miałam wątpliwości co do tych scen. Zwłaszcza że ta tutaj nie wyszła chyba zbyt romantycznie;)
Kiedyś tam pewnie wszystko się okaże, także motywy Marcusa. A że podnieca, to nie ulega wątpliwościom^^
No wiem, chyba nawet trochę za dużo, ale jakoś tak... wyjątkowo mi tu pasowali. Zazwyczaj moje bohaterki nie dostają aż tylu facetów, ale tutaj akurat te relacje rzeczywiście bardziej Mandy skomplikują życie, niż je ułatwią;)
Całuję!
Ja Ci chyba kiedyś na gg wspominałam, że Utracony cel bardzo mi się podoba i wracać będę na bank! :D
UsuńNie wyszła zbyt romantycznie, zgadzam się. I właśnie to było podniecające w tym wszystkim, że tak powiem. Nie lubię słodkiego uniesień, no ale już nie będę obnażać się, haha.
Rozumiem. W sumie u Mandy nawet jakoś to nie przeszkadza bardzo, że ma ich aż tylu. W końcu w życiu też bywają kobiety, które nie wiedzą kogo wybrać, bo mają kilku adoratorów.
Awww, nie mogę się doczekać momentu, gdy Josh dowie się o Marcusie :X
Pisze z komorki, wybacz brak polskich znakow. Swietnie wyszla Ci scena erotyczna. Mozna powiedziec, zes mistrzyni :D. Prawde mowiac myslalam, ze skupisz sie na relacjach Amanda-Ryan-Josh. Zaskoczylas mnie tym Marcusem. Na poczatku nie planowalas rozwijac jego watku, prawda? Ciekawa jestem jak to dalej sie rozwinie. Czekam na wiecej :) oby jak najszybciej. A tak w ogole to mnie zainspirowalas :) pozdrawiam;*
OdpowiedzUsuńDzięki, cieszę się, że tak uważasz, bo jak już wspominałam, zawsze mam co do nich pewne wątpliwości. Jeżeli Josh, to raczej Josh-Amanda-Marcus, ale Ryana też na pewno nie zepchnę na dalszy plan;) w zasadzie jeżeli chodzi o Marcusa, to od początku planowałam, że on tutaj namiesza i to porządnie, ale fakt, rzeczywiście z początku nie miał być nikim dla Mandy w sensie powiedzmy że romantycznym. Ale wydaje mi się, że mimo to nie wyszło źle;]
UsuńTo się cieszę:) całuję!
Mnie one zawsze średnio wychodzą. Ostatnio czytelniczka napisała mi, że powinnam pisać bardziej romantyczne sceny.
UsuńWyszło fajnie, naprawdę ;)
A tak w ogóle to Amanda przypomina mi bohaterki opowiadań, które pisałam na początku. Jest manipulantką, zrobi wszystko aby osiągnąć cel. Nie zdziwiłabym się, gdyby wskoczyła Ryanowi do łóżka.
:*
No i Amanda nie jest Saszą, może sypiać ze wszystkimi.
UsuńOch, no dotarłam i tutaj po maratonie notek ;) Napiszę trochę przekornie: nie pamiętam, czy brałam pod uwagę, że "kobietą w płaszczu" może być matka Mandy, bo... było to bardzo dawno temu xD Dobra, uszczypliwości koniec, zaskoczyłaś i cóż mogę chcieć więcej? :) Cieszę się bardzo, że rozdział się pojawił. Jeśli nie piszesz czegoś nowego, to dobrze, że zajęłaś się Utraconym, brakowałoby mi Twoich rozdziałów, a poza tym cały czas podtrzymuję swoje zdanie, że włożyłaś w tego bloga bardzo dużo i szkoda byłoby to zmarnować ;)
OdpowiedzUsuńI rozumiem, co miałaś na myśli pisząc u mnie o "takich charakterach" jeśli chodzi o facetów :D Jakie byłoby to oczywiste, gdyby Mandy przespała się z Joshem albo Ryanem, prawda? Jeśli chodzi o mieszanie, to ten pomysł z Marcusem jak najbardziej trafiony. Sama scena wyszła Ci naprawdę fajnie, było nieco pikantniej, ale to dodało smaku, nie przegięłaś w żadną stronę, więc nic tylko się cieszyć. I dobrze ;)
Nawet mnie rozkminy Mandy za bardzo nie denerwowały, bo też były inne od tych, z którymi miałyśmy do czynienia na początku. Wcześniej Mandy użalała się nad sobą, a teraz kombinuje jak wypić to piwo, które sama naważyła. I chyba już to kiedyś pisałam, ale jakoś mi jej nie jest żal, serio xD Także jeśli utrudnisz jej życie jeszcze bardziej, to tylko będę się cieszyć :D
Pozdrawiam! ;*
Przez Ciebie zrobię się nimfomanką. Więcej seksu! :)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie to rozdział wyszedł Ci całkiem sensownie i nie wiem, czemu narzekasz. Jedyną kto powinien to robić to Mandy, bo chyba trochę się pogubiła. No i jej nie rozumiem, całkiem nie pojmuje jej zachowania. Niby narzeka wielce na Marcusa ( omom, uwielbiam to imię ) i w ogóle, przyszła się do niego kłócić, a potem i tak walnęli się w pościele i zaczęli po niej tarzać. Gdyby nie chciała tego, to nie zrobiłaby i już. Teraz może się zżymać na swą uległość, czy coś. W końcu Marcus jej nie zgwałcił i na pewno, gdyby powiedziała "nie" to chyba by zrozumiał? Może jest nieco łajdakiem, ale bez przesady, ostatecznie również jest cywilizowanym człowiekiem. Scena seksu jest absolutnie fantastyczna! Mam nadzieję, że więcej takich będzie :)
Zastanawia mnie, czym zaowocuje spotkanie matki z córką. I po co przyjechała. Znaczy, do chorej córki, to jasne, ale mam wrażenie, że za tym kryje się coś jeszcze.
Na razie napiszę tylko tyle, bo jestem gdzieś więcej niż w połowie i nie wszystko jest dla mnie jasne. Chciałam się tylko odezwać, żebyś wiedziała, że czytam :)
Pozdrawiam <3
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://moje-drugie-serce.blogspot.com/
Wow :) Świetny blog! Zakochałam się w twoim stylu pisania ;) Te wszystkie tajemnice, intrygi ... to zdecydowanie moje klimaty. Masz oryginalny pomysł (przynajmniej do tej pory nie spotkałam się z czymś podobnym) za co masz u mnie dużego plusa. Błędów prawie nie popełniasz. Wygląd śliczny. Co tu więcej powiedzieć ... na pewno miło spędziłam czas przy twoim opowiadanu. Mam nadzieję że niedługo pojawi się następny rozdział, na który czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Bardzo podoba mi się twój styl pisania. Życzę weny! Zaczytałam się...
OdpowiedzUsuńElle, wrócisz tu jeszcze?
OdpowiedzUsuń