No dobrze, a więc nie tylko ja byłam dobra w
śledzeniu. Ryan najwidoczniej też, przecież był policjantem, nie powinno mnie
to dziwić.
Ale skoro wiedział, że tam byłam, to niestety oznaczało,
że cała rozmowa z Victorią mogła być teatrzykiem wyłącznie na moje potrzeby.
Wprawdzie byłam przekonana, że gdyby Ryan odstawił taki teatrzyk, to nie
pisałby potem SMS–a z zapewnieniem, że śledzenie go nie wchodziło w rachubę, bo
i tak się połapał, mimo że się przebrałam, ale stuprocentowej pewności mieć nie
mogłam. Och, jakie to było irytujące.
Wyszłam na ulicę i zaczęłam machać na
przejeżdżające taksówki, uznając, że było wystarczająco wcześnie, by przed
powrotem Josha do domu sprawdzić jeszcze jeden trop. Miałam właściwie dwa.
Jednym była Dylan Hastings, a drugim moja rzekoma druga komórka. Informacje o
Dylan mogłam sprawdzić już w mieszkaniu Josha, nawet podczas jego obecności,
ale nie prawdziwość słów Ryana dotyczących drugiego telefonu. Do tego
potrzebowałam swobody działań.
Właśnie dlatego, kiedy wreszcie udało mi się
zatrzymać taksówkę i wsiąść do środka, rzuciłam kierowcy krótkie:
– Na Brooklyn proszę.
Potem oczywiście podałam też dokładny adres, ten
sam, który odwiedziłam tylko raz, trafiając przy okazji do kawiarni Alexa i
Zacha. Oparłam się ciężko o oparcie tylnego siedzenia, wpatrując bezmyślnie w
przelatujące za oknem budynki Manhattanu. Musiałam pomyśleć.
Do wszystkich tych rewelacji, którymi nakarmił
mnie Ryan, miałam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony wcale nie chciałam,
żeby to była prawda, bo miałam nadzieję, że jeśli to wyprę, nadal będę mogła
żyć tym spokojnym, przewidywalnym życiem, z troskliwym, pewnym Joshem i
kilkorgiem przyjaciół, dla których sporo znaczyłam. A z drugiej…
Z drugiej strony coś we mnie wcale nie chciało
takiego życia. No bo co było ciekawego w takiej nudnej, przewidywalnej
egzystencji? Ciągle robić to samo, dzielić życie na mało satysfakcjonującą
pracę i pusty dom? Lub też dom z człowiekiem, którego nie kochałam? Oczywiście,
że nie mogłam kochać Josha, jeśli zbliżyłam się do niego tylko po to, by poznać
okoliczności śmierci przyjaciółki. Ale to życie…
Czy nie lepiej było mieć życie tak ciekawe, jak
to przedstawił Ryan? Pracować w agencji detektywistycznej matki, słuchać
opowieści ojca o sposobach śledzenia ludzi, jeździć po świecie, cały czas być w
ruchu? Rozwikływać różne zagadki i jeszcze z tego żyć? Musiałam przyznać, że
kiedy o tym myślałam, nie czułam wyłącznie niepokoju – czułam też
podekscytowanie, coś mnie do tego ciągnęło i podświadomie miałam nadzieję, że
Ryan mówił prawdę. Że nie byłam blondwłosą instruktorką fitnessu, której
zdarzyło się poderwać bogatego faceta.
Problem w tym, że wcale nie byłam pewna, czy
Amanda Griffin była dobrym człowiekiem. W końcu okłamała wszystkich dookoła,
nadużyła zaufania ludzi, dla których naprawdę coś znaczyła. Więc czy faktycznie
chciałam być Amandą Griffin? Chciałam być kobietą, która potrafiła tak
oszukiwać, tak kręcić i stwarzać pozory tylko po to, by znaleźć mordercę
przyjaciółki? Chciałam być tą kobietą, która prędzej czy później musiała zranić
wszystkich swoich przyjaciół z Nowego Jorku?
Naprawdę się do nich przywiązałam. Do Zoey,
Alexa, Zacha, Scarlett, nie wspominając już o Joshu. Może Amanda Griffin
potrafiła się do tego zdystansować, wytworzyć pancerz ochronny, który ułatwiał
jej zadanie, ale Amanda Adams nie wiedziała, że powinna to zrobić. Odkąd
obudziłam się w szpitalu z amnezją, próbowałam poznać swoje życie i zbliżyć do
ludzi, których przed wypadkiem według słów Josha uznawałam za przyjaciół. Więc
czy mogłam teraz, kiedy wreszcie mi się to udało, z czystym sumieniem ich
wykorzystać i oszukać?
Może jednak byłoby lepiej, gdyby się okazało, że
Ryan kłamał. Może byłoby lepiej, gdybym nie była prywatnym detektywem, córką i
wnuczką szpiega, tylko zwykłą instruktorką fitnessu. Może tak byłoby lepiej.
Ale tego też nie byłam pewna.
Wysiadłam z taksówki na Brooklynie i od razu
skierowałam swe kroki do kawiarni Alexa i Zacha. W środku Jeremy przecierał za
barem szklanki do Irish Coffee, a naprzeciwko niego, na niebieskim barowym
stołku, siedziała… Zoey.
– Cześć – odezwałam się niepewnie, jeszcze zanim
mnie zobaczyła. Odwróciła się do mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. –
Zoey, co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być w pracy?
– Wyszłam… na lunch – odpowiedziała dziwnie
niepewnie, robiąc taką minę, jakbym przyłapała ją na gorącym uczynku. Co było o
tyle dziwne, że przecież nie robiła nic złego. – A co ty tutaj robisz, Amanda?
– Mieszkam – wyjaśniłam zwięźle, po czym
zwróciłam się do Jeremy’ego. – Jer, widziałeś gdzieś Alexa? Mam do niego
sprawę.
– Powinien być na zapleczu – wymamrotał Jeremy,
odkładając ścierkę na bar. – Zaraz go zawołam.
Uciekł, więc po namyśle wzruszyłam ramionami i
zajęłam miejsce obok Zoey. Czuła się tym dziwnie skrępowana, czego zupełnie nie
rozumiałam. Dopiero po chwili w mojej głowie zaczęło kiełkować jakieś podejrzenie.
– Josh cię tu przysłał? – zapytałam cierpko, na
co Zoey rzuciła mi zdumione spojrzenie.
– Skąd… – wyrwało jej się, po czym szybko się
poprawiła: – Skąd coś takiego przyszło ci do głowy, Amanda?
– Prawie mnie przekonałaś – przyznałam nieco
ironicznie. Zoey westchnęła. – Słuchaj, to nie może tak być, że Josh będzie
kontrolował każdy mój krok. To nie jest normalne. Nawet w sytuacji, gdy się o
mnie troszczy, bo miałam już dwa wypadki.
Nie wspomniałam, oczywiście, że te wypadki – a
przynajmniej jeden z nich – z wypadkami nie miały nic wspólnego. Zoey nie
musiała wiedzieć ani o podejrzeniach Josha, że na moje życie nastawał były
chłopak, ani tym bardziej o podejrzeniach Ryana, że próbował mnie zabić
morderca mojej przyjaciółki, bo znalazłam na niego jakiegoś haka.
Milczenie w tej sprawie przyszło mi, o dziwo,
bardzo łatwo.
– Ale nie jest też normalne, że go okłamujesz –
zaprotestowała stanowczo Zoey. – Najpierw Josh zadzwonił do Alexa, który
wyraźnie coś kręcił, więc przyjechałam na miejsce i stwierdziłam, że kręcił
również Jeremy. Żaden z nich nie jest dobrym kłamcą, Amanda.
Cholera, może powinnam ich poduczyć?
– W przeciwieństwie do ciebie – dodała Zoey
bezlitośnie. – A skoro wpadłaś dopiero teraz, sądzę, że wcześniej wcale cię tu
nie było. Więc gdzie byłaś?
– Na spacerze – wyjaśniłam bez chwili namysłu.
Zoey wywróciła oczami.
– Jasne, i właśnie to tak desperacko próbowałaś
ukryć przed Joshem.
Tym razem to ja westchnęłam, pokazując po sobie
możliwie dużo rezygnacji. Cóż, widocznie jednak Zoey musiała dowiedzieć się
więcej, niż początkowo planowałam.
– Tak, chciałam to ukryć, bo Josh się o mnie boi
– powiedziałam w końcu z lekką skruchą w głosie. Zoey posłała mi kolejne
niedowierzające spojrzenie.
– Boi? Jak to, boi? – powtórzyła. Wzruszyłam
ramionami.
– Miałam jeden wypadek, wkrótce potem drugi.
Josh obawia się, że ktoś chce mi zrobić krzywdę – odparłam, a kiedy z twarzy
Zoey nadal nie znikało niedowierzanie, dodałam twardo: – No wiesz, mój były
chłopak, który mnie nachodzi. Ryan. Josh twierdzi, że to kompletny świr i że
chciał mnie wepchnąć pod pociąg. Wobec tego gdyby się dowiedział, że odczułam
potrzebę pooddychania względnie świeżym powietrzem i wyszłam samotnie na
spacer, gdzie może czyhać na mnie wiele niebezpieczeństw, pewnie natychmiast
dostałby świra.
Ha, wyszło nawet całkiem przekonująco, nie? I,
co najważniejsze, Josh by się z tym zgodził, gdyby Zoey postanowiła na ten
temat z nim porozmawiać. A więc kłamstwo doskonałe.
Z drugiej strony, co z tym Joshem było nie tak?
Sprawdzał mnie? Dlaczego nie zadzwonił normalnie, na moją komórkę, i nie
zapytał mnie wprost, gdzie byłam, tylko najpierw wypytywał Alexa, a potem
wysłał siostrę na przeszpiegi? Jezu, chwilami miałam wrażenie, że z tym facetem
było coś mocno nie w porządku.
– Boże, Amanda, poważnie? – zapytała w końcu
Zoey nieco przyciszonym głosem, pełnym zgrozy. – Naprawdę ktoś mógłby chcieć…
cię zabić? Wrzucić pod pociąg?
– No cóż, ktoś mnie wtedy popchnął, to nie ulga
wątpliwościom – przytaknęłam. Zoey poprawiła się niecierpliwie na stołku.
– Ale dlaczego od razu mi o tym nie
powiedziałaś?! Odwiedzałam cię po tym wypadku tyle razy i w kółko strofowałam,
że za wcześnie wyszłaś po operacji z domu, a to w ogóle nie była twoja wina?!
Jak mogłaś tego tak spokojnie słuchać?!
To bardzo proste, droga Zoey. Po prostu
wyłączałam się w odpowiednim momencie i tylko udawałam, że słucham, co jakiś
czas kiwając głową lub pomrukując coś niewyraźnego pod nosem, a to ci w
zupełności wystarczało.
– Nie chciałam, żebyś się martwiła –
westchnęłam. – Słuchałam cię bez protestów, bo naprawdę myślałam, że tak będzie
lepiej. Przecież nie mogę mieć pewności, że to rzeczywiście ten człowiek chce
mi zrobić coś złego; może ktoś mnie popchnął, ale nie on? Może to był wypadek
albo czyjś idiotyczny dowcip? W zasadzie nie mogę mieć stuprocentowej pewności,
Zoey, więc nie chciałam wywoływać niepotrzebnej paniki.
Zoey ze zrozumieniem pokiwała głową, a po chwili
namysłu odparła:
– Ale wobec tego rozumiem Josha. Nie powinnaś
sama chodzić po mieście.
– Dać się zaszczuć i zamknąć w mieszkaniu? Po
moim trupie – prychnęłam i tym razem mówiłam szczerze, nawet jeśli nie
wiedziałam, przed kim miałam się bronić i która z historii mojego życia była
prawdziwa. – To już wolę pokazać temu świrowi, że się nie boję i nie zamierzam
się przed nim chować.
– I wystawić się na cel – dokończyła Zoey
cierpko. Stanowczo pokręciłam głową.
– Tym razem jestem przygotowana! Gdyby znowu
chciał mi zrobić coś złego, gorzko tego pożałuje! O ile rzeczywiście ktoś
próbuje mi zaszkodzić – dodałam, spuszczając z tonu.
Zoey chciała jeszcze coś odpowiedzieć, ale w tej
samej chwili z zaplecza wyłonili się Jeremy i Alex. Ten ostatni spojrzał na
mnie niechętnie.
– Widzisz, księżniczko? Żadnych więcej kłamstw.
I tak nikt mi nie wierzy – prychnął, rzucając Zoey krzywe spojrzenie. Ona jednak
tylko uśmiechnęła się szeroko i zamówiła u Jeremy’ego kolejną kawę.
Zeskoczyłam ze stołka i zbliżyłam się do Alexa,
odruchowo ściszając nieco głos, choć teoretycznie wymiana zamków w moim
mieszkaniu nie była przecież tajemnicą. Ale tak na wszelki wypadek…
Alex od razu skojarzył, w czym rzecz. Kiwnął na
mnie głową, żebym wyszła z nim z kawiarni; odwróciłam się, żeby pożegnać Zoey i
Jeremy’ego, którzy prawie tego nie zauważyli, już pochłonięci rozmową. Ze
zmarszczonymi brwiami rozejrzałam się dookoła; przy stolikach siedziało parę
osób i ostatecznie wszystkich trzeba było obsłużyć. Widząc moje spojrzenie,
Alex zapewnił mnie z pobłażaniem, że nie ma się co przejmować, bo Zach się tym
zajmie. Kiwnęłam głową i dałam się wyprowadzić na zewnątrz, a potem po schodach
na górę, do ich mieszkania.
Ciągle jednak miałam lekkie wyrzuty sumienia, że
odciągam Alexa od pracy.
– Tu masz nowe klucze – oznajmił Alex, kiedy już
wszedł do przedpokoju ich mieszkania, lustrzanego odbicia mojego, i poszperał w
pierwszej z brzegu komodzie. – Kazałem ślusarzowi zamontować dwa zamki.
– Dzięki. Ile ci jestem winna? – zapytałam
rzeczowo, przyjmując od niego zestaw dwóch kluczy. Alex machnął ręką.
– Nie ma o czym mówić, księżniczko. Jesteś moją
przyjaciółką, a jeśli bardzo chcesz, to możesz kiedyś ty też wyświadczyć mi
jakąś przysługę.
Trochę się jeszcze kłóciłam, bo jakoś źle się
czułam z naciąganiem go w ten sposób, ale Alex był nieustępliwy. W końcu
musiałam się poddać i obiecać, że o cokolwiek mnie poprosi, może liczyć na moją
pomoc.
– Trzymam cię za słowo – oświadczył wesoło Alex,
po czym zerknął na zegarek. – Wybacz, ale muszę wracać do pracy. A, i
przepraszam za tę fuszerkę z Joshem. Gdybym był nieco bardziej przekonującym
kłamcą, Josh nie napuściłby na nas Zoey.
Machnęłam lekceważąco ręką.
– Nie przejmuj się, wszystko jej wyjaśniłam –
odparłam łagodnie. – To nie było z mojej strony fair prosić cię o kłamanie dla
mnie. Więcej tego nie zrobię.
Alex przyjął to z ulgą i rozstaliśmy się w
dobrych nastrojach. Mój jednak prysnął natychmiast, gdy tylko zostałam sama na
klatce schodowej, wpatrując się w drzwi do swojego mieszkania. Gdzieś tam w
środku, jeśli wierzyć słowom Ryana, leżały ukryte dowody prawdziwości jego
słów. Cóż było robić? Musiałam wrócić do tej gry.
Zamki wyglądały na porządne; ciepło pomyślałam o
Alexie, który tak dobrze wywiązał się z powierzonego mu zadania, po czym
weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Nie potrzebowałam nieproszonych
gości w najmniej odpowiednim momencie, na przykład Zoey, która mogłaby przecież
postanowić zobaczyć, co porabiam tu na górze. Potrzebowałam spokoju.
Rozejrzałam się po wnętrzach, w których
mieszkałam kilka miesięcy przed wypadkiem. Nic się nie zmieniły od czasu mojej
ostatniej wizyty na Brooklynie, nadal robiły miłe, przytulne wrażenie. I
koralowa kanapa, i pastelowe ściany, i regały z jasnego drewna, i kolorowy
dywanik na podłodze z jasnych desek… Wszystko. To mieszkanie urządzała
niewątpliwie Amanda Adams, instruktorka fitnessu, a nie Amanda Griffin, córka
szpiega i prywatny detektyw.
Rozejrzałam się dookoła, próbując wejść w skórę
Amandy Griffin i zastanawiając się, gdzie na jej miejscu ukryłabym dowody
zmienionej tożsamości. Kryjówka musiała być spora, bo przecież powinna zmieścić
się w niej druga komórka, a może także i mój notebook.
No więc… Gdybym była córką szpiega, gdzie
ukryłabym dowody, które absolutnie nie mogły wpaść w niepowołane ręce?
Weszłam głębiej do mieszkania i zaczęłam się
uważnie rozglądać na boki. Książki? Były powyrzucane z regału, gdy wpadłam tu
ostatnio; zakładając, że włamywacz nie znalazł moich fantów, to nie mogło być
tam. A skoro byłam wytrenowaną panią detektyw, to chyba wiedziałam, jak schować
rzeczy, żeby pierwszy lepszy włamywacz nie znalazł ich ot tak? Tylko szkoda, że
przy okazji mogłam je schować tak, że Amanda Adams też ich nie znajdzie…
Ale spokojnie, Amanda Adams też była Amandą
Griffin. O ile oczywiście ta druga istniała. Więc powinnam sobie z tym
poradzić.
Obmacałam kanapę i fotele, kontrolnie
przejrzałam półki w kuchni, po czym przeszłam do sypialni. Była niewielka i
przytulna: w centralnej części stało podwójne łóżko, pod ścianą szafa z
ciemnego drewna, na podłodze marokański, kolorowy dywanik. Pod oknem ustawiono
toaletkę z dużym lustrem.
Zaczęłam sprawdzać meble i pozostawione w
szafkach rzeczy i dopiero po chwili zrozumiałam, że to było bez sensu. Usiadłam
na łóżku przykrytym niebiesko–zieloną narzutą, żeby chwilę pomyśleć,
równocześnie wciąż rozglądając się dookoła. Włamywacz przetrząsnął te wszystkie
miejsca. Sensownym wnioskiem byłby ten, że nic nie znalazł. Przecież gdyby
odkrył dowody, które na niego podobno miałam, przestałby mnie ścigać, prawda? A
tymczasem niedługo później włamał się też do mieszkania Josha, a w międzyczasie
próbował mnie wrzucić pod pociąg. No dobrze, więc nie znalazł.
Ale szukał. I to bardzo dokładnie, miał tu dużo
więcej czasu niż u Josha. Wniosek z tego taki, że jeśli miałam coś ukryte w tym
mieszkaniu, nie mogło być ukryte byle gdzie, na przykład między ciuchami.
Musiałam mieć jakąś skrytkę. Skrytkę na tyle dobrą, żeby nie dostrzegły jej
oczy postronnych osób, co oznaczało, że odpadały wszelkie sejfy w ścianach czy
zamknięte szuflady. Więc gdzie?
Spojrzałam na podłogę. Wszędzie była ta sama, z
jasnych desek; skrzypiała lekko, gdy po niej chodziłam. Ruszyłam przed siebie,
szukając miejsca, które mogłoby zaskrzypieć inaczej. Luka w podłodze? Może
przykryta chodnikiem?
Odsunęłam najpierw dywanik w sypialni, a potem w
salonie, ale nie zauważyłam niczego dziwnego. Hmm, myśl, Mandy. To mieszkanie
na drugim piętrze, nie miałam pojęcia, jak grube były tu podłogi i czy
zmieściłaby się w niej skrytka, a poza tym, czy łatwo dałoby się ją zrobić.
Najłatwiej byłoby jednak szukać czegoś w drewnie. A co w moim mieszkaniu
jeszcze było z drewna?
Mój wzrok padł na umieszczoną w kącie pod
parapetem ławeczkę. To był ciekawy mebel, bardzo ładnie wkomponowany w całe
mieszkanie. Zajmował całą szerokość wnęki pod oknem, był właściwie w nią
wbudowany, tworząc szerokie, niskie, wygodne siedzisko, na którym poukładano
koralowe poduszki. Pamiętałam, że te poduszki były zrzucone, gdy po włamaniu
trafiłam do mieszkania. Ale czy oprócz tego z ławeczką coś robiono?
Podeszłam bliżej, uklękłam przy ławce i zaczęłam
ją uważnie oglądać. Poduszki nie były do niej przytwierdzone, tylko po prostu
położone na wierzch, luzem. Zdjęłam je, a kiedy przypatrzyłam się drewnu
uważniej, z tyłu, pod ścianą, dostrzegłam zawiasy. A więc ławeczka nie była
tylko ławeczką, ale też czymś w rodzaju skrzyni. Chwyciłam za wystający brzeg i
pociągnęłam do góry; wieko ustąpiło lekko, ukazując wnętrze… puste wnętrze.
Spoglądając z rozczarowaniem na wyblakłe deski
dna – a może podłogi, pewna nie byłam, bo drewno było podobne – zaczęłam powoli
dochodzić do wniosku, że nie byłam Amandą Griffin. Nawet gdybym chciała, nie
potrafiłabym nią być. Nie nadawałam się do tego, cokolwiek na mój temat mówił
Ryan, to było wyssaną z palca bzdurą.
Bezradnie oparłam czoło na wieku skrzyni,
dziwiąc się samej sobie, że rozczarowanie było aż tak duże. Przecież wcale nie
byłam pewna, czy chciałam być Amandą Griffin. Więc dlaczego aż tak się tym
przejęłam? Nie powinnam po prostu wzruszyć ramionami i uznać, że na przyszłość
powinnam omijać tego wariata, Ryana Montgomery, szerokim łukiem?
Ale chyba właśnie o to w gruncie rzeczy
chodziło… o Ryana. Rozmowa z nim w Central Parku pozostawiła po sobie dobre
wspomnienia, nie mówiąc już o tamtym pocałunku, który nadaremnie próbowałam
wyrzucić z myśli.
Z irytacją mocno zatrzasnęłam wieko skrzyni. Do
diabła! Dość tych bzdur, dość myślenia o Ryanie Montgomery, dość słuchania
bredni o córce szpiega! Dość wiary we wszystkie te idiotyzmy, którymi karmił
mnie tamten facet. Prywatny detektyw? Jasne. Moi rodzice żyli? Oczywiście. W
dodatku byli cholernymi szpiegami? Pewnie! Naiwna Amanda Adams uwierzy we
wszystko!
Nigdy więcej, obiecałam sobie. Nie odbiorę
więcej telefonu od Ryana Montgomery, nie porozmawiam z nim już ani razu, nie
będę słuchać ponownie tych bzdur! Niech karmi nimi inne naiwne dziewczyny z
amnezją, ot co.
Świetnie się zabawił moim kosztem, pomyślałam z
rosnącą irytacją, kierując się w stronę wyjścia. Byłam tak zdenerwowana, jak
już dawno mi się nie zdarzyło. Chyba ani razu od czasu obudzenia się w
szpitalu, czyli… nigdy. Tym razem nie próbowałam się uspokajać, nie liczyłam do
dziesięciu, nie kontrolowałam oddechu. Po prostu wyszłam z mieszkania z zimną
furią kłębiącą się we mnie gdzieś głęboko, zatrzasnęłam za sobą drzwi i
postanowiłam złapać taksówkę, żeby wrócić na Manhattan.
Po drodze do mieszkania Josha zastanawiałam się,
jakim cudem udało mi się okazać taką naiwność. Jak Ryanowi udało się przekonać
mnie do tak nieprawdopodobnej teorii? Przecież to wszystko nie trzymało się
kupy. Nawet jeśli wyjaśniało pewne kwestie, na przykład fakt, dlaczego
ukrywałam część umiejętności przed Joshem i resztą, to przecież ogólnie było
tak nieprawdopodobne, że nikt normalny by w to nie uwierzył!
Córka szpiega, pewnie, powtarzałam z ironią, gdy
przejeżdżaliśmy przez most na Manhattan. Boże, ale ten facet musiał mieć ze
mnie ubaw, gdy już się rozstaliśmy. Nakarmił mnie bajeczkami, które łyknęłam
bez zmrużenia oka, jak prawdziwa blondynka! O, nie, Ryanie Montgomery, tak nie
będziemy się bawić. Ja zamierzałam zresztą odłożyć zabawki i skończyć tę całą
farsę. Nie pozwolę z siebie robić idiotki.
Myślałam o tym przez całą drogę do mieszkania
Josha i jeszcze, gdy wjeżdżałam na górę windą. W rezultacie gdy dotarłam na
dwudzieste piętro, nadal byłam wkurzona. Nie pomógł mi nawet widok Josha
krzątającego się po kuchni i gotującego nam późny obiad. Odruchowo zerknęłam na
zegarek. No proszę, nie wiedziałam nawet, że już ta godzina.
– Zwolniłeś Juanitę? – zapytałam od wejścia z
lekkim rozbawieniem. Josh odwrócił się do mnie, po czym przyciszył muzykę
klasyczną, rozbrzmiewającą w całym mieszkaniu.
– Postanowiłem sam dla nas dzisiaj coś ugotować
– odparł spokojnie, wcale nie pokazując po sobie, że był niezadowolony z powodu
mojej nieobecności. – Kochanie, rozumiem, że jesteś dorosła i wiesz, co robisz,
ale naprawdę nie było cię w domu od samego rana?
Podeszłam bliżej, przyglądając mu się z namysłem.
Josh właśnie przygotowywał mięso mielone; wyglądało na to, że na obiad będzie
spaghetti. Patrzyłam na niego i nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Naprawdę
całowałam się tego ranka z Ryanem Montgomery, naprawdę prawie uwierzyłam w
opowieść o córce szpiega? A przecież Josh… To był normalny, dobry, sympatyczny
facet, odpowiedni dla takiej dziewczyny, jaką była Amanda Adams. Powinnam czuć
się dobrze w tym życiu, z tym mężczyzną. Więc dlaczego tak nie było?
Może to dlatego tak chętnie uwierzyłam w historię
Ryana? Bo w gruncie rzeczy nie czułam się dobrze w tym życiu? Ale przecież nie
musiało tak być, mogłam to zmienić. A przynajmniej mogłam spróbować to zmienić.
Stanęłam za Joshem i delikatnie dotknęłam jego
ramienia. Nie pamiętałam już, o co mnie pytał. I w zasadzie nie było to ważne.
Odwrócił się, spoglądając na mnie pytająco.
– Cieszę się, że wróciłam – szepnęłam, objęłam
go za szyję i pocałowałam.
Z początku naprawdę nie myślałam, dlaczego to
zrobiłam. Dopiero po chwili, kiedy Josh ocknął się już po początkowym
zdumieniu, odpowiedział na pocałunek i przyciągnął mnie do siebie bliżej,
zrozumiałam, że bardzo chciałam w to uwierzyć. Bardzo chciałam się dopasować do
życia, które prowadziła Amanda Adams, przekonać się, że to nie była tylko gra,
że Ryan się mylił albo świadomie mnie okłamywał.
Usta Josha były miękkie i ciepłe, dokładnie
takie, jakimi je zapamiętałam z ostatniego pocałunku. Zaczął mnie całować coraz
mocniej, coraz namiętniej, nie zastanawiając się nawet, skąd ta nagła zmiana
nastroju po tygodniach, w czasie których notorycznie podskakiwałam na jego
bliższą obecność. Objęłam go mocno, chwytając twarz w dłonie, a potem wplatając
palce we włosy. Josh pochwycił mnie w pasie, napierając na mnie, aż cofnęłam
się pod rząd kuchennych szafek. Zaczerpnęłam oddechu, dopiero gdy jedną dłonią
ściągnął gumkę z moich włosów, a drugą chwycił podbródek, żebym podniosła głowę
i odsłoniła szyję. Zaczął mnie całować, aż wreszcie dotarł do ucha.
– Jesteś pewna? – wymruczał, a jego ciepły
oddech owionął mi szyję. Kiwnęłam głową.
– Tak – szepnęłam, odsuwając się, by spojrzeć mu
w oczy. – Jestem pewna, Josh.
Problem w tym, że wcale nie byłam pewna. Nie
byłam pewna niczego, co dotyczyło mojego życia.
Josh chwycił mnie za biodra i podsadził do góry,
aż usiadłam na kuchennym blacie. Złapał mnie za kolana, rozszerzając je, po
czym stanął między moimi nogami, którymi zupełnie odruchowo go objęłam,
splatając stopy gdzieś na wysokości jego pośladków. Josh znowu się do mnie
pochylił i pocałował mnie zachłannie.
Jego ręce znalazły się nagle pod moim T–shirtem,
dotknęły nagiej skóry, powędrowały wzdłuż kręgosłupa do góry i z powrotem; usta
oderwały się od moich warg, zaczęły całować szyję, dekolt, żeby powoli schodzić
coraz niżej.
Miałam dziwne wrażenie, jakbym przyglądała się
temu wszystkiemu z pewnej odległości. Jakbym to nie ja całowała się z Joshem
Hamiltonem, tylko ktoś inny, a ja sama… Cóż, jakbym była gdzie indziej. Miałam
go objąć? Pocałować? Rozebrać? Sama nie byłam pewna. Nie wiedziałam, co robić,
w końcu nie miałam takich doświadczeń.
W przeciwieństwie do mnie, Josh chyba miał spore
doświadczenie, prawda? Był już przecież raz żonaty, a poza tym był w wielu
związkach. I dotykał mnie tak pewnie, umiejętnie, jakby robił to od dawna.
Jakby robił to nie raz.
Gdybym była z nim tylko ze względu na śledztwo w
sprawie śmierci przyjaciółki, czy pozwalałabym mu na takie rzeczy? Pozwalałabym
mu się tak dotykać? Czy naprawdę nie miałabym za grosz dumy, godności,
poszłabym do łóżka z obcym człowiekiem tylko dlatego, że…
– Auu! – krzyknęłam, kiedy Josh ugryzł mnie w
szyję. Spojrzał na mnie pociemniałymi z pożądania oczami.
– Przez chwilę zdawałaś się być gdzieś daleko –
szepnął, sięgając do rozpięcia moich dżinsowych szortów. – Wróć do mnie,
Amanda.
Znowu mnie pocałował, po czym jednym pospiesznym
ruchem zerwał ze mnie koszulkę. Zostałam w samym biustonoszu i rozpiętych
szortach. Poczułam na ramionach gęsią skórkę i Josh chyba to zauważył, bo
roztarł mi ręce dłońmi. Miał takie ciepłe, pewne dłonie.
Niewprawnym ruchem zaczęłam mu rozpinać guziki
koszuli. Skóra Josha na klatce piersiowej była ciepła i szorstka.
Ale, mimo wszystko… Ciągle nie czułam się tak,
jakby to było prawdziwe.
Musiałaś przerwać w takim momencie? Naprawdę musiałaś? Nie mogłaś się pewnie powstrzymać, prawda? Uch, moja wyobraźnia wydziwia teraz różne, bardzo różne rzeczy. Dlatego dopiero kiedy ochłonę (co pewnie dopiero nastąpi jutro rano, jak się z tym wszystkim prześpię, ugh!), a rumieńce zejdą mi z policzków, skomentuję dokładniej. Póki co, parę niewielkich błędów:
OdpowiedzUsuń„[...]i stwarzać pozory po to tylko[...] – lepiej by brzmiało „tylko po to”
„[...]zimną furią kłębiącą się gdzieś we mnie, głęboko[...]” – tutaj lepiej by było „we mnie gdzieś głęboko”;
„[...]bawić. Ja zamierzałam zresztą odłożyć zabawki i skończyć tę całą zabawę.” – powtórzenia, może farsę?;
[...]moimi nogami. Zupełnie odruchowo objęłam go tymi nogami[...] – powtórzenie, a zupełnie niepotrzebnie, ja bym te dwa zdania połączyła w jedno;
Ścielę się,
Psia Gwiazda (z włochatymi myślami)
Haha, oczywiście, że musiałam, kazał mi to zrobić mój z gruntu zły charakter xD no i również dlatego, że pewnie wtedy szybciej byś ochłonęła... Ale o tym cichosza;) a za błędy ślicznie dziękuję, zaraz to poprawię, z tymi zabawkami to nawet zauważyłam to wcześniej, ale jakoś... nie przyszło mi do głowy nic lepszego. Także dzięki i całuję!
UsuńNie ma za co dziękować, dla mnie to czysta przyjemność :)
UsuńNo więc skoro już ochłonęłam:
Wątpliwości Amandy są bardzo uzasadnione i naprawdę udał Ci się ten rozdział. Szczerze mówiąc, bardzo liczyłam na to, że znajdzie ten telefon (i może notebooka), w tej kwestii srodze się rozczarowałam, tak jak ona. Trzeba Ci przyznać, iż wykreowałaś świat bardzo realistyczny. Czytając, czuję, iż obserwuję to wszystko z boku, tak jakbym podążała razem za Amandą i słyszała jej myśli. Są plastyczne opisy, czyli to, co tygryski lubią najbardziej.
Nie pamiętam, czy zadałam już takie pytanie, ale czy Zach i Alex to para? Tak mi się coś nasunęło, jeśli zadałam to pewnie mam sklerozę i nie pamiętam, co odpowiedziałaś.
Zoey, Zoey... Coś mi w tej dziewczynie nie pasuje, taka podejrzliwa jest strasznie, w sumie prawniczka, rozumiem, ale nie powinna chyba podejrzewać przyjaciół. A słowo "przyjaciel" raczej się rozumie per se.
Szkoda mi Ryana, przecież chce dobrze, prawda? Ale po tym rozdziale też mam pewne wątpliwości. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie.
No i, na samym końcu, co by znów nie spłonąć rumieńcem: Josh w końcu dostał to, czego chciał. Chociaż mam dziwne wrażenie, że szykujesz coś innego niż się można spodziewać.
I jeszcze jedno. Zrzucam na Ciebie winę za to, że zaczęłam pisać w narracji pierwszoosobowej. Z perspektywy mężczyzny. Odbiło mi już...
Ścielę się i ściskam mocno,
Psia Gwiazda.
PS. Chciałabym Cię jeszcze zaprosić na forum literackie, http://loremipsum.keed.pl/index.php, gdybyś miała ochotę, to wpadnij.
No to się cieszę, że tak uważasz, bo nawet się zastanawiałam, czy nie za dużo tu było tych jej dylematów moralnych. Prawdę mówiąc, ja też myślałam, że znajdzie, ale ja już tak niestety mam, że jak piszę, to nie bardzo mam kontrolę nad moimi bohaterami i po prostu wyszło, jak wyszło. To samo się tyczy opisów - one po prostu... jakoś same wychodzą;)
UsuńNie, nie pytałaś, i mogę oczywiście odpowiedzieć - tak, są parą, choć chyba nigdzie wprost to nie było napisane. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo też już nie do końca pamiętam;)
Hmm, co do Zoey... Przyznaję, że pisałam te rozdziały Utraconego tak dawno, że już nawet nie pamiętam, czy zamierzałam ją w coś wciągnąć. Ale pewnie nie jest podejrzana bez przyczyny. Przyznaję - sama nie wiem;]
Pewnie chce dobrze. Pytanie, czy to samo oznacza "dobrze" dla Mandy...
Och, w pewnym sensie dostał. No bo pewnie cała scena nie skończy się dokładnie tak, jak to sobie przewidział.^^
O rany, serio? A można Cię gdzieś przeczytać? Bo, że się tak wyrażę, czuję się odpowiedzialna!
Całuję!
Pewnie, wpadnę w wolnej chwili, czemu nie. Dzięki za zaproszenie;)
Absolutnie zawsze chciałam mieć takie siedzisko-schowek pod oknem! Własnie z mnóstwem poduszek :) Mam wrażenie, że Mandy może nie do końca sprawdziła ten schowek i on jednak mógł mieć drugie dno. Być może dlatego tak myślę, bo jak już przeczytałam o tym, to byłam tak zachwycona, że myślałam tylko o tym :D
OdpowiedzUsuńW ogóle zastanawiam się czy Mandy odepchnie Josha, czy jednak nie. Z jednej strony woli mieć normalne życie, a z drugiej przecież nie czuje się z tym dobrze. W ogóle Josh jest całkiem spostrzegawczy, skoro zauważył, że jest zamyślona. Jednak jak to facet, zwrócił jej na to uwagę, ale swojej akcji nie przerwał - jakie to prawdziwe xD Aż się uśmiechnęłam, bo to było takie... w zgodzie z męską naturą :D
No, to przeczytałam i skomentowałam, jestem z siebie dumna, bo ostatnio nawet na czytanie nie mam Weny ;P Pozdrawiam! :***
Też zawsze chciałam taki mieć;) pewnie dlatego się tutaj znalazł;) czy ja wiem, może nie do końca. Może rzeczywiście coś przeoczyła^^
UsuńW końcu z tego się bierze całe jej niezdecydowanie - gdyby czuła do Josha coś więcej, pewnie by się nie wahała. Oj no, Josh przecież też jest tylko facetem xD chyba wyczuł okazję, oto co^^
Ja ostatnio na czytanie mam, ale na komentowanie już nie bardzo;] całuję! ;***