5. Niewinne tajemnice


– Josh, masz w domu słownik hiszpańsko–angielski?
To było pytanie, którym powitałam mojego narzeczonego po powrocie z pracy późnym popołudniem dwa dni później. Josh zatrzasnął za sobą drzwi, położył aktówkę na blacie w kuchni i spojrzał na mnie z wyraźnym zdziwieniem.
– Mam chyba tylko francuski – odpowiedział w końcu automatycznie. – Dlaczego pytasz?
Zawahałam się. Nawet spędzając cały dzień na kanapie w salonie, właściwie unieruchomiona, mogłam dowiedzieć się o sobie paru rzeczy. Bezmyślnie przeglądając kanały, stwierdziłam ze zdziwieniem, że mogłam bez trudu oglądać w oryginale meksykańskie telenowele. Wydawało mi się to tak nieprawdopodobne, że potrzebowałam czegoś, by się w tym upewnić. Słownik był lepszym źródłem informacji od głupiego serialu, który w dodatku puszczano z angielskimi napisami.
– Wiesz może, czy znam jakieś języki obce? – indagowałam więc dalej, ostrożnie. Josh podszedł do mnie, poluzowując równocześnie węzeł krawata.
– Z tego co wiem, nie – odparł, siadając przy mnie na kanapie. – Mówiłaś mi, że wcześnie skończyłaś edukację, bo musiałaś sama się utrzymywać. Języki obce chyba nie były twoim priorytetem.
Zamyśliłam się. Byłam prawie pewna, że znałam hiszpański. Czy był jakiś sensowny powód, dla którego miałabym to ukrywać przed Joshem?
A jeśli to ukrywałam, czy teraz powinnam powiedzieć mu prawdę, co tylko świadczyłoby, że wcześniej go okłamałam?
Może jednak tylko mi się wydawało.
– No tak, pewnie masz rację – bąknęłam. Josh roześmiał się, czułym gestem mierzwiąc mi włosy.
– Amanda, jeśli bardzo chcesz poznać braki w swojej znajomości języków obcych, to moja siostra może ci udzielić paru lekcji włoskiego. Włoski w zasadzie jest chyba podobny do hiszpańskiego, prawda? Pamiętasz, wspominałem ci, że Zoey dzisiaj wpadnie. Bardzo przepraszała, że nie przyszła do szpitala, ale wypadł jej nagły wyjazd za miasto, dopiero wczoraj wróciła.
Bezmyślnie kiwałam głową, godząc się ze wszystkim, co mówił. W zasadzie jednak słuchałam go tylko jednym uchem, bo temat języków obcych nadal nie dawał mi spokoju. Dlaczego to przed nim ukrywałam? A jeśli faktycznie tak było, czego jeszcze mój narzeczony mógł o mnie nie wiedzieć?
Zaraz, chyba wpadałam w paranoję. Przecież nawet nie byłam pewna, czy faktycznie znałam ten hiszpański…!
– A jeśli chodzi o hiszpański – dodał nagle Josh, jakby czytając w moich myślach – to jutro wpadnie Juanita, możesz spróbować z nią porozmawiać. A mówię „spróbować”, bo przecież wiesz, że ona po angielsku zna raptem trzy słowa.
– Nie, nie wiem – wtrąciłam uprzejmie. Josh zrobił pełną konsternacji minę, z którą było mu bardzo do twarzy.
– No tak, zapomniałem, wybacz. Siniaki ci już prawie zeszły z twarzy i przez to zapominam czasami, że masz amnezję. – Komicznie wywrócił oczami, czym pokazał mi, że wcale nie zapominał. – W każdym razie Juanita świetnie gotuje i sprząta, ale nie da się z nią normalnie porozumieć. Spróbuj, może się okaże, że uderzenie w głowę odblokowało w tobie zdolności lingwistyczne.
Bardzo śmieszne. Naprawdę, jeśli to prawda, że śmiech wydłuża życie, to Josh już dawno powinien był mnie zabić.
– Dobrze, pogadam dzisiaj z Zoey – mruknęłam, mając serdecznie dość tego tematu. Oczywiście byłoby inaczej, gdyby Josh traktował mnie poważnie, ale on ciągle zachowywał się tak protekcjonalnie. – A jutro z Juanitą. Nie bój się, na pewno nie okażę się mądrzejsza od ciebie.
– To niemożliwe, kochanie, ja skończyłem studia – odpowiedział lekko Josh, cmoknął mnie w policzek, po czym wstał, żeby odgrzać nam kolację.
Zazgrzytałam zębami, ale na szczęście tego nie usłyszał. Dobrze, może i miałam podstawowe wykształcenie, ale czy to dawało mu prawo do traktowania mnie jak głupiej blondynki? Jasne, byłam blondynką, ale nie w tym rzecz. Raczej w tym, że z moich najnowszych obserwacji wcale nie wynikało, że byłam pustogłową laską z kosmetyczką zamiast mózgu. Rozumiałam większość programów telewizyjnych, na które się natknęłam (nawet tych, w których politycy starali się wysławiać możliwie niezrozumiale), nie miałam też problemów ze zrozumieniem słów lekarza, gdy opisywał mi moje schorzenie; matematyka szła mi nieźle, co zdążyłam już przetestować i z zaskoczeniem odkryłam w sobie znajomość muzyki klasycznej – przynajmniej tej, którą udało mi się odsłuchać na sprzęcie Josha. A to był dopiero początek, jeszcze wcale nie poznałam wszystkich swoich możliwości! Josh chyba w związku z tym nie powinien mnie cały czas traktować tak protekcjonalnie, jakbym miała dziesięć lat i nie wiedziała, co się wokół mnie dzieje, prawda?
No dobrze, byłam chora. Może miałam nawet w jakimś stopniu uszkodzoną głowę. Ale to przecież nie znaczyło, że byłam niedorozwinięta! Póki co, nie miałam żadnych zastrzeżeń do swojej wiedzy. Więc dlaczego on traktował mnie trochę jak idiotkę? Czyżby taki obraz mnie utkwił mu w głowie po pierwszych czterech miesiącach naszej znajomości?
Nie, niemożliwe. Przecież wtedy z pewnością by się mną na poważnie nie zainteresował.
Zoey wpadła koło siódmej. Do tego czasu zdążyłam dowiedzieć się od Josha, że miała dwadzieścia cztery lata i kończyła studia prawnicze, a włoski znała dlatego, że po kryjomu marzyła, by kiedyś jednak wyjechać do Europy i zacząć robić karierę w świecie mody. Jego suchy opis nie przygotował mnie jednak na to, co zobaczyłam. Kiedy Zoey weszła do mieszkania, od razu wiedziałam, że nie miałam przed sobą młodej prawniczki, kobiety sukcesu. To w ogóle zastanawiające, jakim cudem ktoś w ogóle tak o niej myślał. Zoey miała jakieś pięć stóp wzrostu, a więc nawet ode mnie była sporo niższa, była niesamowicie szczupła, a jej głowę okalała szopa brązowych loków, z koloru bardzo podobnych do włosów jej starszego brata. W jej twarzy najbardziej wyróżniały się ogromne, czekoladowe oczy i pomalowane na czerwono usta, poza tym wzrok przyciągał również jej strój. Zoey nosiła bowiem niebotycznie wysokie, czerwone szpilki i niebieską koszulową bluzkę wpuszczoną w szeroką, kilkuwarstwową, krótką do pół uda zielonkawą spódniczkę, przepasaną szerokim, czerwonym paskiem z lakierowanej skóry. Krótka spódniczka i wysokie szpilki jeszcze bardziej wyszczuplały jej i tak długie nogi w czarnych rajstopach. Na przedramieniu miała zawieszoną dużą, koralową torbę na krótkim uchu. Zoey wyglądała po prostu… odlotowo.
Nie tak wyobrażałam sobie pierwszą w swoim życiu (po amnezji) prawniczkę.
Zoey rzuciła mi się z piskiem na szyję, gdy tylko przekroczyła próg mieszkania Josha; następnie drobiąc kroczki na tych idiotycznych obcasach (jakim cudem ani razu nie poślizgnęła się na czarnej terakocie?!) dobiła do wolnego fotela, zapadła się w nim i gorączkowo zaczęła czegoś szukać w swojej przepastnej torbie. W końcu wyciągnęła z niej półprzezroczystą, brązowo–złotą apaszkę w etniczne wzory i gestem od lat ćwiczonym przez kelnerów rozpostarła mi ją na kolanach.
– To dla ciebie, Amanda – powiedziała po chwili, bardzo z siebie dumna. – Zobaczyłam ją gdzieś na wystawie i od razu pomyślałam o tobie. Będzie idealnie pasowała do twojej ramoneski. I w ogóle do wszystkiego, to twoja kolorystyka.
– Eee… dzięki… Zoey – wymamrotałam, niepewnie dotykając apaszki. Była miła i miękka w dotyku. – Nie musiałaś się… fatygować.
– Ach, to nic takiego. – Zoey machnęła lekceważąco ręką. – Przecież wiesz, jak uwielbiam zakupy.
No właśnie nie, nie wiedziałam. Powoli zaczynałam mieć dość tłumaczenia tego wszystkim dookoła.
– Dziękuję za kwiaty – przypomniałam sobie, gdy Zoey znieruchomiała i wpatrzyła się we mnie pytająco tymi swoimi mocno podmalowanymi oczami. Robiła sobie świetne kreski na powiekach, jej oczy dzięki temu wyglądały cudownie egzotycznie. – Były naprawdę śliczne. To miło z twojej strony, że o mnie pamiętałaś.
– Miałabym zapomnieć? – prychnęła Zoey w odpowiedzi. – O pierwszej dziewczynie mojego brata, którą pokochałam jak własną siostrę? Daj spokój, Amanda. To nic wielkiego. Powinnam była siedzieć przy twoim łóżku, jak to robił Josh, i chciałam cię bardzo przeprosić, że nie mogłam. Ale to był naprawdę ważny wyjazd i bardzo ważna sprawa, nie mogłam się z tego wymiksować.
Znowu wpatrzyła się we mnie pytająco. Miałam wrażenie, że czekała, żebym coś powiedziała, ale nie miałam pojęcia, o co mogło jej chodzić. Bezradne zerknęłam na stojącego nam nad głowami Josha.
– To ja zrobię jedzenie – zaoferował, po czym zniknął w kuchni, jak na prawdziwego tchórza przystało. Wobec tego przeniosłam zakłopotany wzrok z  powrotem na Zoey; milczałyśmy przez chwilę i jak dla mnie, mogłybyśmy tak milczeć do końca świata, ale Zoey długo nie wytrzymała. Zaraz poruszyła się niecierpliwie w fotelu i wykrzyknęła:
– No opowiadaj!
– O czym? – zdziwiłam się idiotycznie. Zoey wywróciła oczami.
– No, o amnezji, oczywiście! Josh mówił, że nic nie pamiętasz. Chcę wiedzieć wszystko. Jak się czujesz, jakie to uczucie i co mogę dla ciebie zrobić.
No cóż, to rzeczywiście wydawało się bardzo proste. Z pewnymi oporami wdałam się w pogawędkę z Zoey, próbując równocześnie powiedzieć o sobie jak najmniej, a jak najwięcej dowiedzieć się o niej. Stwierdziłam przy tym, że chociaż siostra Josha kończyła studia prawnicze, bardzo łatwo przychodziło mi manipulowanie tą rozmową i zbaczanie na te tematy, które najbardziej mnie interesowały. Sama nie wiedziałam, jak to robiłam, ale okazało się, że to było naprawdę łatwe. Jakbym robiła to od zawsze.
Poznałam parę szczegółów z życia Zoey, a także jej wspólnej z Joshem przeszłości, po czym skierowałam rozmowę w stronę języków obcych, które nadal nie mogły mi wyjść z głowy. Przeszłam od jakiegoś pokazu mody w Mediolanie do włoskiego; zapytana o ten język Zoey wybuchła śmiechem, a w jej oczach błysnęło zawstydzenie.
– No dobrze, rzeczywiście uczyłam się włoskiego w nadziei, że kiedyś poznam wielki świat mody – przyznała następnie niechętnie, jakby wyznawała jakiś swój wielki sekret. Osobiście nie widziałam w tym nic złego: każdy przecież powinien mieć jakieś marzenia. – Jeszcze z miesiąc temu wyśmiałaś mnie z tego powodu.
– Serio? – zapytałam ze zdumieniem, bo jakoś nie wydawało mi się, że mogłabym być do czegoś takiego zdolna. – Dlaczego?
– Powiedziałaś, że powinnam trzymać się tego, co mam, a nie gonić za jakimiś idiotycznymi mrzonkami, które donikąd mnie nie zaprowadzą. To był cytat – podkreśliła Zoey z rozbawieniem. – Dziwiłaś się, że skoro mam w ręku taki fach jak prawo, chce mi się jeszcze szukać czegoś innego. Miałaś w tym trochę racji.
Zmarszczyłam brwi.
– Racji? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – A co z marzeniami, Zoey? Sądzisz, że powinnaś siei ich pozbyć?
– Nie, skąd. – Zoey wzruszyła ramionami. – Ale trzeba też umieć doceniać to, co już się ma. To też twoje słowa. Sądzę, że były związane z…
Tu urwała, ale i tak wiedziałam, co chciała powiedzieć. Zoey najwyraźniej za bardzo mnie lubiła, by powiedzieć coś, co źle by o mnie świadczyło, ale niedokończenie zdania w niczym mi nie pomogło. I tak wiedziałam. I chyba nie powinnam się tego wstydzić, prawda? Nie, wydawało mi się, że raczej powinnam wysoko, dumnie unieść głowę i dokończyć:
– … z moim brakiem wykształcenia, tak? Cóż, pewnie coś w tym jest. Ale tak czy inaczej uważam, że nigdy nie powinno się spoczywać na laurach.
I dokładnie to zrobiłam.
– Wiesz, tak naprawdę to poszłam na prawo, bo rodzice tego ode mnie oczekiwali. – Zoey nieco zniżyła głos, zakładając nogę na nogę. Jezu, ta dziewczyna, mimo że niska, miała naprawdę długie nogi. – Więc świat mody nie jest tak jakby… moim wyjściem awaryjnym, czy czymś takim. To po prostu coś, czym chciałabym się zająć, gdybym była nieco mniej praktyczna.
– Ty? Praktyczna? – Rzuciłam jej znaczące spojrzenie. – Wybacz, jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
– To wszystko przez tę amnezję. – Zoey zrobiła dziwną minę, jakby nie wiedziała, czy się roześmiać, czy raczej traktować mój brak wspomnień jako coś bardzo poważnego. W końcu to niby było poważne, czasami chciało mi się wyć z bezradności, a z drugiej strony przy innych okazjach też miałam ochotę się z tego śmiać. – Gdybyś wszystko pamiętała, uwierzyłabyś bez problemu. To musi być dla ciebie naprawdę trudne, uczyć się od nowa całego swojego  życia.
– Ach, nie całego – odparłam z entuzjazmem. – Właśnie to jest najlepsze. Pamiętam całą muzykę klasyczną, której musiałam słuchać przed wypadkiem. To zupełnie tak, jakby, no nie wiem… Wszystkie moje umiejętności wracały do mnie, gdy tylko spróbuję ich użyć. Słuchałam dzisiaj płyt Josha i stwierdziłam…
– Płyt Josha? Poważnie? – zaśmiała się Zoey, przerywając mi. – Amanda, ty nie znosisz muzyki klasycznej. Josh zawsze miał o to do ciebie pretensje, bo ile razy puszczał jakiś utwór, natychmiast przełączałaś go na starego rock and rolla. Nie wiem, czy wysłuchałaś do końca choćby jedną płytę.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, automatycznie otwierając usta, by coś odpowiedzieć, choć nie miałam pojęcia, co. Nie znosiłam muzyki klasycznej? Ale przecież słuchałam jej przez pół dnia, gdy Josh był w pracy, i wcale nie dostałam od tego odruchu wymiotnego. Wręcz przeciwnie, nie dość, że mi się podobało, to jeszcze byłam pewna, że nie słuchałam tego po raz pierwszy. Więc co, to było tylko wrażenie? Nawet teraz, po amnezji, nie mogłam ufać swojej głowie? Może coś ze mną było nie tak…?
Udało mi się po sobie nic nie pokazać, choć kosztowało mnie to naprawdę wiele; milczałam zaledwie przez ułamek sekundy, po czym odparłam beztrosko:
– Dowiaduję się o sobie coraz to ciekawszych rzeczy! Może wiesz o mnie coś jeszcze, Zoey? Wyjeżdżałam kiedyś poza Stany?
– Z tego co wiem, to nie. – Odetchnęłam z ulgą, gdy Zoey bez protestów zgodziła się na zmianę tematu. – Chyba nigdy nie miałaś okazji. Wiele razy ci powtarzałam, że Josh powinien cię gdzieś zabrać, ale miałaś opory, bo twierdziłaś, że ciebie na to nie stać, a nie chcesz, żeby on za ciebie płacił. Powinnaś trochę pozwiedzać, wiesz, Amanda? Europa jest piękna. Zakochałam się w Mediolanie, gdy byłam tam dwa lata temu. To zupełnie inny świat, tam wiele miast jest starszych niż cała nasza amerykańska cywilizacja! Trafiłam w świetny okres, była wiosna, turystów nie było wtedy zbyt wiele, mieszkałam w hotelu w centrum miasta. Zwiedziłam wszystkie muzea i spróbowałam każdego rodzaju ich jedzenia, uwielbiam włoską kuchnię.
Zamyśliłam się. Zamknęłam oczy, gdy w mojej głowie pojawił się nagle jakiś bardzo niewyraźny, zamazany obraz. Przez chwilę próbowałam go złapać, a gdy wreszcie zniknął, pozostawił po sobie dziwne wrażenie. Europa. To jedno, krótkie słowo przestało być tak bezosobowe, jak było jeszcze minutę wcześniej. Nie miałam pojęcia, co to znaczyło, ale coś musiało znaczyć z pewnością. Zanim zdążyłam się zastanowić, co właściwie robię, wyrzuciłam z siebie:
– Była taka nieduża knajpka w Neapolu, w centrum, w jednym z zaułków, niedaleko rzeki. Serwowali tam najlepszą pizzę, jaką kiedykolwiek jadłam. Typowo włoską, na cienkim cieście, tylko z ziołami, serem i sosem pomidorowym. Ser ciągnął się na wszystkie strony, a właściciel osobiście dostarczał zamówienia i wypiekał pizzę. Nosił fartuch w czerwoną kratkę.
Otworzyłam oczy. Oczy Zoey rozszerzyły się jeszcze bardziej, przez co zdawały się zajmować pół twarzy. Wyraz jej twarzy sugerował skrajne zdumienie, które wcale mnie nie dziwiło. Zaniepokoiłam się. Co się ze mną działo? Przecież to nie mogło być wspomnienie. A więc skąd wziął mi się ten obraz? Wymyśliłam go?
– Skąd to wiesz? – zapytała następnie Zoey dociekliwie. Zawahałam się.
– Nie wiem – odparłam w końcu niepewnie. Czułam się całkowicie zagubiona, gdy Zoey pochyliła się do przodu i poważnie spojrzała mi w oczy.
– Amanda, znam ten lokal. Pytanie, skąd ty go znasz?
– Może mi o nim opowiadałaś? – zasugerowałam słabo. – Może to był twój opis, nie mój, pamiętasz? Bo ja nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło.
Zoey opadła ciężko na oparcie fotela; wyglądała na nieco uspokojoną, choć w jej oczach nadal widziałam podejrzliwość.
– Może – przyznała w końcu. – Może faktycznie kiedyś ci o tym mówiłam.
Na szczęście w następnej chwili pojawił się Josh z kolacją, co urwało kłopotliwy temat. Przynajmniej dla mnie kłopotliwy.
Nic z tego nie rozumiałam. Dobrze, może i Zoey opowiadała mi o restauracjach w Neapolu, ale czy wtedy miałabym ten widok przed oczami? Miałam aż tak bujną wyobraźnię? A jeśli jakimś cudem kiedyś jednak byłam w Neapolu, dlaczego nikomu o tym nie wspomniałam? Po co trzymać taki fakt w tajemnicy?
Nie, to musiała być jakaś pomyłka. Josh wiedział wszystko o moim życiu – a nawet jeśli były jakieś szczegóły, których o mnie nie wiedział, to tylko z powodu przeoczenia i dlatego, że w sumie krótko się znaliśmy. Głowa musiała mi płatać figle.
– Juanita zostawiła nam na dzisiaj steki – oświadczył Josh wesoło, stawiając przede mną i przed Zoey pełne talerze. – Amanda, nie masz nic przeciwko temu?
Czy to było kolejne podchwytliwe pytanie?
– Nie – odparłam ostrożnie. – A powinnam mieć? Wiecie coś na temat moich nawyków żywieniowych? Może jestem weganką albo nie toleruję laktozy?
– Nie, nic z tych rzeczy – zaśmiał się Josh, zdejmując trzeci talerz z tacy i kładąc go na ławie naprzeciwko miejsca, które wybrał do siedzenia dla siebie, tuż obok mnie. – Z tego, co wiem, lubisz prawie każdą kuchnię. Po prostu pytałem, czy to jest coś, na co miałabyś dzisiaj ochotę.
– Zostałam obsłużona, jedzenie podano mi gotowe, do ręki – odparłam z uśmiechem. – To całkowicie mi wystarczy.
– O, to jest właśnie ta Amanda, którą znam! – Josh wskazał mnie palcem. – Amanda, której w zupełności wystarcza, że ktoś gotuje za nią. Widzisz? Mówiłem, że ona gdzieś tam w tobie jest.
Uśmiechnęłam się słabo, zabierając się za posiłek, na który wcale nie miałam ochoty. Josh jednak najwyraźniej nie skończył tematu, bo po chwili dodał, jakby dopiero sobie o tym przypominając:
– A, zapytałaś już Zoey o języki obce? Amanda bardzo chce poznać swoje granice w tym temacie i nie chce mi wierzyć na słowo. Może zaprezentujesz coś po włosku, siostrzyczko?
Zoey odłożyła widelec i nóż, zamyśliła się na chwilę, po czym wypowiedziała płynnie kilka słów po włosku. Zachowałam kamienną twarz, chociaż nie miałam pojęcia, jak mi się to udało.
Chyba wiesz więcej, niż nam mówisz, siostrzyczko.
– I co? Wiesz, co powiedziałam? – zapytała następnie Zoey z błyskiem w oku. Z trudem przełknęłam kęs mięsa, równocześnie przecząco kręcąc głową.
– Nie, nie mam pojęcia – odparłam spokojnie, choć w głębi duszy szalało we mnie tysiąc różnych uczuć, a w głowie miałam mętlik. Jakim cudem udało mi się tego po sobie nie pokazać, nadal pozostawało dla mnie zagadką.
Czerwone usta Zoey wygięły się w szerokim uśmiechu.
– „Wracaj szybko do zdrowia, siostrzyczko” – wyjaśniła swobodnie, a wszystko we mnie buntowało się przeciwko takiemu tłumaczeniu. Tylko ostatnie słowo się w nim zgadzało, tego byłam pewna. Ale dlaczego Zoey miałaby zrobić coś takiego? – Chcesz kolejnego przykładu, czy tyle ci wystarczy?
– Nie, wystarczy – zaprotestowałam ze ściśniętym gardłem. – Doskonale wiem, co chciałaś mi powiedzieć.
– Chyba tylko tyle, że niestety nie masz głowy do języków obcych, kochanie. Podobnie zresztą jak  ja – wtrącił Josh z pełnymi ustami. Odpowiedziałam słabym uśmiechem. – Dobrze się czujesz? Wyglądasz na nieco… zgaszoną.
– To nic takiego. Żebra mnie trochę bolą – skłamałam, bo ostatnie, o czym w tamtej chwili mogłam myśleć, to ból fizyczny. Który zresztą znacząco zmniejszał się z dnia na dzień. – Chyba wezmę jedną z tych tabletek przeciwbólowych, które przepisał mi doktor Gray.
– Nie ruszaj się! Zaraz ci jedną przyniosę – obiecał Josh, podnosząc się z kanapy. – Gdzie je dałaś?
– Są w łazience na blacie – odpowiedziałam słabo, wpatrując się w swój pełny talerz. Zoey pochyliła się ku mnie z troską w oczach.
– Wszystko w porządku, Amanda?
Nie odważyłam się na nią spojrzeć. Nie, nic nie było w porządku. Znałam ten włoski czy nie? Jeśli tak, to nie tylko znaczyło, że ich okłamałam, ale też że Zoey powiedziała coś dużo bardziej niepokojącego, niż to wynikało z jej tłumaczenia. A jeśli nie… to chyba znaczyło, że coś bardzo nie w porządku było z moją głową.
Może powinnam wrócić do szpitala i kogoś o to zapytać? Porozmawiać z lekarzem, który mnie prowadził? Kiedy wychodziłam ze szpitala, mówił przecież, żebym natychmiast wróciła, gdyby tylko działo się coś niedobrego.
Ale jak niby miałam to zrobić bez wiedzy Josha? Wcale nie chciałam, żeby się denerwował, że z moją głową działo się coś złego. A póki co byłam uziemiona w jego mieszkaniu, z zabandażowanymi żebrami, i powinnam tak pozostać jeszcze co najmniej dwa tygodnie, jeśli nie chciałam żadnych komplikacji.
Cholera.
– Tak, w porządku – odparłam w końcu z trudem, odkładając widelec i nóż na talerz. – Ale straciłam apetyt. To chyba z powodu bólu głowy.
– Mówiłaś, że boli cię klatka piersiowa. – Zoey zmarszczyła brwi. Kiwnęłam głową.
– Tak, ale głowa też. Może powinnam odpocząć.
– Przepraszam, to wszystko moja wina – zaczęła się natychmiast tłumaczyć. – Nie powinnam była zajmować ci tyle czasu, niepotrzebnie się przede mnie przemęczyłaś! Strasznie cię przepraszam, słońce. Chyba najlepiej będę, jak już sobie pójdę, a ty będziesz miała wreszcie odrobinę ciszy i spokoju…
– Nie, nie przesadzaj, Zoey, nie trzeba się ze mną obchodzić jak ze śmierdzącym jajkiem. – Przerwałam jej, machając lekceważąco ręką. – Zostań, porozmawiaj z Joshem. Ja tylko… na trochę się położę.
Miałam nadzieję, że w samotności coś wymyślę, ale ta sztuka również mi się nie udała. Gdy w końcu zapadłam w niespokojny sen w gościnnej sypialni, nadal nie rozumiałam, co się ze mną działo. I nadal miałam wrażenie, że Zoey nie była ze mną do końca szczera. Nawet jeśli wyglądało na to, że naprawdę mnie lubiła.
Następnego dnia do południa porwałam z półki słownik francuski, o którym wspominał Josh, i próbowałam stwierdzić, czy ta sytuacja z Zoey mogła mi się tylko wydawać. Jasne, chodziło o inny język, ale zarówno włoski, jak i hiszpański i francuski były językami romańskimi – jakieś podobieństwa między nimi oczywiście były, gdybym znała jeden, reszta też mogłaby wydawać mi się znajoma. Przeglądałam więc słownik tak długo, aż nie upewniłam się w swoich podejrzeniach.
Znałam francuski. Znałam włoski. Nie byłam niewykształconą idiotką, za jaką miał mnie Josh. Więc dlaczego mu tego nie powiedziałam?
Potem przyszła Juanita, co dało mi możliwość sprawdzenia teorii w praktyce. Przywitałam ją po hiszpańsku, na co zalała mnie potokiem słów, z których jasno wynikało, że nigdy wcześniej nie zdradziłam nawet najmniejszej oznaki rozumienia czegokolwiek z tego, co do mnie mówiła. Oczywiście powiedziała to po hiszpańsku.
– Rozumie mnie pani, prawda, panno Adams? – Juanita była wysoka, miała około czterdziestu lat, sympatyczną, śniadą twarz i okrągłe kształty. Ubrana w długą spódnicę, z ciemnymi włosami związanymi w kok na czubku głowy, prezentowała się jak prawdziwa hiszpańska matrona. Czy raczej meksykańska? Chyba nie zdążyłam o to zapytać Josha. – Rozumie pani wszystko. A jednak nigdy wcześniej ani słowem nie odezwała się pani po hiszpańsku. Uważa się pani za zbyt dobrą, by rozmawiać ze służbą? O to chodziło?
Spanikowałam. Nawet nie wiedziałam, jak to się stało, że w następnej chwili wyrzuciłam z siebie potok hiszpańskich słów:
– Przepraszam, Juanito, naprawdę nic z tego nie pamiętam. Nie wiem, dlaczego tak robiłam, straciłam pamięć i nie potrafię tego teraz wytłumaczyć, więc mogę cię tylko przeprosić! Błagam, mogłabyś o tym nie mówić Joshowi? Najwyraźniej jemu też nie wspomniałam o znajomości hiszpańskiego i zanim wyda się, że go okłamałam, chciałabym zrozumieć, dlaczego to zrobiłam. Przepraszam.
Juanita przyglądała mi się przez chwilę z namysłem, a na jej twarzy oburzenie było powoli zastępowane przez zainteresowanie. W końcu odpowiedziała dużo bardziej swobodnie, prawie beztrosko:
– Dobrze. Nie powiem nic panu Hamiltonowi. Zresztą i tak by mnie nie zrozumiał. Za to pani ze mną porozmawia. W kraju pełnym obcych ludzi, którzy mówią wyłącznie po angielsku, czasami nie mam się do kogo odezwać.
W rezultacie następną godzinę spędziłam na wysłuchiwaniu szczegółów z życia Juanity…

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz