Podsumujmy. Znałam hiszpański, włoski i
francuski, ale nawet się na ten temat nie zająknęłam. Lubiłam muzykę klasyczną,
chociaż Josh i Zoey byli przekonani, że było dokładnie odwrotnie. A w dodatku
Zoey chyba czegoś z tego się domyślała.
Dlaczego nie powiedziałam im
całej prawdy? Jasne, mogłam zrozumieć kłamstwa. Mogłam zrozumieć, że nie
chciałam opowiadać o swoim dzieciństwie, utracie rodziców czy nawet byłym
chłopaku, który podobno mnie nachodził, a przed którym uciekałam, bo zrobił mi
w Pasadenie coś złego, ale nie chciałam nigdy powiedzieć, co dokładnie. Jasne.
To wszystko było zrozumiałe, bo po co zagłębiać się w bolesne szczegóły z
przeszłości (nie mogłam przecież przypuszczać, że stracę pamięć i ktoś, kto
znałby mnie na wylot, bardzo by mi się przydał), jeśli chce się ją zostawić za
sobą? Ja najwyraźniej chciałam.
Ale znajomość języków obcych? Muzyki klasycznej?
To były niewiele warte bzdury. Po co ukrywać coś tak trywialnego i nieistotnego?
A teraz głupio mi się było przyznać do tego Joshowi, bo wyglądałoby na to, że
wcześniej go okłamywałam, i wyglądałoby całkiem słusznie. Więc co, nadal miałam
to ukrywać? A jeśli było więcej takich szczegółów, o których nie miałam ochoty
mu mówić, a które w końcu na którymś etapie „poznawanie Amandy” mi się wymskną?
Amanda Adams najwyraźniej była bardziej
tajemniczą osobą, niż chciałby to przyznać jej narzeczony. Co oczywiście było
dla mnie bardzo kłopotliwe, bo znacząco ograniczało mi możliwość jej poznania.
Następnego dnia po rozmowie z Juanitą
przypomniałam sobie o swojej komórce, która, wyładowana, leżała gdzieś na dnie
torby. Gdy już podłączyłam ją do ładowania i dowiedziałam się od Josha, jaki
był mój kod PIN, znalazłam na poczcie głosowej trzy nowe wiadomości.
Zainteresowana, wzięłam się do ich odsłuchiwania.
– Amanda, mówi Larry. – Usłyszałam na początku
pierwszego nagrania. Nie miałam pojęcia, kim był Larry, ale nie przejęłam się
tym specjalnie; najwyżej zapytam Josha. – Twój chłopak i Scarlett byli u mnie w
twojej sprawie, ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie mogłaś się pofatygować
osobiście. Chyba nie oczekujesz, że zapłacę ci za miesiąc, w trakcie którego w
ogóle nie będziesz pracować? Lepiej szybko wracaj do zdrowia, bo inaczej znajdę
kogoś na twoje miejsce. Oddzwoń, kiedy to odsłuchasz, musimy pogadać.
Nagranie się skończyło, a ja postanowiłam
odsłuchać je jeszcze raz. W końcu doszłam do wniosku, że to musiał być mój szef
z fitness klubu. Może i nie był to zadziwiający inteligencją wniosek, ale dla
mnie to i tak było dużo. W końcu chodziło o poskładanie fragmentów mojego życia
w całość.
Postanowiłam, że do Larry’ego zadzwonię jedynie
w asyście Josha, po czym przeszłam do następnej wiadomości. Zrobiła na mnie o
wiele większe wrażenie od poprzedniej.
– Z tej strony Marcus. – Marcus? Czy to nie był
ten przyjaciel Josha, który za mną nie przepadał, bo myślał, że lecę tylko na
pieniądze? Jego głos by do tej tezy pasował. Był szorstki i chłodny, choć
niewątpliwie męski. – Josh powiedział mi, co się stało. Powinniśmy porozmawiać,
Amanda. Ktoś powinien ci to i owo wyjaśnić. Zadzwoń do mnie.
O, po moim trupie. Jeśli ten facet chciał mi
wyjaśniać, że byłam interesowną dziwką, to wcale nie miałam ochoty o tym
słuchać. Ale z drugiej strony…
Brzmiał poważnie. Nawet jeśli chodziło mu tylko
o Josha i uświadomienie mi mojego charakteru, traktował to bardzo serio. A
jeśli miał rację? Co, jeśli faktycznie byłam łowczynią posagów? Co, jeśli
miałam zły charakter? Przecież mogłam z tego powodu nie mówić Joshowi o sobie
całej prawdy.
Z drugiej strony, gdybym chciała zatuszować, że
chodziło mi tylko o jego pieniądze, wtedy chyba próbowałabym postawić siebie w
jak najlepszym świetle, zamiast udawać kogoś bez wykształcenia. Więc to też nie
miało sensu. Już nic z tego nie rozumiałam.
Westchnęłam, po czym odsłuchałam trzecią
wiadomość. Co tylko przyczyniło się do zwiększenia mętliku w mojej głowie.
– Do diabła, Mandy, odezwij się! – Dźwięk tego
głosu sprawił, że musiałam usiąść na łóżku. Niósł ze sobą jakieś nieokreślone,
zamglone wspomnienie; kojarzył mi się ze słońcem i śmiechem, i zapachem
rozgrzanej ziemi. Jezu. To było wspomnienie, prawda? Wspomnienie związane wcale
nie z moim narzeczonym czy którąś z przyjaciółek, ale zupełnie mi obcym facetem
o głębokim, nieco szorstkim głosie! – Wiem, co mówiłaś o nagrywaniu się na
poczcie, ale po prostu daj znać, czy wszystko w porządku. Niepokoimy się.
Koniec nagrania. Przesłuchałam je jeszcze raz,
ale wszelkie wrażenia zniknęły, znowu pozostawiając po sobie pustkę. Nie byłam
już nawet pewna, czy to faktycznie było wspomnienie. Może raczej coś dużo mniej
znaczącego, jakieś niejasne wrażenie, związane wcale nie z głosem, a sposobem,
w jaki mnie ów głos nazwał?
Mandy. Do tej pory widziałam to zdrobnienie
jedynie na karteczce dołączonej do bukietu kwiatów, dostarczonego mi do
szpitala. Wiedziałam więc, że używała go tylko jedna osoba. Mój były chłopak,
Ryan.
Czyżby to on nagrał się na moją pocztę, prosząc,
żebym się odezwała? Poszukałam numeru, ale okazało się, że dzwonił z
zastrzeżonego. Więc nawet gdybym chciała do niego oddzwonić, niby jak miałam to
zrobić? Nie miałam go na liście kontaktów.
Oczywiście zakładając, że chciałabym do niego
dzwonić, a przecież nie chciałam. Chodziło tylko o to… Chodziło o to, że w jego
głosie słyszałam autentyczne zaniepokojenie. Jakby faktycznie się o mnie
martwił. Nie brzmiał jak szalony były chłopak, nachodzący mnie od pół roku i
próbujący mnie zabić. Brzmiał jak normalny, zdrowy facet, zaniepokojony stanem
mojego zdrowia. Skądś wiedział, że trafiłam do szpitala i że z niego wyszłam.
Skąd? I dlaczego po prostu się nie pokazał, jeśli chciał wiedzieć, co się ze
mną dzieje?
I dlaczego w tym pierwszym zdaniu brzmiał tak,
jakby był zły, że się nie odezwałam? Przecież chyba się tego nie spodziewał…?
Może to w ogóle nie był Ryan. Może to był ktoś
zupełnie inny. Faktem jednak pozostawało, że tylko o nim wiedziałam, że używał
mojego zdrobnienia. Mogłam więc chyba zrobić takie założenie, tak na potrzeby
moich rozmyślań.
Co on miał na myśli, mówiąc „wiem, co mówiłaś o
nagrywaniu się na poczcie”? I skąd ta liczba mnoga na końcu? Kto niby niepokoił
się o mnie oprócz niego? Ze słów Josha wynikało przecież, że nie miałam nikogo
bliskiego, a kiedy przeprowadziłam się do Nowego Jorku, odcięłam się od swojego
wcześniejszego życia. Nic z tego nie rozumiałam.
Może powinnam pokazać to nagranie Joshowi, może
on wiedziałby na jego temat więcej. Coś we mnie jednak sprzeciwiało się takiemu
rozwiązaniu. To była moja poczta i moje wiadomości, a ktokolwiek i z jakiegokolwiek
powodu je nagrał, dzwonił do mnie, więc raczej nie chciał, żeby odsłuchiwał je
ktoś inny. I myślałam już nie tylko o Ryanie, ale także o Marcusie. Tak czy
inaczej, czułam, że powinnam to załatwić sama.
Co niestety oznaczało, że będę się poruszać po
omacku. Miałam co do tego złe przeczucia.
Zerknęłam na zegarek. Dochodziła dziewiąta, Josh
pewnie właśnie zaczynał pracę. Zagryzłam wargę, wahając się, ale w końcu
znalazłam na liście kontaktów odpowiedni numer i go wybrałam. Skoro miałam się
poruszać po omacku, mogłam sobie chyba pozwolić na nietypowe zachowania,
prawda? Dzwoniono do mnie, więc oddzwaniałam. Proste.
– Amanda, nareszcie. – Usłyszałam znowu ten
chłodny, opanowany głos. – Jak się czujesz?
– Nie za dobrze, dziękuję za troskę –
odpowiedziałam swobodnie, choć ręce mi się nieco trzęsły. Co innego rozmawiać z
ludźmi, którym na mnie zależało i którzy naprawdę chcieli, żebym wróciła do
zdrowia, a co innego z człowiekiem, który twierdził, że polowałam na pieniądze
jego przyjaciela. Marcus z pewnością miał o mnie złe zdanie. – Lekarz zabronił
mi wychodzić z domu przez najbliższe dwa tygodnie.
Może to i nie była do końca prawda – ostatecznie
nie czułam się bardzo źle, mogłabym sobie pewnie pozwolić na wyściubienie nosa
do kawiarni naprzeciwko apartamentowca Josha – ale po co miałam o tym mówić
Marcusowi. I tak nie zamierzałam się wysilać, żeby się z nim spotkać. To była
dobra okazja, żeby się przekonać, jak bardzo jemu zależało na rozmowie ze mną.
– To prawda, że straciłaś pamięć? – indagował
dalej, nadal tym beznamiętnym tonem. Kiedy przytaknęłam, dodał sztywno: –
Przykro mi to słyszeć.
– Przykro ci, bo czegoś ode mnie chciałeś? –
dopowiedziałam beztrosko. Kiedy nie odezwał się, stwierdziłam protekcjonalnie:
– Proszę, nie traktuj mnie jak idiotki. Josh mi o tobie opowiadał. Podobno za
sobą nie przepadamy.
– Może i tak, ale to przecież nie znaczy, że źle
ci życzę – odparł spokojnie. Prychnęłam.
– Jak dla mnie, to dokładnie to znaczy.
Dzwoniłeś do mnie, więc oddzwaniam. Teraz mi powiesz, o co chodziło? Bo mam dziwne
wrażenie, że to nie był bezinteresowny telefon.
W słuchawce usłyszałam szorstki, pozbawiony
wesołości śmiech Marcusa.
– Jesteś pewna, że straciłaś pamięć? – zapytał
uprzejmie. – Bo brzmisz tak, jakbyś mnie świetnie znała i orientowała się w
sytuacji.
– Wrodzona inteligencja – syknęłam. – Wystarczy
mi parę słów, żeby połapać się w moim życiu.
To było kłamstwo dużo większe od tych
wszystkich, którymi raczyłam Josha i Zoey, odkąd zaczęłam się powoli poznawać
na nowo. W końcu im dalej w to wszystko brnęłam, tym mniej z mojego życia
rozumiałam.
– Och, inteligencji ci nigdy nie odmawiałem –
przyznał Marcus lekko, drwiąco. – W końcu to ona kazała ci się zainteresować
Joshem.
– Z tego, co wiem, poznaliśmy się przypadkiem –
odparłam, nie przejmując się zupełnie jego słowami. – Chyba nie możesz uznać,
że to było ukartowane.
– Przejdźmy do konkretów, bo nie mam czasu ani
ochoty przerzucać się z tobą słowami przez cały dzień – prychnął Marcus,
najwyraźniej wreszcie wyprowadzony z równowagi. – Poza tym sama musisz przyznać,
że to nie byłoby w porządku, biorąc pod uwagę okoliczności i twój stan.
– Przyznaję – udało mi się wtrącić. Marcus udał,
że tego nie dosłyszał, zamiast tego kontynuując:
– Dzwoniłem do ciebie, owszem, i to nie miało
nic wspólnego z Joshem ani z twoim wypadkiem. Muszę z tobą porozmawiać.
– O czym? – Czując coraz większy ból w klatce
piersiowej, położyłam się na łóżku. Może jednak wyjście do kawiarni naprzeciwko
apartamentowca Josha nie byłoby najlepszym wyjściem.
– O dniu, w którym trafiłaś do szpitala. O tym,
jak wpadłaś do mnie do biura, a potem… zdarzył się ten wypadek.
Wypadek? Chodziło mu o mój wypadek? Brzmiało to
tak, jakby miał na myśli coś innego. Zresztą wcześniej powiedział przecież, że
ta rozmowa nie miała z tym nic wspólnego. Nic z tego nie rozumiałam. Więc co
właściwie miał na myśli?
I wtedy przypomniały mi się słowa Josha, jedne z
pierwszych, jakie usłyszałam od niego w pierwszy dzień po przebudzeniu. Wtedy
nie zwróciłam na nie większej uwagi, bo okoliczności nie były sprzyjające, a dla
mnie wszystko było nowe, włącznie z moim narzeczonym, ale gdy usłyszałam to
znowu od Marcusa, wszystko wróciło. Tylko że Josh, o ile pamiętałam, mówił o
tym „incydent”.
Wytężyłam pamięć i przypomniałam sobie.
Powiedział wtedy To był naprawdę straszny
dzień, najpierw ten incydent w firmie, a potem ty. Więc może rzeczywiście
coś było na rzeczy. Pytanie, dlaczego Marcus zwracał się z tym do mnie.
– Mam amnezję, pamiętasz? – przypomniałam mu
uprzejmie. – Całkowitą. Kiedy tydzień temu obudziłam się w szpitalu, nie
wiedziałam nawet, jak się nazywam. Naprawdę oczekujesz, że będę pamiętała
okoliczności jakiegoś wypadku w waszej firmie? O co ci chodzi?
– Więc skąd wiesz, że chodzi o wypadek w firmie?
– Oczywiście natychmiast podchwycił moje słowa. Westchnęłam.
– Bo Josh raz przypadkiem o tym wspomniał. Ale
nie mam pojęcia, o jaki wypadek chodziło, ani dlaczego zwracasz się z tym
akurat do mnie.
– Spotkajmy się, to wszystko ci wyjaśnię –
powiedział tonem, który był raczej rozkazem niż prośbą. Roześmiałam się.
– Jak już wspominałam, nie mogę na razie
wychodzić z domu. Więc albo przyjedziesz do mieszkania Josha, albo porozmawiasz
ze mną przez telefon. Chcę wiedzieć, o co chodzi, Marcus. Czego ode mnie
chcesz?
Przez moment w telefonie panowała cisza.
Zaczęłam się już zastanawiać, czy nie przeholowałam i czy zaraz nie odłoży
słuchawki, ale kiedy już miałam się ponownie odezwać, usłyszałam znowu jego
głos, mówiący:
– Dobrze, ale mówię ci o tym tylko dlatego, że
nie mam czasu jechać do ciebie przez miasto. Słuchaj, nie wiem, co stało się
tamtego dnia, ale wiem, że maczałaś w tym palce. Nawet jeśli teraz nic nie
pamiętasz, i tak wydobędę z ciebie, co się wtedy stało.
To było ciekawe. Jak zamierzał to zrobić, poddać
mnie hipnozie? To mogłoby być co najmniej interesujące. Choć z drugiej strony,
wcale nie byłam pewna, czy chciałam, żeby ktoś gmerał mi w głowie. Jeszcze by
coś uszkodzili.
– W czym dokładnie maczałam palce? – zapytałam
uprzejmie, słodko. Marcus westchnął niecierpliwie.
– W ten dzień, kiedy miałaś wypadek, przyszłaś
do mnie do biura. Spędziłaś u mnie ledwie parę minut, ale Brad, który pracuje
na dole w ochronie, przysięgał, że nie było cię dużo dłużej. Ciekawe, co w tym
czasie robiłaś? I ciekawe, że zupełnym przypadkiem w tym samym czasie jeden z
naszych dyrektorów popełnił samobójstwo, wyskakując przez okno.
Zamarłam. Tego się z pewnością nie spodziewałam!
To znaczy, nie miałam pojęcia, czego się spodziewać, ale na pewno nie tego.
Jeśli rzeczywiście byłam zamieszana w czyjąś śmierć, to moja amnezja tylko
wszystko komplikowała. Nie mogłam się nawet bronić, skoro nie pamiętałam
tamtego dnia.
Zaraz, spokojnie. Nikt nie powiedział, że
musiałam się w ogóle bronić. Samobójstwo jakiegoś dyrektora i ja, będąca w tym
samym budynku w tym samym czasie, jeszcze nie sugerowały żadnych powiązań. To
musiał być zbieg okoliczności i tyle. Może ochroniarz twierdził, że nie było
mnie dłużej, bo w międzyczasie wpadłam jeszcze do Josha? A może zacięłam się w
windzie? Albo poszłam do toalety? Przecież wszystko było możliwe.
Więc skąd się właściwie wzięła ta rozmowa?
– I dlaczego ja miałabym mieć z tym coś
wspólnego? – zapytałam więc spokojnie, wcale nie pokazując po sobie niepokoju,
jaki w tamtej chwili odczuwałam. – Znałam tego dyrektora? Mieliśmy jakieś
wspólne sprawy? A może policja uznała, że to wcale nie było samobójstwo?
– Nie, znaleźli odciski palców na oknie.
Wyglądało na to, że sam je otworzył i przez nie wyskoczył – przyznał niechętnie
Marcus. – Ale wyglądało też na to, że nie był sam. Było już dosyć późno, piętro
było puste, ale pani Briars, nasza sprzątaczka, przechodząc niedaleko, słyszała
kłótnię, podniesione głosy. Nie była pewna, ale twierdziła, że jeden z nich był
kobiecy.
– To jedyny argument, jaki masz? – zadrwiłam
sceptycznie. – Kobiecy głos, więc z pewnością to ja tam byłam i namówiłam go do
skoku? Nie powiedziałeś mi w ogóle, czy znałam tego człowieka?
– Z tego, co wiem, to nie – odparł Marcus z
oporami. – To był jeden z najstarszych pracowników firmy, przyjaciel ojca
Josha. Ale faktem pozostaje, że ty kręciłaś się w tamtym czasie po firmie, a on
z kimś rozmawiał. Z kimś, kto nie przyznał się potem do obecności w biurze
przed policją.
Wywróciłam oczami. Ten facet był nienormalny.
Mogłam podejrzewać się o wiele rzeczy, o ukrywanie znajomości języków obcych
czy inne małe kłamstewka, którymi karmiłam Josha, ale przecież nie o to, że
byłam zamieszana w śmierć jego współpracownika! Co za głupota. Ten facet musiał
mieć fioła.
– Tak, to z pewnością byłam ja – zadrwiłam
znowu. – Bo przecież jestem winna całemu złu tego świata. A co pokazały kamery?
– To kolejna interesująca sprawa – przyznał, a
jego głos aż ociekał jadem. – Kiedy Josh i policja poprosili Brada o taśmy z
monitoringu, okazało się, że w tym najbardziej nas interesującym momencie
system doznał, jak to określili, „niewielkiej usterki”… Krótko mówiąc, taśma
zapętliła się na jakieś pół godziny.
Prychnęłam z niedowierzaniem.
– Nic nie wiem o swoich umiejętnościach w tej
dziedzinie – odparłam z irytacją. – Sądzisz, że to też zrobiłam? Popsułam
kamery? Ponieważ w tej chwili nawet ty znasz mnie z pewnością lepiej ode mnie
samej, może sam odpowiesz na moje pytanie: Potrafiłabym coś takiego zrobić?
Znowu cisza w słuchawce. A potem Marcus
odpowiedział niechętnie:
– Nie, nie sądzę, żebyś potrafiła.
Parsknęłam śmiechem.
– Wiesz, cała ta rozmowa jest po prostu
idiotyczna – stwierdziłam w końcu. I dziwne, że dopiero wtedy, chyba tylko
dlatego, że chciałam się dowiedzieć, o co w ogóle mu chodziło. – Według ciebie
weszłam do firmy pod pretekstem rozmowy z tobą, zepsułam system monitoringu,
poszłam do zupełnie obcego mi faceta i namówiłam go, żeby skoczył z okna, tak?
Brałeś jakieś leki, kiedy to wymyśliłeś?
– Po prostu chcę wiedzieć, co robiłaś, kiedy
wyszłaś z mojego biura. Nie twierdzę, że masz coś wspólnego ze śmiercią
Andersona.
– Nie, jasne, a dzwoniłeś do mnie z czystej
życzliwości. Słuchaj, nie wiem, co wtedy robiłam, bo mam amnezję. Pamiętasz
jeszcze? – Prychnęłam. – A teraz wybacz, muszę trochę odpocząć. Ostatnie parę
minut wyprowadziło mnie z równowagi.
– Nigdy bym nie poznał po twoim głosie –
mruknął. – Amanda, to jeszcze nie koniec.
– Przeciwnie, to właśnie jest koniec –
zaprotestowałam. – Do widzenia, Marcus.
– A żebyś wiedziała…
Rozłączyłam się, zanim zdążył skończyć kolejną
wypowiedź. Z westchnieniem rzuciłam komórkę na łóżko, czując zimny powiew
paniki na karku. Zamknęłam oczy i skupiłam się na równomiernym oddychaniu, bo
bardzo mi się to wszystko nie podobało. Dlaczego tak reagowałam? Przecież nic
się nie stało. To był tylko zawistny, głupi człowieczek, który myślał, że jak
oskarży o coś paskudnego kobietę, której nie lubi, to coś ugra, a może nawet
skorzysta z jej amnezji. Nic z tego, kolego, nawet bez wspomnień potrafiłam się
bronić.
Powinnam spytać o to Josha, uświadomiłam sobie,
kiedy wreszcie udało mi się jako tako uspokoić. Powinnam opowiedzieć mu o
rozmowie z Marcusem, po czym wypytać o wszystko, co mógł wiedzieć na temat tego
Andersona. A jeśli to rzeczywiście nie był przypadek, że akurat w tym samym
czasie znalazłam się w firmie i poszłam porozmawiać z Marcusem? Oczywiście było
to mało prawdopodobne, ale co, jeśli jednak znałam tego człowieka i w jakiś
sposób byłam zamieszana w jego śmierć? Może Marcus miał większą intuicję, niż
mogłam go posądzać?
Cholera. Wcale mi się nie uśmiechała taka
rozmowa z Joshem. W zasadzie nie wiedziałam, po co poszłam do Marcusa i miałam
dziwne wrażenie, że Josh też nie będzie tego wiedział. A jeśli nie było go w
tamtej chwili w swoim biurze, to tylko oznaczało, że zrobiłam to specjalnie. Że
specjalnie wybrałam moment, kiedy mojego narzeczonego nie było w firmie. Po co?
Żeby spokojnie załatwić swoje sprawy, nic mu o tym nie mówiąc? Cholera. Wcale
mi się to nie podobało.
Jakiekolwiek tajemnice miałam jeszcze przed
Joshem, o tej powinnam mu powiedzieć. Bo tutaj nie chodziło o żadne bzdury,
tylko o śmierć człowieka. Skoro coś takiego miało miejsce, skoro Marcusowi
przyszło do głowy mnie o to obwiniać, musiałam mieć czym się bronić. Na wszelki
wypadek.
Po południu wpadła do mnie Scarlett. Usadziłam
ją w fotelu w salonie, zupełnie jak niedawno zrobiłam to z Zoey, a sama
położyłam się na kanapie, uprzednio przygotowawszy nam herbatę i ciasteczka,
chociaż Scarlett prosiła, żebym się z jej powodu nie przemęczała. Całkiem
przyjemnie mi się z nią gawędziło, bo opowieściami o wspólnej pracy udało jej
się odsunąć moje myśli od tych najbardziej mnie nurtujących problemów.
Wyglądało na to, że lubiłam swoją pracę, co było o tyle interesujące, że kiedy
myślałam o aerobiku, nie odczuwałam tym tematem jakiejś większej fascynacji.
Ale cóż, nie odczuwałam też fascynacji Joshem, a przecież przed wypadkiem był
podobno moją miłością i prawie narzeczonym. Może potrzebowałam tylko czasu, by
sobie przypomnieć te uczucia i znowu zacząć do niego czuć coś podobnego?
Owszem, Josh był miły, sympatyczny i pomocny.
Ale… Czegoś mi w nim brakowało, czegoś, czego nie umiałam nazwać,
podejrzewałam, że nie tylko z powodu mojej amnezji. Ale przed wypadkiem chyba
to coś w nim widziałam, skoro chciałam za niego wyjść, prawda? To na pewno była
kwestia czasu. Tak, byłam przekonana, że to, co do niego czułam, wróci, kiedy
tylko wrócą moje wspomnienia. Albo nawet wcześniej.
W końcu, nie mogąc dłużej tego wytrzymać,
zapytałam Scarlett o Josha. Spojrzała na mnie uważnie i odparła:
– No cóż, ja zawsze uważałam, że powinnaś się go
trzymać.
Zmarszczyłam brwi.
– Serio? – zapytałam z niedowierzaniem. – Bo po
twojej reakcji w szpitalu sądziłam raczej, że za nim nie przepadasz.
– To nie tak – odparła, wzdychając. – Słuchaj,
ostatnim razem chyba zrobiłam niewłaściwe wrażenie. To nie tak, że nie lubię
Josha. To porządny facet i ma wobec ciebie dobre zamiary, a dla takich
dziewczyn jak my, trochę dryfujących przez życie, to dobre zakotwiczenie. –
Mrugnęła do mnie. – Rzecz w tym, że w waszym przypadku wszystko działo się za
szybko. Nadal się dzieje, skoro przez ten wypadek zamieszkaliście razem. Wiem,
że Josh chciałby sobie wszystko maksymalnie ułatwić, dlatego pewne sprawy przed
tobą zataił.
Albo nie chciał dwa razy oglądać tej samej
reakcji, dodałam w myślach. W końcu nadal nie mogłam przejść do porządku
dziennego nad sposobem, w jaki potraktował Cassie, i byłam pewna, że kiedy
dowiedziałam się o tym poprzednim razem, zareagowałam podobnie. Bo przecież
gdyby tak nie było, Josh nie miałby oporów przed powiedzeniem mi prawdy.
Dla niego to było jak spowiadanie się od nowa.
Nie tylko dla mnie ta amnezja okazała się utrudnieniem w życiu, dla niego też
musiała nim być.
– Wiesz, Amanda, zawsze pochlebiałam sobie, że
znam się na ludziach – kontynuowała tymczasem Scarlett. – Od pierwszego rzutu
oka potrafię rozpoznać pewne… typy, tak to nazwijmy. Wiesz, jakim typem ty
jesteś? – Pokręciłam przecząco głową. – Wędrownym. Jesteś wędrowną duszą. Wiesz,
taką dziewczyną, która nie potrafi nigdzie zagrzać miejsca, która zmienia
miasta i pracę co pół roku, nigdzie nie zostaje dłużej, do niczego się nie
przywiązuje. Widać to w twoich oczach… Widziałam to od pierwszego dnia, kiedy
przyszłaś do pracy. A kiedy poznałaś Josha i zaczęłaś się z nim spotykać,
pomyślałam, że może to jest twój sposób na zagrzanie miejsca. Na zakotwiczenie.
Że dzięki niemu przestaniesz się tułać po świecie. Dlatego wam kibicowałam. –
Zakończyła wzruszeniem ramion, bagatelizując całą sprawę, choć ja myślałam o
jej wypowiedzi dokładnie odwrotnie.
Byłam wędrowną duszą? Więc w ilu miejscach
mieszkałam? Wiedziałam tylko o Pasadenie, Josh mówił o tym miejscu tak, jakbym
spędziła tam całe swoje życie. Jeśli jednak była tylko kolejnym przystankiem w
moim życiu, to zakładając, że nigdy nie wróci mi pamięć, raczej nie było szans,
żebym dowiedziała się czegoś więcej o swojej przeszłości. Mogłam pytać o
wszystko, co dotyczyło Nowego Jorku, ale to było tylko ostatnie pół roku. A
wcześniej? Chyba nie było sposobu, żebym czegoś o tym się dowiedziała.
– Ale myślisz, że go kochałam? – zapytałam,
kiedy byłam już w stanie. – To znaczy… że go kocham?
Scarlett ponownie wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, Amanda. Zawsze byłaś raczej
zamknięta w sobie – przyznała. – Ale widziałam, jak na niego patrzysz, jak go
traktowałaś, jak cieszyłaś się, gdy przychodził, nawet zanim jeszcze się
zeszliście… I miałam wrażenie, że tak. Może tylko chciałabym, żeby tak było,
ale wydaje mi się, że nie. Że faktycznie coś do niego czułaś. Teraz pewnie nie
jesteś tego taka pewna?
Westchnęłam.
– Na to trzeba czasu, Scarlett, a mnie nie dano
czasu – odparłam z lekką frustracją. – Obudziłam się, zobaczyłam obcego sobie
człowieka i zostałam postawiona przed faktem dokonanym. To mój narzeczony. Sama
nie wiem, co myśleć, co czuć. Muszę się najpierw z tym wszystkim oswoić, poznać
swoje życie.
Musiałam przyznać, że było mi z tego powodu
bardzo przykro. W końcu mieszkałam w jego domu, przyjmowałam jego opiekę, jakby
to było coś oczywistego – miałam go za najbliższego mi człowieka, mojego
narzeczonego. Ale czy faktycznie chciałam, żeby nim był – to już inna sprawa. I
to już nie było z mojej strony w porządku.
Uznałam jednak, że nie powinnam mieć z tego
powodu wyrzutów sumienia. Było tak, jak mówiłam Scarlett – potrzebowałam czasu.
Byłam pewna, że z czasem wszystko się zmieni, a ja oprócz wdzięczności zacznę
czuć do Josha coś więcej.
A raczej… miałam taką nadzieję.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz