Następne kilka dni spędziłam w szpitalu, dzięki
czemu pomalowana na niebiesko sala stała się w pewnym sensie moim azylem. Na
zewnątrz był zły, obcy świat, którego nie znałam i nie rozumiałam, ale tutaj, w
szpitalnej sali, czułam się bezpiecznie. Po prostu dlatego, że już ją znałam.
W dwa dni po moim pierwszym przebudzeniu
odwiedzili mnie pierwsi poza Joshem goście. Początkowo nie czułam się z tym
dobrze. Przez te dwa dni Josh zdążył mi opowiedzieć co nieco o sobie i naszym
życiu, i o mnie, więc w porównaniu z całą resztą świata stał mi się prawie
bliski. Ale inni? Bałam się ich. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. A jeśli
okaże się, że byłam złym człowiekiem? A jeśli już nigdy nie odzyskam wspomnień?
Potem jednak odwiedzili mnie Zach i Alex, co na
jakiś czas pomogło mi w rozproszeniu wątpliwości.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam „Zach i Alex”,
spodziewałam się jakiejś młodej pary, względnie małżeństwa, zajmującego mieszkanie
naprzeciwko mojego (gdziekolwiek by to nie było). Jakież więc było moje
zdziwienie, gdy któregoś popołudnia Josh wprowadził do mojej sali dwóch
młodych, uśmiechniętych facetów! Po krótkiej prezentacji okazało się, że niższy
z nich, blondyn w okularach–kujonkach, to Zach, a wyższy i przystojniejszy,
ubrany w różową koszulę, to Alex. Na mój widok rozpromienili się jeszcze
bardziej.
– Księżniczko, jak to dobrze, że nic ci się nie
stało! – wykrzyknął Zach, przysiadając na brzegu mojego łóżka. Trochę mnie oszołomiła
ta księżniczka, więc zamrugałam oczami. Oni naprawdę tak się do mnie zwracali,
czy to był tylko sposób na pogrywanie z dziewczyną z amnezją? – Kiedy Josh
przyjechał po twoje rzeczy, bardzo nam ulżyło, bo nie pojawiałaś się w
mieszkaniu od kilku dni! Prawda, Alex?
Alex stanowczo kiwnął głową, po czym przysiadł
na łóżku z drugiej strony. Przyglądałam się im na zmianę z dezorientacją, po
czym podchwyciłam lekki uśmieszek Josha, który stał w pewnej odległości z
założonymi na piersi rękami i najwyraźniej dobrze się bawił. Oczywiście, bo
przecież moja amnezja była doskonałym materiałem do żartów, nie?
– Wydało nam się to bardzo dziwne – przytaknął
następnie Alex, poprawiając swoje rozczochrane, ciemne włosy. – Przecież zawsze
wracałaś rano do domu, nawet jeśli nocowałaś u Josha. A tym razem nie przyszłaś
rano na kawę…
– Nie wpadłaś ukraść nam gazety – wtrącił Zach
uprzejmie. Alex zdecydowanie kiwał głową.
– Nie przyniosłaś obiadu z tej twojej ulubionej
tajskiej restauracji – dodał. O, lubiłam tajską kuchnię? To było coś nowego. –
Nie zainteresowałaś się, jak minął nam dzień…
– Nie odebrałaś poczty – kontynuował Zach,
poprawiając swoje okulary. – Nie zalogowałaś się na Skype’a, żeby zapytać, czy
możesz do nas wpaść na film…
– …bo znowu nie zapłaciłaś za swoją kablówkę –
dokończył za niego Alex. Ciekawe, czy czytali sobie w myślach, czy raczej
wymyślili ten wspólny monolog przed przyjściem do szpitala? – I nie ciągnęłaś
nas rano na jogging. To było podejrzane.
– Baliśmy się, że coś ci się stało – wyjaśnił
Zach pragmatycznie, jakby nie powiedziały mi tego ich wcześniejsze wypowiedzi.
– Ale nie wiedzieliśmy, kogo o to spytać, aż w końcu do twojego mieszkania
wpadł Josh. Bardzo nam ulżyło, gdy się dowiedzieliśmy, że nic ci nie jest…
– Chłopcy – wtrącił w tamtym momencie Josh lekko
protekcjonalnym tonem, jakby mówił do dwóch dziesięciolatków – pamiętacie, co
wam mówiłem? Amnezja. Ona was nie pamięta.
Alex i Zach wymienili pełne konsternacji
spojrzenia. Gdyby nie powaga sytuacji, pewnie bym się zaśmiała, gdy to zauważyłam.
Ostatecznie ich niepewne miny były naprawdę zabawne. Ponieważ jednak to
chodziło o mnie i nie było powodem do żartów, zachowałam powagę. Jeśli chciałam
wrócić do swojego życia i jakoś odzyskać wspomnienia, powinnam przecież
współpracować.
– To prawda – potwierdziłam smętnie. – W ogóle
was nie pamiętam.
– Nic a nic? – bąknął zmartwiony Alex, rzucając
mi pełne troski spojrzenie. Pokręciłam przecząco głową. – Nie pamiętasz, jak
razem oglądaliśmy True Blood?
– Ani jak pomagałaś nam remontować salon? – dodał
Zach tym samym tonem. Kolejne zaprzeczenie z mojej strony. – Naprawdę?
Upierałaś się wtedy przy tym okropnym morelowym kolorze…
– Tak, dobrze, że jednak zdecydowaliśmy się na
lazurowy – przyznał Alex z lekkim uśmiechem. – Wyczucia stylu to ty nie masz,
księżniczko.
– No coś ty, chodzi tylko o farbę –
zaprotestował Zach, wierzchem dłoni lekko uderzając Alexa w ramię. – Bo na
przykład ciuchy Amandy są naprawdę niezłe.
– Ale to dlatego, że Amanda jest ulubionym
królikiem doświadczalnym Zoey – odparł Alex uparcie. Zach wywrócił teatralnie
oczami. Zoey… Czy ja już gdzieś nie słyszałam tego imienia? Nie mogłam sobie
przypomnieć, a jeszcze tylko mi tego brakowało, żeby pamięć z ostatnich dni też
zaczęła mi szwankować. W końcu zaskoczyłam. No tak, to było chyba jedno z tych
imion, które wymienił Josh jako bliskie mi osoby. – Zoey to twoja przyjaciółka,
pamiętasz, księżniczko? – dodał Alex w moją stronę, widząc moje pytające
spojrzenie. – Lubi projektować ci nowe kreacje. Powtarza, że dzięki twojej
urodzie wyglądają jeszcze lepiej.
– Tak właściwie to Zoey kończy studia prawnicze
i jest moją siostrą – wtrącił znowu Josh, przyglądający się całej tej scenie z
wyraźnym rozbawieniem. Zdążył usiąść w fotelu w rogu sali, a ja ze zdziwieniem
stwierdziłam, że nie zamierzał zostawić mnie samej z podobno moimi
przyjaciółmi. Pewnie to i dobrze, skoro byli mi całkowicie obcy, chciał mnie
tylko chronić. – To te fakty powinny ją przede wszystkim definiować.
– Powinny – powtórzył Alex, prychając. – Ale
niekoniecznie tak jest, Josh, wiesz o tym doskonale. A wracając do ciebie,
kochanie. Naprawdę nie pamiętasz, jak pielęgnowaliśmy cię, gdy się
przeziębiłaś? Zach ugotował ci wtedy pyszny bulion. – Wskazał głową na Zacha,
który z zapałem zaczął kiwać głową. Zrobiłam przepraszającą minę.
– Wybaczcie, ale naprawdę nic z tego nie
pamiętam. – Westchnęłam, spuszczając wzrok. – Lekarz powiedział, że amnezja w
końcu powinna ustąpić, ale póki co mam zupełnie pusto w głowie.
– Zupełnie? Nic nie pamiętasz, księżniczko? Och,
to musi być straszne – jęknął Zach. – Musisz się czuć okropnie! Pozbawiona
swojej przeszłości, wspomnień o bliskich, którzy już odeszli, całego twojego
życia! Nie przejmuj się, kochanie, ze wszystkim ci pomożemy. Dzięki nam
odzyskasz swoje wspomnienia!
– Przynajmniej na tyle, na ile cię znamy – dodał
Alex całkiem rozsądnie. Czułam się już zupełnie przytłoczona ich nieustającym
gadaniem. – Do całej reszty przydałaby ci się Scarlett. Prawda, Josh? To ona
zna naszą Amandę najlepiej.
Spojrzałam pytająco na mojego… narzeczonego, jakkolwiek
idiotycznie to brzmiało. Josh z rozbawieniem pokiwał głową.
– Tak, Scarlett wpadnie jutro rano, jeśli nie
masz nic przeciwko. – Miałam dziwne wrażenie, jakby ten człowiek już przejął
kontrolę nad moim życiem. Może i dobrze się stało, biorąc pod uwagę, że
wiedział o nim znacznie więcej ode mnie. I był moim narzeczonym. – Scarlett
jest twoją przyjaciółką, Amando. Pracujecie razem w fitness klubie.
W fitness klubie? Ciekawe, bo w mojej głowie
natychmiast pojawiła się wizja głupiej jak but dziewczyny, która potrafi się
tylko rozciągać i spalać kalorie. Zaraz, podobno ja taka byłam, więc chyba nie
powinnam oceniać innych, prawda?
No dobrze, dajmy szansę Scarlett. Na pewno nie
zadawałabym się z żadną pustogłową idiotką, bo wydawało mi się, że sama taka
nie byłam. Chyba.
A może jednak?
– To świetnie, Scarlett nie da ci zginąć. Ma
głowę na karku – ocenił Zach z zadowoleniem, co nieco podniosło moją opinię o
nieznanej mi wciąż Scarlett. Chociaż z drugiej strony, skoro mówił to Zach,
który twierdził, że kolor morelowy był okropny…
Ach, dosyć tego.
– Oczywiście ty też masz, Josh – wtrącił Alex
pospiesznie, rzucając mojemu narzeczonemu porozumiewawcze spojrzenie, którego
Josh w ogóle nie dostrzegł. – Ale wiesz, jak to jest. Babskie sprawy… Pewnie są
rzeczy, które Amanda powiedziała tylko swojej przyjaciółce…
– Amanda mówi mi o wszystkim – zaprotestował
Josh łagodnie, po czym uśmiechnął się do mnie czule. Alex i Zach zaczęli się
pospiesznie wycofywać, chociaż mnie ta wypowiedź wcale się nie spodobała. Jakoś
nie chciałam być kobietą bez żadnych tajemnic, otwartą księgą. To chyba byłoby
nudne? Czy faktycznie byłam nudna? – Ale obecność Scarlett na pewno jej się
przyda. Chociaż wątpię, by pobudziła jakieś wspomnienia, skoro mojej twarzy się
to nie udało.
– Jasne – zgodził się natychmiast Zach. –
Chociaż wiesz, Josh, Scarlett zna Amandę nieco dłużej.
Potem zaczęli się ze sobą wzajemnie zgadzać i
pokrzykiwać, co zaczęło podejrzanie przypominać jakieś kółeczko wzajemnej
adoracji, więc czym prędzej przestałam ich słuchać. Oczywiście rozmowa z nimi
dostarczała mi wielu nowych informacji, ale nie byłam pewna, czy istotnych.
Wobec tego postanowiłam dać chwilę odpocząć mojemu mózgowi. I tak został
dosłownie zalany informacjami w ciągu ostatnich godzin.
A to były dopiero pierwsze godziny i pierwsze
informacje na mój temat. Już się bałam, co będzie dalej. Na razie wyglądało na
to, że byłam normalną, zdrową dziewczyną, nawet ładną, choć mocno posiniaczoną,
ale może to było tylko dobre pierwsze wrażenie? Przecież później mogło wyjść ze
mnie właściwie wszystko, mogłam być nawet socjopatką…
Chyba za dużo o tym myślałam.
Zach i Alex posiedzieli u mnie jeszcze jakieś
pół godziny, po czym Josh ich wygonił, twierdząc, że powinnam odpoczywać. Dużo
odpoczywać, oczywiście. Troszczył się o mnie lepiej niż zatrudniona
pielęgniarska pomoc.
Chyba powinnam się cieszyć, że miałam takiego
narzeczonego, prawda? Gdyby tylko nie był całkiem obcym mi człowiekiem, byłoby
w ogóle świetnie.
Następnego dnia, kiedy tylko się obudziłam, mój
nos został zaatakowany przez zapach kwiatów. Wyglądało na to, że rankiem
dostarczono świeże. Ostrożnie otworzyłam oczy i zamrugałam, widząc kilka bardzo
okazałych bukietów, złożonych głównie z róż. Podniosłam się nieco na łóżku –
chociaż klatka piersiowa zaprotestowała bólem na tę zmianę pozycji – i zaczęłam
przeglądać opisy na karteczkach dołączonych do bukietów.
Szybkiego
powrotu do zdrowia życzy Zoey, głosiła pierwsza z nich. Nic nowego, słyszałam
już o Zoey. Przeniosłam swój wzrok na kolejny bukiet.
Wszystkiego
najlepszego! Marcus O. Kim był Marcus O.? Zapamiętać, zapytać o to Josha.
Wracaj do
nas szybko! Dziewczyny z Fitness Paradise,
pisało na kolejnej karteczce. To chyba musiało być miejsce, w którym
pracowałam, podobno razem ze Scarlett, którą miałam poznać tego dnia. Jak na
razie nie było tak źle. Kojarzyłam prawie wszystkich, co mogło znaczyć, że albo
Josh tak dobrze wprowadzał mnie w moje życie, albo miałam bardzo wąskie grono
znajomych.
Ale potem zauważyłam następną karteczkę i moja
pewność siebie trochę się zachwiała:
Powrotu do
zdrowia życzą Miranda i Jack. Miranda i Jack. Kim, do cholery, byli Miranda i
Jack? Kolejne pytanie do Josha. Sięgnęłam po ostatnią karteczkę i przeczytałam
krótki, wykonany zdecydowanym ruchem dłoni podpis:
Pamiętaj,
Mandy. Ryan.
Zmarszczyłam brwi. To imię coś mi mówiło, a
przynajmniej takie miałam wrażenie. Może to tylko moje pobożne życzenie? W
końcu to było tylko nieokreślone uczucie, które nic nie znaczyło, bo nie niosło
ze sobą żadnych konkretnych wspomnień. Imię Ryan wydawało mi się znajome. Ale
nie tylko to…
Mandy. Spędziłam dwa dni w szpitalu i nie
słyszałam, żeby ktokolwiek tu tak się do mnie zwracał. Nie, wszyscy mówili
„Amanda”. Ale ta „Mandy” wydawała mi się taka oczywista. Jakbym kiedyś ciągle ją
słyszała. Amanda, to była dla mnie nowość; Mandy już nie. Co to mogło znaczyć?
Zapytać Josha…?
Muszę go zapytać o tyle rzeczy, że wkrótce
będzie mnie miał dość, pomyślałam przelotnie, ale nie przejęłam się tym. W
końcu był moim narzeczonym, zależało mu na tym, żebym odzyskała pamięć. A jak
mogłam inaczej wrócić do swojego życia, niż wypytując o szczegóły z niego?
Josh wpadł do mnie koło dziesiątej. Zajrzał do
sali, a jego zielone oczy rozszerzyły się w zdumieniu na widok ilości kwiatów.
Po chwili zaśmiał się, podszedł bliżej i pochylił, żeby mnie pocałować.
Odsunęłam się zupełnie odruchowo.
– Przepraszam – mruknęłam, widząc jego zdziwioną
minę. – Josh, ja po prostu… nie jestem na to gotowa.
– Rozumiem, ciągle jestem dla ciebie kimś obcym.
– Westchnął i przysiadł na brzeżku mojego łóżka. – Poczekam, Amanda, bo na
ciebie warto czekać, wiesz?
Uśmiechnęłam się lekko. Dobrze, że w momencie,
gdy czułam się taka zagubiona, trafił mi się ktoś taki jak Josh. Ktoś, kto był
cierpliwy i szczerze chciał mi pomóc. Potrafiłam to docenić.
– Dzięki – powiedziałam więc cicho. – Potrzebuję
tylko… trochę czasu. Słuchaj, powiesz mi, od kogo są te kwiaty? Przeczytałam
karteczki, ale nie wszystkich rozpoznałam.
Wyjaśniłam mu, który bukiet był od Zoey i od
dziewczyn z klubu fitness, po czym zaczęłam wypytywać o resztę. Josh wziął do
ręki pierwszą z brzegu karteczkę.
– O, Marcus wysłał ci kwiaty, to miło z jego
strony – zauważył, po czym przeniósł na mnie zielone spojrzenie. – Marcus to
mój przyjaciel, pracujemy razem. Znacie się, byliśmy parę razy wspólnie na
kolacji.
Coś w jego głosie kazało mi przypuszczać, że to
nie była przyjemna znajomość. Zmrużyłam oczy.
– Nie lubię go czy on mnie nie lubi? – zapytałam
prosto z mostu. Josh zrobił zaskoczoną minę.
– Skąd to wiesz? – wyrwało mu się; uśmiechnęłam
się lekko.
– Josh, wybacz, ale naprawdę łatwo cię
rozszyfrować. – Wzruszyłam ramionami, na co znowu odezwały się moje połamane
żebra. Cholera, kiedy to wreszcie przestanie tak boleć?! – Widziałam, jak się
wahasz, a potem powściągliwie dawkujesz informacje. Jakbyś je cenzurował.
Proszę, nie wprowadzaj mnie w błąd, chcę wiedzieć wszystko, co jest istotne w
moim życiu.
– Ale to nie jest istotne – zaśmiał się. –
Owszem, nie przepadacie za sobą z Marcusem, ale miałem nadzieję, że teraz to się
zmieni. Ty jesteś kobietą, którą kocham, Amando, a Marcus, cóż… moim najlepszym
przyjacielem. Nie chciałbym, żeby pomiędzy wami był jakiś rozdźwięk, a
niestety… jest.
– Bardziej z mojej czy jego strony? – drążyłam.
– Bo jeśli z mojej, to mogę spróbować się poprawić. Przynajmniej póki nie
odzyskałam pamięci, wiesz.
– Mój Boże, jesteś rozbrajająca – prychnął. –
Nie, to bardziej wina Marcusa. Widzisz, on traktuje mnie jak brata, i chyba
uważa, że spotykasz się ze mną ze względu na pieniądze.
Przyjrzałam mu się z zainteresowaniem.
– A co, jesteś bogaty?
No dobrze, może jego szyty na miarę garnitur
powinien był mi to podpowiedzieć. Skąd wiedziałam, że był szyty na miarę, nie
miałam pojęcia, ale taki właśnie był. I drogie buty, włoskie, skórzane. Ale
jakoś wcześniej mnie to nie interesowało. Co więcej, niespecjalnie mnie to
interesowało nawet wtedy, gdy już się o tym dowiedziałam. Co chyba znaczyło, że
jednak nie byłam interesowna, prawda?
– Sama zobaczysz, jak wrócimy do domu – zaśmiał
się Josh. – Co przypomniało mi o pewnym szczególe… Proszę.
Z wyczekującym wyrazem twarzy wpatrzył się we
mnie, równocześnie wyjmując z kieszeni niewielkie pudełko. Wiedziałam, co było
w środku, jeszcze zanim je otworzyłam; wystarczyło spojrzeć na opakowanie.
Aksamitne, bordowe. Oczywiste.
Pierścionek zaręczynowy. No dobrze, pewnie
powinnam się tego spodziewać, skoro Josh był moim narzeczonym. Ale nic nie
mogłam poradzić na to, że poczułam w tamtej chwili zimny dreszcz przebiegający
mi przez kręgosłup. Ostrożnie, jakby wbrew sobie, wzięłam do ręki pudełeczko.
– Poznajesz? – zapytał Josh z nadzieją.
Pokręciłam głową.
– Nie, ale się domyślam.
– Nie chcę, żebyśmy się kiedykolwiek znowu
kłócili – poprosił miękko, otwierając pudełeczko i pokazując mi bardzo ładny
pierścionek ze sporym diamentem. Uśmiechnęłam się słabo. – Proszę, załóż go z
powrotem i niech wszystko znowu będzie tak jak dawniej.
– Nie będzie – zaprotestowałam automatycznie. –
Mam amnezję, pamiętasz?
– Tak, ale to minie, kochanie – zapewnił mnie. –
Włożysz go, proszę?
Zawahałam się. Źle się z tym czułam; przecież ja
wcale nie znałam tego faceta. To był ktoś całkowicie mi obcy. On mógł myśleć,
że znał mnie – jak dawno mnie niby znał? – ale ja czułam co innego. Ja wiedziałam co innego.
Spojrzałam na niego przepraszająco. Josh uśmiechnął
się smutno, wiedząc już, co powiem.
– Poczekajmy z tym, proszę. Daj mi się oswoić z
tą sytuacją. Dopiero co powiedziałeś, że na mnie poczekasz, pamiętasz?
Uśmiech Josha stał się dużo bardziej naturalny,
gdy włożył pudełeczko z powrotem do kieszeni garniturowych spodni i chwycił
mnie za rękę.
– Masz rację, przepraszam. Po prostu… Tak bardzo
chciałbym, żebyś już była moja, wiesz? – Westchnął. – W tym momencie normalnie
powiedziałbym ci, że cię kocham, ale tego nie powiem. Nie chcę cię jeszcze
bardziej wystraszyć.
Byłam mu za to naprawdę wdzięczna. Rozumiał mnie
doskonale; wyglądało na to, że trafił mi się naprawdę udany narzeczony.
Skoro czułam, że był mi obcy, pozostawało jedno
– poznać go na nowo. I wtedy włożyć pierścionek. Świetny plan.
– Dzięki. – Siłą powstrzymałam westchnienie
ulgi. – Wiesz… To chyba przekona Marcusa, że nie lecę tylko na twoją kasę.
Josh roześmiał się, sięgając po karteczkę przy
kolejnym bukiecie. I jeszcze przy tym pamiętał o pierwotnym temacie rozmowy.
Naprawdę trafił mi się fajny facet.
– Wątpię, on jest bardzo nieufny – odpowiedział
spokojnie. – Bardzo się o mnie troszczy, zupełnie jak brat.
– Interesujące. Więc chyba nie powinnam go nie
lubić, tylko mu dziękować – zauważyłam wesoło. Josh zmarszczył brwi,
przyglądając się karteczce z bukietu.
– To dopiero jest interesujące – prychnął. – Moi
rodzice przysłali ci kwiaty.
– „Miranda i Jack”? – przypomniałam sobie od
razu. Josh pokiwał głową. – To twoi rodzice? Znam ich?
– Amanda, znamy się cztery miesiące –
przypomniał mi. – Oczywiście, że ich nie znasz.
– Ale podobno jestem twoją narzeczoną –
zauważyłam, nieco urażona faktem, że nie uznał za stosowne przedstawić mnie
swoim rodzicom. Josh rzucił mi protekcjonalne spojrzenie.
– Kochanie, nie chodzi o ciebie, tylko o nich –
wyjaśnił spokojnie. – Nie chciałem przedstawiać cię ludziom, którzy bardzo
łatwo mogliby cię do mnie zniechęcić. Moi rodzice nie świadczą o mnie
najlepiej.
– Ale prędzej czy później będę przecież musiała
ich poznać – zaprotestowałam. – Podobno chcesz się ze mną ożenić, nie tak?
– Żadne „podobno” – odparł ostrzegawczo. – Chcę.
I chyba ty też chcesz, skoro zgodziłaś się za mnie wyjść, prawda?
Wzruszyłam ramionami. Klatka piersiowa znowu
mnie zabolała, ale zupełnie to zignorowałam.
– Nie wiem, czy się zgodziłam – zaprotestowałam
wesoło. – Wcale tego nie pamiętam, wiesz?
Ustaliliśmy wspólnie, że póki co będziemy omijać
ten temat, po czym wróciliśmy do tego pierwotnego, czyli podpisów z bukietów.
Rozmowa o naszym ślubie była rzeczywiście dość przedwczesna, co rozumiał nawet
Josh. Nawet gdybym nie straciła pamięci, to znaliśmy się przecież dopiero
cztery miesiące.
A poza tym jednak straciłam pamięć. Jak dla
mnie, znaliśmy się dwa dni.
Z rozbawieniem – i pewnym spokojem, musiałam to
przyznać, bo znajomość z Joshem była już dla mnie czymś naturalnym wobec tego
całego nieznanego mi świata, który czyhał na mnie poza szpitalem – przyglądałam
się, jak mój narzeczony zerwał z bukietu ostatnią karteczkę, po czym przemknął
wzrokiem po krótkim podpisie. W jednej chwili ujrzałam, jak zmieniła się jego
twarz – odmalowało się na niej niedowierzanie, a potem złość i irytacja.
Przypomniałam sobie, co było na tej ostatniej
karteczce. Pamiętaj, Mandy. Ryan. A
więc coś było nie tak z tym podpisem, tylko ciekawe, co? Wyglądało na to, że Josh
coś wiedział na ten temat. Chyba powinnam się zainteresować.
– O co chodzi? – zapytałam więc, gdy Josh się
nie odezwał. Podniósł na mnie półprzytomne spojrzenie, po czym podjął:
– Widziałaś, kto dostarczył te kwiaty, Amanda?
Pokręciłam przecząco głową.
– Nie, były tu już, kiedy się obudziłam. Pewnie
pielęgniarka wie coś na ten temat. Dlaczego pytasz?
Josh zawahał się, ale ostatecznie odpowiedział:
– Zresztą to bez sensu, kwiaty pewnie przyniósł
posłaniec z kwiaciarni. Wystarczyło, że ten człowiek napisał karteczkę i
zapłacił. – Jaki człowiek?! Moje pytające spojrzenie z pewnością prawie
wypaliło mu dziurę w czole. Josh westchnął, po czym wyjaśnił w końcu: – Kojarzę
to imię, Ryan. Opowiadałaś mi o nim.
Zamrugałam oczami.
– Opowiadałam? – powtórzyłam nieco idiotycznie.
– Więc kto to jest? Jakiś mój znajomy, bo sądzę, że nie twój?
– Można tak powiedzieć – przyznał niechętnie. –
Ryan to twój były facet, Amanda, ten, który do ciebie wydzwaniał przez ostatnie
parę miesięcy. Mówiłaś mi, że zerwałaś z nim jeszcze w Pasadenie, ale zaczął
cię tam nachodzić, więc przeprowadziłaś się do Nowego Jorku. A potem, według
twoich słów, znalazł cię także tutaj. Zaczął dzwonić i do ciebie przychodzić.
Prosiłem, żebyś poszła z tym na policję, ale nie chciałaś przy nich poruszać swoich
prywatnych spraw. Nie pamiętasz?
Głupie pytanie. Mam amnezję, Josh, nie pamiętam
nic!, krzyknęło coś we mnie, ale nie powiedziałam tego na głos. Za to
zapytałam, lekko zaniepokojona:
– Więc co może znaczyć ten bukiet, Josh?
Myślisz, że on po prostu chce pokazać, że ciągle coś do mnie czuje? To kolejny
krok na drodze śledzenia mnie?
– A może chciał w ten sposób coś ci przekazać?
Te słowa zawisły między nami, a ja poczułam
wilgotne macki paniki wędrującej mi po kręgosłupie. Kontrolując starannie
oddech, szybko się jej pozbyłam, ale i tak czułam się źle. Doskonale
rozumiałam, co sugerował Josh. Ale to przecież… to przecież było niemożliwe.
Nie, to była całkowita bzdura.
– Policja wspominała, że na miejscu katastrofy
znaleźli odciski butów – dodał Josh po chwili, lekko zmienionym głosem. –
Odchodzące od samochodu, a nie do niego. Myślisz, że ktoś mógł wtedy z tobą być
w środku, Amanda?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie mam pojęcia. Mam amnezję, pamiętasz? –
Jednak się nie powstrzymałam. – Nie wiem, co robiłam w New Jersey, nie wiem,
gdzie pojechałam ani z kim. Nic nie pamiętam!
– Mógłbym zrozumieć, gdybyś spotkała się z
Ryanem – kontynuował tymczasem Josh, niezrażony moimi słowami. – Powiedzieć mu,
że to koniec, żeby cię więcej nie nachodził. Mógłbym zrozumieć, że jechaliście
razem samochodem. Ale nie mieści mi się w głowie, jakim cudem ten facet mógłby
potem po wypadku odejść od samochodu, zostawić cię na pastwę losu. Oczywiście
zakładając, że nie doznałby żadnych uszkodzeń ciała. A jeśli on chciał ci
zrobić krzywdę, Amanda? A jeśli teraz przesłał te kwiaty i kartkę, żebyś o tym
nie zapomniała? Żebyś nie zapomniała o nim?
Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz. Słowa
Josha były bardzo przekonujące i równie niepokojące. Co więcej, to miało sens.
Nawet jeśli byłam beznadziejnym kierowcą, czy byłabym w stanie zjechać z
prostej drogi, nawet jeśli była śliska, a ja jechałam dość szybko? Jakoś nie
chciało mi się w to wierzyć. Odruchowo objęłam się ramionami, choć klatka
piersiowa znowu mnie przez to zabolała.
– A jeśli on pomógł mi się rozbić? – dodałam
niepewnie, spoglądając prosto w pełne troski zielone oczy Josha. – Jeżeli
dlatego zjechałam z trasy? Bo zrobił coś, przez co straciłam panowanie nad
samochodem?
To była bardzo niepokojąca myśl. To już nie było
tylko ostrzeżenie, to było coś więcej. Coś, co sprawiło, że na niewinną
karteczkę przypiętą do bukietu róż zaczęłam patrzeć z dużą niechęcią.
Co miałam zrobić, jeśli mój były chłopak
rzeczywiście próbował mnie zabić…?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz