16. Zabawa w szpiega


Miałam ochotę odwrócić się na pięcie i odejść. Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego tego nie robiłam. To wszystko nie trzymało się kupy.
A jednak z drugiej strony, jakiś sens to miało. Victoria Griffin, na przykład. Było całkiem sensowne, że pojechałam do rodzinnego domu matki w New Jersey, nawet jeśli nadal nie wiedziałam, po co. Może nawet miałam klucze? Pewnie miałam, tylko zginęły razem z moim kompletem. Poza tym te wszystkie tajemnice, ukrywanie przed Joshem pewnych faktów. Języki obce. Skoro opowiedziałam mu historię o podstawowym wykształceniu, trudno byłoby mi wytłumaczyć, jakim cudem podróżowałam z matką po Europie i poznawałam tamtejsze języki. Dlaczego tak świetnie strzelałam? Ach, wiesz, mój dziadek był szpiegiem, nauczył mnie, gdy byłam mała. A tata, dla odmiany, pokazał mi, jak śledzić ludzi.
Nie, to jednak była kompletna bzdura. O wiele bardziej prawdopodobna była możliwość, że Ryan był moim byłym facetem, który chciał mnie zmusić do powrotu do Pasadeny, a Josh mnie przed nim chronił. To było… dużo bardziej normalne. A dziewczyna z amnezją, która przeżyła już dwa wypadki i dwa włamania, bardzo potrzebowała wszelkich przejawów normalności.
Ryan widział to w moich oczach. Widział, że chciałam odejść, że nie wierzyłam w ani jedno słowo. Zmierzyliśmy się wzrokiem i zastanawiałam się przez moment, które zareaguje pierwsze – ja, odsuwając się od niego, czy on, chwytając mnie i na to nie pozwalając? A potem wcale nie podejmowałam decyzji, bo to też mógłby zobaczyć w moich oczach, tylko po prostu odwróciłam się i zrobiłam krok do tyłu.
W tej samej chwili na moim ramieniu zacisnęła się ręka Ryana, przyciągając mnie z powrotem. Chciałam go zdzielić potężnym kopniakiem, ale kiedy z powrotem mnie do siebie odwrócił, jego druga dłoń objęła niespodziewanie mój podbródek, a potem równie niespodziewanie Ryan zamknął mi usta pocałunkiem.
Nie, tego się z pewnością nie spodziewałam. Wszystkiego, ale nie tego! To był ten chłopak, który widział mnie, gdy byłam niemowlęciem? Który huśtał mnie na huśtawce? Który był synem przyjaciół moich rodziców, praktycznie wychowywając się ze mną? To był ten facet, którego przestraszyłam się, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy pod kinem?!
Nie próbowałam się wyrwać, ale też w żaden sposób mu nie odpowiedziałam. Tymczasem Ryan, który pocałował mnie chyba ze złości, stopniowo zmieniał ton tego pocałunku: już po chwili przestał być tak brutalny i natarczywy, stał się bardziej powolny, spokojny, po prostu… namiętny. Dreszcz znowu przeszedł mi po kręgosłupie.
Nie, tego nigdy nie czułam przy Joshu, który podobno był moim narzeczonym. Nawet gdy Josh kiedyś mnie pocałował, nie czułam tej obezwładniającej chęci przytulenia się do niego, przejechania mu dłońmi po włosach, odpowiedzenia na pocałunek z całą mocą, objęcia jego pleców i poczucia rysujących się pod skórą mięśni. Nie, tego się nie spodziewałam, gdy przyszłam na to spotkanie – nie sądziłam nawet, że mogłabym coś takiego czuć przy Ryanie!
Ryan tymczasem pogłębił pocałunek, a ja, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, zupełnie mu się poddałam. A potem równie nagle odsunął się ode mnie, a pustka, która mi po tym pozostała, wydawała się wręcz bolesna.
Spojrzałam na niego rozszerzonymi ze zdumienia oczami, ale Ryan wyglądał na zupełnie nieporuszonego. Wciąż miałam w pamięci szorstki dotyk dwudniowego zarostu, ciepło jego ust, miękkość skóry… Jezu.
– Dlaczego to zrobiłeś?! – zawołałam nieco bardziej histerycznie, niż zamierzałam. Ryan pełnym zakłopotania gestem przeczesał dłonią włosy, dokładnie tak samo, jak jeszcze moment wcześniej ja miałam ochotę zrobić.
– Żeby cię zatrzymać – odparł po prostu. – Powiedz mi, Mandy, czy tak całuje były facet?
Otworzyłam usta, ale zabrakło mi słów, żeby odpowiedzieć. Nie, tak zdecydowanie nie powinien całować były chłopak! Jezu, tak nikt nie powinien całować. No dobrze, może i nie miałam doświadczenia, może po prostu nie miałam go z czym porównywać oprócz jednego kiepskiego pocałunku Josha. Ale mimo to uczucie słabości w nogach i przyspieszone bicie serca mówiło mi, że to nie było nic dobrego. Że tak nie powinno być, że nie powinnam się tak czuć!
– Pogubiłam się – powiedziałam w końcu zmienionym głosem. – Byliśmy w końcu razem czy nie?
– Nie. Nigdy – wyjaśnił z satysfakcją. – Właśnie to miałem na myśli.
– Więc… Nie, nadal nic nie rozumiem – westchnęłam. – Więc dlaczego mnie pocałowałeś?!
– Bo myślałaś, że byliśmy razem. W innych okolicznościach nigdy bym się nie odważył, a zawsze chciałem spróbować.
„Zawsze chciałem spróbować”? Poważnie?! Jezu, właśnie przeżyłam najlepszy pocałunek w moim życiu po amnezji (może powinnam znaleźć jeszcze paru innych kandydatów i poćwiczyć, żeby to obiektywnie ocenić, ale póki co fakt pozostawał faktem), a on mówił mi, że po prostu chciał spróbować?! Rzeczywiście, Ryan Montgomery nigdy nie mógł być moim chłopakiem. Przecież nie związałabym się z takim nieczułym bucem!
Ponownie odwróciłam się na pięcie, żeby odejść, i znowu Ryan mnie zatrzymał, kładąc mi rękę na ramieniu. Tym razem jednak nie wytrzymałam. Furia kotłująca się we mnie gdzieś głęboko znalazła wreszcie ujście na powierzchnię. W ogóle nie myśląc o tym, co robię, chwyciłam tę rękę, odwróciłam się, przerzuciłam ciężar ciała na drugą nogę, wykręciłam mu ramię za plecy i mocno pociągnęłam.
Ryan syknął, a mnie tyle wystarczyło. Nie próbował się uwolnić, chociaż byłam pewna, że potrafiłby, gdyby tylko chciał; przecież był ode mnie dużo silniejszy! W końcu jednak sama przeraziłam się tego, co zrobiłam, i puściłam go gwałtownie, po czym odsunęłam się o krok.
Ryan, rozmasowując bolące ramię, odwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy. Czy ten facet był z granitu?!
– Teraz mi wierzysz, Mandy? – zapytał następnie spokojnie. – Ojciec uczył cię takich sztuczek. Nie tylko samoobrony, nawiasem mówiąc.
Przygryzłam wargę. Nie, to był czysty absurd! Ten facet miał złe zamiary, chciał we mnie zasiać wątpliwości, tak, to wszystko mogło temu służyć!
– Wszystkiego mogłeś mnie nauczyć sam – odpowiedziałam twardo, nieustępliwie. – Jesteś policjantem, znasz to równie dobrze co ja. Umiesz tropić, śledzić, strzelać, walczyć. Skoro byliśmy razem, mogłeś mnie tego nauczyć. Nie trzeba mieć taty–szpiega, żeby umieć facetowi wykręcić rękę.
Ryan przysłuchiwał się mojemu wywodowi z zainteresowaniem, co chwila kiwając głową. Widziałam w jego czarnych oczach drwinę i zrozumiałam, że świetnie się bawił tą sytuacją. Więc dlaczego nie odchodziłam? Jasne, próbował mnie zatrzymać, ale przecież gdybym naprawdę chciała, nie mógłby nic zrobić. Nie byłam wystarczająco stanowcza. I to było oczywiste, dlaczego nie byłam wystarczająco stanowcza.
Bo tak naprawdę wcale nie byłam tak pewna siebie, na jaką chciałam wyglądać.
– Nie przypominam sobie, żebym mówił ci, czym się zajmuję, jestem też prawie pewny, że sobie tego nie przypomniałaś, więc wniosek pozostaje jeden: szukałaś o mnie informacji – wydedukował niczym jakiś pieprzony Sherlock Holmes. Wywróciłam oczami. – Nic dziwnego, Mandy, to tkwi w twojej naturze. Kiedy sama wreszcie zajrzysz wgłąb siebie, zrozumiesz to i przestaniesz się ze mną spierać. To wszystko jest w tobie – kwestionowanie rzeczywistości, zwracanie uwagi na szczegóły, konieczność poznania przyczyn najmniejszych nawet odchyłów od normy. Może mi powiesz, że wcale nie panikowałaś, rozumiejąc, że umiesz tyle rzeczy, o których nigdy nie wspomniałaś Joshowi? Jasne. Myślisz, że w to uwierzę? Jesteś tu, bo chciałaś poznać odpowiedzi, a teraz nie chcesz mi wierzyć wcale nie dlatego, że gadam bzdury, tylko dlatego, że nie mam dowodów. Wolisz trzymać się tego, co racjonalne i namacalne, niż uwierzyć w wyssaną z palca teorię spiskową.
W milczeniu przyglądałam mu się rozszerzonymi oczami przez cały czas trwania tej przemowy. Z jednej strony coś w mojej głowie nie chciało słuchać ani jednego słowa; z drugiej jednak musiałam niechętnie przyznać, że ta charakterystyka zastanawiająco do mnie pasowała. I zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy Ryan powiedział to na głos, bo wcześniej wcale bym się o to nie podejrzewała.
Dlatego nie potrafiłam tak po prostu odejść i zignorować wszystko to, co mówił. Miał rację. Mój umysł potrzebował dowodów. Więc dostarczę mu dowodów.
Odsuwając od siebie chwilowo kwestię pocałunku, który zrobił na mnie takie wrażenie, skupiłam się na sprawach dużo bardziej istotnych. I natychmiast zauważyłam parę tropów.
– Mówiłeś, że jestem tu z powodu jakiejś Dylan – przypomniałam; stwierdziłam z niezadowoleniem, że sama już nie wiedziałam, czy chciałam, żeby historia Ryana okazała się prawdą, czy nie. – Opowiedz mi o niej coś więcej.
Ryan znacząco wskazał na ławeczkę obok siebie, więc chociaż bardzo nie chciałam znaleźć się znowu tak blisko niego, usiadłam na brzeżku. Potem odpowiedział:
– Dylan Hastings była twoją przyjaciółką od dzieciństwa. A także rówieśniczką i sąsiadką, mieszkała obok domu twoich rodziców w Pasadenie. Gdy byłyście małe, byłyście praktycznie nierozłączne. To ona była na tym zdjęciu ze świąt, razem z twoimi rodzicami – dodał, przypominając mi o jednym ze zdjęć, które mi przysłał. – Kiedy dorosłyście, kontakt wam się trochę urwał, stał się bardzo nieregularny, ale nadal byłyście sobie bliskie. Często twierdziłaś, że wiele zawdzięczasz Dylan, bo w domu, w którym ojciec jest szpiegiem, a matka prywatnym detektywem, dziecko nie ma zbyt wiele szans na konieczną do prawidłowego dorastania normalność. To Dylan dawała ci tę normalność, Mandy. Jej rodzice byli dentystami, więc to raczej oczywiste. Dlatego kiedy stwierdziłaś, że ze śmiercią Dylan coś było nie tak, musiałaś jechać to sprawdzić. Stąd się tutaj wzięłaś.
– Ale skąd wiedziałam, że coś było nie tak? – podjęłam, bez problemów wczuwając się w rolę Amandy Griffin. Przyszło mi to chyba nawet łatwiej niż zostanie Amandą Adams. – Co było w tej wiadomości, którą dostałam dwa lata temu?
– Nie wiem – przyznał Ryan niechętnie. – Ale ta wiadomość była wysłana tuż przed śmiercią Dylan, tylko ty o tym wtedy nie wiedziałaś. Podejrzewam, że nadal masz ją na mailu, ale z tym ci nie pomogę. Znam twój adres, ale nie mam pojęcia, jakie masz hasło. Zawsze powtarzałaś tylko, że wszędzie używasz tego samego i że jest związane z Pasadeną.
Związane z Pasadeną, świetnie. Czyli szanse na odgadnięcie go były zerowe, skoro nic nie pamiętałam.
– Dobrze. A dlaczego nie mam twojego numeru telefonu? – zadałam kolejne pytanie, próbując złapać go na jakimś kłamstwie. Ryan wzruszył ramionami.
– Masz, tylko nie na tej komórce. Ta należy do Amandy Adams i bardzo się denerwowałaś, gdy na nią dzwoniłem. Masz jeszcze drugą, własność Amandy Griffin, ale nie mam pojęcia, gdzie. Mówiłaś, że ukrywasz ją gdzieś w mieszkaniu.
Cholera, gdyby tylko te jego odpowiedzi tak bardzo nie trzymały się kupy! W końcu wiadomość o drugiej komórce też nie była dla mnie nowością. No proszę, wszystko się rozwiązywało, a ja ciągle nie chciałam w to wierzyć!
– No dobrze, a ten pociąg? – To było pytanie, które nurtowało mnie chyba najbardziej. – Josh uważał, że to ty nastajesz na moje życie, że jesteś zazdrosny i tak dalej, dlatego zepchnąłeś mnie z peronu metra. Ale jeśli ty tego nie zrobiłeś, jeśli to był ktoś inny, to kto? I dlaczego?
Ryan uśmiechnął się z wyższością, ale i lekkim pobłażaniem.
– Naprawdę nie wiesz? – zapytał z niedowierzaniem. Pokręciłam przecząco głową. – Przecież to oczywiste, Mandy. Przyjechałaś tu, żeby znaleźć dowody na to, że ktoś maczał palce w śmierci Dylan. A jeśli je znalazłaś? Co, jeśli odkryłaś dowód, który obciąża mordercę pełnią odpowiedzialności za to, co się stało? To oczywiste, że próbowałby się ciebie pozbyć, a w międzyczasie szukał tego dowodu. Powiesz mi może, że w ostatnim czasie nikt nie próbował ci się dostać do mieszkania?
Jeśli to nie on się włamał – a po co miałby to robić? – to cała ta historia naprawdę zaczynała trzymać się kupy. Ryan bezbłędnie odgadł nawet to, że miałam do czynienia z włamywaczem. Przyjrzałam mu się z namysłem.
– Dwukrotnie – odparłam szczerze. – Raz do mnie, na Brooklyn, i drugi raz do Josha, na Manhattanie. Za każdym razem włamywacz niczego nie zabrał, ale zostawił bałagan, świadczący, że czegoś szukał.
– Właśnie – potwierdził Ryan z zadowoleniem. – Teraz mi wierzysz? – Kiedy nie odpowiedziałam, nadal nie spuszczając z niego wzroku, westchnął z rozdrażnieniem. – Słuchaj, może po prostu zadzwonię do twoich rodziców, co? Pogadasz sobie z mamą, to na pewno coś ci się przypomni. Znasz jej głos od zawsze, to ona w dzieciństwie czytała ci wszystkie bajki.
Stanowczo pokręciłam głową. Nie, nie mogłam tak. Jeśli Ryan mówił prawdę… a „jeśli” było tu bardzo istotnym słowem… ale jeśli faktycznie tak było, to nie było właściwe. Nie mogłam odbyć pierwszej rozmowy z matką przez telefon, pytając, czy faktycznie nią jest. Miałam amnezję, do diabła, i powinnam odzyskiwać swoje życie we właściwej kolejności. Zobaczyć ich, moich rodziców, o których myślałam, że nie żyją, przytulić, poznać, a dopiero potem zadawać pytania. Nie na odwrót.
Mimo wszystko, nie byłam w stanie tego zrobić.
– Potrzebuję czasu – odparłam, wstając z ławeczki. – Muszę sobie to wszystko przemyśleć. Odezwę się do ciebie.
– Zaczekaj! – zawołał za mną, znowu chwycił mnie za ramię. Odwróciłam się do niego z uprzejmym, lodowatym uśmiechem na ustach.
– Nigdy więcej nie próbuj mnie całować – syknęłam. Ryan w uśmiechu wyszczerzył zęby.
– Nie zamierzałem – odparł spokojnie. – A poza tym ja nie próbuję, tylko całuję. Już raz się o tym przekonałaś.
– O raz za dużo.
– No proszę, zupełnie, jakbym słyszał dawną Mandy – zadrwił. – Tę Mandy, która zawsze wiedziała, że między nami coś jest, jakaś cholerna chemia, ale zawsze bała się zaryzykować, bo groziła jej utrata przyjaciela.
– Nie jesteś moim przyjacielem – zaprotestowałam. – Nie znam cię.
– I właśnie dlatego możesz przestać się opierać. Nie masz nic do stracenia – odparł, a ja zamarłam, rozumiejąc, że miał cholerną rację, jeśli jego słowa faktycznie były prawdą. Ale skoro teraz czułam w jego obecności coś niepokojącego, co wcale mi się nie podobało, i skoro reagowałam przyspieszonym tętnem na każdy jego dotyk, to chyba musiało tak być zawsze, prawda? – Posłuchaj, Mandy. Nie potrzebujesz czasu, tylko powrotu do domu. Rzuć to wszystko i pozwól mi cię zawieźć do twoich rodziców. Nie widzieli cię prawie pół roku, umierają z niepokoju. To nie musi tak wyglądać.
Zawahałam się, bo poczułam nagle przemożną ochotę, żeby zgodzić się na tę propozycję. Wiedziałam, że to było szalone – w końcu nadal przecież nie byłam pewna, czy Ryan w ogóle mówił prawdę, czy nie był tym zazdrosnym byłym chłopakiem, który chciał mnie podstępem zwabić z powrotem do Pasadeny – ale Ryan brzmiał tak przekonująco, tak szczerze! I kiedy wyobraziłam sobie rodziców, których w ogóle nie pamiętałam, których bolała myśl o amnezji córki i których zżerała tęsknota za nią, naprawdę miałam ochotę się zgodzić. W głębi duszy czułam bowiem, że Ryan mówił prawdę.
Potem jednak przypomniałam sobie o innej rzeczy. Bo nie tylko to było ważne, jeśli Ryan mówił prawdę. A co z ostatnim pół roku mojego życia? To nie było ważne?
– Nie mogę. – Potrząsnęłam głową, musiałam przyznać, że z żalem. – Choćbym chciała to zrobić, nie mogę, Ryan. Owszem, straciłam pamięć i nie mam pojęcia, co robię w tym cholernym Nowym Jorku, ale to nie znaczy, że mam się poddać. Jeśli masz rację i rzeczywiście szukam mordercy przyjaciółki, to znajdę ten chrzaniony dowód, choćbym miała przekopać całe miasto i doprowadzę sprawę do końca. Jeśli mówisz prawdę, to poświęciłam jej tyle czasu, że nie miałoby sensu wyjeżdżanie właśnie teraz. A jeśli nie mówisz prawdy… To i tak nie powinnam cię słuchać.
Ryan przyglądał mi się z zadowoleniem i zainteresowaniem. A kiedy wreszcie skończyłam mówić, odparł z podziwem:
– No proszę, niby straciłaś pamięć, a jednak tak wiele pamiętasz. A przede wszystkim nie zatraciłaś swojej ambicji. No dobrze, wobec tego czekam, aż do mnie zadzwonisz, Mandy. Skoro już tu jestem, mogę równie dobrze pomóc ci „doprowadzić sprawę do końca”.
Dziwnie mi było go zostawiać. Jakbym przyzwyczaiła się do niego podczas tej rozmowy. Oddaliłam się na parę kroków, po czym znowu przystanęłam.
– Dlaczego „Mandy”? – zapytałam. Ryan podniósł się z ławki i podszedł bliżej, wzruszając ramionami.
– A dlaczego nie? – odpowiedział pytaniem. – Wszyscy cię tak nazywają. Powinnaś raczej zapytać „Dlaczego Amanda”? Bo sądzę, że tutaj tak się wszystkim przedstawiłaś, żeby zrobić różnicę. Żeby pokazać, że to nie jest twoje prawdziwe życie.
Kiwnęłam głową, po czym wskazałam majaczące na końcu alejki wyjście na ulicę.
– Odprowadzisz mnie? – zaproponowałam miękko. Nie mógł odmówić. Podszedł, zrównał się ze mną krokiem i znowu zaczął mi się przyglądać.
Czułam się nieco nieswojo pod tym spojrzeniem, ale mu tego nie powiedziałam, bo to były tylko moje wymysły. I wcale nie chciałam, żeby czuł, że miał nade mną przewagę. Nawet jeśli faktycznie miał.
Powinnam chyba grać w pokera.
– Przepraszam za ten pocałunek – mruknął w końcu. – Przyznaję, nie mogłem się powstrzymać.
Spojrzałam na niego z rozbawieniem.
– Za pocałunki się nie przeprasza – zaprotestowałam. Prychnął z lekceważeniem.
– A kto ci to powiedział?!
– W każdym razie nie za te udane – dokończyłam, choć ledwie to powiedziałam, natychmiast tego pożałowałam. Chyba nie powinnam mu była wspominać, jakie wrażenie zrobił na mnie ten pocałunek. Chyba powinnam udawać, że w ogóle mnie to nie ruszyło, nie miało znaczenia i tak dalej. Pewna nie byłam, amnezja zabrała mi wszystkie doświadczenia w tej dziedzinie.
Odwróciłam wzrok i Ryan też nie odpowiedział, za co byłam mu wdzięczna. Nie chciałam tylko patrzeć na jego twarz, bo byłam dziwnie pewna, że zobaczyłabym na niej męską satysfakcję, albo coś innego, co równie mocno działałoby mi na nerwy.
Obcy facet. Przecież on był w gruncie rzeczy całkiem mi obcym facetem. Owszem, dobrze mi się z nim rozmawiało i chociaż najczęściej się z nim kłóciłam, ogólnie pozostawiał po sobie dobre wrażenie. Ale ciągle był obcym facetem, którego powinnam trzymać na dystans. Dlaczego więc nie potrafiłam tego zrobić?
Pożegnaliśmy się pod wejściem do Central Parku. Ryan poczekał, aż złapię taksówkę, po czym spokojnie odszedł ulicą, kiedy tylko do niej wsiadłam. Pospiesznie wyjęłam z torebki banknot pięćdziesięciodolarowy.
– Proszę skręcić w najbliższą ulicę i zaparkować tuż za rogiem – poleciłam następnie zaskoczonemu kierowcy. – A jeśli nie obejrzy się pan w lusterko, dostanie pan drugie tyle.
Wyszarpnęłam z torby ciuchy na przebranie i zaczęłam zdejmować sukienkę jeszcze podczas jazdy. Krótkie dżinsowe szorty wciągnęłam na siebie bez problemu, musiałam tylko zrzucić szpilki; gorzej było z górą, musiałam na chwilę zostać w samym biustonoszu. Właśnie wtedy podchwyciłam ciekawskie spojrzenie taksówkarza w tylnym lusterku.
– Ej! – Wyciągnęłam dłoń i trzepnęłam go w tył głowy. – Właśnie stracił pan premię!
Nie bez problemów, z uwagi na zranione ramię, wciągnęłam na siebie niebieski T–shirt, po czym włożyłam na nogi tenisówki, a sukienkę i szpilki upchnęłam w torbie. Gdy zatrzymaliśmy się za zakrętem, wyjęłam z kieszeni szortów gumkę do włosów, którą pospiesznie uformowałam kucyk z tyłu głowy.
Podziękowałam taksówkarzowi i wysiadłam. Lekkim, nonszalanckim krokiem, nieuważnie rozglądając się na boki, wróciłam do skrzyżowania, z którego właśnie przejechaliśmy; w potoku ludzi przelewających się przez przejście dla pieszych zobaczyłam Ryana przechodzącego właśnie na drugą stronę ulicy. Wtapiając się w tłum, w ostatniej chwili zdążyłam na zielone światło.
Szłam jakieś piętnaście, dwadzieścia jardów za nim, bo w takim tłumie więcej nie było potrzeba. Wyciągnęłam komórkę i udałam, że przez nią rozmawiam, głównie mamrocząc do siebie i kiwając głową, bo w ten sposób zachowywała się większość przechodniów. Dotarliśmy w końcu do następnej przecznicy i zobaczyłam, że Ryan zatrzymał się przy kiosku z gazetami.
Minęłam go obojętnie, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem; przy skrzyżowaniu stał sprzedawca z bajglami, więc zatrzymałam się po drodze, żeby sobie jednego kupić. To jedna z najważniejszych reguł śledzenia: zawsze zachowuj się naturalnie. Amatorzy próbują chować się za czapkami, odwracać wzrok, rozglądać się na boki. Tymczasem nic takiego nie trzeba robić. Wystarczy zachowywać się jak reszta ludzi na ulicy – normalnie, dokładnie tak, jak zachowywałabym się, gdybym nikogo nie śledziła. Jeśli więc miałam ochotę zjeść bajgla albo hot doga, tak właśnie powinnam postąpić.
Z bajglem w ręce ruszyłam w dalszą drogę, dając się porwać tłumowi i od niechcenia spoglądając w bok. Szedł parę jardów przede mną, najwyraźniej minął mnie, gdy kupowałam bajgla; w ręce trzymał świeżego Timesa. Skręcił na skrzyżowaniu, więc zrobiłam to samo, pogryzając powoli bajgla i nie spiesząc się, idąc swoim tempem.
Wkrótce potem dostrzegłam ciemną czuprynę Ryana lokującą się przy jednym ze stolików wystawionych na zewnątrz kawiarni. Podchodząc bliżej, zauważyłam, jak zamówił coś u skąpo odzianej kelnerki, po czym, nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem więcej, schował się za płachtą gazety. Uważnym spojrzeniem obrzuciłam stoliki na zewnątrz. Przynajmniej połowa była pusta; dobry znak. Niespiesznie weszłam po schodach do środka i zajęłam jeden ze stolików.
Wygrzebałam z torby notesik, krótki ołówek i szarą apaszkę, która od biedy mogła służyć za ścierkę. Następnie opuściłam stolik, swobodnie kierując się z powrotem na zewnątrz, między stoliki.
Przy jednym z nich właśnie usiadła jakaś młoda para. Stanęłam przy stoliku, profilem zarówno do Ryana, jak i wnętrza kawiarni – tak, żeby nikt nie rozpoznał, że tylko podszyłam się pod kelnerkę – i przygotowując notesik, zaszczebiotałam wesoło:
– Witamy w Piaceri, co mogę państwu podać?
Dwójka zaczęła zamawiać, a ja, udając, że zapisuję, próbowałam złapać jakieś odgłosy dobiegające ze stolika obok. Trafiłam na właściwy moment, bo Ryan właśnie wyciągał komórkę i wybierał jakiś numer. Po chwili bez problemu usłyszałam jego część rozmowy:
– Victoria, witaj. Tak, wiem, która u ciebie jest godzina, bardzo przepraszam. Mam nowiny o Mandy. – Zamilkł na chwilę, słuchając kogoś po drugiej stronie. Podziękowałam uśmiechem młodej parze, po czym, zamiast wrócić do środka i przekazać zamówienie, wyciągnęłam apaszkę i udałam, że zaczynam ścierać wolne stoliki. Przesunęłam się nieco, stając tyłem do Ryana, ale nadal mogłam słyszeć rozmowę. – Nie, nie chce wrócić do domu. Nie powinnaś się dziwić, w końcu sami ją tak wychowaliście. Jest bardziej podobna do Gabriela, niż nam się wydaje.
Ręka mi zadrżała, ale oczywiście nikt tego nie zauważył. Wyglądało na to, że Ryan jednak mówił prawdę…
– Zostanę tu i pomogę – powiedział tymczasem Ryan po krótkiej pauzie. – Nie, nie musisz się martwić. Owszem, coś się tutaj dzieje i ktoś najwyraźniej chce jej zrobić coś złego, ale przecież nie takie sprawy już rozwiązywaliśmy. O, właśnie. – Roześmiał się. – Tak, ale ona tego nie pamięta. Ta cała amnezja może być troszkę kłopotliwa, ale myślę, że przypomni sobie wszystko, kiedy już wróci do domu. Nie martwcie się, wszystko będzie dobrze.
Pogawędził jeszcze przez chwilę, po czym skończył rozmowę i ponownie zagłębił się w gazecie. Porzuciłam czyszczenie stolików i wróciłam do środka z ciężkim sercem.
No cóż, wszystko wskazywało na to, że Ryan rzeczywiście mnie nie okłamał. Z jednej strony uważałam, że to cudownie – miałam rodziców, mieszkających w Pasadenie, i w dodatku najwyraźniej byliśmy ze sobą blisko. Ale były też aspekty, które w całej tej sprawie wcale mi się nie podobały.
Na przykład związek z Joshem. Przecież byłam z nim… Byliśmy prawie zaręczeni. Przed wypadkiem nie raz spędzałam u niego noc. Więc co, nic do niego nie czułam, a mimo to poszłam z nim do łóżka? Bawiłam się jego uczuciami? I nie tylko jego, oszukiwałam przecież też całą resztę, tych wszystkich ludzi, którzy mi zaufali i wpuścili do swojego życia – Zoey, Alexa, Zacha, Scarlett… To nie było w porządku i wcale mi się nie podobało, że potrafiłam zrobić coś takiego. Że nie miałam żadnych wyrzutów sumienia.
Zabrałam ze stolika we wnętrzu kawiarni swoją torbę, a potem równie niespiesznie ją opuściłam. Odchodząc ulicą, stwierdziłam ze zdziwieniem, że nikt nawet mnie nie zauważył. Musiałam być w tym śledzeniu naprawdę dobra.
Zdążyłam dotrzeć do najbliższych świateł, gdy w torbie odezwała się moja różowa komórka. Wyjęłam ją, po czym odczytałam SMS–a, który do mnie przyszedł. W następnej chwili roześmiałam się na cały głos, równocześnie czując jednak złość i ponownie stare wątpliwości.
Niezła próba, Mandy.

18 komentarzy :

  1. Ha, byłam tu na dwie minuty przed czasem dodania rozdziału przez Ciebie. Miałam też ambitny plan poczekania, ale najpierw sprawdziłam, czy dodajesz rozdziały zawsze o 12 w nocy. No i okazało się, że nie, a byłam wczoraj na tyle zmęczona, że nie poczekałam. A szkoda, bo zasnęłabym uśmiechnięta: bardzo podobał mi się ten rozdział (pomijając fakt, że jest... jakiś krótki?).
    Szczerze mówiąc, liczyłam na to, że Ryan w końcu pocałuje Mandy! No i stało się :) Tylko w moich wyobrażeniach jej reakcja miała być zgoła inna... No ale cóż, wszystkiego nie można mieć. No i nie zgadzam się całkowicie z tym, że pan policjant jest „nieczułym bucem”.
    No i miałam też nadzieję, że Ryan trochę rozjaśni to, kim był włamywacz i ten, co zamachnął się na życie Amandy. (Czy to możliwe, że to były dwie osoby, które ze sobą współpracowały?) Ten rozdział nastręczył mi więcej pytań, niż odpowiedzi. Oby wkrótce się to wszystko wyjaśniło, oby.
    Bardzo podobała mi się scena, w której Amanda wykręca Ryanowi rękę. No i oczywiście ta w taksówce, świetna! Szczególnie, gdy trzepnęła go w głowę! Uśmiałam się przy tym fragmencie.
    Szpiegowanie Amandy było nader interesujące. Przede wszystkim jej zdolności adaptacyjne, no i spostrzeżenia, że trzeba iść za tłumem i robić to, co on. No i jej zachowanie w kawiarence! Jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się kogoś śledzić, to chyba wykorzystam jej taktykę.
    Oczywistym dla mnie było to, że Ryan wiedział o tym, że jest śledzony. W końcu – bystry z niego jest facet ;)
    Jeśli o błędy chodzi: zdarzyły Ci się dwa powtórzenia.
    „Przyglądałam mu się bez słowa rozszerzonymi oczami przez cały czas trwania tej przemowy. Z jednej strony coś w mojej głowie nie chciało słuchać ani jednego słowa[...]” ¬¬– ale te nie jest rażące, natomiast drugie:
    „Wyjęłam ją, po czym odczytałam SMS–a, który do mnie przyszedł. Po czym roześmiałam się na cały[...]” – trochę bardziej, może „następnie roześmiałam”?

    Ścielę się,
    Psia Gwiazda.

    PS. Szkoda, że tak długo trzeba czekać na następny rozdział, niby to tylko tydzień, ale... No cóż, pozostaje mi napisać, że czekam z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze, ale głównie nie o północy dodawałam te, które przenosiłam jeszcze z Onetu - ostatnie częściej mi się zdarza właśnie o północy, i następny pewnie też o tej porze się pojawi. Także przy następnym możesz sobie pozwolić na poczekanie, oczywiście o ile będziesz chciała;) czy krótki? Może to raczej kwestia tego, że poprzednie czytałaś jednym ciągiem? Bo różnice między moimi rozdziałami są niewielkie, nawet jeśli był nieco krótszy, to najwyżej o parę linijek;)

      Hej, a jaka miała być ta reakcja? xD och, oczywiście, że nie jest "nieczułym bucem", tylko Mandy akurat była silnie rozemocjonowana i dlatego jej się tak pomyślało. Normalnie by go pewnie za takiego nie uznała:)

      No... tak prędko to się to nie wyjaśni. Sądzę, że wcześniej pojawią się wyjaśnienia pod kątem "dlaczego", a dopiero potem "kto" - ale może i to Cię usatysfakcjonuje, kto wie.

      Ach, podobne sceny w taksówkach widziałam już w iluś filmach, więc nie uważam się w tej kwestii za pomysłową. Ale rzeczywiście, ja też lubię obydwie te sceny.

      Kiedyś gdzieś o tym czytałam i wydało mi się, że to takie oczywiste, a jednak samej pewnie nie przyszłoby mi to nigdy do głowy, gdyby akurat zdarzyło mi się kogoś śledzić. (Nie zdarzyło mi się nigdy, niestety^^) Stąd ten opis. A co do Ryana - on się domyślił dopiero pod sam koniec;)

      O, dziękuję za wytknięcie błędów, zaraz poprawię. Zbliżajmy się do doskonałości, zbliżajmy!^^ (wiem, to jeszcze daleka droga;)

      Całuję!

      PS. No popatrz, jutro już niedziela, a potem do wtorku tylko dwa dni. Szybko zleci;]

      Usuń
    2. Zapewne skapnął się w tym momencie, w którym Mandy zabierała swoją torebkę. Miała czego chciała i przestała być ostrożna.

      Uch, bardzo się ucieszę, jeśli dowiem się "dlaczego". Naprawdę, wcześniej w ogóle o tym nawet nie pomyślałam, a teraz bardziej mnie to interesuje.

      Ależ nie ma problemu, dobrze jest czytać takie dobre blogi jak Twój i choć odrobinę pomóc. Już nie mogę się doczekać wtorku.

      Ściskam mocno i swym zwyczajem ścielę się,
      Psia Gwiazda.

      Usuń
  2. Nie mam pojęcia, czy już kiedyś o tym wspominałam, ale Mandy jest bardzo zuchwała :P Zaryzykowała śledzenie Ryana, mimo że jest policjantem. Miałam wrażenie, że on domyślił się, że jest śledzony, gdy przystanął, aby kupić gazetę ;)

    O, trafiłam ostatnio z tym pytaniem, czy Mandy będzie z Ryanem xD Nie wiedziałam tylko, że on będzie próbował się zbliżyć tak szybko. Wychodzi na to, że on też jest zuchwały, haha :P A tak w ogóle, to ja wierze bezgranicznie Ryanowi i jestem całkowicie za nim. Zaczynam się ślinić, jak już się pojawia xD Także nie przyjmuję do wiadomości, że jest inaczej, niż on mówi, o!

    Ach, w ogóle zaczęłam czytać Po moim trupie! i nawet nie wiem kiedy przeczytałam dziesięć rozdziałów :)

    Pozdrawiam! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie, chyba domyślił się dopiero pod koniec;) nie pamiętam, przyznam szczerze, ale on jej potem powie dokładnie, kiedy się domyślił. A czy zuchwała... No cóż, tak była wychowana :D

      Haha, pewnie, że trafiłaś xD a, no wiesz, dla niego jednak to wygląda tak, że zna Mandy całe życie. A że ona niespecjalnie się broni, to nawet dla niego lepiej :D o, jesteś za nim? To chyba dobrze, bo w jego przypadku żadnej dwulicowości nie planuję (chociaż kto mnie tam wie, buahaha^^)

      To chyba oznacza, że się nie zanudziłaś śmiertelnie? ;P

      Całuję! ;**

      Usuń
    2. Ech, nie wiem czy to jest istotne, jak sam fakt, że w ogóle się domyślił :) A skoro to prawdopodobnie było pod koniec, to naprawdę niewiele brakowało Mandy, żeby pozostać niezauważoną :P

      Hm, skoro ma wątpliwości, to trudno się tak... jednoznacznie opierać xD Oj tam, to przeżyję ogromne rozczarowane, jeśli się okaże, że Ryan kręci :P Na razie zdania zmieniać nie zamierzam :D

      No pewnie, że nie! Ostatnio skończyłam będąc w połowie. Jak posiedzę dwa dni sama w domu, to pewnie skończę czytać, a czeka na mnie jeszcze Przez lustro :)

      :*

      Usuń
  3. Nie lubię Ryana. Facet jest zapatrzonym w siebie dupkiem! Dogadaliby się z Alessandrem :P
    Najwyraźniej chce wykorzystać fakt, że Amanda ma amnezję i coś ugrać. Ona jest naiwna.

    James Bond w spódnicy :P. Końcówka najlepsza. Ryan utarł jej nosa. I bardzo dobrze :P
    Chyba jednak jej nie odpuszczę. Jestem za tym, żeby nie odzyskiwała pamięci.

    :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A chciałoby Ci się zrobić nowy szablon na Zaczynając raz jeszcze? ;)

      z tym zdjęciem: http://models.com/work/roberto-cavalli-roberto-cavalli-fw-12-2/110408

      Usuń
    2. trochę zmieniam fabułę, u mnie to tak zawsze. Zaczynając i Gra w karty będę powiązane. Bohaterką Zaczynając raz jeszcze będzie Robin, koleżanka Amelii ze studiów.

      Usuń
    3. Mała zmiana: Gra życia i Gra w karty będą powiązane.

      Usuń
    4. Chyba jednak daruję sobie ten pomysł. Teraz chcę skupić się na jednym i go realizować ;)
      Napisałam (w mękach) pierwszy rozdział na Grę w karty. Średnio mi się podoba, ale w tej chwili nie wymyślę nic lepszego.

      :***

      Usuń
    5. Pewnie by się dogadali, w końcu wszyscy moi "faceci" mają w sobie coś z dupków xD ale akurat w tym gronie Ryan ma chyba najmniej, on jest twardy, ale dupkiem chyba niespecjalnie jest. Może i chce trochę wykorzystać sytuację, ale nie robi jej przecież nic złego. W zasadzie to jest pewien, że robi wszystko dla jej dobra;)

      Haha, trochę może tak, choć Mandy na pewno nie ma tyle uroku, co miał James Bond xD (i nie mówię tu o Craigu, którego szczerze nie znoszę :D) no cóż, ostatecznie Ryan jest profesjonalistą, a Mandy tylko dziewczyną z amnezją;) a ja tam nadal nie wiem, jak jej wątek skończę, chociaż mam już pewną koncepcję;]

      Hmm, to chcesz w końcu ten szablon? Bo przyznaję, że przez parę dni tu nie zaglądałam, i teraz nie wiem, czy go robić;) jeśli chcesz, to sprobuję:)

      ;***

      Usuń
    6. Mnie on działa na nerwy. Taki cwaniaczek. Skoro Amanda ma amnezję, to postanowił trochę ją zbajerować i zaciągnąć do łóżka. Uważa się za nieomylnego.
      A może jestem trochę do niego uprzedzona.


      Przypomniało mi się jedno Twoje opowiadanie. Były mąż głównej bohaterki miał 48 lat, a ona 26 :P.

      Co do szablonu, to poproszę na Grę życia http://celebscentral.net/picture/163089/large/?gallery=2054
      napis: Here comes the morning
      It's time to play
      The game of life

      Zmieniłam trochę koncepcję ;) Pojawi się motyw bliźniaczek plus poprzednie z poprzedniej wersji ^^

      :***

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    9. Doszłam do wniosku, że jednak będę pisała Grę w karty i Zaczynając raz jeszcze - oczywiście nie zabraknie wątku kryminalnego :D

      Przepraszam za zamieszanie :***

      Usuń
    10. To może nowy szablon na Zaczynając raz jeszcze ;)

      Usuń
    11. Co do zdjęcia, to może być to pierwsze, co wysłałam ;)
      http://models.com/work/roberto-cavalli-roberto-cavalli-fw-12-2/110408

      Usuń