Obydwoje byliśmy już na wpół rozebrani, gdy
nagle odepchnęłam Josha od siebie mocno, zdecydowanym ruchem.
Trzęsącą się dłonią przejechałam po włosach,
zakryłam sobie usta, które, na wpół otwarte, drżały niekontrolowanie. Jezu. O
mało właśnie nie zrobiłam czegoś bardzo, bardzo głupiego, czego bym potem
bardzo, bardzo żałowała.
Nie potrafiłam spojrzeć Joshowi w oczy. W końcu
to była moja wina. To ja podeszłam do niego pierwsza, ja zaczęłam to wszystko.
On nie zrobiłby pierwszego kroku, bo czekał na jakiś znak z mojej strony; znak,
którego nigdy miał się nie doczekać.
To nie było to. To po prostu nie było to, do
diabła. Chociaż bardzo chciałam, żeby to wszystko było prawdziwe, nie było.
Zbudowałam sobie świat na kłamstwach – na bardzo niepewnych podstawach, które
nie mogły go utrzymać. Czułam, że skrzywdziłam Josha, ale nie mogłam inaczej.
Jak mogłabym inaczej…?
– Przepraszam – szepnęłam, wreszcie na niego
spoglądając. – Josh, przepraszam… Ja nie mogę… nie potrafię…
Josh spoglądał na mnie z frustracją. Oddychał
szybko, widziałam, jak jego klatka piersiowa ruszała się pod rozpiętą koszulą.
Założył ramiona na piersi; w jego oczach widziałam rozżalenie i pytanie, na
które nie potrafiłam odpowiedzieć.
Wiedziałam tylko, że nie mogłam tego zrobić.
Chciałam go wykorzystać, żeby czegoś dowieść, żeby pokazać sobie, że słowa
Ryana nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Tylko że to było tak bardzo nie w
porządku.
– Amanda… Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał, przez
co przypomniał mi się moment, w którym w podobnych okolicznościach zapytałam o
to Ryana. Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Josh spuścił
wzrok i pokręcił głową. – Ja nie wiem, Amanda… To wszystko trochę mnie zaczyna
przerastać…
– Nie tylko ciebie, Josh – przerwałam mu. Kidy
wreszcie odzyskałam odrobinę siły, by coś powiedzieć. – Dla mnie to też jest
trudne. Dla nas obojga jest, wiem. Przepraszam cię, naprawdę myślałam, że
jestem gotowa… Naprawdę myślałam, że tego chcę. Ale boję się…
– Zależy mi na tobie – zapewnił mnie Josh po
chwili milczenia. – Naprawdę. Nie chcę się rozstawać. Ale…
– Może powinniśmy dać sobie trochę więcej czasu
– przerwałam mu. – Więcej przestrzeni. Josh, nie obraź się, ale chyba będzie
lepiej, jeśli wrócę do siebie, na Brooklyn.
Nieważne, który z nich miał co do mojego życia
rację – Josh czy Ryan. Nieważne, czy byłam Amandą Adams czy Amandą Griffin.
Tak czy inaczej nie potrafiłam zmusić się do powrotu do tego wszystkiego, co
było przed wypadkiem. Jak niby miałam to zrobić?
Sięgnęłam po moją bluzkę i włożyłam ją
pospiesznie, zapięłam szorty i zeskoczyłam z blatu, kierując się w stronę
gościnnej sypialni. Josh chwycił mnie za rękę, kiedy początkowe zdumienie w
końcu mu przeszło.
– Amanda… Nie rób tego – poprosił. – Nie
wyjeżdżaj z powodu jednego głupiego… incydentu. Poczekamy. Nie chcę, żeby coś
ci się tam stało, żeby twój były facet zaczął cię znowu nachodzić.
Zatrzymałam się w pół kroku. Nie kochałam go,
ale jednak w jakimś sensie mi na nim zależało. Miałam wobec niego wielki dług
wdzięczności, w końcu wyciągnął mnie ze szpitala, pomógł wrócić do życia. Nie
mogłam tak po prostu zostawić go bez słowa, niczego nie wyjaśnić, zostawić
samego ze swoimi nerwami.
Nawet jeśli miało go to zranić.
– Josh, nie byłam dzisiaj na normalnym spacerze
– oświadczyłam, odwracając się do niego. – Poszłam spotkać się z Ryanem.
Na twarzy Josha odmalowało się najpierw
niedowierzanie, a potem złość i niepokój.
– Amanda, jak mogłaś coś takiego zrobić?! Sama,
beze mnie?! – podniósł na mnie głos. O, proszę, tego się nie spodziewałam. –
Nic ci nie zrobił? Wszystko w porządku…?
– Josh, sam zauważyłeś dzisiaj, że jestem
dorosłą kobietą – odparłam z pewnym rozdrażnieniem. – Wiem, co robię. Spotkałam
się z nim w publicznym miejscu, w Central Parku. I wiesz, czego się
dowiedziałam? Ryan nie jest złym człowiekiem. Owszem, ma swoje problemy, ale
nigdy by mnie nie skrzywdził. On nie chce mnie zabić ani zranić. Nie włamał się
do mojego mieszkania ani tutaj.
Josh z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Naprawdę w to wierzysz? Oj, jednak jesteś
strasznie naiwna, kochanie – prychnął. Wywróciłam oczami.
– Josh, mówię poważnie! Znam się na ludziach,
potrafię powiedzieć, kiedy ktoś mnie okłamuje – powtórzyłam twardo. – To
naprawdę musiał być przypadek. Nie powinieneś się tym przejmować i jeśli
chcesz, żebym tylko dlatego tu została, to uwierz mi, to naprawdę nie jest
dobry pomysł.
Spojrzenie Josha mówiło mi jasno, że powinnam cofnąć
czas, przynajmniej do momentu, kiedy weszłam do mieszkania Josha, a najlepiej
jeszcze dalej – jak najdalej. Trudno mi to było wytrzymać, ale przecież byłam
twarda.
– Amanda, przecież to nie tylko o to chodzi –
jęknął. – To był pretekst, nie rozumiesz? Pretekst, żebyś tu została. Przed
wypadkiem nie chciałaś ze mną zamieszkać. Teraz uznałem, że każdy powód, żeby
cię zatrzymać, będzie dobry, nie widziałaś tego? Ja nawet nie wiem, czy ten
facet faktycznie chce cię skrzywdzić! Nie chciałem tylko, żebyś się
wyprowadzała, kochanie.
Boże, Boże, Boże. Znowu czułam się tak, jakbym
kopała szczeniaka! Josh na każdym kroku udowadniał mi, że był naprawdę dobrym
facetem, a ja na każdym kroku odtrącałam jego pomocną dłoń, przez co miałam o
sobie jeszcze gorsze mniemanie. Może Amanda Griffin nie miałaby z tego powodu
wyrzutów sumienia, ale ja z pewnością miałam!
Co miałam mu powiedzieć? Nie mogłam przecież
zostać! Wyswobodziłam dłoń z jego uścisku i spojrzałam na niego ciepło.
– Josh, doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłeś,
naprawdę – zapewniłam go. – I wcale nie chcę się z tobą rozstawać. Tylko… Ja
cię w ogóle nie znam. Wiem, że już minęło trochę czasu, ale mimo wszystko to
nie jest wystraczająco. Byliśmy za blisko, więc teraz zróbmy to tak, jak
należy. Ja wrócę do siebie, ty zostaniesz tu, i zaczniemy się spotykać od nowa,
od pierwszej randki. A potem zobaczymy. Co ty na to?
Przez chwilę nie odpowiadał i miałam dziwne
wrażenie, że bardzo chciał zaprotestować, tylko nie bardzo wiedział, jak. Aż w
końcu westchnął i odparł:
– Dobrze, Amanda, niech będzie po twojemu. Tylko
obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać i że nie zaczniesz mnie ignorować, gdy
tylko wrócisz na Brooklyn.
Uśmiechnęłam się, po czym podeszłam do niego i
pocałowałam go lekko. Nie zasługiwałam na takiego faceta, to było pewne.
– Obiecuję – odpowiedziałam lekko, po czym
odwróciłam się, żeby pójść spakować swoje rzeczy.
Josh nie poszedł za mną. I bardzo byłam mu za to
wdzięczna. Potrzebowałam chwili samotności, musiałam sobie wszystko przemyśleć
i wreszcie się uspokoić. Potrzebowałam czasu.
Nienawidziłam tego, że musiałam go okłamywać. To
był naprawdę dobry facet i nie powinnam go zwodzić. Ale co mogłam mu
powiedzieć? Zerwać z nim? A jeżeli Ryan jednak miał rację i Josh był istotny?
Ryan mógł w tym widzieć przejaw dawnej Amandy, ale ja po prostu wiedziałam, że
jeśli to wszystko, o czym mówił, było prawdą, i spędziłam ostatnie pół roku na
śledzeniu mordercy mojej przyjaciółki, nie mogłam tego zaprzepaścić w ciągu
jednego dnia przez jeden głupi kaprys i wyrzuty sumienia.
A jeśli to, co mówił, nie było prawdą? Cóż,
wtedy byłam Amandą Adams, która zakochała się w Joshu, a po wypadku i amnezji
potrzebowała więcej czasu, żeby sobie to przypomnieć. Odrobina dystansu tak czy
inaczej nie mogła nam zaszkodzić.
Na dnie szafy w gościnnej sypialni znalazłam
torbę, w której Josh pewnie przywiózł moje rzeczy, i zaczęłam je do niej
bezładnie wrzucać. Nie zależało mi nawet na tym, żeby wszystko wyglądało
porządnie, ani żeby zmieściło się wszystko, bo przecież na Brooklynie i tak
zostało mnóstwo moich ciuchów, a stąd resztę mogłam zabrać w każdej chwili.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, a potem zadzwoniłam po taksówkę.
Zastanawiające, że kiedy już podjęłam tę
decyzję, wiedziałam, że była słuszna. Dopóki nie byłam pewna, co robić, póki
się miotałam, czułam się z tym okropnie, ale kiedy wreszcie postanowiłam
wracać, ogarnął mnie względny (na ile było to możliwe w tej sytuacji) spokój.
Nie miałam wątpliwości, to była właściwa decyzja.
Kiedy wreszcie wyszłam z sypialni, zastałam Josha
siedzącego na oparciu kanapy z czymś niewielkim w ręce. Podszedł bliżej i podał
mi to, a ja zorientowałam się, że był to niewielki, czarny, zapinany na zasuwak
futerał. Spojrzałam na niego pytająco.
– To mój netbook – wyjaśnił spokojnie. – Wiem,
że nie znalazłaś jeszcze swojego laptopa, więc chcę, żebyś go wzięła. Ja i tak
korzystam z niego rzadko, bo mam tu drugi komputer, a tobie może się przydać.
Przygryzłam wargę, zanim go przyjęłam. Czułam
się z tym okropnie, wyprowadzałam się od Josha, a on jeszcze myślał o tym, żeby
ułatwić mi życie. Ale miał rację, netbook mógł mi się przydać. Zaczynałam
przecież wątpić, czy kiedykolwiek odnajdę mojego laptopa.
– Dzięki – mruknęłam. – Josh, jeszcze raz cię
przepraszam…
– Nie rób tego – poprosił. – Rozumiem cię,
Amanda, naprawdę. To musi być dla ciebie trudna sytuacja. Może tak rzeczywiście
będzie dla nas lepiej, może za bardzo popchnąłem sprawy naprzód. Zacznijmy od
początku i zobaczmy, gdzie nas to zaprowadzi. A teraz chodź, odwiozę cię na
Brooklyn.
– Nie musisz. Wezwałam już sobie taksówkę –
zaprotestowałam stanowczo. – Naprawdę, Josh, tak będzie lepiej. Pojadę sama.
Przez chwilę milczał, po czym w końcu wzruszył
ramionami; choć była to słaba oznaka zgody, dla mnie dobre było i to.
– Dobrze – rzucił niechętnie. – Więc chociaż daj
mi swoją torbę, pozwól, że zniosę ją za ciebie na dół. Przynajmniej tyle mogę
dla ciebie zrobić.
Czy on naprawdę nie rozumiał, że zrobił aż za
dużo?! Że mało który facet na jego miejscu zrobiłby tyle, nie prosząc w zamian
o nic? Josh miał o mnie zdecydowanie za wysokie mniemanie. Nie zasługiwałam na
to.
Kiedy niecałą godzinę później wreszcie znalazłam
się w moim mieszkaniu na Brooklynie, czułam się tak, jakby ostatni dzień
ciągnął się miesiąc. Tyle się w tym czasie wydarzyło, że wprost niemożliwe
wydawało mi się, że tego samego ranka dostałam od Ryana list ze zdjęciami. Nie
przypuszczałam, że to jedno zdarzenie wywoła lawinę następnych, w ostatecznym
rezultacie wyrzucając mnie na Brooklynie, z totalnym mętlikiem w głowie i
niewiedzą, w co właściwie wierzyć. Nic już nie wiedziałam.
Niechętnie przypominając sobie rozstanie z
Joshem, dla którego to widocznie była trudna chwila, rzuciłam torbę w kąt
salonu i padłam półżywa na koralową kanapę. W tym mieszkaniu czułam się dużo
lepiej, było zdecydowanie bardziej w moim stylu. Ciekawe, jak będzie mi się w
nim spać? Łóżko w sypialni było mniejsze od tego z mieszkania Josha, ale za to
pokój nie przypominał futurystycznego laboratorium. Był właściwie całkiem
przytulny. W takim miejscu chyba nie powinnam mieć problemów z uśnięciem.
Wkrótce przekonałam się, że z zaśnięciem owszem,
nie miałam problemów – natomiast nad ranem zbudził mnie koszmar, ten sam,
który miałam już kilkakrotnie w mieszkaniu Josha. Kiedy się obudziłam, byłam
tak sparaliżowana strachem, że jeszcze przez parę minut nie mogłam się ruszyć,
bezmyślnie wpatrując się w beżowy sufit sypialni i próbując poradzić sobie z
bijącym szybko sercem. Do diabła, ten cholerny koszmar z pociągiem w roli
głównej mógłby mi już przejść, przecież minęło tyle czasu! A jednak…
Rozejrzałam się niespokojnie dookoła, bo obce
otoczenie sprawiło, że moja wyobraźnia zaczęła wariować. Czy ten obły, ciemny
przedmiot w kącie to na pewno był śpiwór, który tego samego wieczoru
wyciągnęłam z czeluści szafy? Czy faktycznie zostawiłam jej drzwi otwarte, a na
nich powiesiłam sukienkę na wieszaku, czy raczej było to coś, czego powinnam
się bać?
Z irytacją zakryłam głowę poduszką i zajęczałam
w nią całkiem głośno. Boże, nie byłam przecież żadnym cholernym tchórzem! Do
mieszkania Josha jakoś się przyzwyczaiłam, to i do tego się przyzwyczaję!
W głębi duszy jednak wiedziałam, w czym był
problem: na Manhattanie nie byłam sama. W sąsiedniej sypialni był Josh, którego
zawsze mogłam zawołać w razie potrzeby. A tutaj? Tutaj byłam zupełnie sama.
Mimo wszystko źle się z tym czułam.
Zerknęłam na zegarek. Wskazywał piątą
pięćdziesiąt, a więc właściwie mogłam zacząć normalnie wstawać, bez czekania na
świt. Postanowiłam poleżeć jeszcze parę minut, a potem spokojnie pójść wziąć
prysznic…
I wtedy właśnie zadzwoniła moja komórka.
Jęknęłam i ponownie zakryłam głowę poduszką.
Jezu, o szóstej rano?! Komuś całkowicie odwaliło, że dzwonił do mnie o tej
porze?!
Spojrzałam na wyświetlacz komórki i zrobiło mi
się niedobrze. Nieznany numer. Dla mnie oznaczało to tylko jedno: Ryan.
Odrzuciłam połączenie, a po chwili komórka
zasygnalizowała mi, że mam nową wiadomość na poczcie głosowej. Jakoś nie miałam
ochoty jej odsłuchiwać; po krótkim namyśle, w trakcie którego modliłam się nad
komórką, skasowałam wiadomość, choć wcale mi od tego nie ulżyło. Wręcz
przeciwnie, coś zaczęło mi dziwnie ciążyć w żołądku. Spróbowałam to jednak
zignorować, mając płonną nadzieję, że po śniadaniu mi przejdzie.
Czułam się już całkiem nieźle i właściwie nie
zdziwiło mnie, gdy około południa odebrałam telefon od Scarlett. W końcu
prędzej czy później się tego spodziewałam; zdążyłam już odkryć hasło na moje
konto i stwierdzić, że jeśli nie chciałam wkrótce przenieść się pod most, to
powinnam chyba coś z tym zrobić.
– Słuchaj, Larry trochę się niecierpliwi, słońce
– powiedziała Scarlett na przywitanie. – Powinnaś chyba wreszcie pokazać się w
pracy. Powiedział, że nie będzie drugi miesiąc trzymał dla ciebie etatu, bo go
na to nie stać.
– Jakby mi coś płacił – mruknęłam, po czym
wzruszyłam ramionami, choć Scarlett nie mogła tego widzieć. – Wiesz, sama nie
wiem. Nie mam pojęcia, co by na to powiedział mój lekarz. Myślę, że tak czy
inaczej mogłabym wrócić na razie na połowę etatu. Jeśli w ogóle… Może wybiorę
się do pracy i porozmawiam z Larrym?
– To z pewnością będzie dobre wyjście – odparła
Scarlett, oddychając z ulgą. Widocznie miała już dość załatwiania za mnie moich
spraw. – Jeśli chcesz, mogę po ciebie wpaść w poniedziałek, oprowadzę cię,
pokażę wszystko.
Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Jakby czytała
mi w myślach, wiedząc, że nieco obawiałam się powrotu do pracy, o której nie
miałam pojęcia.
– Scarlett, mam jeszcze jedną sprawę – dodałam
po namyśle, spoglądając na swoje odbicie w lustrze przy wejściu do mieszkania.
– Wiesz, gdzie chodzę do fryzjera?
– Do fryzjera? Ty? – prychnęła. – Nie sądziłam,
że w ogóle chodzisz do fryzjera. A co?
– Odczuwam potrzebę zmian – odpowiedziałam
enigmatycznie, nadal oglądając w lustrze swoje włosy. Coś z nimi trzeba było
zrobić, jeśli nie chciałam, żeby znajomi wkrótce zaczęli pytać, skąd miałam
odrosty. Scarlett nic nie wiedziała o moim fryzjerze, co znaczyło, że nikomu
nie powiedziałam. Proszę, kolejne kłamstwo.
– W takim razie wybierz się do mojej fryzjerki,
Lucky – poradziła mi Scarlett z entuzjazmem; najwyraźniej wspominała o tym nie
pierwszy raz, ale po raz pierwszy spotkała się z zainteresowaniem. – Lucky jest
genialna! Zobaczysz, zrobi ci takie włosy, że nie poznasz się w lustrze. Zaraz
ci podam numer do jej salonu, zadzwoń tam i powołaj się na mnie, od razu znajdą
dla ciebie miejsce…
Dość niechętnie zapisałam numer do tajemniczej
Lucky, bo ze słów Scarlett wcale nie wynikało, że był to ktoś dla mnie
odpowiedni. Ale kto wie, może jednak moja przyjaciółka wiedziała, co mówi? Nie
powinnam chyba tak od razu skreślać fryzjerki, tylko dlatego, że chciałam
raczej dyskretnie zatuszować niezgodności z moją opowieścią, czyli inny kolor
włosów, niż zmieniać się tak, żeby nikt mnie nie poznał.
Po południu zignorowałam kolejny telefon od
Ryana, po czym skasowałam kolejną wiadomość na poczcie głosowej. Wcale nie
chciałam wiedzieć, co miał mi do powiedzenia, ostatecznie przestałam wierzyć w
Amandę Griffin…
I kiedy właśnie ta ostatnia myśl przyszła mi do
głowy, przypomniałam sobie, że nie sprawdziłam przecież wszystkiego. Owszem,
szukałam fantów po mieszkaniu, ale poddałam się natychmiast, gdy ich nie
znalazłam. A co z Dylan Hastings? Może przynajmniej na jej temat mogłam znaleźć
coś, co kazałoby mi przypuścić, że Ryan jednak mnie nie okłamał?
Z nowym zapałem wyjęłam netbooka Josha i
włączyłam go. Przez moment miałam problem, bo stwierdziłam, że wraz ze swoim
komputerem najwyraźniej posiałam też Internet. Josh wspominał, że miałam
bezprzewodowy, ale gdzie? Zajrzałam do spisu sieci wykrywanych przez komputer i
znalazłam coś znajomego. Sieć o nazwie „AlZa”? No błagam. Spróbowałam się pod
nią podpiąć, ale była zahasłowana. Z irytacją sięgnęłam po komórkę i wybrałam
odpowiedni numer.
– Alex, jakie macie hasło do Internetu? –
zapytałam słodko, gdy tylko mój sąsiad odebrał. Alex westchnął mi w słuchawkę.
– A co, znowu chcesz nam kraść łącze? – odparł z
rezygnacją. Prychnęłam lekceważąco.
– No przecież nie braknie dla was – zauważyłam
nieco złośliwie. – Błagam, nie wiem, jak zazwyczaj korzystałam z Internetu, a
muszę coś pilnie sprawdzić.
– Dokładnie tak samo, księżniczko – uświadomił
mnie Alex uprzejmie. – Uprawiając pasożytnictwo stosowane.
Zrobiłam głupią minę do słuchawki, dobrze, że
tego nie widział. Przez chwilę milczałam z konsternacją, po czym w końcu
powiedziałam:
– Obiecuję, że kiedy tylko stanę na nogi,
załatwię sobie własny Internet, a czy póki co mogłabym prosić o to hasło…?
– Jasne – zgodził się w końcu i wiedziałam, że
zamierzał to zrobić od początku, tylko wolał się najpierw ze mną
poprzekomarzać. – Hasłem jest numer budynku, w którym mieszkamy, chociaż
zastanawiamy się z Zachem, czy nie zmienić go na „Zapłać–Za–Internet,–Amanda”.
– Bardzo zabawne – wymamrotałam, wytężając
pamięć. W końcu przypomniałam sobie, jaki numer widniał na kamienicy, gdy
ostatnio wchodziłam do kawiarni Zacha i Alexa. – Chodzi o 1332, tak?
– Brawo, siostro. Może i pamięć ci szwankuje,
ale ze spostrzegawczością nic złego się nie stało – zażartował. – Tak, to
właśnie jest nasze hasło. Póki co.
– Dzięki, kocham cię – rzuciłam do słuchawki i
rozłączyłam się, zanim Alex zdążył dołożyć jeszcze ze dwa hasełka na temat
mojego pasożytowania na ich Internecie, na który oczywiście ciężko harowali i
płacili ogromne pieniądze.
Wpisałam hasło i proszę, już po chwili miałam
świetny dostęp do Internetu. Nic dziwnego, że w przeszłości nie chciało mi się
za niego płacić, przemknęło mi przez głowę, ale szybko zajęłam się bardziej
istotnymi sprawami. Szybko wpisałam w wyszukiwarkę nazwisko Dylan i zaczęłam
przeglądać wyniki.
Było tego zadziwiająco sporo. Nagłówek z pierwszego
artykułu głosił: Młoda dziewczyna
zastrzelona na schodach mieszkania przez włamywacza. Potem następowały
kolejne, z następnego dnia i dwóch dni później. Datowane na lipiec dwa tysiące
dziewięć, opisywały nieprzyjemną historię, z której wynikało, że pewnego dnia
ktoś włamał się do mieszkania obok mieszkania Dylan, okradł i zamordował
staruszkę, a wybiegając na klatkę schodową, natknął się przypadkiem na Bogu
ducha winną dziewczynę, więc zabił i ją. Potem uciekł, a policja nie znalazła
sprawcy, choć powszechnie sądzono, że był to jeden z narkomanów z okolicy –
podobno dzielnica, w której mieszkała, nie była zbyt bezpieczna.
W ostatnim artykule znalazła się niewielka
wzmianka o tym, że Dylan Hastings w chwili śmierci była w siódmym miesiącu
ciąży. To chyba z całej tej sprawy wstrząsnęło mną najbardziej. Zatrzasnęłam
netbooka, nie mogąc dłużej tego czytać.
No dobrze, więc w tym temacie Ryan mówił prawdę.
Nie wiedziałam wprawdzie, czy odnosiło się to także do reszty, ale bardzo
możliwe, że oznaczało, iż powinnam jeszcze raz rozpatrzyć jego słowa. A może po
prostu znał skądś tamtą sprawę i posłużył się nią, by zbudować wokół niej
bajeczkę, którą mnie nakarmił?
Podstawowe pytanie brzmiało jednak: Po co miałby
to robić? Nadal uważałam, że ten człowiek nie byłby zdolny do wrzucenia mnie
pod pociąg, poza tym była jeszcze jedna okoliczność. Gdy spotkałam się z
Ryanem, miał na sobie tylko rozpiętą, skórzaną kurtkę i czarny podkoszulek z
odsłoniętą szyją. Gdyby to on włamał się do mieszkania Josha, miałby przecież
po tym wydarzeniu jakieś blizny; byłam pewna, że kluczami dziabnęłam wtedy
włamywacza właśnie w okolice szyi. Nie mówiąc już o gorącej kawie, którą
wylałam mu na twarz. Nawet jeśli oparzenia zdążyłyby mu zejść, w końcu kawa
mogła przestygnąć i nie narobić żadnych większych szkód, to ślady po uderzeniu
kluczami na pewno by zostały.
Ryan nie był więc włamywaczem; z kolei trudno
byłoby oczekiwać, że kto inny próbował wepchnąć mnie pod pociąg, a kto inny
stał za włamaniami do mnie i do Josha. To musiała być jedna osoba, nie
wierzyłam w takie zbiegi okoliczności. Więc co, Ryan jednak był niewinny? A
skoro był, to po co miałby mnie karmić takimi bzdurnymi historiami?
Włączyłam netbooka jeszcze raz, przyglądając się
szczególnie zdjęciom. Jedno z nich przedstawiało Dylan Hastings jeszcze żywą,
uśmiechniętą i wesołą; bez trudu, natychmiast rozpoznałam tę lekko zaokrągloną,
bladą twarz okoloną rudymi lokami. Z westchnieniem zamknęłam stronę. Nie było
siły, to musiała być ona. Faktycznie znałam Dylan Hastings, w końcu tę samą
twarz widziałam na zdjęciu ze świąt, które wspólnie spędziłyśmy w Pasadenie. W
wiele mogłam uwierzyć, ale na pewno nie w taki fotomontaż. Nie, tamte zdjęcia
były prawdziwe; wobec tego tym bardziej powinnam się zastanowić, czy aby jednak
Ryan nie mówił prawdy.
Gdyby to tylko nie było takie niedorzeczne…
Gdyby powiedział mi, że pochodzę z całkiem normalnej rodziny, ale postanowiłam
poszukać sprawcy śmierci przyjaciółki, mogłabym to jakoś przełknąć. Po
co więc dodawał te teksty o szpiegu i agencji detektywistycznej? Przecież
wiedział, że będę miała wątpliwości. Po co miałby sobie utrudniać zadanie, po
co miałby mówić coś, co, jak wiedział, nastawi mnie do niego i całej tej
historii podejrzliwie? Jak bym się nad tym nie zastanawiała, wniosek nasuwał się
tylko jeden.
Ryan mówił prawdę. Ostatecznie i tacy ludzie
gdzieś sobie na świecie żyją; czemu niby ja nie miałabym być jednym z nich?
Czemu nie miałabym być córką szpiega, która dzięki podobnym koneksjom nauczyła
się śledzić, wcielać w role innych osób, doskonale kłamać, strzelać i walczyć?
Przecież wszystko to umiałam. Od początku zastanawiałam się, jak udawało mi się
tak doskonale oszukiwać innych, robić dobrą minę do złej gry. Może to po prostu
było to?
Wpatrzyłam się w swoją komórkę, z której
skasowałam już dwie wiadomości na poczcie głosowej od Ryana. Jasne, powinnam
podchodzić do tego wszystkiego z dystansem, ale nie potrafiłam. W końcu Ryan
oferował mi rodzinę. Rodzinę, którą, wedle słów Josha, straciłam już jakiś czas
temu. Ryan tymczasem zaprzeczał, oferował kontakt z matką i z ojcem; i choć tak
bardzo mnie to przerażało, równocześnie chciałam ich mieć. Chciałam ich poznać.
Powinnam do niego zadzwonić, przemknęło mi przez
głowę. Niepewnie podniosłam komórkę, ciągle się wahając. A co, jeśli jednak mój
osąd nie był obiektywny i w ten sposób wpadałam w jakąś pułapkę? Skąd niby
miałam wiedzieć, komu mogłam wierzyć, a komu nie? Po raz enty przeklęłam tę
cholerną amnezję. Gdyby nie ona, wszystko byłoby prostsze! Nie mogłam przecież
teraz być pewna, że wiedziałam już wszystko, że mogłam racjonalnie spojrzeć na
sytuację i ją ocenić, i wybrać właściwe rozwiązanie. Nadal wiedziałam za mało.
Tylko że nie było siły, jeśli chciałam więcej,
musiałam skontaktować się z Ryanem. Tylko on mógł udzielić mi odpowiedzi, które
następnie musiałam zweryfikować. Tylko w ten sposób mogłam ruszyć się do
przodu.
Zaczęłam już wybierać odpowiedni numer, kiedy
nagle w ciszy mieszkania usłyszałam jakiś nietypowy dźwięk. Poderwałam się z
miejsca, w jednej chwili wyprowadzona z równowagi. Przez moment miałam
wrażenie, że się przesłyszałam, ale po chwili wrócił, jeszcze głośniejszy i
jeszcze bardziej natarczywy. Dziwny, przytłumiony dźwięk, przypominający
skrobanie paznokci o podłogę, dobiegał nie wiadomo skąd, ale z pewnością z
mojego mieszkania. Z salonu.
Włosy stanęły mi dęba na głowie. Jezu,
pomyślałam z pewnym niepokojem, ale i rezygnacją. Co tym razem…?!
Uch, no znowu! Ja nie mogę z Tobą... Niedługo skomentuje, teraz jestem jeszcze nieprzytomna ;)
OdpowiedzUsuńBuahahaha! xD chodziło o końcówkę?;)
UsuńZrobiło mi się strasznie żal Josha! Bo jeśli Mandy chciała go tylko wykorzystać, aby rozwiązać sprawę Dylan, to bardzo go skrzywdziła! Właściwie to jest dla niej jedno usprawiedliwienie: Josh jest mordercą xD W innym przypadku Mandy nie ma serca :P
OdpowiedzUsuńJa uwierzyłam Ryanowi od razu, a Mandy musiała to wszystko sprawdzić. Jak tutaj teraz nie wierzyć, że rzeczywiście jest detektywem? ;) Patrzę sobie teraz na naszego szczura i myślę o tym, że w jej mieszkaniu grasuje jakiś szkodnik, buahaha xD Co do tych zmian - całkowicie zmieni kolor włosów? :D Mnie teraz kusi jakaś czekolada... Boże, nigdy się nie zdecyduję na zmianę koloru xD
Pozdrawiam! :**
No właśnie, właśnie. Oczywiście nie zdradzę, czy Josh jest mordercą, ale... mogę napisać tyle: ja wcale nie chcę do końca oczyszczać mojej bohaterki ze wszystkich grzeszków. Mandy, to trzeba przyznać, nie jest postacią tak "białą" jak inne moje bohaterki, choćby Sasza. No, może po amnezji jest bardziej, ale przed nią... To już inna historia. Ale o tym później będzie więcej;)
UsuńOch, oczywiście, że musiała, a Ryan przecież właśnie to podawał jako dowód, że mówi prawdę xD ha, szkodników nie ma, to jest w ogóle co innego, tylko tak jej się skojarzyło w pierwszej chwili^^ Owszem, całkiem zmieni. Pod tym względem jest na pewno bardziej zdecydowana od Ciebie ;P
Całuję! ;**
Jakbyś zdradziła, to cała zabawa by się skończyła :) Co prawda pewnie będzie tak, że nie dowiem się, kto zabił, póki nie przeczytam, bo sama się nie domyślę xD W sumie dobrze, jeżeli postać broni się sama, a ostatnio Mandy nie denerwuje, raczej wzbudza skrajne emocje ;) Jak widać teraz sama ma problem tym, co robiła ze swoim życiem przed amnezją, a myślę, że i tak wie niewiele o swoim poprzednim życiu ;P
UsuńI tak nie zgadnę, więc pozostaje mi czekać na następny rozdział :P Och, pod tym względem wszyscy są bardziej zdecydowani ode mnie, chociaż ostatnio odczuwam również potrzebę zmian. Np. wczoraj znalazłam idealne zdjęcia na szablon na Różową i jestem rozdarta pomiędzy wszystkimi moimi blogami, bo nie wiem, co robić xD
A tak poza tym, to Ty na tym nowym blogu masz genialną tą piosenkę przewodnią :D
:*
Haha, no jasne :D oj tam, ja myślę, że tutaj zagadka nie będzie zbyt skomplikowana, chyba że po drodze jeszcze coś pokombinuję. A tak w ogóle to - podpowiem - od śmierci Dylan wszystko się zaczęło, cały pomysł na Utracony stąd się właśnie wziął, bo podobną scenę zobaczyłam na jednym filmie (tylko tam była, jakby to nazwać, finałem, a nie źródłem, od którego wszystko się zaczęło) i postanowiłam ją rozwinąć. Punkt dla tego, kto domyśli się, o jaki film chodzi ;P
UsuńMnie tam Mandy cały czas trochę irytuje, ale może to dlatego, że od Utraconego zdecydowanie wolę Negatyw. A skoro Ciebie nie denerwuje, to i dobrze;) no właśnie, wie niewiele, to co będzie, jak się dowie reszty? Prawdę mówiąc, zamierzam ten wątek pociągnąć i nieco rozszerzyć, żeby z jednej strony ją pokazać ze złej strony, a z drugiej wybielić, ale zobaczymy, co mi z tego wyjdzie.
A, to nie będzie nic niezwykłego, więc pewnie się zawiedziesz ;P hej, szablon na Różową chętnie bym sobie zobaczyła, bo co jakiś czas wchodzę na Twojego bloga i tak kontrolnie sprawdzam, czy coś się na nim ruszyło^^ ale z drugiej strony rozumiem, że posiadanie szablonu kusiłoby bardziej, żeby coś już opublikować :D
ELO? Prawda?;) niedawno ją odkryłam, jak oglądałam zamknięcie igrzysk, bo wcześniej wiedziałam tylko tyle, że moja mama w młodości lubiła ten zespół. Ale ta piosenka jest taka w moim stylu, taka pozytywna i wesoła!^^
;*
Haha, a może akurat oglądałam ten film, kto wie xD Zagadka nie musi być skomplikowana, ale tak krążysz, że chyba jeszcze nikt nie zgadł. A może specjalnie dodajesz poszlaki, które tak naprawdę nigdzie nie zaprowadzą? ;P Kurczę, jakbym miała pisać kryminał, to bym chyba tego nie ogarnęła xD
UsuńMoże dlatego nie denerwuje, bo teraz zdecydowanie przejmuje inicjatywę i nie siedzi z tyłkiem na miejscu :P Może też kwestia tego, że jak dodajesz rozdziały tutaj i na Negatywie, to automatycznie się porównuje, a na Negatywnie może i nie ma morderstwa, ale i tak się dzieje :) Tutaj bardzo podoba mi się ten kontrast pomiędzy Amandą i Mandy - w ogóle pamiętam, że od razu zawróciłam uwagę na sam kontrast pomiędzy imieniem i zdrobnieniem ;) Także jak najbardziej możesz ten wątek rozbudować :D
Jak ruszy, to na pewno na Blogspocie, w sumie to nawet założyłam bloga, żeby mi nikt przypadkiem adresu nie ukradł (pewnie ktoś by wymyślił taki sam) xDxDxD Ale twarda będę i na razie z publikowaniem się wstrzymam :) No własnie, zdjęcia znalazłam, ale kompletnie nie wiem, co mogłabym z nimi zrobić, haha. Na razie czekają w zakładach, więc szablonu nie ma, a tam wystrój musi być odpowiedni, buahaha :D
Jeśli powieść ma być bardziej humorystyczna, jak wspomniałaś, to twór jest idealny :D Od razu nogi chodzą w tym rytmie i głowa się kiwa. No i właśnie - jest taki pozytywny :)
:*
Myślałam, że Amanda i Josh pójdą do łóżka, a tu nic. Pewnie niedługo znajdzie w łóżku z Ryanem?
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle robi się coraz ciekawiej. Na początku Amanda chodziła i marudziła. Teraz zaczyna działać i dobrze. Nie jest już tak irytująca.
Może jednak przekonam się do Ryana. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie go więcej.
A Marcus odegra tu ważną rolę?
Utracony minimalnie wychodzi na prowadzenie w moim rankingu. Bardzo lubię Negatyw, ale jak dla mnie wszystko za bardzo się przedłuża. Pewnie wyjdzie Ci z 60 rozdziałów? ;]
:***
Zapomniałam pochwalić Twój szablon ;) Świetny jest :D
UsuńOj, a co Ty tylko tak o tym łóżku? ;P nie wiem, póki co nie planuję, bo Mandy mimo wszystko trochę dystansu w związku z amnezją zachowuje także wobec Ryana, którego przecież według swojego przekonania zna dużo krócej niż Josha xD
UsuńNo, to oczywiste, że musiała najpierw oswoić się ze swoim życiem, nabrać podejrzeń i dopiero potem zacząć działać, a nie tak z marszu, od razu :D inaczej za bardzo nie dało się tego napisać (przynajmniej ja nie umiałam, wiem, wodolejstwo^^) a ja tam dalej jej nie lubię za bardzo;]
Pewnie będzie, bo zdarzy mu się chyba pomagać Mandy. A co do Marcusa... przyznaję, że jeszcze nie zadecydowałam, ale ktoś w jednym z komentarzy podsunął mi co do niego pewien pomysł, który chciałabym wykorzystać, bo wcześniej nie zamierzałam jego postaci za bardzo rozwijać. Teraz myślę, że to byłby fajny wątek^^
Pewnie wyjdzie. Głównie dlatego, że ja właśnie bardzo lubię Negatyw i pewnie stąd te wszystkie wątki, które mi wpadają do głowy i które muszę opisać. To przez nie Negatyw tak się zwiększa objętościowo :D a Utracony... cóż, nadal nie pałam do niego zbytnią sympatią, przyznaję;]
A dziękuję. I tak nie wyszedł do końca taki, jaki chciałam, bo chciałam, żeby nagłówek po lewej był jeszcze mniejszy, ale nigdy nie umiem dobrać odpowiednich proporcji xD ale układ całkiem mi się podoba.
;***
Czasami Amanda zachowuje się jak nawiedzona, Ryan myśli, że tylko on może uratować świat (superbohater:P), Josh uważa się za świetnego faceta, za którym szaleją kobiety. Czasami mam ich serdecznie dość!
UsuńCzyli Marcus też sporo namiesza?
Negatyw jest jednym z lepszych opowiadań ;)
:***
Chodzi za mną jeszcze jedno opowiadanie, mianowicie: szkoła dla agentów ;) Jeśli już się zdecyduje na pisanie, to będzie ono na Grze życia. Ale prawdę mówiąc chciałabym najpierw pisać Smakoszy :D
UsuńA może Marcus jest na usługach ojca Josha?
No i zabrałam się za pisanie, ale jak na razie marnie mi to idzie. Wczoraj nawet opublikowałam rozdział, ale zaraz go usunęłam.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń