22. Sekretne schronienie


Samochód Ryana czekał na najbliższym parkingu. Pospieszyłam do niego zaraz po opuszczeniu salonu fryzjerskiego.
Lucky okazała się całkiem niezłą fryzjerką, wbrew temu, co o niej początkowo sądziłam. W lot chwyciła, o co mi chodziło, i w ciągu dwóch godzin wyczarowała na mojej głowie piękny, ciemnokasztanowy kolor, świetnie zgrany z tym, którego zaczątki widziałam w odrostach i który w całej krasie mogłam podziwiać na podesłanych mi przez Ryana zdjęciach. Z powrotem byłam brunetką.
Czułam się w tym kolorze lepiej niż w blond. Jakbym była bardziej… sobą. Zupełnie jakbym przestała w ten sposób okłamywać innych. I nawet jeśli wcale tak nie było, poprawiło to moje samopoczucie. Przynajmniej nie byłam już fałszywą blondynką.
Jasne, podejrzewałam, że czekała mnie przeprawa z Joshem; w końcu nie bez powodu zafarbowałam się po przyjeździe do Nowego Jorku. Teraz jednak nie widziałam tych powodów i nie miałam pojęcia, co mógłby zmienić kolor włosów. Postanowiłam więc nie wstydzić się swojego prawdziwego, bo był naprawdę ładny.
Ryan na mój widok podniósł brew. Znałam go już wystarczająco, by wiedzieć, że to oznaczało spore zainteresowanie.
– No proszę – mruknął, oglądając mnie sobie dokładnie, gdy tylko wsiadłam do jego wielkiego, czarnego SUV–a, uprzednio jedną z przypomnianych metod upewniając się, że nikt za mną nie lazł. Wszystko było w porządku, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że miałam paranoję. – Wróciłaś do gorzkiej czekolady? Skąd ta zmiana?
– Gorzkiej czekolady? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Nie mów, że tak określasz ten kolor, bo zasugeruję założenie wspólnego klubu z Zachem i Alexem.
– Nie, ty go tak określasz – sprostował Ryan uprzejmie, rzucając mi drwiące spojrzenie. – Powtarzałaś zawsze, że to ładnie brzmi.
Zmarszczyłam brwi, nawijając na palec pasmo włosów. No fakt, bliżej im było do gorzkiej czekolady niż któregokolwiek z kolorów, którymi wcześniej usiłowałam opisać moje włosy. Może dawna Amanda miała rację, co nie zmieniało faktu, że to i tak brzmiało pretensjonalnie. Porzuciłam rozmyślania nad nazwą koloru i przeszłam do sedna.
– Przyda mi się ta zmiana – przyznałam. – Może i nie byłam długo blondynką, ale jakoś… kojarzę to z innym życiem. Czasami mam wrażenie, że zupełnie nie moim. Jakbym nie potrafiła wpasować się w tamtą Amandę Griffin, wiesz? To głupie uczucie.
Czym prędzej zakończyłam tę wypowiedź, bo Ryan patrzył na mnie tak dziwnie, że natychmiast uznałam swoje słowa za bzdury. Coś tam mi majaczyło pod kopułą, ale on niekoniecznie musiał o tym wiedzieć, prawda?
Ryan wyglądał tego dnia wyjątkowo korzystnie, aż źle się myślało, patrząc na niego. Ubrany w czarną koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i ciemne, wytarte dżinsy, sprawiał wrażenie potężniejszego niż zwykle, pewnie przez relatywną ciasnotę panującą w aucie. (Relatywną, bo w porównaniu do innych samochodów tu i tak było dużo miejsca, ale jednak to ciągle było auto, nawet jeśli SUV). Ostry zarys szczęki znowu pokryty miał dwudniowym zarostem; jak on to robił? Ciekawiło mnie chwilami, czy policjanci mieli taki odgórny rozkaz, żeby wyglądać na wymiętych i sponiewieranych, a może po prostu wzięli to z tych wszystkich filmów akcji, których się naoglądałam od czasu wypadku; w przypadku Ryana jednakże wychodziło mu to bardzo naturalnie i było mu z tym bardzo do twarzy. Ten jego wygląd przemawiał do mnie dużo bardziej niż wymuskana nonszalancja Josha.
W ogóle zauważyłam, że chociaż przy pierwszym spotkaniu nie uznałam Ryana za przystojnego, powoli mi przechodziło. Kwestia przyzwyczajenia a może coś innego, pewna nie byłam i wolałam nie dociekać. Fakt pozostawał jednak faktem, Ryan coraz bardziej mi się podobał. A sądząc po jego oczach, nie bez wzajemności.
Chyba to właśnie mnie najbardziej niepokoiło. Nie mogłam się dać wplątać w nic takiego, przecież ciągle miałam amnezję! Nie znałam swoich pobudek sprzed wypadków, które sprawiły, że trzymałam Ryana na dystans, ale przecież musiałam mieć po temu powód, i to lepszy, niż tylko to, że nie chciałam stracić przyjaciela. A teraz? Nie mogłam pakować się w coś, czego konsekwencji nie byłam w stanie przewidzieć. Nie mogłam skakać na główkę, nie wiedząc, jak głęboka była woda!
– Wiesz, Mandy, czasami kiedy na ciebie patrzę, mam wrażenie, że wiesz, o czym mówisz – odpowiedział wreszcie Ryan i dopiero po chwili zrozumiałam, do czego się odnosił. Uznałam jego słowa za drwinę; w końcu wyraźnie sugerowały, że zazwyczaj jednak uważał mnie za niepoczytalną wariatkę. Albo przynajmniej straszną idiotkę.
– Nie musisz się wysilać – prychnęłam. – Nie potrzebuję twojego zrozumienia, tylko samochodu. Jedź już.
Postąpiłam chyba nieco niegrzecznie, ale nie zamierzałam się tym przejmować. Jeśli chciałam przetrwać, musiałam być twarda, a ostatnim, czego potrzebowałam, było współczucie Ryana. Właśnie dlatego sięgnęłam po zawieszony na przedniej szybie GPS i szybko wstukałam miejsce startu i adres docelowy. Urządzenie szybko obliczyło trasę.
– Powinniśmy być na miejscu w pół godziny, jeśli nie będzie korków – powiedziałam, wieszając GPS z powrotem. – Możesz już przestać się na mnie gapić i jechać, Ryan.
Z westchnieniem odwrócił wzrok i zapalił silnik. To będzie długa podróż, pomyślałam melancholijnie, wyglądając za okno.
Nie lubiłam milczeć w towarzystwie. To jasne, mogłam słuchać innych, kiedy rozmawiało między sobą kilka osób, a ja byłam jedyną, która w dyskusji nie brała udziału. Natomiast w drodze do New Jersey odkryłam, że nie lubiłam, gdy przebywając z kimś sam na sam, nie wiedziałam, co powiedzieć, co skutkowało ciężką ciszą. Próbowałam oglądać widoki za oknem, ale szybko mi się to nudziło, przerzuciłam się więc na modlitwę. Błagam, żeby tylko nie było korków, powtarzałam. Żeby tylko nie było korków!
Korki, niestety, były.
Na wyjazdowym moście z Manhattanu, który wskazał nam GPS, trwały jakieś prace remontowe; jeden pas był całkowicie wyłączony z ruchu i jasne, że w tych okolicznościach zrobił się paskudny zator. Co innego milczeć, kiedy trzeba się skupić na jeździe, ale co innego, stojąc w korku z innymi samochodami, praktycznie nie ruszając się z miejsca. Po jakimś kwadransie prób ignorowania tej sytuacji Ryan westchnął, a czarne oczy spojrzały na mnie uważnie.
– Mandy, nie miałem nic złego na myśli – podjął, jakbyśmy przerwali tę rozmowę jakieś trzydzieści sekund, a nie minut wcześniej. – To nie miała być litość, tylko szczera rozmowa.
– Nie chcę o tym rozmawiać, jasne? – mruknęłam, odwracając wzrok i wpatrując się w wodę połyskującą wesoło w blasku słońca po obydwu stronach mostu. – Ta cała sytuacja z amnezją jest już dla mnie wystarczająco trudna bez twoich głębokich komentarzy.
– Głębokich? Daj spokój, Mandy! – Parsknął śmiechem. – Nie próbuję pokazać po sobie zrozumienia, bo wiem, że nigdy cię nie zrozumiem, jeśli sam nie przeżyję tego samego. Chciałem tylko powiedzieć, że nie dziwię się, że masz trudności z powrotem do życia i do siebie, skoro kiedy czasami na ciebie patrzę, widzę zupełnie inną Mandy, niż znałem przed wypadkiem.
Te słowa mnie wreszcie zainteresowały. Odwróciłam się do niego gwałtownie, ale Ryan nadal wpatrywał się we mnie ciepło, uparcie, z lekką melancholią. Westchnęłam, opuszczając tarczę i postanawiając jednak porozmawiać. Co innego miałam do roboty w tym korku?
– Nie rozumiem – poskarżyłam się. – W czym niby jestem inna? Przecież charakter mi się przez ten wypadek nie zmienił.
– Niby nie – przyznał niechętnie. – Ale jednak… Jest w tobie coś innego. Pewnie, prosto byłoby powiedzieć, że zniknęły u ciebie te cechy, które wykształciłaś u siebie z czasem, pod wpływem wspomnień, których teraz nie pamiętasz, ale to nie o to chodzi. Nadal jesteś podejrzliwa i ostrożna, a przecież to cechy, które wynikają z twoich doświadczeń. Nie, chodzi o coś innego. Amanda, którą znałem, nie wahała się poświęcić własnych uczuć dla głupiej zemsty. Nie zastanawiała się, czy swoimi poczynaniami nie skrzywdzi innych. Zaostrzała konflikty, a nie je uspokajała. Teraz jesteś mediatorem, Mandy, chociaż zawsze byłaś raczej tą stroną, która żądała najwięcej. Przebojową, pewną siebie i piekielnie bystrą, owszem, to ci zostało, ale jednak znającą umiar. Wiedzącą, gdzie przestać. Amanda Griffin wiedziała, że jest dobra i przez to czasami zapominała, że inni ludzie nie są od niej gorsi. Ty jakby… nie masz tej wiary w siebie.
Niedowierzanie, które czułam, musiało odbić się na mojej twarzy, bo Ryan westchnął i wywrócił oczami, po czym dodał:
– Pamiętasz, jak opowiadałem ci o tej wywiadówce, na którą poszedłem zamiast twoich rodziców? – Przytaknęłam. Jak mogłabym zapomnieć? – Uważałaś to wtedy za świetną zabawę, nie miałaś absolutnie żadnych wyrzutów sumienia, a przecież nie dość, że oszukałaś system szkolnictwa, to jeszcze fatygowałaś mnie do szkoły i naraziłaś wiarygodność swojego ojca, korzystając z jego sprzętu. Ile ja się wtedy nagadałem! Puściłaś to mimo uszu i wiesz, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem żal z powodu tego, co się wtedy stało? – Dla odmiany pokręciłam głową, więc Ryan po chwili efektownego milczenia dokończył: – Parę dni temu, gdy ci o tym opowiadałem. Nie mogłaś uwierzyć, że zrobiłaś coś takiego, że bez skrupułów oszukałaś wszystkich dookoła. Na taki żal za grzechy czekałem dziesięć lat, a kiedy wreszcie go zobaczyłem, zrozumiałem, że to nie tamta Mandy żałowała, tylko jakaś… inna. Jesteś inna, choć nie potrafię powiedzieć, dlaczego.
To brzmiało co najmniej niepokojąco. Zupełnie tak, jakbym miała siostrę–bliźniaczkę, jakby Ryan mówił o niej, a nie o mnie samej z czasów, gdy jeszcze pamiętałam całe swoje życie. Obraz Amandy Griffin, który wyłaniał się z jego opowieści, nie do końca mi się podobał. Ale wierzyłam w niego, bo przecież najlepszy dowód na prawdziwość słów Ryana miałam przed sobą – w Nowym Jorku, tam, gdzie mieszkali ludzie, których okłamałam, podając się za ich przyjaciółkę. Teraz mnie to bulwersowało, ale przedtem? Nie wyglądało na to, żebym przedtem odczuwała jakieś wyrzuty sumienia.
To chyba było w tej sytuacji straszniejsze od tego, że po wypadku się zmieniłam. Fakt, że skoro kiedyś mogłam być tak bezwzględna, to znaczyło, że te uczucia ciągle gdzieś we mnie były. Były z pewnością i po prostu jeszcze w pełni ich nie uruchomiłam, ale miały wrócić, gdy tylko sobie wszystko przypomnę. A wtedy stanę się tą Amandą Griffin sprzed wypadku, którą w zasadzie chyba nie chciałam być.
Po raz pierwszy pomyślałam, że może to i dobrze, że nie miałam wspomnień. Może nie powinnam się starać je odzyskać? Nie chciałam się zmieniać, zwłaszcza w taki sposób, jak to zaprezentował Ryan. Cóż mogłam poradzić? Po prostu nie chciałam.
– To brzmi strasznie – stwierdziłam w końcu, w przerażeniu rozszerzając oczy. – Mam rozdwojoną psychikę? Jestem jak doktor Jekyll i mister Hyde?!
Ryan roześmiał się głośno.
– O, to się w tobie z pewnością nie zmieniło – zauważył następnie wesoło. – Nadal masz tendencję do obracania w żart spraw, których się obawiasz. Dobrze wiedzieć, że nadal jesteś tą samą Mandy, nawet jeśli wolę tę nową.
Boże, to było nienormalne. Czułam, że jeszcze chwila i zacznę być zazdrosna o samą siebie sprzed wypadku. W końcu wyglądało na to, że byłam wtedy inną dziewczyną, która miała z Ryanem tyle wspomnień! Chyba powinnam przestać o tym myśleć, bo groziło mi, że wkrótce jednak dostanę pomieszania zmysłów. Amanda Griffin była jedna, koniec, kropka. Ja nią byłam, niezależnie od tego, czy się zmieniłam. Ludzie przecież czasami się zmieniają, prawda?
Może ja też… po prostu się zmieniłam. Nieco. Odrobinę. Ale mimo to wciąż byłam przecież tą samą osobą!
– Dlaczego wolisz nową? – zapytałam mimo woli, marszcząc brwi. Ryan ruszył powoli z miejsca, równocześnie zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Bo jesteś bardziej otwarta – wyjaśnił w końcu. – Czasami nawet wiem, co dzieje się w twojej głowie, a kiedyś to było nie do pomyślenia. Chętniej się ze mną wszystkim dzielisz. W ogóle mam wrażenie, że bardziej mnie lubisz.
Posłałam mu ciepłe spojrzenie.
– Niemożliwe, żebym cię kiedyś nie lubiła – odpowiedziałam. Na jego ustach pojawił się powolny, pełen zadowolenia uśmiech.
– No, pewnie tak – zgodził się. – Ale kiedyś nie pozwoliłabyś mi się pocałować. Najwyżej natychmiast dostałbym od ciebie w gębę, jeśli w ogóle udałoby mi się zaskoczyć cię na tyle, by podejść tak blisko.
– Ale dlaczego? – wyrwało mi się znowu. Ryan zrobił nieokreślony ruch ręką, zataczając kółko w powietrzu.
– Nie wiem – przyznał. – Pewnie dlatego, że bałaś się przed kimś otworzyć. Bałaś się pokazać, co naprawdę czujesz, żeby nie wykorzystano tego przeciwko tobie. W końcu ojciec uczył cię o tym od dziecka – nigdy nie odkrywaj kart, zostawiaj asa w rękawie. Myślę, że po prostu szłaś za jego wskazówkami. Dlatego zawsze tak lubiłem Dylan; ona miała na ciebie zbawienny wpływ, bo jej rodzina była taka normalna. Mandy, zrozum mnie dobrze… Nie byłaś nigdy złym człowiekiem – powiedział z naciskiem. Prawie uwierzyłam. – Po prostu… chyba byłaś trochę za bardzo córką szpiega. A teraz jesteś bardziej jak dziewczyna z sąsiedztwa.
Wcale nie byłam pewna, czy podobało mi się to porównanie. Brzmiało tak… nudno. Nie chciałam być dziewczyną z sąsiedztwa, chciałam być kimś ciekawszym. Jezu, byłam kimś ciekawszym, przecież jeszcze tego ranka próbowałam zgubić ewentualny ogon!
Po mojej minie Ryan zorientował się, że znowu niefortunnie się wyraził, i grymas pojawił się na jego twarzy. Nie przerywałam mu, gdy próbował to sprostować.
– Traktujesz wszystko bardziej… naturalnie – westchnął. – Nie zachowujesz się tak, jakby całe twoje życie było jedną wielką przykrywką, wiesz? Nigdy wcześniej nie wiedziałem, co robiłaś serio, a co nie. Czasami zastanawiałem się nawet, czy coś z tego twojego życia w Nowym Jorku nie było prawdziwe. Twierdziłaś, że nie, ale nawet gdybyś przywiązała się do tych ludzi, nie przyznałabyś się i nie dałabyś tego po sobie poznać. Byłaś wieczną podwójną agentką. Rozumiesz?
Ostrożnie kiwnęłam głową, choć tak naprawdę wcale nie rozumiałam. Czy Ryan chciał mi w ten sposób dać do zrozumienia, że może jednak nie byłam tak nieczuła, jak mnie malował, tylko chciałam za taką uchodzić? Nic już nie wiedziałam. Z każdą chwilą moja tożsamość wydawała mi się coraz bardziej skomplikowana i zaczynałam się powoli irytować, że amnezja musiała się zdarzyć właśnie mnie. W końcu łatwiej byłoby połapać się w swoim życiu komuś, kto nie miałby w nim tylu pokomplikowanych spraw, prawda?
Łatwiej też byłoby po amnezji odnaleźć się w życiu komuś, kto nie miał przed wszystkimi sekretów, komuś, kto miałby bliskich zdolnych powiedzieć wszystko o życiu, jakie do tej pory wiódł. Problem w tym, że ja najwyraźniej nie tylko okłamywałam znajomych w Nowym Jorku, ale również przed bliskimi z Pasadeny nie potrafiłam tak całkiem się otworzyć. Byłam skryta, to nie ulegało wątpliwościom, a w obecnej sytuacji spowodowało również wiele niepotrzebnych komplikacji.
Jednak im dalej zagłębiałam się w to moje życie sprzed wypadku, tym mniej mi się ono podobało. Ponieważ postanowiłam chociaż przed sobą być szczera ze swoimi uczuciami – sekretów i tak miałam już wystarczająco dużo – musiałam przyznać, że Amanda Griffin wyłaniająca się z opowieści Ryana wydawała mi się dość niesympatyczna, a może raczej – trudna. Obecnie nieskomplikowana Amanda Adams wydawała mi się dużo prostszym i lepszym wyborem, a jej pozbawione tajemnic życie – bardziej pociągające. Problem w tym, że Amanda Adams nie była prawdziwa. Choćbym bardzo chciała nią być, nie mogłam tak po prostu zostawić za sobą wszystkiego tego, co ukryłam przed Joshem i resztą znajomych z Nowego Jorku.
Pogrążona we własnych myślach, nie odezwałam się już do Ryana, a on, jak zwykle, przyjął to ze stoickim spokojem i nie próbował już więcej wciągać mnie w rozmowę. Może podejrzewał, jaki mętlik miałam w głowie? A może po prostu praca nauczyła go świętej cierpliwości i wyrozumiałości, bo to przydawało mu się przy przesłuchaniach, trudno powiedzieć. Kiedy jednak dojechaliśmy w końcu pod odpowiedni adres w New Jersey i zatrzymaliśmy naprzeciwko posesji, Ryan odwrócił się i spojrzał na mnie poważnie, rękami opierając się ciężko o kierownicę SUV–a.
– Jesteś gotowa? – zapytał tylko, ale w jego głosie i tak usłyszałam troskę. Rzuciłam mu twarde spojrzenie.
– Niby dlaczego miałabym nie być? – odparłam nonszalancko, wzruszając ramionami, choć w głębi duszy wcale nie czułam się tak pewnie. Ryan musiał mieć chyba jakiś cholerny szósty zmysł, skoro to wyczuł.
– Bo nie wiemy, co znajdziemy w środku – wyjaśnił cierpliwie. – Może tam być wszystko, ale może też nie być nic. Musisz być przygotowana na każdą ewentualność, Mandy. Możesz się rozczarować albo wiele dowiedzieć, nie rozumiesz?
– Uwierz mi, nie umrę z rozczarowania, jeśli niczego się tam nie dowiem. Przyzwyczaiłam się – odparłam cierpko i szarpnęłam za klamkę, zamierzając wysiąść. Ryan pochylił się nad fotelem i chwycił mnie za rękę.
Jego dłoń była szorstka, silna i ciepła, i spowodowała dziwną reakcję w moim żołądku, a także dreszcz, którego nie zdołałam stłumić. Cholera, byłoby dużo prościej, gdybym tak na niego nie reagowała. Co gorsza, po błysku w jego oczach domyśliłam się, że doskonale o tym wiedział.
– Wiem, że chcesz uchodzić za twardą, Mandy – powiedział cicho, kiedy wpatrzyłam się w niego wyczekująco. – Wiem też, że to nie do końca jest prawda.
Po tych słowach otworzył drzwiczki i wysiadł, nie czekając na mnie, a ja potrzebowałam kilku sekund, żeby się pozbierać. Niby nie powiedział nic takiego i niby nie miało to wielkiego znaczenia, ale… Zrobiło to na mnie większe wrażenie, niż bym chciała. To też wiele mówiło o moich uczuciach, co jeszcze bardziej mnie irytowało. Nie zamierzałam się im poddawać, na pewno nie w takiej chwili i nie w takich okolicznościach. Ryan mógł o tym zapomnieć!
Zanim zdążyłam się otrząsnąć, otworzył przede mną drzwiczki, zmuszając mnie do opuszczenia samochodu. Już po chwili stałam obok niego na chodniku, wpatrując się w znajomą już sylwetkę zaniedbanego, zapuszczonego domu. Od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu nic się w nim nie zmieniło – elewacja nadal była brudna, farba nadal obłaziła z drzwi, a okna wydawały się puste i pozbawione życia, podobnie jak cały dom. Teraz jednak patrzyłam na niego inaczej – wiedziałam, że to właśnie tutaj wychowywała się moja matka i że to był jej rodzinny dom, niezależnie od jego obecnego stanu. Ryan najwyraźniej myślał o tym samym, bo po chwili milczenia zapytał:
– Więc to tutaj dorastała Victoria? Bardzo zwyczajne miejsce jak dla tak niezwykłej kobiety.
Rzuciłam mu pełne zainteresowania spojrzenie, ale po namyśle zrezygnowałam z pytań. Nie, na to było jeszcze za wcześnie; chociaż okropnie było nie pamiętać własnej matki, nie chciałam dowiadywać się na jej temat w taki sposób. To musiało poczekać.
– Tak przypuszczam, że klucz jest stąd. – Z kieszeni dżinsów wyciągnęłam pęk kluczy, który dostałam wcześniej od Zacha. Klucz awaryjny, przypomniałam sobie, co wtedy powiedział. Gdy nad tym nieco głębiej pomyślałam, wydało mi się to oczywiste. W końcu jakie jeszcze drzwi mogłam otwierać w tym w gruncie rzeczy obcym sobie mieście, jeśli nie drzwi do rodzinnego domu matki? – A może raczej mam taką nadzieję.
Wszystko do siebie pasowało. Gdzieś musiałam trzymać notebooka, a po przekopaniu mieszkania na Brooklynie byłam już pewna, że to nie było tam. Więc gdzie indziej? Jedynym miejscem poza mieszkaniem Josha, o którym wiedziałam, że bywałam w nim przed wypadkiem, był dom Victorii Griffin w New Jersey. Założyłam więc, że klucz mógł pochodzić stamtąd. A czy w środku znajdę swojego laptopa? Tego dopiero musiałam się dowiedzieć.
– To byłoby dobre miejsce na kryjówkę, więc stawiam odznakę, że masz rację – odpowiedział Ryan nieco nonszalancko. – To co, idziemy?
Pomacałam się po kieszeniach spodni, po czym rzuciłam mu klucze. Oczywiście złapał je w locie, w końcu musiał mieć świetny refleks, prawda?
– Zabiorę tylko z samochodu komórkę – powiedziałam, cofając się do SUV–a. – Możesz iść i otworzyć, w razie czego przygotujesz mnie jakoś na rozczarowanie.
Rzucił mi nieco złośliwy uśmiech, jakby uważając, że zachowywałam się irracjonalnie (może nawet miał rację?), ale zignorowałam go, otwierając ponownie drzwiczki samochodu; gdy obejrzałam się przez ramię, stwierdziłam, że jednak posłusznie poszedł w stronę wejścia. No i dobrze.
– Dzień dobry! – Usłyszałam nagle nad sobą jakiś kobiecy głos, wydawało mi się, że znajomy. Z zaskoczenia podskoczyłam do góry i oczywiście walnęłam głową w dach samochodu. Zmełłam między zębami przekleństwo, po czym odwróciłam się do kobiety, która spowodowała ten wypadek.
Zdecydowanie ją znałam. Od razu poznałam ten sztywny, siwy kok na czubku głowy, okulary niczym denka od butelek i mało twarzową sukienkę. Była inna niż ostatnim razem, ale o tym samym kroju, co kazało mi przypuszczać, że staruszka mieszkająca w sąsiedztwie po prostu lubiła taki styl.
– Dzień… dobry – zająknęłam się mimowolnie. – Pamięta mnie pani?
– Oczywiście, moja droga. Kiedy się ostatnio pożegnałyśmy, próbowałam sobie przypomnieć, dlaczego twoja twarz wydawała mi się znajoma. – Staruszka wzruszyła ramionami, jakby uznawała to za oczywiste. – Ale widzę, że jednak udało ci się zdobyć klucze do domu Masonów?
– Tak, udało mi się znaleźć Victorię – mruknęłam, nie zamierzając wdawać się w szczegóły. – I co, doszła pani do tego, skąd może mnie znać?
– Nie, w zasadzie nie. – Staruszka uśmiechnęła się przewrotnie. – Wydaje mi się jednak, że to stąd, że tak bardzo przypominasz mi młodą Victorię.
No proszę. To już był jakiś konkret! Faktycznie, ze zdjęć, które przysłał mi Ryan, wywnioskowałam, że byłam podobna do matki, ale po niej jednak było widać wiek, więc to podobieństwo nie było tak oczywiste. Jednak słowa kogoś, kto znał ją, gdy była w moim wieku, znaczyły dla mnie dużo więcej.
– Naprawdę? – zdziwiłam się. Staruszka pokiwała głową.
– Tak, to naprawdę dziwne, ale dopiero potem pomyślałam, że właściwie gdybyś powiedziała, że jesteś z nią spokrewniona, nie zdziwiłoby mnie to. Masz bardzo podobne oczy i uśmiech. To chyba stąd…
Czyli jednak staruszka nie widziała mnie wcześniej w pobliżu domu Victorii, może to i dobrze. Otworzyłam usta, żeby o coś jeszcze zapytać, ale w tej samej chwili spod drzwi domu dobiegł mnie podirytowany głos Ryana:
– Mandy, idziesz?!
Idiota, skonstatowałam z niesmakiem. No dobrze, może i nie wiedział, z kim rozmawiałam, ale przecież zdawał sobie sprawę, że znajdowaliśmy się w miejscu, gdzie moja matka się wychowała! Było mało prawdopodobne, żeby sąsiadka skojarzyła imię córki Victorii, skoro nie pamiętała go, gdy ostatnim razem z nią rozmawiałam, ale nie mogłam tego przecież w stu procentach wykluczyć. A ten darł się na cały głos, szkoda, że jeszcze nie po nazwisku. No po prostu kompletny idiota.
– Już, zaraz – odmruknęłam, przenosząc wzrok z powrotem na staruszkę. Po czym stwierdziłam, że i ona przyglądała się Ryanowi, ze zmarszczonymi brwiami nad czymś się zastanawiając.
– Jego też już tu widziałam – powiedziała po chwili z namysłem.
Rany, ta kobieta była lepsza od monitoringu! Może powinnam ją zatrudnić?
Nie, zaraz, obecnie chyba nie miałam nawet z czego żyć, nie mówiąc już o zatrudnianiu innych. Ryan musiałby to zrobić.
– Jak to? – Zamrugałam oczami. – Kiedy?
– Nie wiem dokładnie, jakiś czas temu, będzie pewnie z parę miesięcy. – Każde słowo staruszki sprawiało, że gdzieś w środku mnie rósł coraz większy kłębek nerwów. I niepokoju. Panowałam jednak nad wyrazem twarzy, a przynajmniej taką miałam nadzieję. – Kręcił się tu już wcześniej.
– Jest pani pewna? Dzisiaj przywiozłam go tu po raz pierwszy.
– Na twoim miejscu upewniłabym się co do tego. – Staruszka rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie, które zignorowałam, zajęta opanowywaniem coraz bardziej szalejącego w mojej duszy niepokoju. – Takiego mężczyzny nie zapomina się łatwo, sama musisz mi to przyznać. Jestem przekonana, że to był on. Pokręcił się po okolicy, a potem odjechał. Był nawet tym samym samochodem, dlatego jestem pewna.
Spojrzałam niepewnie w stronę Ryana, który niecierpliwie stał w wejściu do domu, oglądając się na mnie. Przez moment nasze spojrzenia się spotkały i w jego oczach dostrzegłam jakąś twardość, zdecydowanie, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Może to jednak dlatego, że ostatnio nie dawał mi powodów, by w niego wątpić. A teraz? Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
– Widziała go pani przez cały czas? – zapytałam jeszcze. Staruszka roześmiała się.
– A skąd, moje dziecko! Mam inne zajęcia niż wystawanie cały dzień przy oknie. Widziałam jednak, kiedy przyjechał, i słyszałam, jak odjeżdżał, bo bardzo hałasował tym wielkim samochodem. Osobiście uważam, że takimi w ogóle nie powinno się jeździć. Tu jest spokojna okolica, dzieci często bawią się na ulicy, a gdyby kogoś potrącił…
Przestałam jej wreszcie słuchać, pozwalając klarować się podejrzeniom w mojej głowie. Dobrze, więc Ryan był wcześniej pod domem mojej matki w New Jersey – zakładając, że tylko pod, ale nie miałam dowodów na to, że wszedł do środka. Skoro jednak już tu był, dlaczego mi o tym nie powiedział? Dlaczego udawał, że widział ten budynek pierwszy raz w życiu?
Dotąd jego zasadniczym atutem była jego szczerość. Teraz jednak… Może to nie było nic ważnego. Może nie powinnam się przejmować. Jednak to coś we mnie, ta jakaś niezrozumiała pozostałość po starej, podobno wiecznie ostrożnej Amandzie podpowiadała mi, że to nie tak. Że o coś musiało chodzić.
Pytanie tylko, o co.
– Dziękuję – rzuciłam do staruszki, oddalając się w stronę Ryana. – Bardzo mi pani pomogła, znowu. A teraz przepraszam, ale muszę już iść…
Podchodząc do Ryana, zmusiłam twarz do uśmiechu, żeby nie domyślił się, że coś było nie tak. Uchylone drzwi do wnętrza domu zauważyłam dopiero wtedy, gdy gestem zaprosił mnie do wejścia.
Zawahałam się jeszcze na sekundę, ale potem wreszcie przekroczyłam próg.

28 komentarzy :

  1. YAAAAAAAAAAAAY! <333 Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy weszłam na blogera, zerkam na listę czytelniczą i co widzę? Nowy rozdział na Utraconym! Przez chwilę naprawdę myślałam, że mam omamy i musiałam się uszczypnąć.
    Lecę czytać ;)

    Tak btw, śliczny szablon, jak zwykle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) nowy szablon był mi potrzebny, żeby się zdopingować do pisania, może pomoże;)

      Mogą się pojawić jakieś błędy, bo przyznaję, że końcówki nie sprawdzałam. Tak czy inaczej - miłego czytania:)

      Usuń
    2. Błędów, póki co, nie zauważyłam. Ale mogę napisać, że niezmiernie mi się podobał ten rozdział, naprawdę. Jak zwykle kończysz w takim momencie, że już by się chciało wiedzieć, co będzie dalej.
      Podobają mi się przemyślenia Mandy, w niektórych było parę powtórzeñ, ale moim zdaniem zamierzonych i potrzebnych. Cieszy mnie to, że łączysz razem cechy dawnej i nowej Amandy, znajdujesz złoty środek. I raczej nie polubiłabym tej
      "starej".
      Och, ten Ryan, co on kombinuje? Niedobry, niedobry.

      Ścielę się,
      Psia Gwiazda.

      PS Oczywiście, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;*

      Usuń
    3. No to się cieszę, jeśli dostarczyłam nim choć odrobinę przyjemności, to już znaczy, że warto się z nim było męczyć! xD no, przyznaję, lubię kończyć w takich momentach...

      Chyba rzeczywiście zamierzonych, chociaż ona w gruncie rzeczy w kółko myśli o tym samym :D może poza jednym, czyli Ryanem, bo teraz dojdzie jej jeszcze ta jedna zgryzota. Co do tego łączenia - staram się właśnie, żeby nie wyszła mi z niej osobowość mnoga i jeśli mi się udaje, to dobrze, bardzo dobrze - bo przecież w gruncie rzeczy to ciągle ta sama dziewczyna, nawet jeśli nie wszystko pamięta. Przeszłość gdzieś tam w niej tkwi i Mandy trochę się tego obawia.

      Całuję!

      (Postaram się jak najszybciej. Teraz piszę komentarz z pracy - buahaha xD - ale wieczorem pewnie siądę coś naskrobać. Bo naprawdę mi się chce!;)

      Usuń
    4. Nie poganiam Cię! Nie warto pisać na siłę, wiem to z własnego doświadczenia :)
      Co do Ryana, to naprawdę nabrałam podejrzeń. Może to on był tą osobą, z którą Mandy jechała wtedy samochodem?
      Dziwne, naprawdę dziwne.

      Ścielę się i też całuję,
      Psia

      Usuń
    5. Wiem, wiem, ale ja sama chciałabym już coś zacząć tu pisać, bo nie lubię takich niedokończonych tekstów:)

      Może? Ja tam nie wiem;)

      Całuję!

      Usuń
  2. Cieszę się, że wróciłaś do pisania "Utraconego celu" brakowało mi go ;)
    Szablon jest świetny!

    Na miejscu Amandy nie ufałabym Ryanowi.

    :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przynajmniej staram się wrócić, mam nadzieję, że mi wyjdzie, bo naprawdę bym chciała. A nowy szablon, tak jak wspominałam wyżej w komentarzu, był mi potrzebny, żeby się zmotywować, i też nawet mi się podoba, dzięki:)

      Och, ona teraz na pewno zacznie mieć wątpliwości. A to dopiero początek... xD

      ;***

      Usuń
    2. Nie zdziwiłabym się, gdyby Ryan działał na dwa fronty.

      Wybierasz się do kina na "Skyfall"? ;)

      :***

      Usuń
    3. Prawdę mówiąc, ja też bym się nie zdziwiła, bo planuję teraz kilka nowych zwrotów akcji w Utraconym :D

      Kumpela mnie ciągnęła, ale nie chciałam, może już kiedyś wspominałam, że nie znoszę Craiga, podobnie jak wszystkich nowych Bondów. Do tego najnowszego zachęca mnie jedynie cudna piosenka Adele;)

      ;***

      Usuń
    4. Ja już od samego początku nie ufałam Ryanowi. Pewnie to on popchnął Amandę na tory.
      To on zabił Dylan i pewnie współpracuje z ojcem Josha.

      Ja lubię Craiga ;)więc pewnie się wybiorę do kina. A piosenka Adele jest świetna ;]

      :***

      Usuń
    5. Może on? Ja tam nic nie wiem;)

      Faktycznie, piosenka jest świetna, natomiast co do Craiga - cóż, to już zależy od tego, co kto lubi;) ja osobiście lubiłam klimat starych Bondów, dlatego ten nowy niespecjalnie mi podchodzi.

      ;***

      Usuń
    6. Fajnie, że zmieniłaś trochę koncepcję, i że Ryan nie jest tym, za kogo się podaje.
      Może ja w końcu zabiorę się za pisanie.

      :***

      Usuń
    7. Zmieniłam przynajmniej teoretycznie, zobaczymy, co z tego wyjdzie w praktyce xD

      No to życzę Wena;)

      ;***

      Usuń
    8. Trzymam kciuki, żeby ci wyszło ;)

      Już jakiś czas temu zaczęłam pisać 1 rozdział na "Wszystkie chwyty dozwolone", ale zacznę od nowa.

      :***

      Usuń
  3. Myślałam, że mam jakieś przewidzenia, naprawdę! Wchodzę, a tutaj nowy rozdział. Widziałam wcześniej, że zmieniłaś szablon, ale nie sądziłam, że w tym samym tygodniu dodasz coś nowego :) Także bardzo się cieszę :D

    Rzeczywiście odpowiedź z kluczem nie była specjalnie trudna, ale nie pomyślałam o domu matki Mandy. Może dlatego, że to było już dosyć dawno, gdy ten motyw pojawił się po raz pierwszy. Ale wiesz co, to chyba jest lepsze rozwiązanie, niż jakiś nowy wątek, że tak to ujmę brzydko - kompletnie z dupy xD W każdym razie, mnie właśnie u Ciebie podoba się to pozwiązywanie wątków. To ogólnie też nie jest zbyt łatwe, bo ja bym się pogubiła. Noale... to ja :P

    Ech, czyli wszyscy mają jakieś tajemnice, Ryan też? :P Albo przez samo myślenie Mandy mam wątpliwości. Z resztą Tobie nie można ufać, co do tajemnic, buahaha xD W ogóle chciałam powiedzieć, że zazdroszczę mu tego opanowania i cierpliwości, bo ja jestem pozbawiona takich cech i aż go podziwiam! :P

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, uwielbiam robić takie niespodzianki;) szablon mnie zmotywował, ot co. A dopiero kolejny rozdział będzie wyzwaniem, bo ten w dużej mierze miałam już napisany wcześniej.

      No fakt, ja tak lubię wracać z wątkami, bo przede wszystkim nie lubię zostawiać ich odłogiem, tylko wolę, jak pojawiają się "po coś". Także u mnie w zasadzie wszystko pojawia się "po coś", a już zwłaszcza tu, na Utraconym. "W zasadzie" bo czasami też o niektórych rzeczach zapominam, nie tylko Ty tak masz ;P i moim zdaniem też to wygląda lepiej niż nowy kompletnie z dupy xDD

      Buahaha, skoro uważasz, że nie można mi ufać, to bardzo się cieszę!^^ no dobrze, wiem, że to dziwnie zabrzmiało, ale wiesz, co mam na myśli;) to znaczy, że może uda mi się Was tutaj jeszcze zaskoczyć, może nawet właśnie wątkiem Ryana?;]

      Haha! Pod tym względem ja też go podziwiam :D

      Całuję! ;*

      Usuń
    2. No tak, jak już miałaś napisane, to łatwiej, ale ważne, że w ogóle ruszyłaś, prawda? Ja mam ambitny plan i chcę do końca następnego tygodnia dodać rozdziały na każdym z blogów. Mam nadzieję, że się uda, bo jest trochę wolnego. Tobie też życzę Weny, szczególnie przed tym szpitalem :)

      To chyba normalne, że niektóre szczegóły umykają. Ja nie mam zwyczaju zapisywania niczego, więc tym bardziej xD Ja "w zasadzie" u siebie robię to samo i bardzo często bywa tak, że tylko Ty o to pytasz :P

      Nie brzmi to jak pochwała Twoich cnót, buahaha xD Chociaż... z drugiej strony, to jest jakaś tam zaleta, skoro tworzysz takie napięcie, a na Utraconym celu, to już w ogóle :) A być może :) Jakiś nagły zwrot akcji, żeby pomęczyć czytelników i Mandy? ;>

      :*

      Usuń
    3. Też mi się tak wydaje, bo zawsze potem najgorzej jest zacząć. No to będę trzymać za Ciebie kciuki:) i dziękuję, chociaż prawdę mówiąc, nie bardzo wierzę, żebym przed szpitalem dużo jeszcze napisała...

      No właśnie, ja też sobie niczego nie zapisuję, a później mam takie problemy, jak przy tym rozdziale - przez pół godziny próbowałam się zorientować, czy Ryan słyszał wcześniej o domu w New Jersey i coś o nim mówił, czy nie, i w sumie nadal nie wiem xD

      Ach, bo uznałam, że Ryan jest za bardzo "pewny" w tym tekście, dlatego nieco zmieniłam koncepcję. I jak najbardziej odebrałam to jako zaletę ;P mam nadzieję, że jeszcze faktycznie uda mi się Was zaskoczyć, głównie tu, ale na Negatywie też!^^

      ;*

      Usuń
    4. Łamiesz mi serce tym "dyskredytowaniem dobrej opinii Ryana", naprawdę... xD

      Usuń
    5. Ale że co, że Ci go szkoda? xD niepotrzebnie, po prostu Ryan był... trochę zbyt pewny;)

      Usuń
    6. Właśnie był dla mnie jakimś "punktem odniesienia" i teraz to może się zmienić :P

      Usuń
  4. Jestem zachwycona szablonem. Jest piękny, no i te kolory:)
    A co do opowiadanie, to bardzo żałuje, że wcześniej tu nie zaglądałam. Skupiłam się Negatywie, a całkowicie pominęłam to opowiadanie, ale tak, jak każde Twoje działo - jest świetne i szybko nadrobię zaległości. Mam nadzieję, że jeszcze dziś.
    Przeczytałam już pierwszy rozdział, więc mniej więcej wiem, o co chodzi,a chodzi o to, że Amanda miała wypadek, w którym straciła pamięć i teraz stara się odzyskać utraconą tożsamość, bo przecież amnezja sprawiła, że nie kompletnie pojęcia kim jest, a w zasadzie kim była. Przynajmniej może dowiedzieć się od swoich przyjaciół, jaka była, choć sądząc po tym rozdziale, okłamywała ich, choć nie do końca wiem w jakiej sprawie, ale się dowiem.
    Ryan wydaję się być fajnym, porządnym facetem, a w dodatku z tym czymś. Sama Amanda stwierdziła, że na początku nie podobał jej się, a teraz jest inaczej. Kobiety czasem wolą takich facetów, od przystojniaków. W dodatku policjant: "za mundurem panny sznurem."

    Mandy i Ryan są dobrymi przyjaciółmi z dzieciństwa, tak? I oczywiście on wie, jaka ona jest naprawdę. sam przecież opisał jej charakter z czego wynika, że była niezłą francą. Przynajmniej przed wypadkiem, ale teraz widać, że ta stara Amanda przekształca się w kogoś innego, lepszego. Przynajmniej ja tak myślę. Widać, że wypadek całkowicie ją zmienił i teraz chce naprawić wiele rzeczy, w tym swój stosunek do ludzi.
    Nie jestem jeszcze pewna wielu rzeczy, bo nie czytałam tych rozdziałów wcześniejszych rozdziałów, ale postać przyjaciela, po słowach tej kobiety, trochę mnie zaniepokojona, Amandę zresztą też. Ale może jej się przyzna i znajdą ten laptop? Mam nadzieję, bo to pewnie stanowi klucz do zagadki, tak?
    Ach, i będę trzymała za Ciebie kciuki. Mam nadzieję, że wizyta w szpitalu szybko minie:*
    Pozdrawiam,
    Necco.

    PS. I przepraszam za chaos w komentarzy, nie mogłam zebrać myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Nieskromnie przyznam, że mnie nawet też się podoba, chociaż kolorystyka zdecydowanie nie moja;)

      Ach, nie dziwię się, że pominęłaś, bo ja sama traktuję (traktowałam? Trudno powiedzieć) Utracony trochę jak gorsze dziecko. Ale miło mi, że zajrzałaś i zechciałaś przeczytać:)

      No owszem, owszem, ale rzeczywiście sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, niż się to na początku wydaje. Rzecz w tym, że Utracony fabularnie bardzo się różni od Negatywu - w dużej mierze to kryminał;) to też już trochę mówi o tym, czego można się tu spodziewać;)

      Ach, owszem, Ryan ma w sobie "coś", pytanie, czy jest szczery wobec Mandy xD bardzo łatwo ją w obecnej chwili oszukać, dla kogoś, kto miałby jakiś powód, by to zrobić, byłaby to świetna okazja. No, a że policjant... Niekoniecznie znaczy, że dobry;]

      Tak, znali się w dzieciństwie, ale czy byli przyjaciółmi, to już inna sprawa. Kiedyś pewnie tak:) Mandy rzeczywiście ma dość... skomplikowany charakter, i nie powiedziałabym, że tylko przed wypadkiem - w końcu to ciągle ta sama osoba, nawet jeśli nic nie pamięta i w związku z tym zaszły w niej pewne zmiany. Rzeczywiście jednak z czasem może się zmienić na lepsze; równocześnie jednak trzeba wziąć pod uwagę, że i przed wypadkiem nie mogła być taka zupełnie zła - pewnych rzeczy po prostu ciągle o sobie nie wie.

      Notebooka znajdą, ale na tym zagadki na pewno się nie skończą. To jedno mogę obiecać;)

      Dzięki:) kupiłam sobie tableta, więc będę mogła w szpitalu czytać ebooki i oglądać filmy, to może faktycznie minie mi szybciej niż poprzednim razem xD

      Oj, komentarz wcale nie był zły ;P

      Całuję! ;*

      Usuń
    2. Niech żyje pewność siebie;) Powiem Ci, że dziecko się udało. Czuję Twoją dumę, choć ja tego szablonu nie robiłam:)

      W zasadzie to źle to napisałam. Nie pominęłam, ale, kurde, no nie wiem... Może po prostu je przeoczyłam, bo NS mnie zbyt pochłonął. Ale nie mów tak, to dziecko nie jest wcale gorsze - wiesz, ze ranisz jego uczucia?:) a wbrew pozorom czytam kryminały i lubię, mam nawet kilka u siebie na półce. Jak tylko wydostanę się z moich obowiązków, nadrobię zaległości, ale kiedy, nie wiem. Postaram się na pewno dać Ci znać. Gdy zacznę czytać, to mogę wysłać Ci komentarze do rozdziałów na e-mail? Czy proponujesz coś innego?

      No właśnie dobrze, że się różni, choć oczywiście będę czekała na kolejne Twoje nowe romanse ( kocham! ). Wiadomo, że w kryminale nigdy nie jest tym czymś się z pozoru wydaję.

      Czy jest szczery? Kurde, nie wiem i pewnie się nie dowiem. Chyba nie jest, skoro nie powiedział jej o wcześniejszej wizycie. No właśnie, bo dziewczyna nic nie pamięta, a jeśli już to poszczególne fragmenty i niekoniecznie związane z jej wypadkiem i w ogóle. Lubie policjantów i jak byłam mała to zawsze chciałam mieć męża policjanta...:) Szkoda by było, gdyby był zły, bo ma "poczciwe oczy", no i przecież zależy mu na Amandzie, czy tak? Ale wiem, wiem, może udawać, jeśli coś ukrywa, bo w końcu chce osiągnąć cel. No, ale jest jeszcze jej narzeczony? On mi się nie podoba i jak czytałam pierwszy rozdział, to odniosłam wrażenie, że coś przed nią ukrywa. Kocham kryminały, bo dają tyle możliwości

      Kiedyś. Pewnie Mandy coś tak sknociła? Albo nie wiem. No tak, właśnie dla tego, że była osobą skomplikowaną inni ludzie, którzy jej niezbyt znali uznali ją za złą, tak jak ja, bo nie znam jej tak do końca i wydała mi się na pierwszy rzut oka dość... trudna. No właśnie, ale widzę, że kilka rzeczy jej się nie spodobało i chciała zmienić.

      Mam nadzieję, że nie!:) Lubię, kiedy wątpliwości się mnożą.

      No to z takim "towarzystwem" na pewno czas Ci zleci. Mam tylko nadzieję, że to nic poważnego:* Będę trzymała kciuki:*

      Czasami po prostu jak zacznę pisać, to mam milion myśli w głowie i szybko chce je sobie zapisać, a wtedy wychodzą takie farmazony...:)

      Usuń
    3. Nie no, rozumiem oczywiście, że mogłaś przeoczyć;) i nie napisałam przecież, że gorsze, tylko że tak myślałam - ale z czasem zaczynam zmieniać zdanie xD

      Spoko, przeczytasz, kiedy będziesz chciała;) i komentować, jeśli w ogóle chcesz, też możesz w taki sposób, jak Ci wygodnie. Ja tam najbardziej będę się cieszyć z samej opinii:)

      Ja w sumie też lubię policjantów, ale bardziej tych z filmów niż z rzeczywistości xD a Ryan chyba jednak bardziej pasuje do tego pierwszego przypadku;] może coś ukrywać, może nie - ja tam nie wiem :D a Josh... no, pewnie też nie jest taki niewinny^^ ja z kolei do kryminałów mam mieszane uczucia - z jednej strony rzeczywiście dają dużo możliwości, ale z drugiej trzeba mieć bardzo przemyślaną fabułę, żeby się w niej nie pogubić i żeby nie wyszły w praniu jakieś dziwne kwiatki. Ja ją sobie skomplikowałam całkiem niedawno, ale na szczęście się jeszcze dało:)

      Na pierwszy rzut oka rzeczywiście była trudna. Na drugi może też... Mandy jest po prostu dosyć skomplikowana;)

      Buahaha! Ja też lubię mnożyć tajemnice xD

      Poważnego jak poważnego... Zależy od definicji. Dla mnie jest to wystarczająco poważne, bo boję się, że jak już mi zaaplikują narkozę, to się później nie obudzę xD ale kciuki się przydadzą, dzięki ;**

      Usuń
  5. Juhu, ale się cieszę! Normalnie nie mogę się już doczekać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy jest na co, bo mam wrażenie, że ten następny rozdział wyszedł mi strasznie badziewny, ale cóż... Pewnie po prostu potrzebuję trochę czasu, żeby się znowu przyzwyczaić do Mandy;)

      Usuń