15. Spotkanie z wrogiem


Rano znowu wyszłam po kawę, a wracając, odebrałam pocztę. Okazało się, że słusznie zrobiłam, bo wśród kilku zaadresowanych do Josha listów ze zdziwieniem znalazłam jeden do mnie, bez nadawcy, za to opisany zdecydowanym, stanowczym ruchem dłoni, charakterem pisma, które wcześniej już widziałam. W szpitalu na karteczce z życzeniami powrotu do zdrowia dołączonymi do bukietu kwiatów.
To był list od Ryana.
Przypomniałam sobie SMS z poprzedniego wieczora, który przezornie wykasowałam natychmiast po odczytaniu. Serce podeszło mi do gardła, ale nie pokazałam nic po sobie, uśmiechając się przelotnie do Jake’a i idąc powoli w kierunku windy. Pamiętałam, że wszędzie były kamery, i nawet jeśli nikogo nie interesowało, co trzymałam w rękach, na wszelki wypadek wolałam poczekać z otwarciem koperty, aż dojdę do mieszkania.
Już w środku rzuciłam resztę listów na szafkę pod drzwiami, gdzie zwykle zostawiałam pocztę dla Josha, a potem usiadłam na kanapie, pociągając łyk gorącego cappuccino. Jednym ruchem rozerwałam kopertę i wytrząsnęłam na stolik jej zawartość, na którą składały się dwa kolorowe zdjęcia i kawałek papieru.
Papier póki co zignorowałam, za to rzuciłam się na zdjęcia. Na pierwszym z nich zobaczyłam siebie – o kilka lat młodszą, z długimi, prostymi, ciemnymi, związanymi z tyłu głowy włosami. A więc taki był mój naturalny kolor! Ciemnobrązowy, prawie czarny. Całkiem ładny. Chyba podobał mi się bardziej od blond i zdawało mi się, że lepiej w nim wyglądałam. Ale niech tam, nie to w tamtej chwili było istotne.
Na zdjęciu uśmiechałam się i trzymałam za rękę starszego o kilka lat mężczyznę, który wyraźnie gdzieś mnie ciągnął. Musieliśmy się w tamtej chwili obydwoje śmiać, bo beztroska i radość były doskonale widoczne na naszych twarzach. Mężczyzna był ubrany w ciemny garnitur i poznałam go natychmiast – to był Ryan.
Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się zdjęciu dokładniej, próbując ustalić jakieś szczegóły. Znajdowaliśmy się na zewnątrz, przed jakimś domem, i był środek ciepłego, słonecznego dnia – poza tym nie było w zdjęciu nic szczególnego. Ile mogłam mieć wtedy lat? Trudno było mi to określić. Sądząc jednak po różnicy wieku w przypadku Ryana, było to bliżej czasów obecnych niż wspomnienia z huśtawką. Dwa, trzy lata temu? Nie, nie potrafiłam tego określić. Odwróciłam zdjęcie w nadziei, że ujrzę tam datę, i faktycznie, była. Lipiec 2008. A więc trzy lata temu.
Odłożyłam zdjęcie z mieszanymi uczuciami i przyjrzałam się dla odmiany drugiemu, w nadziei, że odsunie to moje myśli od Ryana. Nawet mi się udało, bo na drugim go nie było. W przeciwieństwie do pierwszego, to było pozowane i robione zupełnie inną porą roku. We wnętrzu jakiegoś domu, którego nie znałam, ale po choince w tle domyśliłam się, że to musiało być Boże Narodzenie. Oprócz mnie na zdjęciu znajdowały się trzy uśmiechnięte osoby, a po moim wyglądzie domyśliłam się, że musiało być zrobione wcześniej od tamtego. Przyjrzałam się więc osobom, które na tym zdjęciu obejmowałam.
Z jednej strony była młoda dziewczyna, może w moim wieku. Nieco niższa ode mnie, miała kręcone, rude włosy, jasną karnację skóry i delikatne rysy twarzy; uśmiechała się oszczędnie, ale w jej oczach błyszczało rozbawienie. Nie była bardzo szczupła, ale ładnie zaokrąglona. Patrzyła prosto w obiektyw, w przeciwieństwie do mnie, bo ja oglądałam się na drugą kobietę, stojącą po mojej lewej.
Ta z kolei była dużo starsza; mogła mieć jakieś pięćdziesiąt lat lub trochę mniej. I była do mnie podobna, bardzo podobna. Te same ciemne włosy, ten sam kształt nosa i ust, inteligencja w spojrzeniu, szczupła sylwetka. Nawet wzrostem byłyśmy do siebie podobne. Odsunęłam od siebie zdjęcie, wzdychając głęboko.
Czy to mogła być… Czy to była moja matka?!
Potrzebowałam chwili, zanim ponownie spojrzałam na zdjęcie. Jezu. To było takie dziwne uczucie, zobaczyć tę obcą kobietę i zastanawiać się, czy byłam z nią spokrewniona. A może jednak nie? Przyjrzałam się zdjęciu uważniej. Podobna czy nie, to nie mogła być moja matka, prawda? Przecież Josh mówił, że nie żyła, że umarła parę lat wcześniej. No tak, ale nie podał dokładnych dat…
Obok kobiety stał, obejmując ją lekko, mężczyzna w podobnym wieku, szpakowaty, o krótko obciętych, kędzierzawych włosach. Pewny siebie wyraz twarzy, zdecydowanie w oczach, wyraziste rysy twarzy i mocno wysunięta dolna szczęka – wszystko wskazywało na to, że ten facet to nie przelewki. Był wysoki i dobrze zbudowany, widać było, że mimo lat zachowywał formę. Wyglądał sympatycznie, ale też na człowieka, z którym nie warto zadzierać. Chociaż uśmiechał się do obiektywu, byłam dziwnie pewna, że nie chciałabym zobaczyć jego gniewu.
Odwróciłam zdjęcie i zapatrzyłam się w kolejny podpis, również wykonany ręką Ryana. Święta u Griffinów, 2006. A więc miałam wtedy dwadzieścia dwa lata…
Zaraz, zaraz. Przypomniałam sobie nagle. To nazwisko, Griffin? Czyżby ta ciemnowłosa kobieta na zdjęciu to była właśnie Victoria Griffin? Ta sama, do której domu wybrałam się do New Jersey w dzień mojego wypadku?
Zmarszczyłam brwi. No dobrze, więc jednak ją znałam. I co z tego? Nadal nie wiedziałam, kim dla mnie była, poza tym, że nie mogła być moją matką, nazwiska się nie zgadzały. Więc co, ta rudowłosa dziewczyna była jej córką? I moją przyjaciółką? Nic z tego nie rozumiałam.
Z niechęcią odłożyłam zdjęcia na blat stolika i ukryłam twarz w dłoniach. Cholerna, pieprzona amnezja. Żadna z tych twarzy nie wydała mi się znajoma, jeśli dla Ryana to miał być dowód, to naprawdę kiepski. I właściwie na co? Że znaliśmy się w Pasadenie, że miał moje zdjęcia, na których spędzałam święta wraz z nim i innymi znajomymi? Bo przecież ani przez chwilę nie wątpiłam, że to on robił to drugie zdjęcie. Inaczej by go tak nie podpisywał.
Co miały mi dać te zdjęcia? Przez nie mętlik w mojej głowie tylko się zwiększył. Ci ludzie… Dlaczego zerwałam z nimi kontakt, wyjeżdżając do Nowego Jorku? I Ryan… Na tym naszym wspólnym zdjęciu wcale nie wyglądał na zazdrosnego paranoika. A ja nie wyglądałam, jakbym go nienawidziła. Wręcz przeciwnie, widziałam w swoich oczach ciepłe uczucia, których na próżno szukałam w stosunku do Josha. Co więc takiego się stało, że go zostawiłam, że uciekłam od niego na drugi koniec Stanów? I jak, do diabła, miałam się tego dowiedzieć?!
I właśnie wtedy sięgnęłam po dołączoną do zdjęć karteczkę. Przeczytałam krótką notatkę, którą nabazgrał na niej Ryan, i musiałam przyznać, że dobrze sobie to wykombinował. Naprawdę, całkiem nieźle.
Chcesz wiedzieć więcej? Zadzwoń.
Poniżej zapisano numer telefonu, na widok którego zawahałam się. Czy naprawdę chciałam to zrobić? Josh zapewniał mnie, że Ryan był niebezpieczny. Sama nie widziałam innej osoby, która mogłaby chcieć mojej śmierci, włamywała się do wszystkich mieszkań, z którymi miałam coś wspólnego i wpychała mnie pod pociąg. Nie wyglądało przecież na to, żebym miała jakieś inne kłopoty. Musiało chodzić o Ryana. Choć z drugiej strony wcale nie wierzyłam, żeby on był do tego zdolny.
Westchnęłam, nie mogąc oderwać wzroku od numeru. Ale przecież mogłam z nim porozmawiać przez komórkę. W ten sposób nic mi nie groziło. A nawet jeśli on zamierzał mi naopowiadać kłamstw, nie musiałam w to przecież wierzyć. Znał mnie. Niewątpliwie mnie znał, i to od wielu lat, mógł powiedzieć mi o wielu rzeczach, o których Josh nie miał pojęcia. Może wiedział też, dlaczego ukrywałam pewne sprawy przed moim narzeczonym? Może wiedział coś, co wreszcie rozplątałoby ten straszny mętlik w mojej głowie?
Ciągle się wahając, sięgnęłam po komórkę. Mimo wszystko czułam się tak, jakbym zdradzała Josha. A jeśli jednak narażałam się na niebezpieczeństwo? Nie wiedziałam tylu rzeczy, tyle mogłam nie wziąć pod uwagę, że wcale by mnie to nie zdziwiło. Josh nie ufał Ryanowi i to nie bez powodu, i nie tylko dlatego, że był moim byłym facetem. Ostrzegał mnie przed nim.
Ale ostrzegał mnie, bo sama mu o czymś opowiedziałam. Tymczasem Ryan twierdził, że to wcale nie była prawda. Więc komu mogłam wierzyć?
I skąd te słowa, że nie jestem tą osobą, za którą się podaję? Więc kim niby byłam?
Szybko, zanim zdążyłam się rozmyślić, wybrałam zapisany na karteczce numer. Serce przyspieszyło mi nieco, gdy wsłuchiwałam się w sygnał, czekając, aż Ryan odbierze telefon. W końcu jednak, kiedy to zrobił, pozostałam zadziwiająco spokojna.
– Halo. – Jego głos był nieco ochrypły, jakbym go obudziła. Spojrzałam odruchowo na zegarek; dochodziła dziesiąta. Nie, chyba jednak niemożliwe.
– Wiesz, chodzi mi po głowie coś takiego… Myślę, że to wspomnienie – odezwałam się swobodnie, a głos nawet mi nie zadrżał. Byłam z siebie bardzo dumna. – Miałam może jakieś dziesięć lat, był ładny, słoneczny dzień, huśtałam się na huśtawce, a ty mnie popychałeś. Tak sądzę, że to byłeś ty.
Przez moment w słuchawce panowało milczenie. A potem usłyszałam:
– Mandy, jak miło, że dzwonisz. Tak, oczywiście, że to byłem ja. W twoim rodzinnym domu na trawniku w ogrodzie stała huśtawka.
– W Pasadenie? – zapytałam niepewnie. Niski, głęboki głos Ryana sprawił, że po kręgosłupie przeszły mi ciarki.
– Tak, w Pasadenie – potwierdził. – Nasi rodzice się przyjaźnili, znamy się praktycznie od dzieciństwa. Pamiętam jeszcze czasy, gdy byłaś niemowlakiem. – Zamilkł na chwilę, po czym dodał: – Skoro dzwonisz, to znaczy, że obejrzałaś sobie zdjęcia? I co zamierzasz teraz zrobić?
Zawahałam się po raz pierwszy od początku tej rozmowy. Nie spodziewałam się jednak, że tak wprost o to zapyta.
– Porozmawiać – odpowiedziałam w końcu zgodnie z prawdą. Ryan mruknął z aprobatą.
– Świetnie, spotkajmy się.
– Nie ma mowy – zaprotestowałam pospiesznie, nadal spokojnie, choć serce już całkiem mi galopowało. – Porozmawiamy przez telefon.
– Nie, nie porozmawiamy przez telefon – odparł Ryan nieco drwiąco. – Boisz się mnie, Mandy? Widziałem to w twoich oczach wtedy, pod kinem.
– Nie boję się – zaprzeczyłam uparcie, choć nie do końca zgodnie z prawdą. Prychnął.
– Skoro nie, to chyba nie powinnaś mieć przeszkód, żeby się ze mną spotkać? Zrozum, to nie jest rozmowa na telefon.
– Dlaczego? – drążyłam dociekliwie, coraz bardziej zirytowana. Ryan milczał przez chwilę, chyba się wahając, po czym odparł w końcu:
– Wiesz, kim jest ta kobieta ze zdjęcia?
– Victoria Griffin? – podsunęłam. Przytaknął. – Wiem tylko, że ją znałam. Nie wiem, kim jest.
– To twoja matka – wyjaśnił, co obudziło we mnie sprzeczne uczucia.
Przecież też tak w pierwszej chwili myślałam. Kiedy pierwszy raz na nią spojrzałam, uznałam, że była do mnie bardzo podobna, że mogłaby być moją matką. Ale to nazwisko, ono zupełnie mi nie pasowało. A przecież było po mężu, tak powiedziała mi staruszka z New Jersey. Więc jakim cudem? I kim wobec tego był mężczyzna obok niej, skoro mój ojciec podobno zmarł, kiedy byłam dzieckiem? Nic z tego nie rozumiałam.
Dałam temu wyraz w swoich kolejnych słowach. Zbyt byłam zirytowana, żeby zachować spokój, dlatego prychnęłam:
– Matka? A nazwisko w takim razie mam po listonoszu?!
– Nie, Mandy – zaprzeczył Ryan spokojnie. – To po prostu nie jest twoje prawdziwe nazwisko.
Tym już całkowicie zamknął mi usta. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć; przez chwilę milczałam i on też milczał, a w końcu pierwszy przerwał tę ciszę, mówiąc:
– Jeśli chcesz wiedzieć więcej, musisz się ze mną spotkać. Obiecuję, że nic ci z mojej strony nie grozi, poza tym możesz wybrać miejsce, jakie tylko zechcesz. Najlepiej w miejscu publicznym. Zgódź się, Mandy.
Przygryzłam wargę, nadal się wahając. Musiałam przyznać, że słowa Ryana prawie mnie przekonały, choć wcześniej twierdziłam, że tak nie będzie, że potraktuję je z należytym sceptycyzmem. Ale brzmiał tak przekonująco… Nie chciałam oszukiwać Josha i robić coś wbrew jego radom, nawet mu o tym nie mówiąc. Przecież było jasne, że jeśli zamierzałam się spotkać z Ryanem, musiałam to zrobić w tajemnicy.
Ale czy wtedy to nie byłoby tak, jakbym go zdradziła? Czy to byłoby w porządku?
I czy to w ogóle miało jakieś znaczenie wobec tego, co próbował mi przekazać Ryan? Nie byłam tym, za kogo się podawałam? Wcale nie nazywałam się Amanda Adams? O co w tym wszystkim, do cholery, chodziło?!
Decyzja podjęła się jakby sama, bez udziału mojego umysłu. Po prostu ze zdziwieniem stwierdziłam, że już w następnej chwili odpowiadałam:
– Dobrze. Spotkajmy się przy wejściu do Central Parku, tym od mojej strony. – Przypomniałam sobie dokładny adres i też mu podałam. – Kiedy?
– Będę za godzinę – obiecał zwięźle Ryan, po czym dodał: – Nie pożałujesz tej decyzji, Mandy.
Serio? Nie byłam taka pewna. W końcu właściwie już żałowałam.
I czułam się bardzo nie w porządku z tym, co zrobiłam.
Kiedy tylko się rozłączyłam, zebrałam zdjęcia i schowałam je do swojej torby, po czym poszłam się przygotować do wyjścia. Założyłam jedną z tych sukienek, które przyniosła mi Zoey, bo w nich było mi najwygodniej, a nie chciało mi się szukać innego stroju, który zakrywałby opatrunek na ramieniu; poprawiłam włosy i makijaż, zapakowałam rzeczy do torby, wszystko razem zajęło mi jakieś dziesięć minut. Kiedy wychodziłam, wiedziałam już, że będę czekać na Ryana kupę czasu, ale nie mogłam wysiedzieć w mieszkaniu, wiedząc, że ta jedna rozmowa mogła zmienić w moim życiu wiele. I wiele rozjaśnić.
Jake zdziwił się, że wychodzę po raz drugi tak szybko, więc wymówiłam się koniecznością zajrzenia do mieszkania na Brooklynie.
– Gdyby dzwonił Josh, przekaż mu, proszę, że jestem u Zacha i Alexa – poprosiłam z uśmiechem, na co Jake pokiwał głową. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz, wyszukałam w torbie swój różowy telefon i wybrałam odpowiedni numer.
– Gdyby dzwonił Josh, jestem u was – zapowiedziałam Alexowi na przywitanie. Mój przyjaciel westchnął w słuchawkę.
– A tak naprawdę gdzie będziesz, księżniczko?
– Słuchaj, wiem, że masz dość kłamania dla mnie – jęknęłam, oglądając się przez ulicę, tak na wszelki wypadek, mimo że było zielone. Lekki wietrzyk sprawił, że włosy zaczęły mi tańczyć dookoła głowy. – To ostatni raz, przysięgam. Mam pewną sprawę do załatwienia i póki co nic nikomu nie mogę powiedzieć. Potem wszystko wyjaśnię. Josh na pewno nie zadzwoni, ale tak na wszelki wypadek, proszę.
Brzmiałam całkiem racjonalnie, prawda? Przebiegłam na drugą stronę ulicy i wyminęłam kilku ubranych na czarno, spieszących dokądś przechodniów. W letniej sukience czułam się tam bardzo nie na miejscu. Z drugiej strony, wcale nie miałam ochoty wtapiać się w tłum.
Alex znowu zaczął wzdychać mi w słuchawkę. Jego niezdecydowanie zaczynało działać mi na nerwy, ale zacisnęłam zęby i wyczekałam cierpliwie, aż w końcu podjął decyzję i odpowiedział:
– No dobrze, Amanda, ale zrozum, że robię to ostatni raz, bo bardzo mi się nie podoba, że okłamujesz Josha. To porządny facet.
– Jasne – syknęłam w słuchawkę, skręcając w kolejną ulicę. Moje obcasy stukały o chodnik, gdy pospiesznie szłam w stronę Central Parku. – Też tak uważam. Nie chcę, żeby się martwił, i właśnie dlatego proszę cię o przysługę. I tak, to będzie ostatni raz. Dzięki.
– Pewnie, księżniczko – mruknął Alex, a kiedy już się rozłączyłam, znienacka poczułam wyrzuty sumienia.
No dobrze, może nie zawsze przestrzegałam reguł. Może nie grałam do końca fair. Ale przecież dopóki nikogo nie krzywdziłam, dopóki nikt przeze mnie nie cierpiał, nic takiego się nie działo, prawda? Nie byłam przecież zła. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Na miejsce dotarłam dobre pół godziny przed czasem. Alejka, w której się znalazłam, była pełna przechodniów, głównie matek z dziećmi, ale także straganiarzy, sprzedających bajgle, słodycze i watę cukrową. Zamierzałam usiąść na jednej z ławeczek i poczekać, ale kiedy rozejrzałam się za jakąś wolną, ze zdziwieniem stwierdziłam, że przejściem od zachodniej strony nonszalanckim krokiem szedł ku mnie Ryan. A więc też spieszył się na to spotkanie, podobnie jak ja!
Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam, tylko tym razem nie miał na sobie garnituru. Był ubrany całkiem nieoficjalnie, w skórzaną kurtkę (mimo że było naprawdę ciepło) i znoszone, ciemne dżinsy. Znowu był nieogolony, aż zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem cały czas udaje mu się zachowywać na twarzy dwudniowy zarost. Szybko jednak te myśli wywietrzały mi z głowy; właściwie gdy tylko zobaczyłam wpatrzoną w siebie parę czarnych jak węgiel oczu.
– Chodźmy stąd – mruknął Ryan na powitanie. – Nikt za tobą nie szedł?
Zmarszczyłam brwi. A co to za gliniarskie nawyki?
– Zwariowałeś? – zapytałam z niesmakiem. Ryan spojrzał na mnie jak na idiotkę, najwyraźniej myśląc to samo o mnie.
– A co, zapomniałaś już o pociągu, który o mało co cię nie przejechał? – odparł uprzejmie. – Gwarantuję ci, że wtedy ktoś śledził cię przynajmniej od dworca.
– A ty niby skąd o tym wiesz? – drążyłam, posłusznie idąc jednak za nim wgłąb Central Parku. Ryan zachowywał się dziwnie: niby szedł obok mnie, ale wcale na mnie nie patrzył. Wzrok miał utkwiony przed siebie, ręce włożone do kieszeni; po chwili milczenia, gdy wyprowadził mnie na główną alejkę, odpowiedział:
– Bo też tam byłem. Chciałem z tobą porozmawiać i zorientować się, co się dzieje, i wtedy zauważyłem, jak facet w kapturze zepchnął cię prosto na tory. Krzyknąłem i ktoś to zauważył, jakiś facet pomógł ci się wydostać, więc ograniczyłem się do wezwania karetki. Odszedłem dopiero wtedy, gdy przekonałem się, że jesteś bezpieczna.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, odsuwając się o krok. On to mówił serio? I tak wprost?! Przecież wiedział, jak to musiało wyglądać.
– Ale skąd wiedziałeś, że tam będę? – podjęłam. – I skąd mam wiedzieć, że to nie ty wepchnąłeś mnie pod ten cholerny pociąg?!
– Ja? A po co niby miałbym to robić, Mandy? – prychnął z rozbawieniem, spoglądając w moją stronę. Zauważyłam jednak, że wcale na mnie nie patrzył; tak naprawdę to nie wiedziałam, co próbował zrobić. – Jesteś moją przyjaciółką, córką ludzi, którzy troszczyli się o mnie tak samo jak moi rodzice. Chcę dla ciebie jak najlepiej, dlatego postanowiłem ci pomóc, gdy tylko dowiedziałem się o tej całej amnezji.
– To znaczy? – Skrzyżowałam ramiona na piersi i wpatrzyłam się w niego twardo. – Co dokładnie chcesz zrobić, Ryan? Opowiedzieć mi o mojej przeszłości?
– Nie, o twoim życiu, Mandy – sprostował łagodnie, po czym zatrzymał się i wreszcie na mnie spojrzał. Miałam wrażenie, że czarne oczy przewiercają mnie na wylot. – To bzdura, że zostawiłaś Pasadenę za sobą. Wrócisz tam, kiedy tylko załatwisz swoje sprawy tutaj, w Nowym Jorku, bo tam są twoi bliscy, tam jest twoja rodzina i twoje życie. – Kiedy nie odpowiedziałam, wpatrując się w niego w milczeniu z otwartymi ustami, dodał: – Jesteśmy sami, nikt za nami nie szedł. Możemy spokojnie porozmawiać.
A potem ruszył przed siebie, nie oglądając się na mnie i zostawiając mnie z tyłu z mętlikiem w głowie, którego nie potrafiłam rozwikłać.
Wrócić do Pasadeny? Nigdy nie myślałam w ten sposób. Josh zapewniał mnie, że skończyłam z życiem tam, że przeprowadziłam się do Nowego Jorku, żeby zacząć wszystko od nowa; nigdy nic nie wspominał o powrocie. A co z nim? Co zamierzałam począć z Joshem po powrocie do Pasadeny? Nie, nadal nic z tego nie rozumiałam. Ryan niby coś wyjaśniał, a mnie nic to nie mówiło. Przecież to było bez sensu.
W końcu uruchomiłam z powrotem nogi i potruchtałam za nim. Dogoniłam go po kilku krokach, zrównałam się z nim i zwolniłam nieco. Ryan spojrzał na mnie z rozbawieniem, w którym jednak kryła się też odrobina niepewności. W nim? Ciężko w to było uwierzyć.
– Chcę się wreszcie dowiedzieć, co masz przez to wszystko na myśli – oznajmiłam stanowczo, wysoko podnosząc brodę, bo wciąż, mimo obcasów, byłam od niego sporo niższa. Przyglądał mi się z zaciekawieniem. – Ciągle gadasz jakimiś pieprzonymi zagadkami. Co to znaczy, że nie jestem tym, za kogo się podaję? Po co miałabym wracać do Pasadeny, co tam takiego jest? Josh mówił, że moi rodzice nie żyją!
– Josh, słonko, wie o tobie tyle, ile mu o sobie nakłamałaś – odpowiedział Ryan spokojnie, idąc spacerkiem w stronę najbliższej wolnej ławeczki. – Słuchaj uważnie, bo to będzie trudne do wyjaśnienia, bo po pierwsze, pewnie nie będziesz chciała mi wierzyć, a po drugie, ja też nie wiem wszystkiego. Nie jesteś Amandą Adams, nie jesteś instruktorką fitnessu, twoi rodzice wcale nie umarli, a ja nie jestem twoim byłym chłopakiem.
Kiedy znowu zamilkł, siadając na ławce, zirytowałam się mocno.
– Czy mógłbyś nie przerywać w takich momentach, tylko po prostu powiedzieć mi, co do diabła jest grane? – warknęłam, stając nad nim ze złością. – Bo jak na razie to się nie trzyma kupy. Po co niby miałabym coś takiego robić? Po co miałabym kłamać?
– Właśnie w tym problem, że tutaj nie wiem wszystkiego – odparł Ryan z pewnym zawstydzeniem, wskazując mi miejsce obok siebie. Po chwili wahania niechętnie usiadłam. – Jakieś dwa lata temu dostałaś wiadomość od swojej przyjaciółki. Od Dylan.
Dylan? A więc to było imię kobiety, nie mężczyzny? To wiele wyjaśniało!
– Potem kontakt znowu wam się urwał, tak to już między wami bywało, a niedawno dowiedziałaś się, że Dylan nie żyje – kontynuował tymczasem Ryan. – Nie wiem dokładnie, co się stało, bo nie dzieliłaś się z nikim szczegółami tej sprawy, ale z jakiegoś powodu uznałaś, że coś w sprawie jej śmierci było nie tak, postanowiłaś więc na własną rękę dowiedzieć się prawdy. Nie wiem, czemu akurat tutaj i co z tym wspólnego na Josh Hamilton – przyznał – ale miałaś jakiś trop. Na tyle przekonujący trop, że powiedziałaś nam, że znikasz na parę miesięcy, załatwiłaś sobie lewe papiery i wyjechałaś do Nowego Jorku. Cała reszta tych bajeczek, którymi karmiłaś Josha, to twoje własne pomysły na zbliżenie się do niego i stworzenie sobie nowego wizerunku. Amandy Adams, instruktorki fitnessu z Pasadeny, która nie bardzo potrafi znaleźć sobie miejsce w życiu.
Zamilkł, wpatrując się we mnie uważnie. Przez chwilę to przetrawiałam, ale to, co powiedział, nadal nie mogło mi się pomieścić w głowie. Śledztwo? Lewe papiery? Jezu, przecież byłam normalną dziewczyną, a nie jakąś pieprzoną Matą Hari! Co za kit wciskał mi ten facet?!
Prychnęłam i poderwałam się z ławki, bo nie mogłam wytrzymać na siedząco.
– Jasne, a w międzyczasie, gdy nie tropię zabójców mojej przyjaciółki, zajmuję się szpiegostwem na chwałę naszego pięknego kraju – warknęłam następnie z ironią. – Wybacz, ale nie  kupuję tego.
– Nie, nie jesteś szpiegiem, Mandy – zaprzeczył spokojnie Ryan. – Twój ojciec jest. I twój dziadek był. Więc jesteś córką szpiega i wnuczką szpiega, ale sama nim nie jesteś. Uznałaś, że wiąże się to ze zbyt dużą liczbą wyrzeczeń.
Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Jezu, nie powinnam przebywać w pobliżu tego faceta. A co, jeśli zaraz uzna, że jestem kosmitą i spróbuje mnie zabić, żeby nie dopuścić do inwazji na Ziemię…?
– Brałeś leki? – zapytałam uprzejmie. Zmarszczył brwi.
– Nie. Jakie leki?
– Może powinieneś? – zasugerowałam następnie. Ryan ze zmęczeniem przetarł oczy palcami, po czym spojrzał na mnie z frustracją i pokręcił bezradnie głową.
– No cóż… Wiedziałem, że tak będzie – mruknął. – Kiedy przestałaś się odzywać, twoi rodzice poprosili, żebym to zbadał, bo twój ojciec był akurat bardzo zajęty. A ja wiedziałem, że jeśli tu przyjadę, to zaczną się kłopoty, a ty natychmiast wymyśliłaś tę idiotyczną historyjkę z byłym facetem. Myślałem wtedy, że to szczyt, ale oczywiście się pomyliłem. Teraz jest sto razy gorzej.
– Przestań – poprosiłam z drżeniem w głosie, którego tym razem nie udało mi się ukryć. – Moi rodzice nie żyją.
– Ależ oczywiście, że żyją – prychnął. – Twoja matka, Victoria Griffin, jest prywatnym detektywem w Pasadenie, a ojciec, Gabriel Griffin, zasadniczo jest na emeryturze, ale czasami dorabia jeszcze w biurze. Oczywiście nie wysyłają go już na niebezpieczne akcje, nie ten wiek, ale raczej się nie nudzi.
– Kłamiesz – stwierdziłam stanowczo. – Szukałam Victorii Griffin w Internecie. Nie znalazłam na jej temat ani słowa. Gdyby prowadziła agencję detektywistyczną, znalazłabym o niej wzmiankę w sieci.
– Nie, nie znalazłabyś – zaprotestował natychmiast, spokojnie. – Naprawdę dobre agencje detektywistyczne mają to do siebie, że nie ogłaszają się w Internecie. Wieść o nich niesie się pocztą pantoflową, a uwierz mi, twoja matka jest najlepsza. Nie zajmuje się wprawdzie sprawami kryminalnymi, to twoja działka, ale ciągle jest najlepsza.
Moja działka? Sugerował, że ja też byłam prywatnym detektywem? Nie no, zwariował, jak nic. Oficjalnie potwierdzone, Ryan Montgomery był wariatem. Właściwie w ogóle nie powinnam z nim rozmawiać, tylko uciekać! Przecież taki świr jak on mógłby się na mnie rzucić w publicznym miejscu, nie zważając na spacerujących wokół ludzi…!
– Więc jakimi sprawami się zajmuje? – zapytałam wbrew sobie. Ryan wzruszył ramionami.
– Finansowymi. Jej głównymi zleceniodawcami są firmy, które chcą wykryć jakieś nieprawidłowości, znaleźć szpiega, pracownika defraudującego pieniądze, takie tam. Nieźle się na tym zarabia, jeśli tylko się wie, jak. Co mam ci powiedzieć, Mandy? Z takiej już pochodzisz rodziny. – Bezradnie rozłożył ręce. – Dziadek uczył cię posługiwać się bronią palną i białą, gdy miałaś dziesięć lat. Matka zabierała cię na wyprawy do Włoch i Francji, uczyła języków obcych, a ojciec pokazywał, jak śledzić ludzi i nie dać się śledzić. Masz to po nich, masz to w genach, Mandy, tak jak i ja mam.
Córka szpiega? Wnuczka szpiega? Co za bzdura.
Jedna wielka, piramidalna bzdura.


Przepraszam za skończenie w takim momencie. To jeden z niewielu przypadków, gdy w jednym rozdziale nie zmieściło mi się wszystko, co chciałam napisać. Dlatego najchętniej nie skończyłabym w tym miejscu, ale cóż - musiałam;) reszta wyjaśnień w następnym!

48 komentarzy :

  1. Fajnie to wymyśliłaś podoba mi się ;)

    Wiedziałam. Josh od samego początku mi się nie podobał. To on zabił Dylan. Chyba, że jego ojciec miał z nią romans. Dziewczyna powiedziała mu, że jest w ciąży, a ten, bojąc się skandalu, uciszył ją.
    Może Josh dowiedział się, że Amanda go oszukuje, postanowił grać na dwa fronty: z jednej jest milutki, z drugiej chciał się jej pozbyć.

    Szkoda, że nie okazało się, że Ryan jest mężem Amandy. Byłoby ciekawie :D

    Czekam niecierpliwie na następny rozdział. Ile masz jeszcze zapasu?

    :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się bardzo cieszę, że się podoba;)

      Ach, myślę, że gdyby chodziło tylko o skandal, nie zdecydowaliby się na tak radykalne środki (niezależnie, kto ;p)... Noale, ja tam sama nie wiem ;P może kiedyś się dowiem, jak już się wszystko wyjaśni ;p

      Może się dowiedział, a może nie... Kto go tam wie^^

      Nie, myślę, że gdyby był jej mężem, to mimo wszystko nie pozwoliłby jej związać się z Joshem. Tu potrzebowałam ze strony Mandy braku zobowiązań;)

      A coś sześć chyba, bo 22 mam nieskończony. A ponieważ dodaję rozdziały co tydzień, mam jeszcze niecałe dwa miesiące, żeby coś sklecić xD najpierw jednak chciałabym przez ten czas skończyć Negatyw, a idzie mi to jak krew z nosa... xD

      ;***

      Usuń
    2. Nie bądź taka. Zdradź coś :P
      Josh to taka cicha woda. Niby takie ciepłe kluchy, misiek. Chce, żeby ludzie brali go za wzorowego obywatela i przykładnego narzeczonego.

      Mnie też nie idzie pisanie. Nie mogę się zdecydować, co mam pisać. Rozdział, który opublikowałam na Zaczynając raz jeszcze nie podoba mi się. Już mi się znudziły trochę te moje pomysły. Szukam czegoś fajnego. Chciałabym, żeby wyszło z Grą życia, ale jeszcze pracuję nad fabułą.

      W takim razie życzę dużo Weny ;)

      :***

      Usuń
    3. Haha, właśnie się boję, że jak już zacznę zdradzać, to nie będę mogła przestać xD

      Oj no, wiadomo, że nikt nie jest idealny. Każdy z nas ma na koncie jakieś tam swoje grzeszki, Josh też;)

      Może trzeba całkiem zmienić koncepcję - ja, jak mam czasami taki problem, to próbuję znaleźć coś jak najodleglejszego od tego, co pisałam do tej pory xD ale mam nadzieję, że z Grą Ci wyjdzie;)

      A dziękuję - i nawzajem;)

      ;***

      Usuń
    4. Na razie nie będę pisała. Prawdę mówiąc odechciało mi się.

      Myślę, że to Josh popchnął Amandę na tory i doskonale wie, czym zajmuje się jego ojciec. Co do Amandy, mam nadzieję, że jednak odzyska pamięć. Bywa irytująca, ale nie zasłużyła na taki los

      :***

      Usuń
    5. Ale szablon na Zaczynając raz jeszcze kusi i może coś o podróżach zacznę pisać? :D Klimatyczny taki jest. Najbardziej mi się podoba z tych wszystkich moich szablonów. Na drugim miejscu jest ten z Gry życia ;)

      Usuń
    6. A czym zajmuje się jego ojciec? xD ja tam nic nie wiem xD a co do pamięci - nie wiem, nie zdecydowałam jeszcze, ale naprawdę nie jestem pewna, czy odzyska, bo kusi mnie, żeby nie;]

      O podróżach, jestem jak najbardziej za :D mnie też on się najbardziej podoba - ale jeśli chcesz, mogę Ci zrobić coś podobnego też na Grę w karty i Plan;)

      ;***

      Usuń
    7. Zrobisz, jak będzie Ci pasowało. Ja trochę odpuściłam Amandzie ;)
      To już nie dręczę pytaniami :D

      To ja poproszę na Plan :D

      Z tymi zdjęciami: http://www.fashionmodeldirectory.com/models/isabeli_fontana/showphoto/351688/
      http://www.fashionmodeldirectory.com/models/isabeli_fontana/showphoto/351689/
      http://www.fashionmodeldirectory.com/models/isabeli_fontana/showphoto/351690/

      :***

      Usuń
    8. Wstawiłam odtwarzacz na Plan :D

      Usuń
    9. Ja nawet też jej odpuściłam, ale to nie jest kwestia zemsty na niej, a raczej po prostu planowania fabuły;)

      Ależ dręcz, bynajmniej mi to nie przeszkadza, po prostu nie mogę zagwarantować, że odpowiem xD

      Już wróciłam do domku, to zaraz może się z tym szablonem pobawię. Odtwarzacz fajny gadżet, nawet jeśli czasami mnie wkurza, że się włącza znienacka;)

      ;***

      Usuń
    10. A ja piszę rozdział na Zaczynając raz jeszcze ;) może jutro się pojawi :D. Zdecydowałam się pisać pierwszą wersję Smakoszy ^^ Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie.

      Jeśli już wszystko zaplanowałaś, to niech Amanda nie odzyska pamięci.

      Tam chyba można było ustawić, żeby się nie włączał sam.

      :***

      Usuń
    11. No właśnie widziałam, że bohaterowie się troszkę zmienili. To czekam niecierpliwie;)

      Jednak ma nie odzyskać? No sama nie wiem, nie zdecydowałam jeszcze, ale przyznaję, poważnie nad tym myślę xD

      Można, ale to mi też nie do końca pasowało, więc jednak zostawiłam włączanie automatyczne. Ale jako gadżet bardzo mi pasuje;)

      ;***

      Usuń
    12. Mam 7 rozdziałów napisanych, jeden gdzieś mi wsiąkł. I tak będę musiała gdzieś utknąć Lucasa :D. Szykują się małe przeróbki.

      Zrobisz jak uważasz. Jeśli bardziej Ci pasuje, żeby Amanda nie odzyskiwała pamięci, niech tak będzie.

      Chciałam wstawić odtwarzacz na Zaczynając, ale tło się trochę rozjeżdża.

      :***

      Usuń
    13. Wsiąkł, w sensie że go zgubiłaś? xD jak to możliwe?;)

      No pewnie, wiem - chociaż z drugiej strony, z Waszymi opiniami też się liczę. Jakby mi któraś z Was napisała "Nieeee, nie zostawiaj jej amneeeezji!" to oczywiście bym to wzięła pod uwagę xD

      Aleś mnie tym zdziwiła xD Spróbowałam tutaj, i faktycznie, ale to jest kwestia paru pikseli, które możesz sobie sama dopasować, wystarczy rozszerzyć cały blog bodajże o dwa piksele;)

      ;***

      Usuń
    14. Pisałam na kartkach i gdzieś je włożyłam. I tak będę musiała pisać od nowa. Na razie specjalnie mi się nie chce.
      Opublikowałam pierwszy fragment, ale nie podoba mi się.

      Mam nadzieję, że jej trochę odpuścisz w najbliższych rozdziałach ;)

      :***

      Usuń
    15. A, rozumiem;) dla mnie to było trochę abstrakcyjne pojęcie, bo mnie na kompie, wiadomo, nic nie ginie;)

      Haha, to tak jak mnie, też mi się nie chce xD

      Pewnie trochę jej odpuszczę. W każdym razie póki co dam sobie spokój z atakami na jej życie^^

      Szablon już zrobiłam. Mam nadzieję, że się będzie podobał;)

      ;***

      Usuń
    16. Szablon jest świetny. Dziękuję :)

      Postaram się w najbliższym czasie zabrać za poprawianie teksty :D. Zaczynając raz jeszcze, to mój priorytet ;)

      Amanda nie jest taka zła. Każdy na jej miejscu zachowywałby się podobnie.

      :***

      Usuń
    17. Proszę bardzo;)

      To fajnie. Ach, i zaraz wreszcie pójdę przeczytać, bo dotąd jeszcze nie miałam okazji;)

      Pewnie tak, tylko że nie każdy nakłamałby o swojej przeszłości xD ale cóż, myślę, że w pewnym stopniu można ją zrozumieć:)

      ;***

      Usuń
    18. No nie każdy. Amanda lubi kłamać. Nie wszyscy byliby w stanie jej zaufać.
      Wykorzystała Josha do swoich celów. Jak sprawa się rozwiąże, z pomocą Ryana oczywiście, wróci do Pasadeny.

      Ryan próbował ją kiedykolwiek podrywać? Liczył, że będą parą?

      :***

      Usuń
    19. Pewnie coś w tym jest, że lubi kłamać. Ale też tak była wychowana... Cóż, nie będę jej usprawiedliwiać;) faktycznie, pewnie nie każdy byłby w stanie jej zaufać, chociaż z drugiej strony zaufanie Ryana ma praktycznie w kieszeni. Może wróci, a może nie, sama jeszcze nie wiem;)

      A... nie wiem w sumie, prawdopodobnie próbował, ale Mandy się tego bała. I trzymała go na dystans;)

      ;***

      Usuń
    20. Teraz pewnie dopuści go bliżej? ;) Po tym co przejdą razem...

      Chyba, że zdecyduje się zostać z Joshem. Jeśli oczywiście okaże się niewinny. Coś mi mówi, że jednak to on zepchnął Amandę na tory. Skoro Ryan mówi, żeby mu nie ufała, to coś w tym jest.

      :***

      Usuń
    21. Powiedzmy, że raczej Ryan uzna, że skoro Mandy nie pamięta powodów, dla których trzymała go na dystans, to może spróbować coś na tym skorzystać xD

      Pewne coś w tym jest;) ale, prawdę mówiąc, sama jeszcze nie do końca wiem, co postanowi zrobić Mandy :D

      ;***

      Usuń
    22. Pewnie mu się uda :D

      A gdyby zdecydowała się zostać w Nowym Jorku z Joshem?

      :***

      Usuń
    23. A ja wpadłam na nowy pomysł. Już kiedyś pisałam to opowiadanie. Romans studentki z profesorem. Teraz byłoby inaczej. Robin i Josh spotykają się rok po skończeniu studiów przez Robin. Mają pracować razem

      Usuń
    24. Na razie zaczekam z jego realizacją ;)

      Usuń
    25. A chciałoby Ci się zrobić szablon na Grę w karty? ;)

      http://annehathawayfan.com/images/displayimage.php?pid=18347&fullsize=1

      http://annehathawayfan.com/images/displayimage.php?pid=18346&fullsize=1

      Usuń
    26. albo któreś z tych http://annehathawayfan.com/images/thumbnails.php?album=110

      Usuń
    27. Może postanowi, choć ona do Josha ma stosunek raczej ambiwalentny;)

      Szablon zrobiłam, nawet dwa, mam nadzieję, że Ci się spodobają;) a tego nowego opowiadania jednak nie zamierzasz realizować?:)

      ;***

      Usuń
    28. Zamierzam go realizować na Grze w karty :]

      Trzymam kciuki, żeby Amanda podjęła decyzję dobrą dla niej ^^

      :***

      Usuń
    29. Zaczynając raz jeszcze i Grę w karty będę pisała - jeśli dam radę i czas pozwoli ;)

      Usuń
    30. No właśnie widziałam, że zmieniłaś imiona, szkoda, bo Robin bardzo lubię (kojarzy mi się, bardzo przyjemnie, z "How I Met Your Mother" :D). No, ale rozumiem, bo w końcu Amelia była tam wcześniej;)

      Co do Mandy... póki co trudno jest jej podjąć jakąkolwiek decyzję, bo porusza się trochę po omacku. Ale w końcu pewnie jej się uda;)

      ;***

      Usuń
    31. I nie ma Jude'a. Może jeszcze pojawi się Robin - jeśli zdecyduję się zmienić fabułę.

      Coś mi mówi, że będzie z Ryanem ;)

      :***

      Usuń
  2. Ha! Wiedziałam, że Victoria to matka Mandy, wiedziałam, że Adams to nie jest jej prawdziwe nazwisko, wiedziałam, że Dylan to kobieta!
    Ale przypuszczałam, że Mandy jest szpiegiem, więc tu trochę nie trafiłam, aale co tam, to i tak trzy do jednego. ^^

    Mru! Uwielbiam jak wszystko zaczyna się rozwiązywać i okazuje się, że miałam rację. Niestety teraz nadchodzi czas rozwiązań tych zagadek, co do których nie mam żadnego konceptu, nunu... Ale jeszcze coś zdążę wykoncypować, znając mnie. ;)

    Bardzo mi się ten rozdział podobał i nie mogę się doczekać dalszej części wyjaśnień, aż mnie coś gniecie wewnętrznie, żeby już wszystko wiedzieć.

    Pozdrav!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach i jeszcze! Szablon! Piękniasty, priekrasny i tak dalej, a osobniczka udająca Mandy pasuje mi bardziej niż Diana Argon, o. Aż zaczyna mnie kusić, żeby też poeksperymentować z szablonami...

      Usuń
    2. Wtrącę swoje trzy grosze, bo również uważam, że szablon świetny, poza tym Kasia Struss jest mniam! :D I zdecydowanie wolę ją w blondzie, niż jako szatynkę :)

      Usuń
    3. Zacznę może od szablonu - dziękuję:) mnie też Kasia Struss pasuje bardziej, Diana była trochę zbyt... beztroska xD no i młodziej wygląda, chociaż w sumie między tymi dwiema paniami jest tylko rok różnicy. A Kasię Struss wybrałam właśnie między innymi dlatego, że w przeciwieństwie do Diany istnieją jej zdjęcia z ciemnymi włosami, a w końcu Mandy jest naturalną szatynką xD

      Ha, no widzisz, jednak albo ja jestem przewidywalna, albo Ty taka mądra (jednak stawiam na to drugie, ze względu na nas obydwie^^) ale powiedziałabym, że nawet trzy i pół, w końcu ma szpiegów w rodzinie;)

      A, te zagadki to jeszcze trochę. Ryan też wszystkiego nie wie i w tej kwestii jej wiele nie podpowie;] więc może po drodze coś jeszcze podpowiem, a Tobie uda się coś wykoncypować, jak najbardziej.

      No to się cieszę, że się podobało. Następny już w przyszły wtorek;)

      Całuję!

      Usuń
  3. A więc taka z Mandy kłamczucha? xD No dobra... zatajenie niektórych informacji niekoniecznie jest kłamstwem, ale też może mieć takie same konsekwencje. Chodzi o to, że Mandy ma w naturze ukrywanie niektórych faktów ze swojego życia. Mimo tego, że ma amnezję, to ma to we krwi i można się było nie raz o tym przekonać czytając ;) Teraz to ciężko będzie się dowiedzieć, o co naprawdę chodziło, bo skoro nawet Ryan tego nie wie, to tylko osoba która popchnęła ją na tory, ewentualnie osoba, która to zleciła, w każdym razie TA osoba :P

    Podejrzewałam, że Victoria Griffin jest kimś bliskim, ale przez inne nazwiska kompletnie zgłupiałam. A jeżeli Ryan nie był jej facetem, to może dopiero będzie? xD Jednak miałam przeczucie, że on nie może być taki bardzo zły, no ;P

    W ogóle sobie uświadomiłam, że jeden z moich bohaterów miał na imię Dynan, chodzi mi po głowie, żeby go wskrzesić, haha xD

    :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, owszem, paskudna z niej kłamczucha - jak dla mnie zatajanie informacji to jak najbardziej również kłamstwo xD owszem, ma to we krwi, i owszem, teraz z kolei sporo krwi jej napsuje, bo sama będzie musiała do pewnych rzeczy dojść. Oj, ale jakoś na pewno jej się uda;)

      Haha, może będzie xD jeszcze nie zdecydowałam xD no pewnie, że nie może być zły, w końcu za bardzo go na złego kreowałam, nie?^^

      Oj, Tobie coś ostatnio dużo chodzi po głowie. Może Dylan będzie mieszkał w San Diego, co? ;P

      ;**

      Usuń
    2. Ostatnio w ogóle brzydzę się wszelkimi półprawdami, bo to takie mydlenie oczu, fuj! Ha, kiedyś chyba razem doszłyśmy do wniosku, że swojej natury nie da się oszukać - i znowu się sprawdziło xD A nałogowe kłamanie, to na pewno nie jest dobra cecha :P

      Od razu o tym pomyślałam xD Ty może nie kreowałaś, ale Josh już tak, chociaż później tak jakoś trudno było w to wierzyć. Jedynie przez sytuację w kinie można było trochę zwątpić w jego intencje :P

      Ano dobrze kombinujesz ;D Myślałam, że nawet niedługo coś mogłoby się pojawić. Jednak to bardziej z chęci sprawdzenia, czy coś wyjdzie. Chcę się skupić bardziej na postaci, niż na akcji i wydarzeniach :)

      :**

      Usuń
    3. A ja tam zawsze miałam do kłamstw stosunek ambiwalentny - uważam, że w pewnych kwestiach można je usprawiedliwić. Ale czy to, co robi Mandy, można - to już inna kwestia i pozostawiam to każdemu do oceny, bo wiadomo, każdy o tym myśli inaczej;) ona zresztą sama się nad tym jeszcze będzie zastanawiać;)

      No, Josh zdecydowanie, ale ja przez Josha xD no fakt, po tym pierwszym spotkaniu Mandy też miała wątpliwości;)

      Haha, już widziałam, że się pojawiło! Tylko że tej Apple nie przewidziałam, nosz xD mnie się tam podobało;]

      ;**

      Usuń
    4. Może i będzie miała jakiś dobry powód, aby się usprawiedliwić, ale na to trzeba jeszcze poczekać :P Jednak to musi być potworne uczucie, kiedy nie wiadomo, czy można zaufać samemu sobie xD

      No, taak :P Ale właściwie tylko on wypowiadał się o Ryanie w tak nieprzyjemny sposób. I dobrze, bo to wprowadziło trochę zamieszania - nie można od razu odkrywać wszystkich kart ;)

      Haha, jednak niespodzianka xD I dobrze, że się podobało, o! :D

      :**

      Usuń
    5. Może będzie miała, ale raczej sądzę, że cały czas się będziemy poruszać w tej "szarej strefie moralności" xD dlatego, prawdę mówiąc, liczę na różne opinie, ale zobaczymy, prawdopodobnie aż tyle ich nie nazbieram;) och, no jasne, a już zwłaszcza Mandy może się tak czuć - w końcu samej siebie nie zna, więc skąd może wiedzieć, czy może sobie zaufać xD

      Ach, no oczywiście, bo ja uwielbiam siać zamieszanie.^^ i jeśli mi się chociaż przez chwilkę udało, nawet jeśli Josh potem wszystko popsuł, to już i tak sukces;]

      No pewnie, że dobrze :D i niespodzianka też dobrze, lubię niespodzianki :D

      ;**

      Usuń
    6. Dla mnie byłby wyzwaniem, aby być obiektywna wobec bohaterów, więc nie wiem czy bym sobie poradziła z taką "szarą strefą" ;) Dlatego zapowiedź zmagań Mandy ze samą sobą brzmi interesująco :D W ogóle Utracony cel zaczyna się rozkręcać, miałam wrażenie, że przez moment trochę zwolnił, a teraz naprawdę się dzieje :D

      Zamieszanie zawsze spoko ;D Znaczy takie literackie, bo w życiu jestem raczej spokojna, buahaha xD

      :**

      Usuń
    7. Haha, dla mnie też, dlatego zobaczymy, czy mi się w ogóle uda xD i jak to się rozkręci, czy w ogóle będzie interesująco xD ach, no właśnie, rozkręca się, i teraz się boję, żeby się za szybko nie skończył^^

      A ja tam lubię w życiu też xD zwłaszcza ten moment, gdy wszystko potem wraca do normy^^

      ;**

      Usuń
    8. To w takim razie trzymam kciuki :D O, czyli będzie jeszcze więcej akcji? To teraz naprawdę mam apetyt na kolejne rozdziały :)

      Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się z wracaniem do domu po imprezie, haha xD Chociaż wracanie do normy wtedy oznaczyłoby pozbycie się kaca :D

      :*

      Usuń
    9. To dziękuję :D a, nie wiem, czy będzie, ale to bardzo prawdopodobne xD tylko że pewnie jak będzie, to szybciej też się Cel skończy^^

      No, ale coś w tym jest - przyznam szczerze, że lubię tak położyć się spać na lekkim rauszu, jak mi jeszcze w uszach szumi od muzyki xD to jest całkiem fajne uczucie, i rzeczywiście jest to jakiś powrót do normy^^

      ;*

      Usuń
  4. Witam serdecznie,

    na Twojego bloga trafiłam zupełnie przypadkowo i bardzo się z tego faktu cieszę. Na początku muszę Ci pogratulować czegoś, czego jeszcze nikomu przed Tobą się nie udało. Mianowicie: przekonałaś mnie do narracji pierwszoosobowej. (Może nie tak do końca, ale jednak na tyle, bym przeczytała dotychczasowe rozdziały.) Nie wiem, czy uznasz to za komplement, ale i tak Ci szczerze gratuluję.
    Już sam adres mnie bardzo zaintrygował, a gdy tylko strona się załadowała, oniemiałam z wrażenia. Zapewne wiele osób przede mną Ci to mówiło – ten szablon jest naprawdę niesamowity. Zaczęłam od podstron, to już chyba weszło mi w nawyk, że gdy wchodzę na bloga sprawdzam najpierw ogólne informacje, zanim przejdę do czytania. Kliknęłam na „Autorka” i aż się uśmiechnęłam. Nie mogę się oczywiście pochwalić jeszcze magistrem z filologii, ale może kiedyś. No, w każdym bądź razie, studiuję filologię angielską (czy mi się tylko wydaje, czy to ostatnio popularny kierunek). Wiedziona też ciekawością, weszłam na Twój prywatny blog i doszłam do wniosku, że skoro napisałaś, iż masz magistra, to znaczy, że pracę obroniłaś – po raz kolejny, szczere gratulacje. Idąc dalej: bardzo mnie zainteresował opis, a raczej streszczenie w kilku słowach historii Amandy. No i jest to magiczne słowo „kryminał”, ach. Ale może, co by nie przynudzać, przejdę do części najważniejszej: tekstu.
    Początkowo wzbraniałam się przed czytaniem, ale jak już zaczęłam, to nie mogłam przestać. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to długość rozdziałów: absolutnie niesamowita, a dołóżmy jeszcze do tego fakt, że niemalże bez błędów! (Gdzieś tam w którymś rozdziale bodajże zamiast „w” napisałaś „z” i jeszcze coś, czego nie zdołałam zapamiętać.) ŁAŁ. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. To tak ze strony czysto technicznej.
    Zacznę od samego pomysłu. Pomysł z wypadkiem i amnezją jest, moim zdaniem, trochę oklepany, jednakże nigdy nie spodziewałabym się takiego obrotu spraw, dlatego biję brawo. Na stojąco.
    Polubiłam Amandę od samego początku i nie przestałam mimo jej kłamstw i intryg. Może dlatego, że podświadomie czuję jakieś podobieństwo. (A już myślałam, że częściowe utożsamianie się z postaciami mi przeszło.) Spodobała mi się jej determinacja i chęć poznania prawdy, a także jej podejrzliwość. Nie wiem, czy tylko ja odniosłam takie wrażenie, ale wydało mi się to dosyć oczywiste, że Victoria Griffin jest matką Amandy, a w jej umiejętności strzelania też można było się dopatrzyć czegoś dziwnego. Nie wiem też czemu, ale ciągle nie mogę się pozbyć myśli, że to Marcus był tym, który włamał się do jej mieszkania, a także do apartamentu Josha. Albo że miał coś z tym wspólnego, ja wiem, może kogoś wynajął. W każdym bądź razie – bardzo nie podoba mi się ten facet. W samym Joshie też jest coś dziwnego, choć jest taki do rany przyłóż, och i ach.
    Zainteresował mnie też Ryan (i ma bardzo fajne imię), ale nie powiem, że się spodziewałam, że się okaże policjantem. Tym bardziej nie domyślałam się czegoś takiego: Amanda pochodziła z rodziny szpiegów. Może stąd jej się wzięła ta podejrzliwość? Cóż, jeśli tylko znajdę czas, obiecuję, że skomentuję poprzednie rozdziały, ale póki co wracam na bloga, gdzie wcześniej złożyłam taką obietnicę.
    Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój tej niesamowitej historii.

    Ścielę się,
    Psia Gwiazda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, aż się przyjemnie czyta takie długie komentarze;)

      Oczywiście, że uznaję to za komplement, bo wiem, jak jest ciężko czasami się przekonać do czegoś, czego się nie lubi. (Mnie z kolei w ten sposób jeden blog przekonał do narracji w czasie teraźniejszym, czego wcześniej nie znosiłam). Także bardzo mi miło;)

      Za miłe słowa odnośnie szablonu dziękuję, zwłaszcza że ja osobiście nigdy do końca nie jestem zadowolona z efektów (podobnie jak i z efektów pisania, cóż, taki charakter). A co do podstron, ja mam tak samo;) O, również studentka filologii? W taki razie sukcesów życzę:) i owszem, obroniłam, więc za gratulacje dziękuję.

      No widzisz, ja ostatnio spotkałam ze dwa czy trzy blogi, na których rozdziały pojawiają się jeszcze dłuższe niż u mnie, więc nie jestem pod tym względem jakimś ewenementem:) co do błędów, to bardzo się staram, bo lubię, jak tekst jest nieskazitelny, więc nawet jak coś się gdzieś pojawi, to czasami sama poprawię podczas korekty, a czasami ktoś mi wytknie. Tak czy inaczej, nie lubię puszczania tekstów z błędami, bo uważam, że świadczą o braku szacunku wobec Czytelnika. Dlatego właśnie się staram:)

      Jest, jasne, że jest oklepany, ale cóż poradzę, zawsze chciałam napisać o amnezji :D dlatego starałam się, żeby chociaż potem wyszło z tego coś nieco bardziej oryginalnego. Jeśli mi się choć trochę udało, to bardzo się cieszę.

      Mnie z kolei na początku Mandy trochę irytowała, ale z czasem zaczęło mi przechodzić. Może to z kolei dlatego, że ja nie czuję z nią podobieństwa;) chyba nie tylko Ty domyślałaś się, że Victoria Griffin jest jej matką, chociaż nie wiem, jak się tego domyśliłyście :D co do Marcusa - no wiem, facet jest podejrzany. A w Joshu chyba właśnie najdziwniejsze jest to, że zawsze jest taki och i ach;)

      Prawda? Też lubię to imię! Pewnie stąd właśnie się wzięła, w końcu mimo amnezji Mandy coś tam z poprzedniego życia musiało zostać.

      W takim razie dziękuję za odwiedziny i zapraszam na kolejne rozdziały (zazwyczaj ukazują się we wtorki). Całuję!

      Usuń