Samochód Ryana czekał na najbliższym parkingu.
Pospieszyłam do niego zaraz po opuszczeniu salonu fryzjerskiego.
Lucky okazała się całkiem niezłą fryzjerką,
wbrew temu, co o niej początkowo sądziłam. W lot chwyciła, o co mi chodziło, i
w ciągu dwóch godzin wyczarowała na mojej głowie piękny, ciemnokasztanowy
kolor, świetnie zgrany z tym, którego zaczątki widziałam w odrostach i który w
całej krasie mogłam podziwiać na podesłanych mi przez Ryana zdjęciach. Z
powrotem byłam brunetką.
Czułam się w tym kolorze lepiej niż w blond.
Jakbym była bardziej… sobą. Zupełnie jakbym przestała w ten sposób okłamywać
innych. I nawet jeśli wcale tak nie było, poprawiło to moje samopoczucie.
Przynajmniej nie byłam już fałszywą blondynką.
Jasne, podejrzewałam, że czekała mnie przeprawa
z Joshem; w końcu nie bez powodu zafarbowałam się po przyjeździe do Nowego
Jorku. Teraz jednak nie widziałam tych powodów i nie miałam pojęcia, co mógłby
zmienić kolor włosów. Postanowiłam więc nie wstydzić się swojego prawdziwego,
bo był naprawdę ładny.
Ryan na mój widok podniósł brew. Znałam go już
wystarczająco, by wiedzieć, że to oznaczało spore zainteresowanie.
– No proszę – mruknął, oglądając mnie sobie
dokładnie, gdy tylko wsiadłam do jego wielkiego, czarnego SUV–a, uprzednio
jedną z przypomnianych metod upewniając się, że nikt za mną nie lazł. Wszystko
było w porządku, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że miałam paranoję. –
Wróciłaś do gorzkiej czekolady? Skąd ta zmiana?
– Gorzkiej czekolady? – powtórzyłam z
niedowierzaniem. – Nie mów, że tak określasz ten kolor, bo zasugeruję założenie
wspólnego klubu z Zachem i Alexem.
– Nie, ty go tak określasz – sprostował Ryan uprzejmie,
rzucając mi drwiące spojrzenie. – Powtarzałaś zawsze, że to ładnie brzmi.
Zmarszczyłam brwi, nawijając na palec pasmo
włosów. No fakt, bliżej im było do gorzkiej czekolady niż któregokolwiek z
kolorów, którymi wcześniej usiłowałam opisać moje włosy. Może dawna Amanda
miała rację, co nie zmieniało faktu, że to i tak brzmiało pretensjonalnie.
Porzuciłam rozmyślania nad nazwą koloru i przeszłam do sedna.
– Przyda mi się ta zmiana – przyznałam. – Może i
nie byłam długo blondynką, ale jakoś… kojarzę to z innym życiem. Czasami mam
wrażenie, że zupełnie nie moim. Jakbym nie potrafiła wpasować się w tamtą
Amandę Griffin, wiesz? To głupie uczucie.
Czym prędzej zakończyłam tę wypowiedź, bo Ryan
patrzył na mnie tak dziwnie, że natychmiast uznałam swoje słowa za bzdury. Coś
tam mi majaczyło pod kopułą, ale on niekoniecznie musiał o tym wiedzieć,
prawda?
Ryan wyglądał tego dnia wyjątkowo korzystnie, aż
źle się myślało, patrząc na niego. Ubrany w czarną koszulę z podwiniętymi do
łokci rękawami i ciemne, wytarte dżinsy, sprawiał wrażenie potężniejszego niż
zwykle, pewnie przez relatywną ciasnotę panującą w aucie. (Relatywną, bo w
porównaniu do innych samochodów tu i tak było dużo miejsca, ale jednak to
ciągle było auto, nawet jeśli SUV). Ostry zarys szczęki znowu pokryty miał
dwudniowym zarostem; jak on to robił? Ciekawiło mnie chwilami, czy policjanci
mieli taki odgórny rozkaz, żeby wyglądać na wymiętych i sponiewieranych, a może
po prostu wzięli to z tych wszystkich filmów akcji, których się naoglądałam od
czasu wypadku; w przypadku Ryana jednakże wychodziło mu to bardzo naturalnie i
było mu z tym bardzo do twarzy. Ten jego wygląd przemawiał do mnie dużo
bardziej niż wymuskana nonszalancja Josha.
W ogóle zauważyłam, że chociaż przy pierwszym
spotkaniu nie uznałam Ryana za przystojnego, powoli mi przechodziło. Kwestia
przyzwyczajenia a może coś innego, pewna nie byłam i wolałam nie dociekać. Fakt
pozostawał jednak faktem, Ryan coraz bardziej mi się podobał. A sądząc po jego
oczach, nie bez wzajemności.
Chyba to właśnie mnie najbardziej niepokoiło.
Nie mogłam się dać wplątać w nic takiego, przecież ciągle miałam amnezję! Nie
znałam swoich pobudek sprzed wypadków, które sprawiły, że trzymałam Ryana na
dystans, ale przecież musiałam mieć po temu powód, i to lepszy, niż tylko to,
że nie chciałam stracić przyjaciela. A teraz? Nie mogłam pakować się w coś,
czego konsekwencji nie byłam w stanie przewidzieć. Nie mogłam skakać na główkę,
nie wiedząc, jak głęboka była woda!
– Wiesz, Mandy, czasami kiedy na ciebie patrzę,
mam wrażenie, że wiesz, o czym mówisz – odpowiedział wreszcie Ryan i dopiero po
chwili zrozumiałam, do czego się odnosił. Uznałam jego słowa za drwinę; w końcu
wyraźnie sugerowały, że zazwyczaj jednak uważał mnie za niepoczytalną wariatkę.
Albo przynajmniej straszną idiotkę.
– Nie musisz się wysilać – prychnęłam. – Nie
potrzebuję twojego zrozumienia, tylko samochodu. Jedź już.
Postąpiłam chyba nieco niegrzecznie, ale nie
zamierzałam się tym przejmować. Jeśli chciałam przetrwać, musiałam być twarda,
a ostatnim, czego potrzebowałam, było współczucie Ryana. Właśnie dlatego
sięgnęłam po zawieszony na przedniej szybie GPS i szybko wstukałam miejsce
startu i adres docelowy. Urządzenie szybko obliczyło trasę.
– Powinniśmy być na miejscu w pół godziny, jeśli
nie będzie korków – powiedziałam, wieszając GPS z powrotem. – Możesz już
przestać się na mnie gapić i jechać, Ryan.
Z westchnieniem odwrócił wzrok i zapalił silnik.
To będzie długa podróż, pomyślałam melancholijnie, wyglądając za okno.
Nie lubiłam milczeć w towarzystwie. To jasne,
mogłam słuchać innych, kiedy rozmawiało między sobą kilka osób, a ja byłam
jedyną, która w dyskusji nie brała udziału. Natomiast w drodze do New Jersey
odkryłam, że nie lubiłam, gdy przebywając z kimś sam na sam, nie wiedziałam, co
powiedzieć, co skutkowało ciężką ciszą. Próbowałam oglądać widoki za oknem, ale
szybko mi się to nudziło, przerzuciłam się więc na modlitwę. Błagam, żeby tylko
nie było korków, powtarzałam. Żeby tylko nie było korków!
Korki, niestety, były.
Na wyjazdowym moście z Manhattanu, który wskazał
nam GPS, trwały jakieś prace remontowe; jeden pas był całkowicie wyłączony z
ruchu i jasne, że w tych okolicznościach zrobił się paskudny zator. Co innego
milczeć, kiedy trzeba się skupić na jeździe, ale co innego, stojąc w korku z innymi
samochodami, praktycznie nie ruszając się z miejsca. Po jakimś kwadransie prób
ignorowania tej sytuacji Ryan westchnął, a czarne oczy spojrzały na mnie
uważnie.
– Mandy, nie miałem nic złego na myśli – podjął,
jakbyśmy przerwali tę rozmowę jakieś trzydzieści sekund, a nie minut wcześniej.
– To nie miała być litość, tylko szczera rozmowa.
– Nie chcę o tym rozmawiać, jasne? – mruknęłam,
odwracając wzrok i wpatrując się w wodę połyskującą wesoło w blasku słońca po
obydwu stronach mostu. – Ta cała sytuacja z amnezją jest już dla mnie
wystarczająco trudna bez twoich głębokich komentarzy.
– Głębokich? Daj spokój, Mandy! – Parsknął
śmiechem. – Nie próbuję pokazać po sobie zrozumienia, bo wiem, że nigdy cię nie
zrozumiem, jeśli sam nie przeżyję tego samego. Chciałem tylko powiedzieć, że
nie dziwię się, że masz trudności z powrotem do życia i do siebie, skoro kiedy
czasami na ciebie patrzę, widzę zupełnie inną Mandy, niż znałem przed
wypadkiem.
Te słowa mnie wreszcie zainteresowały.
Odwróciłam się do niego gwałtownie, ale Ryan nadal wpatrywał się we mnie
ciepło, uparcie, z lekką melancholią. Westchnęłam, opuszczając tarczę i
postanawiając jednak porozmawiać. Co innego miałam do roboty w tym korku?
– Nie rozumiem – poskarżyłam się. – W czym niby
jestem inna? Przecież charakter mi się przez ten wypadek nie zmienił.
– Niby nie – przyznał niechętnie. – Ale jednak…
Jest w tobie coś innego. Pewnie, prosto byłoby powiedzieć, że zniknęły u ciebie
te cechy, które wykształciłaś u siebie z czasem, pod wpływem wspomnień, których
teraz nie pamiętasz, ale to nie o to chodzi. Nadal jesteś podejrzliwa i ostrożna,
a przecież to cechy, które wynikają z twoich doświadczeń. Nie, chodzi o coś
innego. Amanda, którą znałem, nie wahała się poświęcić własnych uczuć dla
głupiej zemsty. Nie zastanawiała się, czy swoimi poczynaniami nie skrzywdzi
innych. Zaostrzała konflikty, a nie je uspokajała. Teraz jesteś mediatorem,
Mandy, chociaż zawsze byłaś raczej tą stroną, która żądała najwięcej.
Przebojową, pewną siebie i piekielnie bystrą, owszem, to ci zostało, ale jednak
znającą umiar. Wiedzącą, gdzie przestać. Amanda Griffin wiedziała, że jest
dobra i przez to czasami zapominała, że inni ludzie nie są od niej gorsi. Ty
jakby… nie masz tej wiary w siebie.
Niedowierzanie, które czułam, musiało odbić się
na mojej twarzy, bo Ryan westchnął i wywrócił oczami, po czym dodał:
– Pamiętasz, jak opowiadałem ci o tej
wywiadówce, na którą poszedłem zamiast twoich rodziców? – Przytaknęłam. Jak
mogłabym zapomnieć? – Uważałaś to wtedy za świetną zabawę, nie miałaś
absolutnie żadnych wyrzutów sumienia, a przecież nie dość, że oszukałaś system
szkolnictwa, to jeszcze fatygowałaś mnie do szkoły i naraziłaś wiarygodność
swojego ojca, korzystając z jego sprzętu. Ile ja się wtedy nagadałem! Puściłaś
to mimo uszu i wiesz, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem żal z powodu tego, co
się wtedy stało? – Dla odmiany pokręciłam głową, więc Ryan po chwili
efektownego milczenia dokończył: – Parę dni temu, gdy ci o tym opowiadałem. Nie
mogłaś uwierzyć, że zrobiłaś coś takiego, że bez skrupułów oszukałaś wszystkich
dookoła. Na taki żal za grzechy czekałem dziesięć lat, a kiedy wreszcie go
zobaczyłem, zrozumiałem, że to nie tamta Mandy żałowała, tylko jakaś… inna.
Jesteś inna, choć nie potrafię powiedzieć, dlaczego.
To brzmiało co najmniej niepokojąco. Zupełnie
tak, jakbym miała siostrę–bliźniaczkę, jakby Ryan mówił o niej, a nie o mnie
samej z czasów, gdy jeszcze pamiętałam całe swoje życie. Obraz Amandy Griffin,
który wyłaniał się z jego opowieści, nie do końca mi się podobał. Ale wierzyłam
w niego, bo przecież najlepszy dowód na prawdziwość słów Ryana miałam przed
sobą – w Nowym Jorku, tam, gdzie mieszkali ludzie, których okłamałam, podając
się za ich przyjaciółkę. Teraz mnie to bulwersowało, ale przedtem? Nie
wyglądało na to, żebym przedtem odczuwała jakieś wyrzuty sumienia.
To chyba było w tej sytuacji straszniejsze od
tego, że po wypadku się zmieniłam. Fakt, że skoro kiedyś mogłam być tak
bezwzględna, to znaczyło, że te uczucia ciągle gdzieś we mnie były. Były z
pewnością i po prostu jeszcze w pełni ich nie uruchomiłam, ale miały wrócić,
gdy tylko sobie wszystko przypomnę. A wtedy stanę się tą Amandą Griffin sprzed
wypadku, którą w zasadzie chyba nie chciałam być.
Po raz pierwszy pomyślałam, że może to i dobrze,
że nie miałam wspomnień. Może nie powinnam się starać je odzyskać? Nie chciałam
się zmieniać, zwłaszcza w taki sposób, jak to zaprezentował Ryan. Cóż mogłam
poradzić? Po prostu nie chciałam.
– To brzmi strasznie – stwierdziłam w końcu, w
przerażeniu rozszerzając oczy. – Mam rozdwojoną psychikę? Jestem jak doktor
Jekyll i mister Hyde?!
Ryan roześmiał się głośno.
– O, to się w tobie z pewnością nie zmieniło –
zauważył następnie wesoło. – Nadal masz tendencję do obracania w żart spraw,
których się obawiasz. Dobrze wiedzieć, że nadal jesteś tą samą Mandy, nawet
jeśli wolę tę nową.
Boże, to było nienormalne. Czułam, że jeszcze
chwila i zacznę być zazdrosna o samą siebie sprzed wypadku. W końcu wyglądało
na to, że byłam wtedy inną dziewczyną, która miała z Ryanem tyle wspomnień!
Chyba powinnam przestać o tym myśleć, bo groziło mi, że wkrótce jednak dostanę
pomieszania zmysłów. Amanda Griffin była jedna, koniec, kropka. Ja nią byłam,
niezależnie od tego, czy się zmieniłam. Ludzie przecież czasami się zmieniają,
prawda?
Może ja też… po prostu się zmieniłam. Nieco.
Odrobinę. Ale mimo to wciąż byłam przecież tą samą osobą!
– Dlaczego wolisz nową? – zapytałam mimo woli,
marszcząc brwi. Ryan ruszył powoli z miejsca, równocześnie zastanawiając się
nad odpowiedzią.
– Bo jesteś bardziej otwarta – wyjaśnił w końcu.
– Czasami nawet wiem, co dzieje się w twojej głowie, a kiedyś to było nie do
pomyślenia. Chętniej się ze mną wszystkim dzielisz. W ogóle mam wrażenie, że
bardziej mnie lubisz.
Posłałam mu ciepłe spojrzenie.
– Niemożliwe, żebym cię kiedyś nie lubiła –
odpowiedziałam. Na jego ustach pojawił się powolny, pełen zadowolenia uśmiech.
– No, pewnie tak – zgodził się. – Ale kiedyś nie
pozwoliłabyś mi się pocałować. Najwyżej natychmiast dostałbym od ciebie w gębę,
jeśli w ogóle udałoby mi się zaskoczyć cię na tyle, by podejść tak blisko.
– Ale dlaczego? – wyrwało mi się znowu. Ryan
zrobił nieokreślony ruch ręką, zataczając kółko w powietrzu.
– Nie wiem – przyznał. – Pewnie dlatego, że
bałaś się przed kimś otworzyć. Bałaś się pokazać, co naprawdę czujesz, żeby nie
wykorzystano tego przeciwko tobie. W końcu ojciec uczył cię o tym od dziecka –
nigdy nie odkrywaj kart, zostawiaj asa w rękawie. Myślę, że po prostu szłaś za
jego wskazówkami. Dlatego zawsze tak lubiłem Dylan; ona miała na ciebie
zbawienny wpływ, bo jej rodzina była taka normalna. Mandy, zrozum mnie dobrze…
Nie byłaś nigdy złym człowiekiem – powiedział z naciskiem. Prawie uwierzyłam. –
Po prostu… chyba byłaś trochę za bardzo córką szpiega. A teraz jesteś bardziej
jak dziewczyna z sąsiedztwa.
Wcale nie byłam pewna, czy podobało mi się to
porównanie. Brzmiało tak… nudno. Nie chciałam być dziewczyną z sąsiedztwa,
chciałam być kimś ciekawszym. Jezu, byłam
kimś ciekawszym, przecież jeszcze tego ranka próbowałam zgubić ewentualny ogon!
Po mojej minie Ryan zorientował się, że znowu
niefortunnie się wyraził, i grymas pojawił się na jego twarzy. Nie przerywałam
mu, gdy próbował to sprostować.
– Traktujesz wszystko bardziej… naturalnie –
westchnął. – Nie zachowujesz się tak, jakby całe twoje życie było jedną wielką
przykrywką, wiesz? Nigdy wcześniej nie wiedziałem, co robiłaś serio, a co nie.
Czasami zastanawiałem się nawet, czy coś z tego twojego życia w Nowym Jorku nie
było prawdziwe. Twierdziłaś, że nie, ale nawet gdybyś przywiązała się do tych
ludzi, nie przyznałabyś się i nie dałabyś tego po sobie poznać. Byłaś wieczną
podwójną agentką. Rozumiesz?
Ostrożnie kiwnęłam głową, choć tak naprawdę
wcale nie rozumiałam. Czy Ryan chciał mi w ten sposób dać do zrozumienia, że
może jednak nie byłam tak nieczuła, jak mnie malował, tylko chciałam za taką
uchodzić? Nic już nie wiedziałam. Z każdą chwilą moja tożsamość wydawała mi się
coraz bardziej skomplikowana i zaczynałam się powoli irytować, że amnezja
musiała się zdarzyć właśnie mnie. W końcu łatwiej byłoby połapać się w swoim
życiu komuś, kto nie miałby w nim tylu pokomplikowanych spraw, prawda?
Łatwiej też byłoby po amnezji odnaleźć się w
życiu komuś, kto nie miał przed wszystkimi sekretów, komuś, kto miałby bliskich
zdolnych powiedzieć wszystko o życiu, jakie do tej pory wiódł. Problem w tym,
że ja najwyraźniej nie tylko okłamywałam znajomych w Nowym Jorku, ale również
przed bliskimi z Pasadeny nie potrafiłam tak całkiem się otworzyć. Byłam
skryta, to nie ulegało wątpliwościom, a w obecnej sytuacji spowodowało również
wiele niepotrzebnych komplikacji.
Jednak im dalej zagłębiałam się w to moje życie
sprzed wypadku, tym mniej mi się ono podobało. Ponieważ postanowiłam chociaż
przed sobą być szczera ze swoimi uczuciami – sekretów i tak miałam już
wystarczająco dużo – musiałam przyznać, że Amanda Griffin wyłaniająca się z
opowieści Ryana wydawała mi się dość niesympatyczna, a może raczej – trudna.
Obecnie nieskomplikowana Amanda Adams wydawała mi się dużo prostszym i lepszym
wyborem, a jej pozbawione tajemnic życie – bardziej pociągające. Problem w tym,
że Amanda Adams nie była prawdziwa. Choćbym bardzo chciała nią być, nie mogłam
tak po prostu zostawić za sobą wszystkiego tego, co ukryłam przed Joshem i
resztą znajomych z Nowego Jorku.
Pogrążona we własnych myślach, nie odezwałam się
już do Ryana, a on, jak zwykle, przyjął to ze stoickim spokojem i nie próbował
już więcej wciągać mnie w rozmowę. Może podejrzewał, jaki mętlik miałam w
głowie? A może po prostu praca nauczyła go świętej cierpliwości i
wyrozumiałości, bo to przydawało mu się przy przesłuchaniach, trudno
powiedzieć. Kiedy jednak dojechaliśmy w końcu pod odpowiedni adres w New Jersey
i zatrzymaliśmy naprzeciwko posesji, Ryan odwrócił się i spojrzał na mnie
poważnie, rękami opierając się ciężko o kierownicę SUV–a.
– Jesteś gotowa? – zapytał tylko, ale w jego
głosie i tak usłyszałam troskę. Rzuciłam mu twarde spojrzenie.
– Niby dlaczego miałabym nie być? – odparłam
nonszalancko, wzruszając ramionami, choć w głębi duszy wcale nie czułam się tak
pewnie. Ryan musiał mieć chyba jakiś cholerny szósty zmysł, skoro to wyczuł.
– Bo nie wiemy, co znajdziemy w środku – wyjaśnił
cierpliwie. – Może tam być wszystko, ale może też nie być nic. Musisz być
przygotowana na każdą ewentualność, Mandy. Możesz się rozczarować albo wiele
dowiedzieć, nie rozumiesz?
– Uwierz mi, nie umrę z rozczarowania, jeśli
niczego się tam nie dowiem. Przyzwyczaiłam się – odparłam cierpko i szarpnęłam
za klamkę, zamierzając wysiąść. Ryan pochylił się nad fotelem i chwycił mnie za
rękę.
Jego dłoń była szorstka, silna i ciepła, i
spowodowała dziwną reakcję w moim żołądku, a także dreszcz, którego nie
zdołałam stłumić. Cholera, byłoby dużo prościej, gdybym tak na niego nie
reagowała. Co gorsza, po błysku w jego oczach domyśliłam się, że doskonale o
tym wiedział.
– Wiem, że chcesz uchodzić za twardą, Mandy –
powiedział cicho, kiedy wpatrzyłam się w niego wyczekująco. – Wiem też, że to
nie do końca jest prawda.
Po tych słowach otworzył drzwiczki i wysiadł,
nie czekając na mnie, a ja potrzebowałam kilku sekund, żeby się pozbierać. Niby
nie powiedział nic takiego i niby nie miało to wielkiego znaczenia, ale… Zrobiło
to na mnie większe wrażenie, niż bym chciała. To też wiele mówiło o moich
uczuciach, co jeszcze bardziej mnie irytowało. Nie zamierzałam się im poddawać,
na pewno nie w takiej chwili i nie w takich okolicznościach. Ryan mógł o tym
zapomnieć!
Zanim zdążyłam się otrząsnąć, otworzył przede
mną drzwiczki, zmuszając mnie do opuszczenia samochodu. Już po chwili stałam
obok niego na chodniku, wpatrując się w znajomą już sylwetkę zaniedbanego,
zapuszczonego domu. Od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu nic się w nim nie
zmieniło – elewacja nadal była brudna, farba nadal obłaziła z drzwi, a okna
wydawały się puste i pozbawione życia, podobnie jak cały dom. Teraz jednak
patrzyłam na niego inaczej – wiedziałam, że to właśnie tutaj wychowywała się moja
matka i że to był jej rodzinny dom, niezależnie od jego obecnego stanu. Ryan najwyraźniej
myślał o tym samym, bo po chwili milczenia zapytał:
– Więc to tutaj dorastała Victoria? Bardzo zwyczajne
miejsce jak dla tak niezwykłej kobiety.
Rzuciłam mu pełne zainteresowania spojrzenie,
ale po namyśle zrezygnowałam z pytań. Nie, na to było jeszcze za wcześnie; chociaż
okropnie było nie pamiętać własnej matki, nie chciałam dowiadywać się na jej
temat w taki sposób. To musiało poczekać.
– Tak przypuszczam, że klucz jest stąd. – Z
kieszeni dżinsów wyciągnęłam pęk kluczy, który dostałam wcześniej od Zacha. Klucz
awaryjny, przypomniałam sobie, co wtedy powiedział. Gdy nad tym nieco głębiej
pomyślałam, wydało mi się to oczywiste. W końcu jakie jeszcze drzwi mogłam
otwierać w tym w gruncie rzeczy obcym sobie mieście, jeśli nie drzwi do
rodzinnego domu matki? – A może raczej mam taką nadzieję.
Wszystko do siebie pasowało. Gdzieś musiałam
trzymać notebooka, a po przekopaniu mieszkania na Brooklynie byłam już pewna,
że to nie było tam. Więc gdzie indziej? Jedynym miejscem poza mieszkaniem
Josha, o którym wiedziałam, że bywałam w nim przed wypadkiem, był dom Victorii
Griffin w New Jersey. Założyłam więc, że klucz mógł pochodzić stamtąd. A czy w
środku znajdę swojego laptopa? Tego dopiero musiałam się dowiedzieć.
– To byłoby dobre miejsce na kryjówkę, więc
stawiam odznakę, że masz rację – odpowiedział Ryan nieco nonszalancko. – To co,
idziemy?
Pomacałam się po kieszeniach spodni, po czym
rzuciłam mu klucze. Oczywiście złapał je w locie, w końcu musiał mieć świetny
refleks, prawda?
– Zabiorę tylko z samochodu komórkę –
powiedziałam, cofając się do SUV–a. – Możesz iść i otworzyć, w razie czego
przygotujesz mnie jakoś na rozczarowanie.
Rzucił mi nieco złośliwy uśmiech, jakby uważając,
że zachowywałam się irracjonalnie (może nawet miał rację?), ale zignorowałam
go, otwierając ponownie drzwiczki samochodu; gdy obejrzałam się przez ramię,
stwierdziłam, że jednak posłusznie poszedł w stronę wejścia. No i dobrze.
– Dzień dobry! – Usłyszałam nagle nad sobą jakiś
kobiecy głos, wydawało mi się, że znajomy. Z zaskoczenia podskoczyłam do góry i
oczywiście walnęłam głową w dach samochodu. Zmełłam między zębami przekleństwo,
po czym odwróciłam się do kobiety, która spowodowała ten wypadek.
Zdecydowanie ją znałam. Od razu poznałam ten sztywny,
siwy kok na czubku głowy, okulary niczym denka od butelek i mało twarzową sukienkę.
Była inna niż ostatnim razem, ale o tym samym kroju, co kazało mi przypuszczać,
że staruszka mieszkająca w sąsiedztwie po prostu lubiła taki styl.
– Dzień… dobry – zająknęłam się mimowolnie. –
Pamięta mnie pani?
– Oczywiście, moja droga. Kiedy się ostatnio
pożegnałyśmy, próbowałam sobie przypomnieć, dlaczego twoja twarz wydawała mi się
znajoma. – Staruszka wzruszyła ramionami, jakby uznawała to za oczywiste. – Ale
widzę, że jednak udało ci się zdobyć klucze do domu Masonów?
– Tak, udało mi się znaleźć Victorię – mruknęłam,
nie zamierzając wdawać się w szczegóły. – I co, doszła pani do tego, skąd może
mnie znać?
– Nie, w zasadzie nie. – Staruszka uśmiechnęła się
przewrotnie. – Wydaje mi się jednak, że to stąd, że tak bardzo przypominasz mi
młodą Victorię.
No proszę. To już był jakiś konkret! Faktycznie,
ze zdjęć, które przysłał mi Ryan, wywnioskowałam, że byłam podobna do matki,
ale po niej jednak było widać wiek, więc to podobieństwo nie było tak
oczywiste. Jednak słowa kogoś, kto znał ją, gdy była w moim wieku, znaczyły dla
mnie dużo więcej.
– Naprawdę? – zdziwiłam się. Staruszka pokiwała
głową.
– Tak, to naprawdę dziwne, ale dopiero potem
pomyślałam, że właściwie gdybyś powiedziała, że jesteś z nią spokrewniona, nie
zdziwiłoby mnie to. Masz bardzo podobne oczy i uśmiech. To chyba stąd…
Czyli jednak staruszka nie widziała mnie wcześniej
w pobliżu domu Victorii, może to i dobrze. Otworzyłam usta, żeby o coś jeszcze
zapytać, ale w tej samej chwili spod drzwi domu dobiegł mnie podirytowany głos Ryana:
– Mandy, idziesz?!
Idiota, skonstatowałam z niesmakiem. No dobrze,
może i nie wiedział, z kim rozmawiałam, ale przecież zdawał sobie sprawę, że
znajdowaliśmy się w miejscu, gdzie moja matka się wychowała! Było mało
prawdopodobne, żeby sąsiadka skojarzyła imię córki Victorii, skoro nie
pamiętała go, gdy ostatnim razem z nią rozmawiałam, ale nie mogłam tego
przecież w stu procentach wykluczyć. A ten darł się na cały głos, szkoda, że
jeszcze nie po nazwisku. No po prostu kompletny idiota.
– Już, zaraz – odmruknęłam, przenosząc wzrok z
powrotem na staruszkę. Po czym stwierdziłam, że i ona przyglądała się Ryanowi,
ze zmarszczonymi brwiami nad czymś się zastanawiając.
– Jego też już tu widziałam – powiedziała po
chwili z namysłem.
Rany, ta kobieta była lepsza od monitoringu! Może
powinnam ją zatrudnić?
Nie, zaraz, obecnie chyba nie miałam nawet z
czego żyć, nie mówiąc już o zatrudnianiu innych. Ryan musiałby to zrobić.
– Jak to? – Zamrugałam oczami. – Kiedy?
– Nie wiem dokładnie, jakiś czas temu, będzie
pewnie z parę miesięcy. – Każde słowo staruszki sprawiało, że gdzieś w środku
mnie rósł coraz większy kłębek nerwów. I niepokoju. Panowałam jednak nad
wyrazem twarzy, a przynajmniej taką miałam nadzieję. – Kręcił się tu już
wcześniej.
– Jest pani pewna? Dzisiaj przywiozłam go tu po
raz pierwszy.
– Na twoim miejscu upewniłabym się co do tego. –
Staruszka rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie, które zignorowałam, zajęta
opanowywaniem coraz bardziej szalejącego w mojej duszy niepokoju. – Takiego mężczyzny
nie zapomina się łatwo, sama musisz mi to przyznać. Jestem przekonana, że to
był on. Pokręcił się po okolicy, a potem odjechał. Był nawet tym samym samochodem,
dlatego jestem pewna.
Spojrzałam niepewnie w stronę Ryana, który
niecierpliwie stał w wejściu do domu, oglądając się na mnie. Przez moment nasze
spojrzenia się spotkały i w jego oczach dostrzegłam jakąś twardość,
zdecydowanie, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Może to jednak dlatego,
że ostatnio nie dawał mi powodów, by w niego wątpić. A teraz? Sama nie
wiedziałam, co o tym myśleć.
– Widziała go pani przez cały czas? – zapytałam
jeszcze. Staruszka roześmiała się.
– A skąd, moje dziecko! Mam inne zajęcia niż
wystawanie cały dzień przy oknie. Widziałam jednak, kiedy przyjechał, i
słyszałam, jak odjeżdżał, bo bardzo hałasował tym wielkim samochodem. Osobiście
uważam, że takimi w ogóle nie powinno się jeździć. Tu jest spokojna okolica,
dzieci często bawią się na ulicy, a gdyby kogoś potrącił…
Przestałam jej wreszcie słuchać, pozwalając
klarować się podejrzeniom w mojej głowie. Dobrze, więc Ryan był wcześniej pod
domem mojej matki w New Jersey – zakładając, że tylko pod, ale nie miałam dowodów na to, że wszedł do środka. Skoro jednak
już tu był, dlaczego mi o tym nie powiedział? Dlaczego udawał, że widział ten
budynek pierwszy raz w życiu?
Dotąd jego zasadniczym atutem była jego szczerość.
Teraz jednak… Może to nie było nic ważnego. Może nie powinnam się przejmować. Jednak
to coś we mnie, ta jakaś niezrozumiała pozostałość po starej, podobno wiecznie
ostrożnej Amandzie podpowiadała mi, że to nie tak. Że o coś musiało chodzić.
Pytanie tylko, o co.
– Dziękuję – rzuciłam do staruszki, oddalając się
w stronę Ryana. – Bardzo mi pani pomogła, znowu. A teraz przepraszam, ale muszę
już iść…
Podchodząc do Ryana, zmusiłam twarz do uśmiechu,
żeby nie domyślił się, że coś było nie tak. Uchylone drzwi do wnętrza domu
zauważyłam dopiero wtedy, gdy gestem zaprosił mnie do wejścia.
Zawahałam się jeszcze na sekundę, ale potem
wreszcie przekroczyłam próg.
YAAAAAAAAAAAAY! <333 Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy weszłam na blogera, zerkam na listę czytelniczą i co widzę? Nowy rozdział na Utraconym! Przez chwilę naprawdę myślałam, że mam omamy i musiałam się uszczypnąć.
OdpowiedzUsuńLecę czytać ;)
Tak btw, śliczny szablon, jak zwykle!
Dziękuję:) nowy szablon był mi potrzebny, żeby się zdopingować do pisania, może pomoże;)
UsuńMogą się pojawić jakieś błędy, bo przyznaję, że końcówki nie sprawdzałam. Tak czy inaczej - miłego czytania:)
Błędów, póki co, nie zauważyłam. Ale mogę napisać, że niezmiernie mi się podobał ten rozdział, naprawdę. Jak zwykle kończysz w takim momencie, że już by się chciało wiedzieć, co będzie dalej.
UsuńPodobają mi się przemyślenia Mandy, w niektórych było parę powtórzeñ, ale moim zdaniem zamierzonych i potrzebnych. Cieszy mnie to, że łączysz razem cechy dawnej i nowej Amandy, znajdujesz złoty środek. I raczej nie polubiłabym tej
"starej".
Och, ten Ryan, co on kombinuje? Niedobry, niedobry.
Ścielę się,
Psia Gwiazda.
PS Oczywiście, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;*
No to się cieszę, jeśli dostarczyłam nim choć odrobinę przyjemności, to już znaczy, że warto się z nim było męczyć! xD no, przyznaję, lubię kończyć w takich momentach...
UsuńChyba rzeczywiście zamierzonych, chociaż ona w gruncie rzeczy w kółko myśli o tym samym :D może poza jednym, czyli Ryanem, bo teraz dojdzie jej jeszcze ta jedna zgryzota. Co do tego łączenia - staram się właśnie, żeby nie wyszła mi z niej osobowość mnoga i jeśli mi się udaje, to dobrze, bardzo dobrze - bo przecież w gruncie rzeczy to ciągle ta sama dziewczyna, nawet jeśli nie wszystko pamięta. Przeszłość gdzieś tam w niej tkwi i Mandy trochę się tego obawia.
Całuję!
(Postaram się jak najszybciej. Teraz piszę komentarz z pracy - buahaha xD - ale wieczorem pewnie siądę coś naskrobać. Bo naprawdę mi się chce!;)
Nie poganiam Cię! Nie warto pisać na siłę, wiem to z własnego doświadczenia :)
UsuńCo do Ryana, to naprawdę nabrałam podejrzeń. Może to on był tą osobą, z którą Mandy jechała wtedy samochodem?
Dziwne, naprawdę dziwne.
Ścielę się i też całuję,
Psia
Wiem, wiem, ale ja sama chciałabym już coś zacząć tu pisać, bo nie lubię takich niedokończonych tekstów:)
UsuńMoże? Ja tam nie wiem;)
Całuję!
Cieszę się, że wróciłaś do pisania "Utraconego celu" brakowało mi go ;)
OdpowiedzUsuńSzablon jest świetny!
Na miejscu Amandy nie ufałabym Ryanowi.
:***
A przynajmniej staram się wrócić, mam nadzieję, że mi wyjdzie, bo naprawdę bym chciała. A nowy szablon, tak jak wspominałam wyżej w komentarzu, był mi potrzebny, żeby się zmotywować, i też nawet mi się podoba, dzięki:)
UsuńOch, ona teraz na pewno zacznie mieć wątpliwości. A to dopiero początek... xD
;***
Nie zdziwiłabym się, gdyby Ryan działał na dwa fronty.
UsuńWybierasz się do kina na "Skyfall"? ;)
:***
Prawdę mówiąc, ja też bym się nie zdziwiła, bo planuję teraz kilka nowych zwrotów akcji w Utraconym :D
UsuńKumpela mnie ciągnęła, ale nie chciałam, może już kiedyś wspominałam, że nie znoszę Craiga, podobnie jak wszystkich nowych Bondów. Do tego najnowszego zachęca mnie jedynie cudna piosenka Adele;)
;***
Ja już od samego początku nie ufałam Ryanowi. Pewnie to on popchnął Amandę na tory.
UsuńTo on zabił Dylan i pewnie współpracuje z ojcem Josha.
Ja lubię Craiga ;)więc pewnie się wybiorę do kina. A piosenka Adele jest świetna ;]
:***
Może on? Ja tam nic nie wiem;)
UsuńFaktycznie, piosenka jest świetna, natomiast co do Craiga - cóż, to już zależy od tego, co kto lubi;) ja osobiście lubiłam klimat starych Bondów, dlatego ten nowy niespecjalnie mi podchodzi.
;***
Fajnie, że zmieniłaś trochę koncepcję, i że Ryan nie jest tym, za kogo się podaje.
UsuńMoże ja w końcu zabiorę się za pisanie.
:***
Zmieniłam przynajmniej teoretycznie, zobaczymy, co z tego wyjdzie w praktyce xD
UsuńNo to życzę Wena;)
;***
Trzymam kciuki, żeby ci wyszło ;)
UsuńJuż jakiś czas temu zaczęłam pisać 1 rozdział na "Wszystkie chwyty dozwolone", ale zacznę od nowa.
:***
Myślałam, że mam jakieś przewidzenia, naprawdę! Wchodzę, a tutaj nowy rozdział. Widziałam wcześniej, że zmieniłaś szablon, ale nie sądziłam, że w tym samym tygodniu dodasz coś nowego :) Także bardzo się cieszę :D
OdpowiedzUsuńRzeczywiście odpowiedź z kluczem nie była specjalnie trudna, ale nie pomyślałam o domu matki Mandy. Może dlatego, że to było już dosyć dawno, gdy ten motyw pojawił się po raz pierwszy. Ale wiesz co, to chyba jest lepsze rozwiązanie, niż jakiś nowy wątek, że tak to ujmę brzydko - kompletnie z dupy xD W każdym razie, mnie właśnie u Ciebie podoba się to pozwiązywanie wątków. To ogólnie też nie jest zbyt łatwe, bo ja bym się pogubiła. Noale... to ja :P
Ech, czyli wszyscy mają jakieś tajemnice, Ryan też? :P Albo przez samo myślenie Mandy mam wątpliwości. Z resztą Tobie nie można ufać, co do tajemnic, buahaha xD W ogóle chciałam powiedzieć, że zazdroszczę mu tego opanowania i cierpliwości, bo ja jestem pozbawiona takich cech i aż go podziwiam! :P
Pozdrawiam! :*
Haha, uwielbiam robić takie niespodzianki;) szablon mnie zmotywował, ot co. A dopiero kolejny rozdział będzie wyzwaniem, bo ten w dużej mierze miałam już napisany wcześniej.
UsuńNo fakt, ja tak lubię wracać z wątkami, bo przede wszystkim nie lubię zostawiać ich odłogiem, tylko wolę, jak pojawiają się "po coś". Także u mnie w zasadzie wszystko pojawia się "po coś", a już zwłaszcza tu, na Utraconym. "W zasadzie" bo czasami też o niektórych rzeczach zapominam, nie tylko Ty tak masz ;P i moim zdaniem też to wygląda lepiej niż nowy kompletnie z dupy xDD
Buahaha, skoro uważasz, że nie można mi ufać, to bardzo się cieszę!^^ no dobrze, wiem, że to dziwnie zabrzmiało, ale wiesz, co mam na myśli;) to znaczy, że może uda mi się Was tutaj jeszcze zaskoczyć, może nawet właśnie wątkiem Ryana?;]
Haha! Pod tym względem ja też go podziwiam :D
Całuję! ;*
No tak, jak już miałaś napisane, to łatwiej, ale ważne, że w ogóle ruszyłaś, prawda? Ja mam ambitny plan i chcę do końca następnego tygodnia dodać rozdziały na każdym z blogów. Mam nadzieję, że się uda, bo jest trochę wolnego. Tobie też życzę Weny, szczególnie przed tym szpitalem :)
UsuńTo chyba normalne, że niektóre szczegóły umykają. Ja nie mam zwyczaju zapisywania niczego, więc tym bardziej xD Ja "w zasadzie" u siebie robię to samo i bardzo często bywa tak, że tylko Ty o to pytasz :P
Nie brzmi to jak pochwała Twoich cnót, buahaha xD Chociaż... z drugiej strony, to jest jakaś tam zaleta, skoro tworzysz takie napięcie, a na Utraconym celu, to już w ogóle :) A być może :) Jakiś nagły zwrot akcji, żeby pomęczyć czytelników i Mandy? ;>
:*
Też mi się tak wydaje, bo zawsze potem najgorzej jest zacząć. No to będę trzymać za Ciebie kciuki:) i dziękuję, chociaż prawdę mówiąc, nie bardzo wierzę, żebym przed szpitalem dużo jeszcze napisała...
UsuńNo właśnie, ja też sobie niczego nie zapisuję, a później mam takie problemy, jak przy tym rozdziale - przez pół godziny próbowałam się zorientować, czy Ryan słyszał wcześniej o domu w New Jersey i coś o nim mówił, czy nie, i w sumie nadal nie wiem xD
Ach, bo uznałam, że Ryan jest za bardzo "pewny" w tym tekście, dlatego nieco zmieniłam koncepcję. I jak najbardziej odebrałam to jako zaletę ;P mam nadzieję, że jeszcze faktycznie uda mi się Was zaskoczyć, głównie tu, ale na Negatywie też!^^
;*
Łamiesz mi serce tym "dyskredytowaniem dobrej opinii Ryana", naprawdę... xD
UsuńAle że co, że Ci go szkoda? xD niepotrzebnie, po prostu Ryan był... trochę zbyt pewny;)
UsuńWłaśnie był dla mnie jakimś "punktem odniesienia" i teraz to może się zmienić :P
UsuńJestem zachwycona szablonem. Jest piękny, no i te kolory:)
OdpowiedzUsuńA co do opowiadanie, to bardzo żałuje, że wcześniej tu nie zaglądałam. Skupiłam się Negatywie, a całkowicie pominęłam to opowiadanie, ale tak, jak każde Twoje działo - jest świetne i szybko nadrobię zaległości. Mam nadzieję, że jeszcze dziś.
Przeczytałam już pierwszy rozdział, więc mniej więcej wiem, o co chodzi,a chodzi o to, że Amanda miała wypadek, w którym straciła pamięć i teraz stara się odzyskać utraconą tożsamość, bo przecież amnezja sprawiła, że nie kompletnie pojęcia kim jest, a w zasadzie kim była. Przynajmniej może dowiedzieć się od swoich przyjaciół, jaka była, choć sądząc po tym rozdziale, okłamywała ich, choć nie do końca wiem w jakiej sprawie, ale się dowiem.
Ryan wydaję się być fajnym, porządnym facetem, a w dodatku z tym czymś. Sama Amanda stwierdziła, że na początku nie podobał jej się, a teraz jest inaczej. Kobiety czasem wolą takich facetów, od przystojniaków. W dodatku policjant: "za mundurem panny sznurem."
Mandy i Ryan są dobrymi przyjaciółmi z dzieciństwa, tak? I oczywiście on wie, jaka ona jest naprawdę. sam przecież opisał jej charakter z czego wynika, że była niezłą francą. Przynajmniej przed wypadkiem, ale teraz widać, że ta stara Amanda przekształca się w kogoś innego, lepszego. Przynajmniej ja tak myślę. Widać, że wypadek całkowicie ją zmienił i teraz chce naprawić wiele rzeczy, w tym swój stosunek do ludzi.
Nie jestem jeszcze pewna wielu rzeczy, bo nie czytałam tych rozdziałów wcześniejszych rozdziałów, ale postać przyjaciela, po słowach tej kobiety, trochę mnie zaniepokojona, Amandę zresztą też. Ale może jej się przyzna i znajdą ten laptop? Mam nadzieję, bo to pewnie stanowi klucz do zagadki, tak?
Ach, i będę trzymała za Ciebie kciuki. Mam nadzieję, że wizyta w szpitalu szybko minie:*
Pozdrawiam,
Necco.
PS. I przepraszam za chaos w komentarzy, nie mogłam zebrać myśli.
Dziękuję. Nieskromnie przyznam, że mnie nawet też się podoba, chociaż kolorystyka zdecydowanie nie moja;)
UsuńAch, nie dziwię się, że pominęłaś, bo ja sama traktuję (traktowałam? Trudno powiedzieć) Utracony trochę jak gorsze dziecko. Ale miło mi, że zajrzałaś i zechciałaś przeczytać:)
No owszem, owszem, ale rzeczywiście sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, niż się to na początku wydaje. Rzecz w tym, że Utracony fabularnie bardzo się różni od Negatywu - w dużej mierze to kryminał;) to też już trochę mówi o tym, czego można się tu spodziewać;)
Ach, owszem, Ryan ma w sobie "coś", pytanie, czy jest szczery wobec Mandy xD bardzo łatwo ją w obecnej chwili oszukać, dla kogoś, kto miałby jakiś powód, by to zrobić, byłaby to świetna okazja. No, a że policjant... Niekoniecznie znaczy, że dobry;]
Tak, znali się w dzieciństwie, ale czy byli przyjaciółmi, to już inna sprawa. Kiedyś pewnie tak:) Mandy rzeczywiście ma dość... skomplikowany charakter, i nie powiedziałabym, że tylko przed wypadkiem - w końcu to ciągle ta sama osoba, nawet jeśli nic nie pamięta i w związku z tym zaszły w niej pewne zmiany. Rzeczywiście jednak z czasem może się zmienić na lepsze; równocześnie jednak trzeba wziąć pod uwagę, że i przed wypadkiem nie mogła być taka zupełnie zła - pewnych rzeczy po prostu ciągle o sobie nie wie.
Notebooka znajdą, ale na tym zagadki na pewno się nie skończą. To jedno mogę obiecać;)
Dzięki:) kupiłam sobie tableta, więc będę mogła w szpitalu czytać ebooki i oglądać filmy, to może faktycznie minie mi szybciej niż poprzednim razem xD
Oj, komentarz wcale nie był zły ;P
Całuję! ;*
Niech żyje pewność siebie;) Powiem Ci, że dziecko się udało. Czuję Twoją dumę, choć ja tego szablonu nie robiłam:)
UsuńW zasadzie to źle to napisałam. Nie pominęłam, ale, kurde, no nie wiem... Może po prostu je przeoczyłam, bo NS mnie zbyt pochłonął. Ale nie mów tak, to dziecko nie jest wcale gorsze - wiesz, ze ranisz jego uczucia?:) a wbrew pozorom czytam kryminały i lubię, mam nawet kilka u siebie na półce. Jak tylko wydostanę się z moich obowiązków, nadrobię zaległości, ale kiedy, nie wiem. Postaram się na pewno dać Ci znać. Gdy zacznę czytać, to mogę wysłać Ci komentarze do rozdziałów na e-mail? Czy proponujesz coś innego?
No właśnie dobrze, że się różni, choć oczywiście będę czekała na kolejne Twoje nowe romanse ( kocham! ). Wiadomo, że w kryminale nigdy nie jest tym czymś się z pozoru wydaję.
Czy jest szczery? Kurde, nie wiem i pewnie się nie dowiem. Chyba nie jest, skoro nie powiedział jej o wcześniejszej wizycie. No właśnie, bo dziewczyna nic nie pamięta, a jeśli już to poszczególne fragmenty i niekoniecznie związane z jej wypadkiem i w ogóle. Lubie policjantów i jak byłam mała to zawsze chciałam mieć męża policjanta...:) Szkoda by było, gdyby był zły, bo ma "poczciwe oczy", no i przecież zależy mu na Amandzie, czy tak? Ale wiem, wiem, może udawać, jeśli coś ukrywa, bo w końcu chce osiągnąć cel. No, ale jest jeszcze jej narzeczony? On mi się nie podoba i jak czytałam pierwszy rozdział, to odniosłam wrażenie, że coś przed nią ukrywa. Kocham kryminały, bo dają tyle możliwości
Kiedyś. Pewnie Mandy coś tak sknociła? Albo nie wiem. No tak, właśnie dla tego, że była osobą skomplikowaną inni ludzie, którzy jej niezbyt znali uznali ją za złą, tak jak ja, bo nie znam jej tak do końca i wydała mi się na pierwszy rzut oka dość... trudna. No właśnie, ale widzę, że kilka rzeczy jej się nie spodobało i chciała zmienić.
Mam nadzieję, że nie!:) Lubię, kiedy wątpliwości się mnożą.
No to z takim "towarzystwem" na pewno czas Ci zleci. Mam tylko nadzieję, że to nic poważnego:* Będę trzymała kciuki:*
Czasami po prostu jak zacznę pisać, to mam milion myśli w głowie i szybko chce je sobie zapisać, a wtedy wychodzą takie farmazony...:)
Nie no, rozumiem oczywiście, że mogłaś przeoczyć;) i nie napisałam przecież, że gorsze, tylko że tak myślałam - ale z czasem zaczynam zmieniać zdanie xD
UsuńSpoko, przeczytasz, kiedy będziesz chciała;) i komentować, jeśli w ogóle chcesz, też możesz w taki sposób, jak Ci wygodnie. Ja tam najbardziej będę się cieszyć z samej opinii:)
Ja w sumie też lubię policjantów, ale bardziej tych z filmów niż z rzeczywistości xD a Ryan chyba jednak bardziej pasuje do tego pierwszego przypadku;] może coś ukrywać, może nie - ja tam nie wiem :D a Josh... no, pewnie też nie jest taki niewinny^^ ja z kolei do kryminałów mam mieszane uczucia - z jednej strony rzeczywiście dają dużo możliwości, ale z drugiej trzeba mieć bardzo przemyślaną fabułę, żeby się w niej nie pogubić i żeby nie wyszły w praniu jakieś dziwne kwiatki. Ja ją sobie skomplikowałam całkiem niedawno, ale na szczęście się jeszcze dało:)
Na pierwszy rzut oka rzeczywiście była trudna. Na drugi może też... Mandy jest po prostu dosyć skomplikowana;)
Buahaha! Ja też lubię mnożyć tajemnice xD
Poważnego jak poważnego... Zależy od definicji. Dla mnie jest to wystarczająco poważne, bo boję się, że jak już mi zaaplikują narkozę, to się później nie obudzę xD ale kciuki się przydadzą, dzięki ;**
Juhu, ale się cieszę! Normalnie nie mogę się już doczekać ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy jest na co, bo mam wrażenie, że ten następny rozdział wyszedł mi strasznie badziewny, ale cóż... Pewnie po prostu potrzebuję trochę czasu, żeby się znowu przyzwyczaić do Mandy;)
Usuń