23. Nowe wspomnienie


Wnętrze domu przypominało wnętrze każdego innego opuszczonego budynku. We wpadającym przez brudne okna świetle wyraźnie już od wejścia zobaczyłam ukryte pod białymi pokrowcami meble, te stojące w salonie duchy minionych lat, kiedy to po obecnie zakurzonej podłodze nadal chodzili ludzie, nadal siadali w opuszczonych teraz fotelach, palili ogień w od dawna zimnym kominku. Stojąc w progu i ogarniając wzrokiem całe pomieszczenie, bardzo wyraźnie wyobraziłam sobie tych ludzi – moją matkę jako małą dziewczynkę i jej rodziców, głosy i śmiechy w tym domu, całą rodzinę siedząca na kanapie w salonie albo przy stole w przyległej do niej jadalni. A potem mrugnęłam i to wszystko znikło, i znowu widziałam tylko smutny, pusty dom z dawno porzuconymi, starymi meblami, opuszczone, ciche, wyludnione pomieszczenia, do których od dawna nikt nie zaglądał.
– Nie rozumiem tylko, po co… – zająknęłam się, po czym wreszcie wzięłam w garść, weszłam głębiej do salonu i dokończyłam pewnie: – …dlaczego zostawili go w takim stanie. Dlaczego go nie sprzedali?
– Nie wiem. – Ryan stanął obok mnie i wzruszył ramionami. – Pewnie twoja matka ma do niego sentyment.
– Gdybym ja miała sentyment do jakiegoś domu, na pewno nie chciałabym, żeby stał taki pusty – mruknęłam, pobieżnie rozglądając się dookoła. – W takich miejscach powinny straszyć duchy.
– Duchy, też coś! – prychnął ostentacyjnie. – Zakładając, że duchy w ogóle istnieją, uważam, że powinny straszyć raczej w domach, w których kiedyś stało się coś złego. Jak Amityville. A tutaj? To po prostu pusty dom, z którego w którymś momencie wyprowadziła się młoda, szczęśliwa dziewczyna. Nigdy nie było tu żadnych tragedii.
Zrobiłam kilka kroków do przodu i dotknęłam pokrowca na jednym z foteli, przygryzając równocześnie wargę. Strasznie dziwnie się z tym czułam, chodząc po domu, w którym kiedyś, dawno temu, mieszkała podobno moja matka, zwłaszcza że nadal jej nie pamiętałam. Poza tym miałam chyba przecież z tym domem związane jakieś własne wspomnienia. Byłam tu wcześniej? Mijałam już te zakurzone, białe pokrowce, pod którymi ukrywały się stare, wysłużone meble? Co wtedy sobie myślałam? Jak patrzyłam na to wszystko? Czy w ogóle miało to dla mnie jakieś znaczenie?
– Może wejdziemy dalej? – Usłyszałam za sobą spokojny głos Ryana. – Mamy do przeszukania sporą powierzchnię, a nie chcemy chyba niepotrzebnie tracić czasu, co? Twój chłopak mógłby się niepokoić.
Ironia w jego głosie bardzo mi się nie spodobała, ale nie skomentowałam tego, odwracając się do niego na pięcie i wychodząc do dużego korytarza, biegnącego przez całą szerokość domu. Tam było jeszcze bardziej ponuro, bo brakowało światła wpadającego przez okna. Prąd odcięto dawno temu, więc co najwyżej mogłabym sobie poświecić latarką – gdybym ją ze sobą zabrała, oczywiście.
– Dobrze. Ty sprawdź pokoje po lewej stronie korytarza, a ja sprawdzę te po prawej – mruknęłam, bardzo niechętnie odwracając się do niego plecami. Miałam dziwne wrażenie, jakby w każdej chwili mógł się na mnie rzucić.
Jasne, to było kompletnie głupie. Ryan dotąd nie dał mi ani jednego powodu, żeby mu nie wierzyć, to jemu przecież zawdzięczałam odkrycie przynajmniej tej części prawdy, której nie zachowałam wyłącznie dla siebie. Był wobec mnie szczery i uczciwy, nawet jeśli momentami nie zachowywał się do końca fair. I wcześniej, przed rozmową ze staruszką, nie przyszło mi do głowy w niego wątpić.
Wiedziałam jednak, jak bardzo Ryan niechętny był tym moim poszukiwaniom. Jak bardzo chciał, żebym dała sobie spokój i wróciła do Pasadeny. Może miał jakiś powód, żeby mnie do tego namawiać? Może uznał, że naiwną, wierzącą we wszystko Amandę Adams zbajeruje się dużo łatwiej niż ostrożną, ciągle oglądającą się za siebie Amandę Griffin? Jakie tak naprawdę miałam powody, żeby mu ufać? Żeby uznać, że powiedział mi całą prawdę?
Okłamał mnie przynajmniej raz, tego dowiedziałam się od staruszki z naprzeciwka. Skąd więc mogłam wiedzieć, że nie robił tego częściej?
Ryan bez słowa przystał na moją propozycję, rzucił mi jeszcze jedno lekko zaniepokojone spojrzenie, po czym zniknął w pierwszych drzwiach, zostawiając mnie samą na korytarzu. Przez moment jeszcze się wahałam, patrząc za nim – z jednej strony odetchnęłam z ulgą, że się go pozbyłam, ale z drugiej nie byłam pewna, czy mogłam spokojnie puścić go samopas – po czym jednak niechętnie zaczęłam kontrolę pomieszczeń po mojej stronie korytarza.
Najpierw trafiłam na spiżarnię, którą przejrzałam szybko, nie spodziewając się, bym mogła coś tam ukryć. Na wszystkich pustych półkach leżał gruby kurz, co oznaczało, że od dawna nikt tam nie zaglądał. Potem jednak, przeszedłszy do kolejnego pokoju, znalazłam się w czyimś gabinecie i od razu wiedziałam, że trafiłam w dziesiątkę.
Centralnym meblem w pokoju było stojące pod oknem biurko, jako jedyne nieprzykryte białym pokrowcem. Było starannie wytarte z kurzu i całkowicie puste, lśniące we wpadającym przez okno dziennym świetle błyszczącą powierzchnią ciemnobrązowego drewna. Podeszłam ostrożnie bliżej, równocześnie uważnie rozglądając się dookoła. Kilka niewysokich regałów również przykryto pokrowcami, podobnie jak coś, co, jak podejrzewałam, było stolikiem do kawy i stojącymi wokół niego fotelami; tylko biurko wyglądało na używane. Zmarszczyłam brwi, podchodząc do niego i palcem przejeżdżając po blacie. Był czysty.
Czy nie ukryłabym się lepiej, gdybym to właśnie w biurku trzymała jakieś swoje rzeczy? W końcu w mieszkaniu na Brooklynie miałam skrytkę z prawdziwego zdarzenia. A tu? Miałabym trzymać wszystko tak na widoku…?
Po namyśle doszłam jednak do wniosku, że miało to swój sens. W końcu tutaj nie musiałam się ukrywać. Dom matki w New Jersey był moim sekretnym schronieniem, miejscem, o którym nie wiedział nikt; to dlatego mogłam tam swobodnie chować rzeczy, o których nie chciałam, by dowiedział się ktokolwiek z mojego życia w Nowym Jorku. Niepotrzebne mi tu były skrytki, schowki czy jakieś tajemnice, bo tylko ja – oraz, jak się okazało, również Ryan – wiedziałam o tym miejscu.
Z tą myślą pochyliłam się nad biurkiem, otwierając pierwszą z brzegu szufladę. Pusta. Szarpnęłam za rączkę drugiej; już gdy ją otwierałam, po braku oporu wyczułam, że w środku i tej nic nie było. A potem wysunęłam ostatnią, dolną, a moim oczom ukazała się czarna, lśniąca górna klapa niewielkiego notebooka.
Wyjęłam go na blat biurka z uczuciem triumfu w sercu. Chociaż tyle! Teraz wreszcie sekrety Amandy Griffin miały stanąć przede mną otworem!
Pomyślałam, że warto byłoby mimo wszystko zawołać Ryana, ale ponieważ nie chciało mi się wychodzić na korytarz, wyjęłam komórkę i znalazłam w pamięci numer, który sobie zapisałam. Zanim jednak nacisnęłam zieloną słuchawkę, zawahałam się, bo ten widok – numer z widniejącym nad nim opisem – wywołał we mnie dziwne uczucie. Dopiero po chwili, gdy do mojej głowy z siłą huraganu wtargnęło obce wspomnienie, zrozumiałam, co to było.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
– Jak mogłeś mi coś takiego zrobić?! – zawołałam z wściekłością, którą poczułam bardzo głęboko, gdzieś w samym sercu. Byłam wściekła, byłam zwyczajnie wściekła, ale to również dlatego, że kłębiły się we mnie rozpacz i rozżalenie. Lewą ręką gwałtownie wyprostowałam kierownicę, wyjeżdżając ostro z zakrętu, a prawą wsadziłam sobie komórkę między ucho a ramię. – Wiem, że w przeszłości różnie między nami bywało, Ryan, ale nie spodziewałam się… Nie sądziłam, że mógłbyś mi zrobić coś takiego, tak mnie oszukać! Nie chcę cię więcej widzieć na oczy, rozumiesz? Nigdy ci tego nie wybaczę!
Rzuciłam komórkę na siedzenie pasażera, dosyć gwałtownie kończąc nagranie na pocztę głosową Ryana. Miałam szczerą nadzieję, że nie mógł odebrać telefonu, bo stało mu się coś bardzo złego. Czułam się tak mocno skrzywdzona, że miałam ochotę skrzywdzić go równie mocno, odpłacić mu pięknym za nadobne!
Och, jak bardzo go nienawidziłam…
Odetchnęłam głęboko, z trudem wracając do rzeczywistości. Komórka wysunęła mi się z ręki, z brzękiem upadając na blat biurka. Palcami ścisnęłam nasadę nosa, próbując złapać to wspomnienie, nie pozwolić mu ponownie zniknąć, rozpłynąć się w zalegającym moją głowę mroku. Adrenalina wraz z krwią zaczęła mi krążyć w żyłach, jeszcze zanim wpadła mi do głowy pierwsza sensowna myśl.
To było wspomnienie. Moje wspomnienie, prawdziwe, sprzed amnezji! Ciężko usiadłam na krześle przy biurku, obawiając się, że inaczej nogi nie utrzymałyby mnie w pozycji pionowej. Do diabła, to było moje prawdziwe wspomnienie…!
Przez moment nie mogłam w to uwierzyć. Tyle tygodni tak zupełnie bez niczego, a potem nagle coś takiego…! Zaraz potem jednak euforię zastąpił we mnie rosnący niepokój, którego źródło zrozumiałam od razu. Wyglądało na to, że coś jednak było nie tak.
Spróbowałam skupić się na tym, co pamiętałam. Nie miałam pojęcia, co miałam na myśli ani dlaczego dzwoniłam do Ryana; widziałam tylko to wszystko, co działo się dookoła. Na pewno byłam w jakimś samochodzie, którego nie poznawałam; prowadziłam, w dodatku byłam sama, bo komórkę rzuciłam na puste siedzenie pasażera. Gdyby ktoś ze mną jechał, musiałby siedzieć na tylnym siedzeniu, a po co, skoro przednie było wolne? Nie poznawałam tej drogi, ale wiedziałam, że było ciemno, padał deszcz, ale nie bardzo mocny, bo wycieraczki pracowały leniwie, a trasa była słabo oświetlona. Pamiętałam nawet, że w którejś chwili przełączyłam światła na drogowe.
W pierwszej chwili nie zwróciłam większej uwagi na scenerię; najważniejsza wydała mi się wypowiedź, którą nagrałam na skrzynce Ryana, oraz uczucia, jakie temu towarzyszyły. Uświadomienie sobie jednak, że to nie było nic dobrego, tylko zwiększyło mój niepokój.
No więc dobrze, byłam wściekła. Na niego. I wiedziałam – choć nie miałam pojęcia, skąd – że nie blefowałam wtedy, mówiąc, że nie chcę go więcej widzieć. Naprawdę tak myślałam, możliwe, że tylko w gniewie, ale jednak. Wyglądało na to, że Ryan nie był jednak wobec mnie tak szczery, jak bym tego chciała. Wręcz przeciwnie – wyglądało raczej na to, że oszukał mnie w jakiejś ważnej sprawie, a gdy w końcu do tego doszłam, gdy odkryłam jego zdradę, od razu go poinformowałam, że już wiem i że tak tego nie zostawię. Musiało to być coś bardzo nagłego i ważnego, skoro zareagowałam tak gwałtownie, nie czekając nawet, aż dojadę do celu, tylko dzwoniąc do niego jeszcze z samochodu.
Dopiero potem uświadomiłam sobie, co jeszcze w tym wspomnieniu było tak istotne. Był wieczór, jechałam sama pustą, śliską drogą. Ten opis idealnie pasował do wycieczki do New Jersey, która zakończyła się dla mnie szpitalem i amnezją.
– Mandy, jesteś tu? Wszystko w porządku? Znalazłaś coś? – Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero głęboki, nieco zachrypnięty głos Ryana.
Poderwałam głowę; mój wzrok spoczął na nim, stojącym w progu i przyglądającym mi się z troską tymi swoimi czarnymi jak węgiel oczami. Ta troska wyglądała na autentyczną i gdybym przed momentem nie przypomniała sobie sytuacji, z której wynikało jasno, że Ryan sobie ze mną pogrywał, doszłabym chyba w tamtej chwili do wniosku, że moje podejrzenia były idiotyczne. Wyśmiałabym staruszkę twierdzącą, że już wcześniej widziała Ryana pod domem mojej matki i jeszcze zwymyślałabym się za zwątpienie w jego intencje.
Obecnie jednak nie mogłam już tego zrobić, bo obecnie świadczyły przeciwko niemu słowa jedynej osoby, której – nie do końca wprawdzie, ale jednak – mogłam ufać. Słowa Amandy Griffin.
Dziwne, że nawet sobie nie potrafiłam do końca zaufać, prawda? Ale, niestety, tak właśnie było.
– Znalazłam… laptopa – zająknęłam się, bo w pierwszej chwili dość irracjonalnie przyszło mi do głowy, żeby to przed nim ukryć. Irracjonalnie, bo przecież mój notebook leżał już na blacie biurka, więc nie sposób było go przeoczyć. – Był w biurku.
– Włącz go, zobaczymy, czy nie jest zahasłowany. – Ryan podszedł bliżej i stanął nade mną niczym sęp, przez co poczułam się nieco nieswojo. Kątem oka dostrzegłam, że przyglądał mi się z rozbawieniem, ale i zainteresowaniem. – Przecież wiesz, że masz na tym tle obsesję.
– Mam? – zdziwiłam się, ale szybko porzuciłam temat, wracając wzrokiem do ekranu notebooka, który właśnie się rozświetlił, ukazując logo systemu operacyjnego. Prawie siłą musiałam się powstrzymywać, żeby nie powiedzieć czegoś, czego mogłabym potem żałować.
Tak bardzo chciałam się pochwalić, że coś sobie przypomniałam. Mimo niepokoju, jaki to we mnie wywołało – w końcu czy nie mogłam przypomnieć sobie czegoś mniej problematycznego? – było to przecież dla mnie naprawdę niezwykłe wydarzenie! Adrenalina nadal we mnie buzowała, nadal byłam podekscytowana i, mimo wszystko, szczęśliwa: w końcu coś sobie przypomniałam! Wróciło do mnie wspomnienie, nawet jeśli tylko jedno! Tak bardzo chciałam mu o tym opowiedzieć, pochwalić się i usłyszeć w odpowiedzi, że teraz wszystko będzie dobrze, że ułoży się dokładnie tak, jak powinno, a cała moja przeszłość niedługo do mnie wróci – nie mogłam jednak. W końcu to wspomnienie stawiało Ryana w bardzo złym świetle.
Od razu spochmurniałam, kiedy tylko zrozumiałam, że musiałam zachować to dla siebie. O takim wspomnieniu nie mogłam powiedzieć ani Ryanowi, ani Joshowi, czyli właściwie nikomu. Wracała mi pamięć, a dwaj faceci, którym na mnie zależało, nie mogli się o tym dowiedzieć. Strasznie to było frustrujące.
Czekałam w milczeniu, aż komputer się włączy, czując na sobie uważne spojrzenie Ryana; nie byłby sobą, gdyby nie wyczuł, że coś jednak było nie tak. Choć na niego nie patrzyłam, wiedziałam, kiedy obszedł biurko i znalazł sie tuż obok mnie; odwróciłam do niego wzrok dopiero wtedy, gdy ukląkł na moim poziomie, tuż przy moich nogach.
– Mandy? – zapytał łagodnie, dotykając lekko mojej dłoni. Wzdrygnęłam się odruchowo, mocno zaciskając zęby, żeby się uspokoić. Dużo bym dała, żeby tak na niego nie reagować, a jednak tego jednego nie potrafiłam kontrolować. – Tu nie chodzi tylko o laptopa, prawda? Znam cię na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy coś się dzieje. Powiedz mi, o co chodzi.
W jego czarnych oczach widziałam powagę i prośbę. Brzmiał szczerze, do diabła, naprawdę szczerze. Nic już z tego nie rozumiałam. Może jednak rzeczywiście miałam manię prześladowczą?
– Powiedziałabym? – zapytałam niechętnie, odwracając wzrok do monitora. – Wtedy, przed amnezją?
Na chwilę w pokoju zapadła cisza, a potem Ryan wstał i obszedł biurko, dłonie wkładając do kieszeni dżinsów. Gdy spojrzałam na niego kątem oka, stwierdziłam, że na jego ustach widniał znowu ten nonszalancki uśmiech, którym – miałam takie wrażenie – odgradzał się od wszystkiego, co mogło go ruszyć. Nie tylko ja byłam dobrym kłamcą. Ryan też doskonale udawał, że pewne rzeczy go nie obchodziły, choć byłam pewna, że ja akurat go obchodziłam. Nawet jeśli chciał udawać, że chodziło tylko o moich rodziców i tylko o chemię między nami, wiedziałam lepiej. Może lepiej od niego znałam się na kłamstwach?
– Oczywiście, że nie – odparł z pobłażaniem. – W końcu uwielbiasz grać w pokera, Mandy.
– A co to ma wspólnego? – prychnęłam z irytacją. Ryan wzruszył ramionami.
– W życiu też ci się wydaje, że im mniej po sobie pokażesz, im mniej inni będą wiedzieli o twoich kartach, tym bardziej prawdopodobne, że wygrasz. Grałaś tak całe życie. Tylko że teraz, po wypadku, pewnie już zdążyłaś się przekonać, że to nie zawsze działa, co, Mandy?
Nie miałam pojęcia, czy mówił o sobie, czy raczej o Joshu, i chyba nie chciałam wiedzieć. Ale nie tylko dlatego nie odpowiedziałam, nie przyznałam mu racji; nie zrobiłam tego również dlatego, że prawda, którą mi uświadomił, zaskakująco mocno bolała. Naprawdę byłam aż tak skrzywiona? Naprawdę nie potrafiłam traktować życia inaczej niż jak jakąś cholerną grę?
Co ze mną było nie tak?!
– Włączył się – oznajmiłam nieco bezbarwnym tonem, spoglądając na pulpit z bezosobową, systemową tapetą. Było na nim ledwie parę ikon: skrót do maila, jakieś foldery opatrzone tytułami „prywatne” oraz „skany”, kilka programów, których nie umiałam rozpoznać po samej nazwie. Ryan obszedł biurko ponownie i zajrzał mi w monitor zza moich pleców. – Wcale nie miał żadnego hasła.
– Skoro nie miał na wejściu, to spodziewaj się ich dalej – odparł trochę protekcjonalnie. – Ale teraz powinno już pójść z górki, skoro go znalazłaś. Tutaj na pewno coś znajdziemy.
Do maila rzeczywiście potrzebne było hasło; spróbowałam je wpisać kilkakrotnie, używając różnych haseł z mojego poprzedniego życia, o których zdążyłam się dowiedzieć; potem również Ryan dorzucił kilka swoich pomysłów, niektórych dosyć zaskakujących. Nic to jednak nie pomogło, mail nie chciał się otworzyć, zazdrośnie strzegąc swoich tajemnic.
– Powinnam je sobie gdzieś zapisywać, te hasła – mruknęłam z irytacją. – Właśnie na takie wypadki…
– Mam znajomego informatyka, zajmuje się trochę takimi sprawami – odparł Ryan, który chyba nie mógł wystać w jednym miejscu, bo ciągle łaził po gabinecie. W tamtej chwili ponownie znajdował się przy drzwiach, sprawdzając korytarz, jakby faktycznie spodziewał się spotkać w nim duchy. – Może zhakować to hasło, nie zajęłoby mu to dużo czasu. Musiałabyś mi tylko podać podstawowe dane maila, a najlepiej byłoby, jakbyś na jakiś czas oddała mi laptopa, mógłby się zająć też innymi hasłami.
No proszę, najwyraźniej Ryan miał znajomych hakerów. Zawahałam się, równocześnie szperając dalej w notebooku; otworzyłam właśnie folder „skany”, z niejakim zdziwieniem stwierdzając, że dostęp do niego nie był w żaden sposób ograniczony, po czym zaczęłam przeglądać poszczególne pliki. W większości przypadków nie było w nich nic ciekawego. O dziwo, bo przecież spodziewałabym się dużo więcej po córce szpiega, będącej na tajnej misji!
Zatrzymałam się na skanie mojego prawa jazdy, wystawionym na nazwisko Amanda Adams. Ciekawe, po co mi było? Czy pochodziło z czasów, kiedy dopiero załatwiałam sobie lewe papiery? Było to bardzo prawdopodobne…
– Słyszysz mnie, Mandy? – zirytował się Ryan. – Pytałem, co z tym informatykiem.
Rzuciłam mu roztargnione spojrzenie. Miałam co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony, jasne, chętnie oddałabym notebooka hakerowi, który natychmiast wydobyłby z niego wszystkie informacje; z drugiej jednak, wcale nie chciałam oddawać go komukolwiek. Nie tylko obcemu facetowi, ale przede wszystkim Ryanowi. Przecież wiedziałam, że jego zachowanie było podejrzane i że najwyraźniej przed moim wypadkiem zrobił mi coś tak złego, że nie chciałam mieć z nim nic więcej do czynienia. Jakim cudem mogłam więc obecnie zaufać mu na tyle, by oddać mu notebooka, będącego zapewne najlepszym źródłem informacji o mnie samej i o mojej przeszłości, o motywach, które mną kierowały, gdy przyjechałam do Nowego Jorku?
Z drugiej jednak strony… Ta troska w jego czarnych oczach. Nie mogłam pozbyć się tego widoku z pamięci, wmawiając sobie, że przecież facet, który nie miałby dobrych zamiarów, nie mógłby na mnie tak patrzeć. Jasne, Ryan bywał obcesowy, szorstki i enigmatyczny, ale mimo to wyraźnie mu na mnie zależało. Pytanie więc, czy pomimo to mógłby mnie zdradzić?
Już otwierałam usta, żeby zaproponować, by umówił nas we trójkę, razem, kiedy kursorem myszki najechałam na ostatni obraz, a gdy go otworzyłam, zamarłam w bezruchu, z ustami otwartymi już do pierwszego słowa tej wypowiedzi.
To był screen z poczty, tego byłam pewna, kojarzyłam układ, chociaż belka z nadawcą była ucięta od góry. W załączniku znajdowało się zdjęcie, na którym doskonale widać było sylwetki dwóch mężczyzn. Jeden miał na sobie jasny garnitur, a drugi skórzaną kurtkę i dżinsy, ale jednak, pomimo tej znaczącej różnicy, wydawali się dobrze dogadywać. Śmiali się z czegoś, podając sobie dłoń, a wszystko to działo się, jak się domyślałam, w prywatnym mieszkaniu jednego z nich. Zdjęcie zrobiono przez odsłonięte okno, co kazało mi przypuszczać, że ktokolwiek je pstryknął, miał niezły aparat. A kąt nachylenia sugerował, że szpieg musiał znajdować się sporo wyżej. Może na dachu sąsiedniego budynku?
Dwóch mężczyzn ze zdjęcia rozpoznałam od razu. Młodszy, lepiej zbudowany, szeroki w barach, z rozczochranymi włosami i wolną ręką w kieszeniach dżinsów, to oczywiście był Ryan. W starszym natomiast – eleganckim, posiwiałym już panu z siateczką zmarszczek na twarzy, ale wciąż dobrze się trzymającym, wyprostowanym, wysokim – ze zdziwieniem rozpoznałam ojca Josha, Jacka Hamiltona.
– Poczekajmy z nim – odpowiedziałam automatycznie, starając się, by w moim głosie nie zabrzmiało nic dziwnego. – Chciałabym spróbować sama to rozgryźć. Jeśli mi się nie uda, zwrócę się do ciebie, dobrze?
Zatrzasnęłam laptopa, wcześniej oczywiście zamykając tego nieszczęsnego screena. Proszę, potrzebowałam więcej dowodów? Wpadły mi w ręce właściwie same, jeden po drugim! Najpierw kłamstwo Ryana odnośnie znajomości domu matki, potem moje wspomnienie, a na koniec to. Jeśli Ryan myślał, że z własnej woli oddam mu mojego notebooka, to się grubo mylił…!
Ryan znał Jacka Hamiltona. No dobrze, może i nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że nawet się na ten temat nie zająknął. A przecież w obecnej sytuacji, gdy szukałam mordercy przyjaciółki, każde takie działanie za moimi plecami było podejrzane, prawda?
Z głowy nie mogło mi też wyjść jeszcze jedno: oprócz zdjęcia w mailu znajdowało się również jedno zdanie treści. Jedno zdanie, które jeszcze zwiększyło mętlik w mojej głowie.
Nie można mu ufać. M.
Wyglądało na to, że ktoś próbował mnie ostrzec przed Ryanem, nie miałam jednak pojęcia, kto mógłby wiedzieć o mnie i moich motywach na tyle dużo, by móc wysłać podobnego maila. A nawet gdyby ktoś wiedział, jaki cel miałby mieć taki ruch? Przecież nikt tutaj, w otoczeniu Josha, nie stanąłby po mojej stronie, gdyby wiedział, jakimi motywami tak naprawdę się kierowałam. Wręcz przeciwnie, trzymaliby kciuki, żebyśmy się z Ryanem wzajemnie pozagryzali! Dlaczego więc ktoś miałby wysłać mi podobne zdjęcie?
Do tego pytania dołączały kolejne – a więc nie tylko dlaczego, ale i kto, skąd wiedział, jakim cudem zdobył takie zdjęcie i ile wiedział o tym, co tak naprawdę dla mnie to znaczyło. A kolejny problem tkwił w tym, że sama nie do końca wiedziałam, co to właściwie dla mnie znaczyło.
Nie byłam przecież pewna, czy ojciec Josha był moim wrogiem. Owszem, nie polubiłam go podczas tej jedynej wizyty rodziców Josha w jego apartamencie na Manhattanie, ale to chyba jeszcze nie powód, by kogoś automatycznie uważać za swojego wroga. Gdyby więc nie fakt, że moja prawdziwa tożsamość była tajemnicą, może nawet nie miałabym nic przeciwko spotkaniu Ryana z Jackiem Hamiltonem. W obecnej sytuacji jednak mniej istotne stawało się, po co to zrobił – w końcu kto bym tam zrozumiał Ryana – a bardziej, dlaczego to przede mną ukrył.
Czy to tego dowiedziałam się, zanim wsiadłam do samochodu i zadzwoniłam do Ryana?, zastanowiłam się, rozglądając równocześnie za futerałem na laptopa. Czy to dlatego byłam wtedy na niego taka wściekła? Z drugiej strony, czy była to aż tak ważna sprawa, by zapowiadać Ryanowi, że nie chciałam go więcej znać? Miałam co do tego poważne wątpliwości; oznaczałoby to jednak, że Ryan okłamał mnie w większej ilości spraw: domu Victorii, znajomości z Jackiem Hamiltonem i jeszcze czymś, czymś, co sprawiło, że kompletnie straciłam do niego zaufanie. O ile kiedykolwiek mu ufałam.
W dolnej szufladzie znalazłam skarpetę na laptopa, więc bez namysłu go spakowałam, ignorując pytające spojrzenie Ryana.
– Już się zbieramy? – mruknął w końcu, pochylając się nade mną. – Myślałem, że skoro pierwszy raz znalazłaś się w rodzinnym domu twojej matki…
– Widocznie nie jestem sentymentalna – ucięłam, bo doprawdy, nie miałam ochoty na głupie uwagi na temat mojej pamięci i tego, jakoby znajome otoczenie miało jej pomóc. Powoli przestawałam w to wierzyć; w końcu moje pierwsze wspomnienie wróciło do mnie pod wpływem tak głupiego detalu jak moja komórka. A poza tym wcale nie miałam w tamtej chwili ochoty na rozmowy z Ryanem. – Po południu ma wpaść do mnie Josh. Nie chcę, żeby znowu mnie pytał, gdzie łażę cały dzień. I z kim.
Ryan tego nie skomentował i byłam mu za to bardzo wdzięczna, zwłaszcza że łgałam w żywe oczy. Wcale nie umówiłam się z Joshem i wcale nie zamierzałam się przed nim tłumaczyć, z kim spędzałam czas i gdzie. Jasne, może powinnam, skoro zależało mi na utrzymaniu pozorów, ale po prostu nie byłam w stanie – na pewno nie w tamtym momencie. Potrzebowałam po prostu odrobiny samotności, żeby móc w spokoju przemyśleć wszystkie sprawy i może nawet – choć w moim przypadku było to dość wątpliwe – dojść do jakichś wniosków. Głównie zaś nurtowało mnie pytanie, czy mogłam ufać Ryanowi, czy nie.
A nawet gdybym mogła… Potrafiłabym czy nie?
– No dobrze – zgodził się w końcu niechętnie. – Tylko zabierz ze sobą laptopa. Musimy go dokładnie przestudiować.
Ta liczba mnoga bardzo mi się nie podobała, bo zamierzałam to zrobić sama, ale nie skomentowałam jego uwagi, uznając, że to nie był czas i miejsce na kłótnie. Posłusznie spakowałam notebooka, po czym wynieśliśmy się z tego domu duchów w cholerę.
Musiałam przyznać, że odetchnęłam z ulgą, gdy opuściłam dom Victorii. Może to i był rodzinny dom mojej matki, może powinnam czuć do niego sentyment i mieć związane z nim różne wspomnienia, ale… nie miałam. Nie czułam nic oprócz niepokoju, chodząc po tych pustych wnętrzach, i miałam jedynie ochotę wrócić do swojego ciepłego, przytulnego mieszkanka na Brooklynie. Choć byłam dziwnie pewna, że Amanda Griffin nigdy nie przepadała za tym mieszkaniem, Amanda Adams czuła się w nim bezpiecznie.
Dopiero gdy wsiadłam do samochodu Ryana, pomyślałam o tej notatce z maila towarzyszącej zdjęciu Ryana i Jacka. Wręcz mnie zmroziło, gdy uświadomiłam sobie, że znałam jedną osobę, która mogła kryć się za tym mailem, choć wydawało mi się skrajnie nieprawdopodobne, żeby ta osoba coś na mój temat wiedziała.
Wyglądało jednak na to, że tego dnia czekała mnie jeszcze jedna wyprawa. Tym razem do firmy Josha.

7 komentarzy :

  1. Nie cierpię Cię! :( Ty wiesz, że Tobie nie można zaufać? xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepszy rozdział z dotychczasowych ;)
    Wreszcie zaczyna się coś dziać! xD

    Ryan jest w dobrej komitywie z ojcem Josha. Nie zdziwiłabym się, gdyby to on, na polecenie Jacka zabił Dylan. Dziewczyna miała romans z Jackiem. Pewnie odkryła machlojki kochanka, a ten zlecił zabójstwo Ryanowi.

    Marcus chce pomóc Amandzie. Mam nadzieję, że rozwiniesz jego wątek.
    :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, a wcześniejsze zamachy na życie Mandy i cała reszta to nie było "dzianie się"? xD

      Koncepcji oczywiście nie skomentuję. Dodam tylko, że będę rzucać po drodze okruszki, z których może i będzie się dało wydedukować, jak było naprawdę, więc zobaczymy, czy masz rację ;P

      Taak, rozwinę, to jeden z moich pomysłów po powrocie do Utraconego - czy jednak chce jej pomóc, to też się dopiero okaże :D

      ;***

      Usuń
    2. Ryan był "pewny". Dobry kolega, na którego zawsze można liczyć. Cieszę się, że nie jest bez skazy.

      Mam nadzieję, że Marcus i Josh powalczą o Amandę :D

      :***

      Usuń
  3. Ha, wiedziałam, że Marcus coś ukrywa! A to "M" wcale tajemnicze nie było, co to, to nie! Nie ze mną takie numery! W sondzie oddałam głos na "z kimś innym", ale wahałam się między tym, a Marcusem. No ja nie wiem, ale coś mnie tak nurtowało w tym facecie, że mimowolnie chyba chciałam, żeby na niego padło.
    Rzucił mi się w oczy jeden błąd, bo zrobiłaś z Ryana dziewczynkę: "odparła Ryan" ;)
    A tak poza tym, żeby zaprzeczyć Twoim wątpliwościom: ten rozdział jest cudowny, naprawdę, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że najlepszy ze wszystkich, ale może to dlatego, że jest w końcu jakiś przełom ;)
    Szybkiego powrotu do zdrowia i mnóstwo całusów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, musiałam rozszerzyć jego rolę, w końcu za bardzo mi się pałętał po peryferiach;) och, Mandy też do tego doszła, spokojnie, także niedługo jej konfrontację z Marcusem będzie można przeczytać, prawdopodobnie w rozdziale 25. A odpowiedzi w sondzie mnie tym bardziej ciekawią, że sama jeszcze nie wiem, jak będzie^^

      O, dzięki. Znalezione, poprawione!

      No to się cieszę, bo strasznie ciężko mi się go pisało i w ogóle trudno mi było wrócić do narracji Mandy. Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej:)

      Dzięki:)

      Usuń