20. Gra aktorska


Z westchnieniem ruszyłam w stronę drzwi, w połowie drogi jednak Ryan zatrzymał mnie, chwytając za mój nadgarstek. Odwróciłam się do niego z pytaniem w oczach.
– Nie możesz mu nic wyjaśnić – szepnął Ryan; w jego czarnych oczach dostrzegłam napięcie. – Jeśli nie chcesz, żeby ostatnie pół roku poszło na marne, Mandy, musisz wymyślić jakąś historyjkę. O tym, dlaczego tu jestem.
Zawahałam się, odwracając w kierunku drzwi. Niby co miałam mu powiedzieć?!
– On tego nie kupi – zaprotestowałam bez przekonania. Ryan pokręcił głową.
– Kupi, tylko musisz się postarać. Jesteś dobra w kłamstwach, Mandy. Postaraj się.
Dudnienie rozległo się znowu. Głos Josha był coraz bardziej natarczywy; wywróciłam oczami.
– Po co w ogóle wymyśliłam historyjkę o tym byłym facecie?! – syknęłam z irytacją. – Nie łatwiej było powiedzieć, że jesteś moim bratem, ale za tobą nie przepadam? Albo kuzynem?!
Ryan rzucił szybkie spojrzenie na drzwi, a potem zniżył głos, mówiąc:
– Nie wiem, o co dokładnie chodziło, ale miałaś w tym jakiś cel, Mandy. Na początku chyba chciałaś dostać się do mieszkania Josha. Chciałaś, żeby poczuł się do odpowiedzialności chronienia cię przed byłym facetem–wariatem. Ale potem też miałem cię nachodzić; wspominałaś coś o tym, że chcesz, żeby Josh zabrał się do Hamptons.
Hamptons? Do letniego domu swoich rodziców? Ale po co, na Boga?!
Decyzję podjęłam w ułamku sekundy. Musiałam zaufać Amandzie Griffin; skoro robiła to wszystko w jakimś celu, coś w tym musiało być. Skoro przedstawiła Joshowi Ryana jako szwarccharakter, musiała mieć powód, i to dobry. Co oznaczało, że nie powinnam załagadzać sytuacji i zacząć wmawiać Joshowi, że ze strony Ryana nic mi nie groziło.
Wręcz przeciwnie.
Zaufałam Amandzie; zaufałam sobie. Jakie inne miałam wyjście?
– Uderz mnie – poprosiłam, czym wyraźnie go zaskoczyłam. Ryan prychnął z niedowierzaniem.
– Oszalałaś?! – syknął. – Nie będę cię bił, Mandy!
– Więc mnie popchnij – odparłam z irytacją, gdy zza drzwi znowu dobiegło walenie Ryana. Jeszcze chwila i Alex wpadnie ze swoim kompletem kluczy, pomyślałam w przestrachu. – No popchnij mnie, do diabła!
– Zwariowałaś – stwierdził z głębokim przekonaniem i już chciał się ode mnie odwrócić, gdy nagle kopnęłam go w kostkę. – Auu! Masz źle w głowie?!
Zamiast odpowiedzieć, rzuciłam się na niego z pięściami. Krzyknęłam, gdy wykręcił mi rękę do tyłu; zrobiłam to na tyle głośno, że spowodowałam natychmiastową reakcję za drzwiami. Coś tam się zakotłowało, słyszałam to wyraźnie; wyślizgnęłam się z uchwytu Ryana, a gdy złapał mnie za barki, przyciskając do siebie i ponownie wykręcając ręce za plecy, najpierw ugryzłam go w ramię (wydarł się z irytacją), a potem podcięłam mu nogi.
Chociaż wiedziałam, że groziło to odnowieniem moich kontuzji, i tak wydałam z siebie jęk satysfakcji, gdy ciężko zwaliliśmy się na podłogę. Przywaliłam twarzą prosto w nogę stolika do kawy, bo Ryan nadal trzymał moje ręce i nie mogłam się zasłonić; poczułam jeszcze większą satysfakcję, gdy z wargi popłynęła mi krew. No, przecież właśnie o to chodziło.
Ryan gdzieś w połowie drogi do parteru chyba też zrozumiał, w czym rzecz, bo nie puścił mnie wcale, gdy już upadliśmy; zamiast tego znalazł się nade mną, gdy padłam na wznak, a jego ładnie wykrojone usta wygiął ponury uśmiech. Czarne oczy błyskające rozbawieniem z tak niewielkiej odległości wyglądały jeszcze bardziej niepokojąco.
– Niezły ruch, Mandy – szepnął, po czym mnie pocałował.
To był już drugi pocałunek Ryana i drugi, przy którym ugięły mi się kolana. Gdybym i tak nie leżała, z pewnością straciłabym w tamtej chwili równowagę. Na szalony, krótki jak mgnienie oka moment zapomniałam o Joshu, Alexie i Zachu; liczył się tylko Ryan i jego wargi, które gwałtownie wpijały się w moje. Nie potrafiłam już, jak za pierwszym razem, zachować dystansu. Otworzyłam usta, wpuściłam jego język do środka i wyszłam mu naprzeciw, podnosząc głowę z desek i kurczowo obejmując jego kark, i nie zważając na krew, sączącą się z mojej wargi, której cierpki smak poczułam w ustach.
Ryan opamiętał się pierwszy. Zresztą najwyraźniej miał wszystko dokładnie zaplanowane, bo odsunął się i zaczął wstawać z podłogi akurat w chwili, gdy drzwi wejściowe otwarły się szeroko, ukazując stojących w progu Josha i Alexa. Zach trzymał się, na wszelki wypadek, z tyłu, tworząc mało przekonującą eskortę.
Ryan wstał; zdążył tylko spojrzeć na nich i zetrzeć moją krew z ust, w następnej chwili Josh już był przy nim. Chyba chciał go znokautować, ale Ryan nie był pierwszym lepszym zawodnikiem, natychmiast się uchylił i odsunął o krok, po czym uniósł do góry obydwie dłonie w geście kapitulacji.
– Spokojnie, człowieku – zwrócił się do rozjuszonego Josha. – Nie chcę żadnej bójki. Właśnie wychodziłem.
Alex i Zach stworzyli mu orszak pożegnalny, żaden jednak nie odważył się go dotknąć. Josh obrzucił Ryana złym spojrzeniem; byłam przekonana, że mimo wszystko by na niego natarł (i w końcu się doigrał), więc czym prędzej przerwałam tę walkę kogutów słowami:
– Josh, pomóż mi wstać, proszę.
Jeszcze jedno, kontrolne spojrzenie na odchodzącego już Ryana, po czym Josh rzucił się do mnie, by pomóc mi podnieść się z podłogi. Chwycił mnie pod ramiona i do siebie przyciągnął, a ja obejrzałam się za siebie, na drzwi, w których stał już Ryan.
– To jeszcze nie koniec – rzucił w moją stronę z roziskrzonym spojrzeniem. Przeszły mnie ciarki, które Josh zrozumiał opacznie, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej.
Och, mam nadzieję, że to nie koniec, pomyślałam wbrew sobie. Gdyby po takim pocałunku nie miał nastąpić ciąg dalszy, czułabym się mocno rozczarowana.
Ryan wyczytał to w moich oczach, zanim wyszedł. Powiedział mi to jego przelotny, pełen satysfakcji uśmiech. Cholera. Gdybym do tamtej pory miała jeszcze jakieś wątpliwości, czy mogłabym poczuć coś do Josha, jeśli dam mu więcej czasu, w sekundzie wszystkie by mnie opuściły. To, co czułam w obecności Ryana, nie miało nic wspólnego tym, czy go znałam, czy nie. A może po prostu przebijały przeze mnie uczucia sprzed wypadku? Sama nie byłam pewna.
Faktem pozostawało, że znałam Ryana od zawsze, i jakoś nigdy między nami, jeśli wierzyć jego słowom, nie było. Dlaczego? Ryan wspominał przecież, że zawsze chciał mnie pocałować. Problem musiał więc tkwić we mnie; musiałam mieć jakiś powód takiego zachowania. Podobno bałam się, że mogłam w ten sposób utracić przyjaciela. Ale też nie wiedziałam, co tracę, skoro nigdy wcześniej nawet się z nim nie całowałam!
– Wszystko w porządku? Nic ci nie zrobił? – Usłyszałam nagle nad sobą pełen troski i obawy głos Josha. Gdy jego wzrok padł na moją rozciętą wargę, syknął ze złością. – Zabiję tego gnoja, przysięgam, że go zabiję!
– Nie, to… nic, Josh – zaprotestowałam słabo, dotykając palcami wargi i niechcący rozcierając krew. – Naprawdę, nic się nie stało. Upadłam i uderzyłam się o stolik.
– Upadłaś? – powtórzył Josh z niedowierzaniem. – Jezu, wolę nie myśleć, co by się tu stało, gdybym nie przyjechał! Nie mogłem nawet wejść, bo zmieniłaś zamki, musiałem prosić Alexa o drugi komplet…!
– Nie zadzwoniłem do niego – wtrącił Alex obronnym tonem, najwyraźniej jednak obawiając się nieco, że mogłam spełnić swoją groźbę. – Zadzwoniłem do Zoey. Za przekazanie wieści o wizycie twojego byłego–wariata dalej wiń ją.
Och, świetnie, teraz jeszcze Alex łapał mnie za słówka. No racja, powiedział przecież, że już nie będzie kłamał, więc to jasne, że nie mógł tego tak zostawić. Nawet nie miałam siły się na niego gniewać. Byłam przecież tak blisko dekonspiracji!
– Alex, Zach, wyjdźcie, proszę – rzuciłam w przestrzeń; przez moment nie spotkałam się z żadnym odzewem, ale potem Josh pokiwał głową, jakby upewniając ich, że mogli, po czym obydwaj, jeden za drugim, opuścili moje mieszkanie. Alex, jako ostatni, zamknął za sobą drzwi.
Zostaliśmy sami. Ponieważ Josh nadal trzymał mnie mocno, wyswobodziłam się z jego objęć i usiadłam ciężko na kanapie, dotykając językiem zranionej wargi. Josh usiadł obok mnie i podał mi chusteczkę higieniczną, za którą podziękowałam uśmiechem. On jednak się nie uśmiechał; był potwornie, jak na niego, poważny.
Wiedziałam, że teraz następował czas na wymówki. W końcu zrobiłam coś, czego Josh nigdy by się po mnie nie spodziewał. Dzień po wyprowadzce od niego przyjęłam u siebie w mieszkaniu byłego faceta, według niego niebezpiecznego, co skończyło się źle, a mogłoby jeszcze gorzej, gdyby Alex z Zachem posłuchali mnie i o niczym go nie powiadomili.
Oczywiście, przynajmniej z jego perspektywy tak to wyglądało.
– Josh, przepraszam – uprzedziłam więc te wymówki, rzucając mu rozpaczliwe spojrzenie. – Wiem, że nie powinnam była tego robić. Ale on brzmiał tak przekonująco… I mógł mi tyle opowiedzieć o moim życiu w Pasadenie…
– Amanda, nie mam do ciebie pretensji – westchnął Josh. – Po prostu… mogłaś mi o tym powiedzieć. Mogłem tu przyjechać, spotkałabyś się z nim w mojej obecności. Przecież wiem, że chcesz odzyskać pamięć i wspomnienia, nie dziwi mnie to. Nie mam pretensji, że spotkałaś się z człowiekiem, z którym coś cię łączyło, nawet jeśli to było naiwne i lekkomyślne. Boli mnie tylko, że nie masz do mnie zaufania.
W oczach pojawiły mi się łzy, które nieco zamazały obraz i już nie wiedziałam, jakie uczucia malowały się na twarzy Josha.
– Przepraszam – chlipnęłam, pociągając nosem. – Czuję się taka… zagubiona. Wcale nie chciałam, żeby to tak wyszło. I nie chciałam ci nic mówić, bo bałam się, że sobie pomyślisz, że ciągle coś do niego czuję. Myślałam, że sobie poradzę…
Brawa dla Amandy Griffin, aktorki roku! Szkoda, że Akademia tego nie widziała, bo jednogłośnie od razu przyznałaby mi Oscara. Cóż, najwidoczniej niektóre gwiazdy błyszczą w świetle jupiterów, a innym dane jest na zawsze pozostać w cieniu.
Josh przytulił mnie mocno, szepcząc jakieś uspokajające słowa, których za bardzo nie słuchałam, a kiedy położyłam mu głowę na ramieniu, z ulgą znowu zaczęłam mrugać oczami. Ten sposób na wywołanie łez był naprawdę niezły, choć nieco uciążliwy. Pogmerałam sobie w oku palcem, mając nadzieję, że tusz mi się jakoś spektakularnie rozmaże. Wtedy wyglądałabym na jeszcze większą ofiarę losu i Josh już w ogóle nie byłby w stanie robić mi wyrzutów.
Amanda Griffin kłania się publiczności i… wykonuje finałowy numer!
– Zostaniesz ze mną? Proszę – jęknęłam, odsuwając się od niego, żeby zobaczył moje zapłakane oczy. Przez łzy nadal nie widziałam jego wyrazu twarzy, co strasznie mnie irytowało. – Nie będę się tak bardzo bać, jeśli nie zostanę sama.
– Oczywiście – zapewnił mnie Josh, a w jego głosie usłyszałam niepokój, ale i czułość. Jedną ręką delikatnie objął mnie w pasie, a drugą położył mi na policzku. – Kocham cię, Amanda, i będę z tobą zawsze, gdy tylko będziesz chciała.
Wow! Byłabym naprawdę świetną aktorką. Z drugiej strony, te wyrzuty sumienia względem niego mnie trochę dobijały…
Ale przecież robiłam to wszystko, bo musiałam. Bo nie chciałam zaprzepaścić sześciu miesięcy poświęconych na odkrycie mordercy przyjaciółki. Nie mogłam przecież tak po prostu powiedzieć mu teraz prawdy!
– Musisz obiecać mi jedno, Amanda – dodał twardo Josh; widząc jego spojrzenie, natychmiast pokiwałam głową. Wiedziałam, o co mu chodziło, jeszcze zanim to powiedział. – Obiecaj mi, że nigdy więcej się z nim nie spotkasz, że nie wpuścisz go do mieszkania. Że nigdy więcej nie wystawisz się na takie niebezpieczeństwo.
– Obiecuję, że nie będę tak ryzykować – odparłam cicho, choć nie byłam pewna, czy i tej obietnicy nie przyjdzie mi złamać.
Wiedziałam, że Ryan nie przedstawiał sobą żadnego zagrożenia. Chciał mi tylko pomóc, jak wszyscy. Obiecałam więc nie ryzykować, a nie zaprzestać spotykania się z nim; czy jednak, zakładając, że poszukiwanie informacji na temat okoliczności śmierci Dylan mogło na mnie ściągnąć gniew nieznanego prześladowcy, mogłam dotrzymać obietnicy danej Joshowi? Podejrzewałam, że nie.
O dziwo, nie miało to dla mnie jednak większego znaczenia. Powinnam chyba bardziej przejmować się własnym krzywoprzysięstwem, zwłaszcza że chodziło o Josha, jednak przyszło mi to bardzo łatwo. Ostatecznie Josh nie wiedział, o co toczyła się gra, miał zupełnie inne wyobrażenie o niebezpieczeństwie.
Westchnęłam i położyłam mu głowę na ramieniu, żeby przypadkiem nie dostrzegł mojego wyrazu twarzy. To prawdopodobnie zaszkodziłoby temu widowisku, które właśnie przed nim odegrałam.
Podwinęłam nogi pod siebie i wlazłam cała na sofę, a gdy Josh objął mnie ramieniem, prawie się na nim położyłam. Zamknęłam oczy i pomimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, odkąd wpuściłam Ryana do swojego mieszkania, usnęłam.
Gdy się obudziłam, za oknami było już ciemno. Byłam rozbita i bolała mnie głowa, a warga piekła żywym ogniem. Rozejrzałam się dookoła półprzytomnie i stwierdziłam, że spałam na sofie sama, przykryta kocem. Jęknęłam, niezbornym ruchem odgarniając włosy z czoła; w tej samej chwili dobiegł mnie z kuchni jakiś podejrzany odgłos. Podskoczyłam i odwróciłam się plecami do kuchni; wtedy jednak zauważyłam palące się tam światło i odetchnęłam z ulgą.
– Wstałaś już? – zapytał Josh, spoglądając na mnie zza otwartej lodówki. – Co powiesz na kolację?
Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Jezu, jakim cudem ciągle widywałam tego faceta w kuchni? Wydawałoby się, że ktoś, kto nie tylko jest zapracowanym szefem firmy, ale w dodatku na co dzień korzysta z usług pomocy domowej, nie ma pojęcia o gotowaniu. A jednak Josh gotował dla mnie ciągle!
Zmarszczyłam brwi, próbując poprawić włosy, co na niewiele się zdało.
– A niby co mielibyśmy zjeść? W lodówce pustki – odparłam trochę bez sensu. – Nie zdążyłam pójść na zakupy.
– Zrobiłem to za ciebie – odpowiedział Josh, wzruszając ramionami i zdejmując z pieca jakiś garnek, najwyraźniej gorący, bo zrobił to przez ścierkę. – Pewnie nie miałaś okazji zrobić zapasów, więc uznałem, że przyda ci się pomoc.
– Josh… – jęknęłam, rzucając mu błagalne spojrzenie i podnosząc się z sofy. – Jesteś kochany, naprawdę, ale przecież właśnie po to się od ciebie wyprowadziłam, żeby zrobić coś samodzielnie. Samodzielnie, rozumiesz? Niezależnie od innych.
– A ja myślałem, że po to, żeby się ode mnie uwolnić – mruknął. Podeszłam bliżej i stanęłam tuż przy nim, zaglądając mu poważnie w oczy.
Naprawdę tak pomyślał? Byłam jeszcze bardziej okrutna, niż sądziłam. Byłam okropna. Byłam złą kobietą.
– Nie, kochanie, nie po to – jęknęłam, chwytając go za rękę. Josh rzucił mi niepewne spojrzenie. – Mówisz serio, faktycznie tak myślałeś? Dlaczego od początku nic nie mówiłeś?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem, nie chciałem… Chciałem uszanować twoją wolę – zakończył nieco kulawo. Westchnęłam, po czym poprosiłam go:
– Josh, błagam, musisz mnie zrozumieć. To wszystko nie tak! Postanowiłam wrócić do siebie, bo odkąd wyszłam ze szpitala, nie było nawet sekundy, w której byłabym za siebie odpowiedzialna. To zawsze ty o mnie dbałeś, a jeśli nie ty, to ktoś inny – Scarlett, Zoey, Alex… Mam dwadzieścia siedem lat, Josh. Przez poprzednich kilka byłam samowystarczalna i samodzielna, z tego, co wiem. A teraz wszystko, co pamiętam, to zależność od ciebie. Zamieniam się w coś gorszego od kury domowej! Naprawdę takiej chcesz dziewczyny, Josh?
Josh zrobił zamyśloną minę, zdejmując z ognia z kolei patelnię. Wyłączył wszystkie palniki, zanim na mnie spojrzał; przeczesał palcami brązowe włosy w geście, o którym już wiedziałam, że oznaczał zakłopotanie; w końcu założył ramiona na piersi i obrzucił mnie uważnym spojrzeniem.
– Naprawdę tak myślisz? – zapytał niepewnie. – Naprawdę nie próbujesz mi powiedzieć, żebym sobie poszedł do diabła?
– Nie, naprawdę nie chcę, żebyś sobie poszedł do diabła. – Uśmiechnęłam się. – Zależy mi na tobie, Josh. I potrzebuję trochę przestrzeni, a nie braku twojego towarzystwa.
Bardzo się starałam powiedzieć to tak, żeby nie czuć się z tym źle. A i tak nie do końca mi się udało. Przecież nawet jeśli nie wiedziałam, dlaczego zainteresowałam się Joshem, wiedziałam, że istniał jakiś ważny powód. A to znaczyło, że nie zachowywałam się wobec niego w porządku, dawałam mu nadzieję, której mu dawać nie powinnam. Wyrzuty sumienia powinny mnie zjeść od środka.
I prawie tak było. Tylko wypieranie tej myśli mi pomagało.
Pochyliłam się ku niemu i pocałowałam go lekko w usta. Kiedy się odsunęłam, Josh sięgnął dłonią do mojej wargi i palcem delikatnie dotknął miejsca, w którym się skaleczyłam. Jego oczy pociemniały ze złości.
– Jezu, najchętniej zabiłbym tego bydlaka – wyszeptał i wiedziałam, że miał na myśli Ryana. Odruchowo zwilżyłam wargę językiem. – Stłukłbym go tak, że nigdy więcej nie ośmieliłby się podnieść na ciebie ręki.
Zadrżałam, choć nie z tego powodu, o którym zapewne myślał Josh. Wyobraziłam sobie, jak próbuje zmierzyć się z Ryanem, wyszkolonym policjantem i synem szpiega, po czym zrobiło mi się trochę niedobrze. Postanowiłam go przestraszyć.
– Lepiej, żebyś tego nie robił. Nie chciałabym, żeby coś ci się stało – mruknęłam. Josh spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
– Stało? Niby dlaczego coś miałoby mi się stać? Nie wierzysz we mnie, kochanie?
– Wierzę, oczywiście. – Uśmiechnęłam się oszczędnie. – Ale, widzisz… Nie wiem, czy ci o tym kiedyś wspominałam, ale Ryan jest policjantem. Dowiedziałam się tego z Internetu, była tam wzmianka na jego temat. Pewnie dlatego pomyślałam, że rozmowa z nim powinna być względnie bezpieczna, w końcu kto spodziewałby się czegoś złego po policjancie? Tak czy inaczej obawiam się, że on może być wyszkolony w walce wręcz. Może nawet nosić przy sobie broń! A co byłoby, gdyby cię postrzelił i potem wmawiał, że to dlatego, że pierwszy się na niego rzuciłeś? Wszyscy uwierzyliby przecież policjantowi!
Josh znowu wpatrzył się we mnie z niedowierzaniem. Chyba nigdy nie przestanę go zaskakiwać, pomyślałam z melancholią. A najbardziej prawdopodobnie zaskoczyłabym go przezabawną opowieścią o tym, jak wybrałam go na zasłonę dymną dla mojego prawdziwego celu pobytu w Nowym Jorku.
– To dlatego nie chciałaś, żebym się w to mieszał, tak? – Gwałtownie pokiwałam głową. – Amanda, trzeba mnie było uprzedzić, do diabła! To nie są takie informacje, które powinnaś zostawiać dla siebie, nie rozumiesz?
– Ale się bałam! – pisnęłam. – Bałam się, że zrobisz coś głupiego. Zresztą… Nie wiem, czego się bałam. On jest policjantem, Josh, nie rozumiesz? Jasne, jest poza swoim obszarem, nie może z tego czerpać przywilejów, ale mimo wszystko…
Na moment zamilkliśmy oboje, wpatrując się w siebie z frustracją. Świetnie, aktorstwo szło mi coraz lepiej. Jeśli już miałam na swoim koncie Oscara, to co będzie następne? Złoty Glob? Nagroda Emmy? Nie, to ostatnie chyba przyznawali za role telewizyjne, nie nadawałam się do serialu, na dłuższą metę dostałabym rozstroju nerwowego…
– Zjedzmy kolację – poprosił, urywając temat. – Potem porozmawiamy.
Zabrzmiało to dość złowieszczo, ale tylko pokiwałam głową. Z Joshem nie zamierzałam się kłócić.
Mój telefon zadzwonił, gdy wspólnie wkładaliśmy brudne naczynia do zmywarki. Wystarczyło, że zerknęłam na wyświetlacz i już wiedziałam. Nieznany numer. Zawahałam się, spoglądając na Josha, który właśnie wyrzucał resztki z kolacji do kosza na śmieci pod zlewozmywakiem. Świetnie, i co teraz niby miałam zrobić?!
– Cześć, Scarlett – zaszczebiotałam do słuchawki. Ryan prychnął z rozbawieniem.
– Nadal go tam trzymasz? – mruknął. Przytaknęłam. – Waleczny pan Hamilton zostaje dzisiaj na noc?
– Bzdury – prychnęłam. – Nigdy w życiu!
– Och, teraz tak mówisz – droczył się ze mną. – Ale kiedy jeszcze nie wiedziałaś o sobie wszystkiego i byłaś przekonana, że faktycznie jest twoim narzeczonym, pewnie się nad tym zastanawiałaś, co?
– Do rzeczy – warknęłam, bo jego słowa działały mi na nerwy, zamiast śmieszyć. Pewnie także dlatego, że były bliskie prawdy. – O co chodzi?
– Chciałem ci tylko powiedzieć, że ta akcja to był majstersztyk – odpowiedział Ryan uprzejmie. Zrobiłam znudzoną minę, szkoda, że tego nie widział. – Byłabyś świetnym szpiegiem, Mandy. Może powinnaś się nad tym jeszcze zastanowić?
– Nie, dzięki – zaprotestowałam ponuro. – To zbyt stresujące.
– Och, nigdy wcześniej ci to nie przeszkadzało. Lubiłaś niebezpieczeństwa – zauważył z rozbawieniem. Usiadłam ciężko na sofie, zostawiając Josha samego w kuchni.
– Tak, ale, o ile pamiętasz, potem miałam wypadek i straciłam pamięć – przypomniałam kąśliwie. Ryan natychmiast mi przytaknął.
– Faktycznie, po tym wypadku czasami zdajesz się zupełnie inną osobą. Ale nie uważam, że to źle. Zawsze uważałem, że twoi rodzice popełnili jakiś błąd przy twoim wychowaniu. Teraz wydajesz się dużo bardziej… ludzka.
– Ludzka?! – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Słuchaj, to mi wcale nie pomaga. Nie czuję się dobrze…
– Hej, nie wygadaj zbyt wiele – przerwał mi stanowczo. – Tak, wiem, jak się czujesz, potrafię to sobie wyobrazić. Dlatego proponowałem ci, żebyś sobie to wszystko odpuściła, ale nie chciałaś, bo ci szkoda poświęconego na to czasu. Może i słusznie. Pytanie, czy dasz sobie z tym radę?
Zawahałam się. Na jakiś ułamek sekundy.
– Tak – potwierdziłam twardo. – Tak, dam sobie radę.
– To dobrze – odparł Ryan z zadowoleniem. – Bardzo mnie to cieszy. Spotkajmy się w najbliższym czasie, to obgadamy szczegóły. Postaram ci się pomóc, opowiem ci o wszystkim, co mówiłaś mi przed wypadkiem, może coś ci zaświta albo w czymś pomoże. Tylko musimy się spotkać gdzieś na mieście albo u mnie w hotelu, bo ta obstawa u ciebie już mnie więcej do ciebie nie wpuści. I pomyśleć, że z własnej woli zrobiłem dzisiaj z siebie damskiego boksera!
– Chyba nie pierwszy raz – przyznałam. Ryan prychnął z irytacją.
– Owszem, widzisz, ile dla ciebie wytrzymuję? W każdym razie pewnie obiecałaś Hamiltonowi, że więcej się ze mną nie zobaczysz, więc musimy to robić tak, żeby nikt się nie zorientował. A za ten kopniak i całą tamtą akcję jeszcze mi zapłacisz.
– Myślałam, że już to mamy z głowy? – zdziwiłam się. Ryan zaśmiał się do słuchawki.
– Chodzi ci o tamten pocałunek, Mandy? O nie, jesteś mi winna o wiele, wiele więcej – zaprzeczył tonem, który przyprawił mnie o ciarki. – Poza tym doskonale wiem, że podobało ci się tak samo jak mnie, więc nie rób teraz takiej nonszalanckiej pozy. Ja i tak wiem swoje, a ponieważ czekałem na to dziesięć lat, tym razem mi się nie wymkniesz.
Zabrzmiało to co najmniej… niepokojąco. Nic jednak nie mogłam poradzić na to, że cholernie mi się podobało.
– Dlaczego akurat tyle? – zainteresowałam się. Ryan przez chwilę się jakby wahał, aż w końcu odpowiedział szczerze:
– Bo to właśnie wtedy wróciłem po studiach do domu i zauważyłem u siebie niezrozumiały pociąg do małolaty, którą wtedy byłaś. Widzisz? Ukrywałem to przed tobą przez tyle czasu w nadziei, że mi przejdzie.
– A nie przeszło? – zapytałam słabo. W głosie Ryana znowu usłyszałam rozbawienie.
– Nigdy – przytaknął chętnie. – I teraz wreszcie ci to mogę powiedzieć, Mandy, bo przed wypadkiem byś mnie wyśmiała. Śpij słodko, młoda, odezwę się znowu niedługo.
Rozłączył się, zanim zdążyłam wymyślić jakąś odpowiedź. Przez moment jeszcze wpatrywałam się w telefon, jakby spodziewając się, że wyskoczy stamtąd głowa Ryana; kiedy jednak nic się nie stało, odłożyłam w końcu komórkę na stolik i napotkałam uważne spojrzenie Josha.
– Scarlett? – zapytał. Pokiwałam głową. – O co chodziło?
– Larry chce, żebym wróciła do pracy – odpowiedziałam natychmiast i, co najważniejsze, zgodnie z prawdą. – Chyba najwyższy czas, żebym wróciła do normalnego życia.
Josh podszedł bliżej, z uśmiechem objął mnie ramionami, po czym pocałował lekko. Nie opierałam się, ale też w żaden sposób na to nie odpowiedziałam. Nie mogłam; w głowie wciąż miałam wspomnienia pocałunku Ryana.
– Szkoda – stwierdził, gdy wreszcie się ode mnie odsunął. – Podobało mi się to nienormalne życie, które wiedliśmy przez ostatni miesiąc.
Zamiast odpowiedzieć, położyłam mu głowę na ramieniu i zamknęłam oczy. Nie mogłam odpowiedzieć mu tym samym, nie mogłam nawet przekonująco skłamać. Nie wtedy, gdy w jego objęciach myślałam ciągle o czymś – o kimś – innym.
Pod powiekami wciąż miałam Ryana.

2 komentarze :

  1. Hej, najlepszy rozdział jak do tej pory! Przynajmniej moim skromnym zdaniem :P Wcześniej, gdy Mandy spotkała się z Ryanem w parku, wiele się rozjaśniło (chociaż w sumie? xD) i czytało się z zapartym tchem, a ten rozdział był taki... wyważony :D Rozmawiałyśmy o tym przy okazji marudzenia Alessandro na Negatywie, może pamiętasz :)

    Zdecydowanie wolę taką Mandy! Widać, że w końcu bierze życie we własne ręce, nie ma zupełnie czasu na to, żeby się nad sobą poużalać. Zdecydowanie rozwój tej postaci jest dużym plusem Utraconego celu. Drugim plusem, samym w sobie, jest oczywiście Ryan! Mam ślinotok, jak nic! Akcja z szarpaniną w w ogóle genialna, biję pokłony! Później ich rozmowa też. Ach, no i Oscar dla Mandy xD

    Nie za bardzo Ci słodzę? ;>

    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię Amandy i już chyba raczej to się nie zmieni, ale wielkie brawa dla niej, że w końcu zaczęła działać.
    Nie miałabym przeciwko, gdybyś trochę jej uprzykrzyła życie. To samo tyczy się Ryana. Ten facet działa mi na nerwy. Uważa się za herosa, który ocali biedną Mandy z opresji :P
    Ona w ramach podziękować pójdzie z nim do łóżka.

    A tak w ogóle ile on ma lat? 40?

    Zdecydowanie wolę Negatyw szczęścia ;)Alessandro jest mój xD. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie go więcej!

    :***

    OdpowiedzUsuń