28. Motyw


Z dedykacją dla Psiej Gwiazdy. Dzięki za motywację!



Tym razem byłam autentycznie zaskoczona. A myślałam, że przy takiej ilości zagadek w moim życiu i tylu szczegółach, o których już udało mi się dowiedzieć, niewiele będzie mnie w stanie zaskoczyć. No proszę.
Odruchowo odwróciłam wzrok od twarzy mojego gościa i zerknęłam na zegarek. Cassie westchnęła.
– Wiem – powiedziała ze skruchą. – Nawet nie wiesz, jak długo stałam na ulicy pod twoim domem, zastanawiając się, czy wejść do środka. Od paru dni myślałam o tej wizycie.
– Aż tak jesteś niezdecydowana? – zapytałam, natychmiast łapiąc odpowiednie skojarzenie.
– Nie, po prostu nie byłam pewna, czy powinnam wtrącać się w sprawy, które już dawno przestały być moimi sprawami – odparła po prostu. – Kiedy rozstałam się z Joshem, wyszłam z tego całego bagna, oddzieliłam przeszłość grubą kreską i obiecałam sobie, że nigdy do tego nie wrócę, więc… sama rozumiesz. Mogę wejść?
– Więc skąd ta nagła odmiana? – Podniosłam brew, ponownie na nią spoglądając. Cassie zawahała się. – Och, proszę, nie wmawiaj mi, że z dobroci serca.
– Czy to takie dziwne, że martwię się o innych? – Przyjrzałam się jej uważnie. No dobrze, chyba faktycznie by mnie to nie zdziwiło. Cassie wyglądała na taką trochę ofiarę losu. – Sama nie wiem, po prostu kiedy dowiedziałam się o amnezji narzeczonej Josha…
– A skąd właściwie o tym wiesz? – przerwałam jej. Wzruszyła ramionami.
– Nadal mamy kilku wspólnych znajomych, w końcu kiedyś obracaliśmy się w tych samych kręgach – wyjaśniła nawet sensownie. – Ktoś wspomniał mi o tym jako o jakieś głupiej ciekawostce i od tej pory nie może mi to dać spokoju.
– Dlatego tu przyszłaś? – Założyłam ramiona na piersi. Cassie niespokojnie rozejrzała się dookoła.
– No tak, przecież mówię. Wpuścisz mnie? To naprawdę nie jest rozmowa, którą można przeprowadzić na korytarzu.
Tym razem to ja się zawahałam.
– Byłaś tu już wcześniej? – zapytałam. Cassie spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
– Jak to, wcześniej?
– Twierdzisz, że od paru dni zastanawiałaś się, czy tu nie przyjść – przypomniałam jej; kiwnęła potakująco głową. – I że czekałaś pod moim mieszkaniem, zanim się zdecydowałaś. Dzisiaj? Tylko dzisiaj?
– Oczywiście, nie jestem jakimś prześladowcą – prychnęła z lekkim niesmakiem. Musiałam przyznać, że brzmiała szczerze. – A przede wszystkim nie jestem aż tak niezdecydowana, nie pokonywałabym takiej drogi na darmo. Słuchaj, rozumiem, że nie masz ochoty ze mną rozmawiać, że nie wiesz, czy możesz mi ufać i tak dalej, ale proszę. Po prostu mnie wysłuchaj, a potem możesz z tym zrobić, co tylko zechcesz. Boję się, że możesz być w niebezpieczeństwie. Że ten wypadek, który miałaś… Że to tak naprawdę nie był wypadek.
O rany. Wspominałam, że byłam zaskoczona? To było nic w porównaniu z tym, co poczułam w tamtej chwili. Bez słowa odsunęłam się i wpuściłam ją do środka, cały czas nie spuszczając jej z oka. Do tamtego momentu Cassie Hamilton jawiła mi się jako nieszkodliwa, trochę znerwicowana, łagodna artystka, która po prostu miała za dobry charakter, by wplątywać się w tak nieodpowiednie małżeństwo. Te ostatnie słowa kazały mi jednak podwoić czujność i zacząć podejrzewać, że może było w niej coś więcej. A już na pewno nie była tak naiwna, jak początkowo przypuszczałam.
Powinnam chyba przestać oceniać ludzi po pozorach.
– Proszę, usiądź – poprosiłam, zamykając za nią drzwi, a wolną ręką wskazując miejsce na sofie. – Napijesz się herbaty?
– Nie, dziękuję. – Potrząsnęła głową, przycupując na brzeżku kanapy i zakładając włosy za uszy. Rzuciła mi potem uważne, zaciekawione spojrzenie. – Pewnie myślisz, że zwariowałam, skoro mówię, że coś mogłoby ci grozić.
Z dłońmi opartymi na biodrach podeszłam powoli bliżej, po czym usiadłam w fotelu naprzeciwko niej. Bardzo się starałam, żeby z mojej twarzy Cassie niewiele mogła odczytać.
– Myślę, że musisz mieć po temu dobry powód – odpowiedziałam wprost. – Słuchaj, jeśli chodzi o Josha, to postawmy sprawę jasno. Pewnie, mam wobec niego pewne wątpliwości, bo w końcu nie pamiętam nic, co z nim związane, to chyba nic dziwnego, że trudno mi się ponownie przyzwyczaić do życia, które wiodłam przed amnezją. Jeśli jednak próbujesz mi wmówić, że to Josh chciałby zrobić mi coś złego, to chyba rzeczywiście postradałaś zmysły. To ten facet troszczy się o mnie od samego początku i robi wszystko, żebym odzyskała pamięć. Nie potrzebuję pamięci, żeby widzieć, że mu na mnie zależy.
Chyba pewność, z jaką to powiedziałam, spowodowała, że przez twarz Cassie przemknął cień. Poczułam lekki wyrzut sumienia, gdy to zobaczyłam, ale szybko odsunęłam od siebie myśli, że ją mogły przecież boleć wspomnienia związane z małżeństwem z Joshem.
– Może Josh cię kocha, nie wiem – wykrztusiła z siebie w końcu. – Jeżeli tak, to życzę ci dużo szczęścia i zazdroszczę, bo to uczucie, którym mnie nigdy nie obdarzył. Josh… On potrafi wykorzystywać ludzi, kiedy chce, umie być słodkim draniem, wiesz? Takim, któremu żadna kobieta się nie oprze. Nie wiem, może przesadzam, ale po prostu… Czułam, że muszę z tobą porozmawiać…
– Dobrze, przejdźmy do konkretów. – Miałam wrażenie, że bez drobnego popchnięcia z mojej strony we właściwym kierunku Cassie do końca świata dreptałaby w kółko, siedząc na kanapie w moim salonie. – Bo jeśli coś mi grozi, to naprawdę chciałabym wiedzieć, co.
Skrzywiła się. Ten temat wyraźnie nie był jej w smak, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to musiał być powód, dla którego wahała się, czy w ogóle ze mną rozmawiać. Ona naprawdę nie chciała do tego wracać. A jednak przyszła. Do mnie.
Co to mogło oznaczać?
– Nie obędzie się bez głębszych wyjaśnień. – Kiedy spojrzała na mnie pytająco, dałam jej znak ręką, żeby kontynuowała. – Ile w ogóle wiesz na temat mojego małżeństwa z Joshem?
Wzruszyłam ramionami.
– Tyle, ile powiedział mi sam Josh – odparłam oszczędnie. – Że ożenił się z tobą dla pieniędzy, chociaż tak naprawdę cię nie kochał, a namówił go do tego jego ojciec, żeby ratować sytuację firmy.
Cassie spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
– Jak na niego i tak był zaskakująco szczery – przyznała nie bez złośliwości. Machnęłam lekceważąco ręką.
– Nie jestem pewna, w jakich okolicznościach dowiedziałam się tego przed amnezją, ale po, no, bynajmniej nie od Josha. Więc nie przejmuj się tak bardzo.
– No dobrze, może jednak aż tak się nie zmienił. – Uśmiechnęła się przelotnie, znowu odgarnęła włosy za ucho, po czym kontynuowała: – Tak, to wszystko prawda. Kiedy spotykaliśmy się jeszcze przed ślubem, Josh bardzo się starał, żebym nie dowiedziała się, jak kiepsko stały sprawy w firmie. Jasne, miałam pewne podejrzenia, że jego ojciec pchał go do tego małżeństwa, moi też mnie namawiali z bynajmniej nie altruistycznych pobudek, twierdząc, że dzięki niemu ustawię się w życiu, więc nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że byłam bez winy. Ale na swój sposób kochałam go, a Josh oszukał mnie, zmusił do spłacenia długów firmy, a potem z hukiem się ze mną rozwiódł. Nie, to źle powiedziane… Właściwie to ja się z nim rozwiodłam.
W tamtej chwili właśnie straciłam cierpliwość.
– No dobrze, ale ja to wszystko wiem – przypomniałam jej. – Nie twierdzę, że Josh postąpił dobrze, bo postąpił paskudnie, ale jaki to ma związek ze mną? Oprócz tego oczywistego, że powinnam wobec niego stosować zasadę ograniczonego zaufania? I tak czuję się pewniej, ode mnie na pewno nie chce pieniędzy ani pozycji, bo ich zwyczajnie nie mam.
– Nie pytasz, dlaczego to ja się z nim rozwiodłam? – Przez jej twarz znów przebiegł ten cień. Z każdą chwilą robiło mi się jej coraz bardziej żal.
– Dlaczego? – zapytałam ostrożnie. Cassie zawahała się, po czym odparła cicho:
– Bo mnie zdradzał. Rozumiem, że mógł mnie nie kochać, rozumiem, że nie był ze mną szczęśliwy, byłam nawet w stanie wybaczyć mu drobne skoki w bok, przecież wiem, jacy są mężczyźni. Ale on utrzymywał kochankę, regularnie, przez kilka miesięcy, ukrywał ją przede mną, jeszcze zanim się pobraliśmy. O wszystkim dowiedziałam się dużo później, już po fakcie, kiedy zresztą znalazł sobie następną. Josh to uroczy łajdak, przyznaję, ale moim zdaniem nie jest zdolny do monogamii.
Czy dawała mi w ten sposób do zrozumienia, że i mnie czekał ten los? Że może Josh już teraz mnie zdradzał? Nie robiło to na mnie większego wrażenia, chociaż musiałam przyznać, że dziwnie zrobiło mi się na tę myśl. Właśnie dlatego, że nie obudziła we mnie głębszych uczuć. Co, jeśli nie to, było ostatecznym dowodem, jak niewiele znaczył dla mnie Josh?
Cassie jednak tego nie wiedziała. I wiedzieć nie powinna. A zatem stanowczo powinnam jakoś zareagować.
– Nadal nie wiem, co to ma wspólnego ze mną – powiedziałam, ostrożnie ważąc słowa. – Nie przyjechałaś chyba tylko po to, żeby podając siebie jako przykład, uzmysłowić mi, że Josh może mnie zdradzać?
– Nie, skąd. – Cassie z zakłopotaniem odgarnęła włosy z czoła. – Ja tylko… Pomyślałam, że skoro masz amnezję, możesz się na tym przejechać, oględnie rzecz ujmując. Możesz nie wiedzieć lub nie pamiętać o Joshu pewnych rzeczy albo… czegoś w porę nie dostrzec…
– Znowu nie wiem, o czym mówisz – przerwałam jej ze zniecierpliwieniem. – I znowu wolałabym, żebyś przeszła do rzeczy, zamiast mówić ogólnikami. Wybacz, ale jest naprawdę późno i chciałabym się położyć, a ty jednak jesteś byłą żoną mojego narzeczonego…
– Tak, wiem, jasne, przepraszam. – Zamilkła na chwilę, żeby zebrać myśli, po czym kontynuowała dość niepewnie: – Rzecz w tym, że przed ślubem spotykaliśmy się kilka miesięcy. Dużo później, gdy już byliśmy małżeństwem, dotarła do mnie informacja, że w tamtym czasie Josh miał stałą kochankę, równocześnie będącą jego pracownicą. Co więcej, ta dziewczyna chyba była z nim w ciąży.
Właśnie w tamtej chwili w głowie zapaliła mi się ostrzegawcza, czerwona lampka. Bardzo wiele wysiłku kosztowało mnie utrzymanie obojętnego wyrazu twarzy i spokojnego tonu głosu, gdy zapytałam następnie, nie mogąc już znieść jej przedłużającego się po tych słowach milczenia:
– I co się z nią stało? Zakończył romans?
– I tak, i nie. – Skrzywiła się. – Cała sprawa zakończyła się dla Josha bardzo wygodnie. Aż zbyt wygodnie, powiedziałabym. Zastrzelił ją jakiś włamywacz, niedługo przed naszym ślubem. Rozumiesz, Amanda? Jeśli ta dziewczyna rzeczywiście była z Joshem w ciąży… Ona mogła nie dopuścić do tego ślubu. Gdyby o wszystkim mi powiedziała, gdyby przyznała się do romansu, nie wiem, czy zdecydowałabym się za niego wyjść. Ale zginęła. Rozumiesz już, dlaczego mam wątpliwości, czy w twoim wypadku nie kryło się coś więcej?
Przyglądałam jej się przez chwilę bez słowa, nie próbując już ukryć szoku. Cholera jasna. Musiałam być ślepą idiotką, że tego wcześniej nie dostrzegłam. Prywatny detektyw od siedmiu boleści, konkursowa kretynka! Rozumiem jeszcze Amandę Adams po amnezji, ale Mandy sprzed?! Powinnam była to wszystko złapać w lot!
Josh miał motyw. I to naprawdę porządny motyw.
– Firma Josha stała na skraju bankructwa – przypomniałam niepotrzebnie, bo obydwie z pewnością myślałyśmy o tym samym. – Gdyby nie twoje pieniądze, które zaoferowałaś po ślubie, pewnie całkiem by upadła. Nic dziwnego, że dla Josha ciężarna kochanka stanowiła spory problem. Jakim cudem jednak nikt go nie podejrzewał? Nie był przesłuchiwany przez policję po tym, co się zdarzyło?
– Przede wszystkim musisz wiedzieć, że ja niczego nie sugeruję – zapewniła mnie pospiesznie; odruchowo kiwnęłam głową. – To oczywiście mógł być zbieg okoliczności, ale sama musisz przyznać, że bardzo wygodny dla Josha. Poza tym… Zrozum, o tej kochance wiedziało naprawdę niewielu ludzi. Nawet w firmie tego nie podejrzewano! Wiem o jednej osobie, która była w to wtajemniczona, a od której zresztą przypadkiem, już po fakcie, wszystkiego się dowiedziałam. To znaczy, oni o tym rozmawiali, a ja podsłuchałam, Josh nawet nie wie, że ja wiem…
– Tak, rozumiem – przerwałam jej, gdy znowu zaczęła się plątać. Może i wnioski wyciągała słuszne, ale stanowczo miała jakiś problem z utrzymaniem ciągu myślowego. – Trzymał ją w tajemnicy, jasne, nikt o tym nie wiedział. Ale ktoś jednak wiedział. Kto?
Rzuciła mi protekcjonalne spojrzenie.
– A jak myślisz? Masz amnezję, pewnie, ale chyba nawet po amnezji zdążyłaś się już tego dowiedzieć. Kto jest najbliższym powiernikiem Josha, jeśli chodzi o absolutnie wszystkie jego prywatne sprawy?
Robiło się coraz ciekawiej. A więc nie tylko Josh miał motyw.
Marcus.
Marcus, nie tylko jego najbliższy przyjaciel, ale i prawa ręka w firmie, w której pracował od zawsze. Na pewno tak  jak i Joshowi zależało mu na tym, żeby nie poszła na dno. I miał dużo bardziej odpowiedni charakter, żeby zrobić coś takiego. Żeby pójść do mieszkania Dylan, upozorować włamanie z kradzieżą i z zimną krwią zastrzelić ciężarną kobietę.
Przypomniałam sobie chłodny wzrok Marcusa, jego zapewnienia, że robi wszystko dla dobra przyjaciela, że właśnie dlatego nigdy nie zaakceptuje mnie w roli jego narzeczonej. Przypomniałam sobie, że tamtego dnia, gdy miałam wypadek, pojechałam przecież do biura Josha i rozmawiałam właśnie z Marcusem. Kiedy się o tym dowiedziałam, uznałam to za nieistotny, drobny szczegół, ale też  wtedy w ogóle nie traktowałam jeszcze Marcusa poważnie. Nie brałam pod uwagę, że mógłby być jakoś w całą sprawę zamieszany. A co, jeśli dowiedziałam się wtedy czegoś, czego nie powinnam wiedzieć? Co, jeśli to dlatego pokłóciłam się potem z Joshem?
Co, jeśli oboje razem coś przede mną ukrywali?
Marcus zawsze był lojalny wobec swojego przyjaciela. I jakie to było sensowne, żeby w przypadku podejrzewania go o zabicie Dylan zastosować taktykę spotykania się właśnie z Joshem. Zmylenie przeciwnika i obserwacja z odległości, ze strategicznej pozycji, z której widać cały obraz sytuacji. Jeżeli już wtedy zaczęłam podejrzewać Marcusa, to mógł być powód, dla którego go zostawiłam i skierowałam się ku Joshowi. Żeby nie spotykać się z obiektem, który miałam śledzić, ale kimś z jego bliskiego otoczenia, kimś, kto mógł mi o nim sporo powiedzieć. A równocześnie kimś tak głęboko zamieszanym w całą sprawę jak Josh.
Do diabła. To tak cholernie trzymało się kupy, że naprawdę powinnam była wpaść na to wcześniej.
– Josh nie byłby zdolny do czegoś takiego – oświadczyłam z przekonaniem, które udawałam tylko częściowo. – Nie mógłby tak skrzywdzić tej dziewczyny. Podejrzewanie go o to… Pomijam już kwestię zaufania, ale przecież go znasz, musisz go choć trochę znać, skoro byłaś jego żoną. Wiesz, że on nie byłby do tego zdolny.
– No… Może i nie – przyznała Cassie po namyśle, niepewnie. – Zresztą nie twierdzę wcale, że ją zabił, nie twierdzę, że ktokolwiek ją zabił. Ale zrozum, Josh potrafi świetnie udawać, jeśli mu na czymś zależy, i nie wątpię, że na pierwszy rzut oka wygląda na kogoś, kto nie skrzywdziłby nawet muchy. Ja dałam się na to nabrać.
– Poza tym Josh mnie kocha – dodałam takim tonem, jakiego z pewnością użyłaby dziewczyna z amnezją, usiłująca przekonać nie tylko swoją rozmówczynię, ale częściowo także siebie samą. – Nie jest ze mną z jakichś ukrytych motywów, bo nic na tym nie zyska. Kocha mnie. Musi mnie kochać, inaczej już dawno dałby sobie ze mną spokój po wypadku, za dużo ze mną przeszedł. Nie zrobiłby mi nic złego.
Cassie milczała przez chwilę i już wiedziałam, co zamierzała powiedzieć. Z każdą chwilą żałowałam coraz bardziej, że tak surowo i niekorzystnie na początku ją oceniłam. Ona wcale nie była głupia, aż dziw, że dała się tak omotać Joshowi. Wyjaśnienie było jedno: może i Josh nie kochał swojej byłej żony, ale to nie znaczyło, że jej nie zależało na nim.
To musiało bardzo boleć, tak zaufać drugiemu człowiekowi i potem dowiedzieć się o nim takich rzeczy. Ciekawe, czy właśnie to otworzyło jej oczy, zmusiło do zwątpienia we wszystko i pomogło podjąć decyzję o rozwodzie?
– No właśnie, nic na tym nie zyska. – Usłyszałam po chwili zgodnie z moimi oczekiwaniami. – A na pewno są osoby, które troszczą się o niego na tyle, by uznać, że nie powinni dopuścić do rozwinięcia się waszego związku, nie sądzisz?
Sądziłam. Co więcej, przypuszczałam, że od samego początku Cassie wcale nie zamierzała oskarżać o nic Josha, że przyszła do mnie z gotową już koncepcją dotyczącą właśnie jego przyjaciela. Przecież nie fatygowałaby się do mnie tylko po to, żeby ostrzec mnie przed niewiernością mojego narzeczonego. Coś kazało jej przypuścić, że rzeczywiście mogło mi coś grozić. Nie miała wprawdzie pojęcia o moim zaangażowaniu w sprawę śmierci Dylan, ale i tak dodała dwa do dwóch, uznając, że ktoś mógłby chcieć się mnie pozbyć ze względu na domniemane dobro Josha. Zwłaszcza jeśli ktoś wspomniał jej o mnie jako o dziewczynie znikąd, bez pieniędzy i koneksji, zupełnie niepasującej do jej byłego męża. Jak najbardziej mogła w takim przypadku połączyć moją amnezję z tym, co przytrafiło się Dylan. Obydwa te wypadki wyglądały przecież na bardzo dla Josha fortunne.
A więc Marcus. To nawet trzymałoby się kupy, gdyby nie Dylan. Przecież od początku byłam przekonana, że ktoś nastawał na moje życie, bo dowiedziałam się czegoś o jej mordercy. I czy aby rzeczywiście chęć rozłączenia mnie z Joshem była wystarczającym motywem do popełnienia morderstwa?
W grę wchodziła jednak jeszcze inna alternatywa, o której Cassie nie miała pojęcia. Mogło być przecież tak, że czegoś się dowiedziałam. Czegoś o Marcusie zamieszanym w wypadek, który wypadkiem tak naprawdę wcale nie był. Kłóciłam się z nim tamtego dnia. Skąd mogłam wiedzieć, że nie o to? Skąd mogłam wiedzieć, czy to nie dlatego miałam wtedy ten wypadek, po którym straciłam pamięć? Skąd mogłam wiedzieć, czy Marcus nie pogrywał sobie ze mną od samego początku, nie prowadził tej gry, wiedząc doskonale, że wcale nie byłam Amandą Adams, niewinną instruktorką fitness, na którą wyglądałam i na którą się kreowałam? Może nawet poszłam z nim do łóżka na początku naszej znajomości, kto wie. To jednak właśnie mogło dać mu przewagę. Mogło mu to dać tę wskazówkę potrzebną do rozszyfrowania mnie, bo przecież czego jak czego, ale inteligencji odmówić mu nie mogłam.
Cholera jasna. Czy to było możliwe, że Marcus faktycznie zabił Dylan, a teraz nastawał na moje życie?!
Wzdrygnęłam się odruchowo, wspominając jego dotyk podczas naszej ostatniej rozmowy, chociaż nie było we mnie strachu. Raczej adrenalina. Wreszcie coś zaczynało się dziać!
– Co dokładnie wtedy podsłuchałaś? – Dopiero po chwili zamyślenia wróciłam do przerwanej rozmowy. Cassie czekała cierpliwie, widząc, że potrzebowałam chwili na ogarnięcie tego wszystkiego. – Chodzi mi o tę rozmowę między Joshem a Marcusem. Ile dowiedziałaś się bezpośrednio od nich?
– Niewiele – przyznała rzeczowo, nie owijając w bawełnę. – Zastanowiło mnie jednak, że Marcus powiedział Joshowi, że zawsze musi za niego załatwiać wszystkie sprawy. To było coś w stylu: Pamiętasz Dylan i jej ciążę? Z tym też to ja musiałem sobie radzić, jak zawsze, kiedy narobisz nam kłopotów. To nie jest dokładny cytat, bo dokładnego już nie pamiętam, ale mniej więcej o to chodziło. Z reszty rozmowy wynikło, że to działo się tuż przed naszym ślubem i że była to dziewczyna z firmy Josha. Reszty dowiedziałam się swoimi drogami, bo nie chciało mi to dać spokoju. Kiedy dowiedziałam się o tym wypadku… Wiesz, że to miało miejsce dwa tygodnie przed naszym ślubem? Nie mieściło mi się to w głowie. Nie wierzyłam, że Josh mógł przede mną ukryć coś takiego…
– Ale nie padły wprost żadne słowa dotyczące ojcostwa, prawda? – wtrąciłam, starając się brzmieć równie rzeczowo co ona. – Większość to jednak tylko twoje domysły.
– Skoro w to chcesz wierzyć, proszę bardzo. – Cassie rzuciła mi współczujące spojrzenie. – Słuchaj, rozumiem. Josh, to jedyne, co teraz znasz…
– Nie próbuj nawet udawać, że rozumiesz. – Podniosłam się z fotela, podczas gdy w mojej głowie myśli goniły się gorączkowo. Ukradkiem spojrzałam na zegarek; dochodziła jedenasta. To było głupie, a jednak wiedziałam, że już podjęłam tę decyzję. Podjęła się za mnie, niejako sama, bez udziału umysłu. – Nie masz pojęcia, co czuję. Przychodzisz do mojego domu i oskarżasz jedynego człowieka, który próbuje mi pomóc od czasu wypadku, o takie rzeczy? O zamieszanie w morderstwo, może nawet usiłowanie drugiego? O złe zamiary względem mnie? Nie, nie możesz wiedzieć, jak się czuję. Nawet gdybym miała kochającą rodzinę, która wprowadziłaby mnie w tajniki całego mojego życia, i tak byś nie wiedziała!
No dobrze, trochę spóźniony był ten wybuch, ale przecież wcześniej musiałam się wszystkiego od niej dowiedzieć, prawda? No i jednak wyszło tak, jakbym zdenerwowała się głównie o słowa dotyczące amnezji, a nie samego Josha. Czyli chyba nie było tak źle.
– Oczywiście, przepraszam. – Cassie też podniosła się pospiesznie, robiąc krok w moją stronę. – Uwierz mi, nie chciałam cię urazić. Przyszłam tu, bo się martwię…
– O całkowicie obcą ci osobę? – przerwałam jej bezceremonialnie. – O narzeczoną twojego byłego męża, której nigdy nie widziałaś na oczy? Naprawdę trudno mi w to uwierzyć.
– Więc co, myślisz, że specjalnie go oczerniam w twoich oczach? Po co, z zemsty? – Wygięła usta w krzywym uśmiechu. – Amanda, ja naprawdę zostawiłam to za sobą. Nie przyszłabym do ciebie, gdybym nie czuła, że powinnam, że muszę cię ostrzec. Jeżeli cię uraziłam, to bardzo mi przykro. Jasne, nie wiem, co czujesz, nie mam pojęcia, nie wyobrażam sobie, jakie to uczucie, zostać bez jednego wspomnienia, błądzić po omacku w życiu. Tym bardziej uważam, że każda pomoc ci się przyda.
– Tak, o ile jest szczera. – Rzuciłam jej twarde spojrzenie. Cassie z westchnieniem podniosła torebkę z sofy i zarzuciła ją sobie na ramię.
– Już późno… Chyba będzie lepiej, jeśli sobie pójdę. Sama musisz zdecydować, co zrobić z tą wiedzą i komu wierzyć, ja nie potrafię powiedzieć nic więcej, żeby cię przekonać. Ale wyglądasz mi na inteligentną dziewczynę, więc pewnie sama do wszystkiego w końcu dojdziesz. Życzę ci tylko, żeby udało ci się to wcześniej niż mnie.
Kiedy chwilę później zamykałam za nią drzwi, nadal nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Ja. Nie wiedziałam. Amanda Griffin nie wiedziała, co powiedzieć.
Wciąż z ręką na klamce oparłam czoło o drzwi, poddając się tej krótkiej chwili bezczynności, bo w głowie już kłębiło mi się od planów na najbliższe godziny. Najwyraźniej jednak nie miało mi być dane iść się wykąpać i wcześnie spać, trzeba było działać natychmiast, jak najszybciej, chociaż wiedziałam, czym to mogło grozić.
Co, jeśli Marcus rzeczywiście był mordercą?
To pasowało. Tak cholernie pasowało do wszystkiego, czego udało mi się dowiedzieć. Josh wpada w kłopoty, gdy jego kochanka informuje o ciąży tuż przed ślubem, mającym uratować ich firmę. Marcus, jako ten z twardszym charakterem, eliminuje zagrożenie. Eliminuje Dylan.
Dylan. Dlaczego nigdy o tym nie pomyślałam? Mogła być w ciąży z Joshem. Mogła nawet napisać mi o tym w mailu, może nie podając szczegółów, ale na pewno uwzględniając w nim coś, co kazało mi nabrać podejrzeń. Może Josh naobiecywał jej czegoś, a ona w to uwierzyła? Może obiecał jej, że zerwie z Cassie, a gdy zajęłam się bliżej całą sprawą, wydało mi się podejrzane, że koniec końców jednak się z nią ożenił? Nie, chyba jeszcze nie wiedziałam wtedy, że właśnie z nim Dylan była w ciąży. Chociaż… Sama już nie miałam pojęcia, ile Amanda Griffin wiedziała po przyjeździe do Nowego Jorku, a w głowie miałam coraz większy mętlik, co nie pomagało w odróżnianiu prawdy od moich domysłów.
Miałam tylko chwilę. Wiedziałam, że jeśli nie podejmę decyzji od razu, to później trudniej przyjdzie mi udawanie wzburzenia, niezbędnego do przeprowadzenia tej rozmowy w taki sposób, w jaki powinno to zostać zrobione, żeby nie wzbudzić wątpliwości. Musiałam wyciągnąć prawdę z któregoś z nich – z Josha albo Marcusa – a chociaż biorąc pod uwagę okoliczności, bezpieczniejsze wydawało się wypytanie o wszystko tego pierwszego, nie mogłam tego zrobić z jednego prostego powodu. Nie mogłam ryzykować popsucia sobie kontaktów z Joshem, czego z pewnością mogłabym się po tej rozmowie spodziewać, nie teraz, kiedy planowałam spotkanie z jego rodzicami. Za to wiedziałam doskonale, jak ugryźć temat od strony Marcusa.
Inna sprawa, czy to w ogóle było bezpieczne.
Oderwałam się od drzwi, sięgnęłam po kurtkę i torbę i wybiegłam z mieszkania, nawet się nie przebierając, nadal w byle jakich dżinsach i adidasach. Wiedziałam, że im dłużej będę to odkładać, tym więcej znajdę powodów, żeby nie jechać; co więcej, miałam już wystarczająco wiary w umiejętności przedwypadkowej Amandy Griffin, by nie obawiać się ewentualnego ataku mordercy.
Nie miałam większych problemów ze znalezieniem taksówki, przeszłam ledwie dwie przecznice pieszo, zanim udało mi się jakąś zatrzymać. Podałam kierowcy adres, który znalazłam w moim notesie, nie dziwiąc się wcale, że Marcus, podobnie jak Josh, również mieszkał na Manhattanie. Kiedy już opadłam na siedzenie i oparłam głowę o twardy zagłówek, przyglądając się kolejnym mijanym, rzęsiście oświetlonym ulicom Nowego Jorku, po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że być może jednak porywałam się na coś, na co nie powinnam się była porywać bez choćby pojedynczego telefonu do Ryana. Problem w tym, że nie ufałam Ryanowi i wcale nie miałam ochoty słuchać jego dobrych rad i zapewnień, że cała ta wyprawa była niepotrzebna. Zerknęłam na zegarek. Dwadzieścia po jedenastej. Nie ma co, zapowiadało się na cudowną nocną wizytę, oczywiście jeśli w ogóle miałam zastać Marcusa w domu.
Przypomniałam sobie nasze dotychczasowe spotkania, nadaremnie próbując zdecydować, czy to rzeczywiście on mógł być mordercą Dylan. Zajął się sprawą… Bardzo nie podobały mi się te słowa i Cassie miała rację, brzmiały dość jednoznacznie. Dowody. Potrzebowałam jednak dowodów. Wiedziałam, jak podejść Marcusa, pytanie tylko, czy on zamierzał dać się podejść. I ile o mnie wiedział, a ile się domyślał.
Kiedy wysiadałam pod apartamentowcem, w którym mieszkał, byłam już psychicznie przygotowana na konfrontację. Cokolwiek miało się stać na górze, wiedziałam, że nie będzie łatwo. Marcus nie był prostym przeciwnikiem. Podejrzewałam, że będzie też trudnym wrogiem.
W końcu w środku nocy szłam na spotkanie z prawdopodobnym mordercą przyjaciółki.

8 komentarzy :

  1. Hej, pogubiłam się chyba trochę :P Ale mam nadzieję, że jakoś ogarnę, połączę fakty. Znaczy, że Dylan miała romans z Joshem i to była ta dziewczyna, która stała na drodze wyciągnięcia firmy z kłopotów? Mandy przyjechała do Nowego Jorku, żeby poznać faceta, który (dosłownie) skrzywdził jej przyjaciółkę. Ale najpierw natrafiła na Marcusa, bo on bezpośrednio mógł ją zabić, ale później natrafiła na Josha, który miał tytułowy motyw. Dobrze myślę? :D (Albo inaczej: tak mam myśleć?)
    Oczywiście sprawa sama w sobie nie może być taka prosta, bo jest jeszcze Ryan, ojciec Josha (skoro namawiał Josha do małżeństwa i dowiedział się o ciąży, mógł działać).

    Nie wiem, co mam jeszcze napisać, po prostu cieszę się, że wróciłaś na tego bloga. Życzę, żebyś już nie miała takich długich przerw:)
    Ha, i rzeczywiście ten nagłówek mnie też już się opatrzył, a nawet kolorystyka tego nowego szablonu bardziej mi pasuje do tego opowiadania:)

    Pozdrawiam! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, wcale się nie pogubiłaś, jak najbardziej dobrze wszystko ogarnęłaś;) tak, ze słów Cassie wynika, że Josh miał romans z Dylan i że ona była z nim w ciąży, o czym wiedział również Marcus - więc teoretycznie rzecz biorąc, obydwaj mieli motyw, żeby "usunąć" ją z drogi, jeśli na przykład zamierzała nie dopuścić do ślubu Josha z Cassie. Ja myślę, że kiedy Mandy przyjechała do Nowego Jorku, tyle jeszcze nie wiedziała, a fakt, że trafiła akurat na Marcusa, był przypadkiem - jej celem od początku był raczej Josh, dlatego oscylowała wokół jego znajomych;) a czy ojciec Josha wiedział o Dylan - no, tego już nie wiem xD

      Ja też się cieszę. A jak jeszcze będę mogła zmienić szablon, to już w ogóle będę szczęśliwa, zwłaszcza że masz rację, specjalnie starałam się stworzyć na Utracony coś nieco... mroczniejszego;) zobaczymy, jak to z tymi przerwami będzie, na razie mam czas, więc piszę i mam już pięć stron następnego rozdziału (Marcus, Marcus! Będzie rzucał brudem, od razu ostrzegam ;>), ale chcę trochę przyspieszyć akcję, żeby się tak wszystko nie wlekło. Wlec się może na Negatywie, skoro tam się ukazują średnio dwa rozdziały na tydzień;)

      Całuję!;**

      Usuń
  2. Szybko, bo jestem w przerwie na ćwiczenia. Po pierwsze, dziękuję ogromnie za dedykację! Nawet nie wiesz, jak się cieszę :D Piszesz najpierw, że Amanda siada w fotelu: "Z dłońmi opartymi na biodrach podeszłam powoli bliżej, po czym usiadłam w fotelu naprzeciwko niej.", a później, że podnosi się z sofy "Podniosłam się z sofy, podczas gdy w mojej głowie myśli goniły się gorączkowo." - coś mi umknęło? ;)

    Ścielę się,
    Psia

    PS Jeszcze raz, WIELKIE DZIĘKI za dedykację! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, to przeoczenie musiało być. Dzięki, zaraz poprawię;) właśnie mam wrażenie, że jesteś największą orędowniczką Utraconego, dlatego coś w końcu musiałam Ci zadedykować, a ten rozdział po prostu wydał mi się... dostatecznie istotny;)

      Całuję!

      Usuń
  3. Dalej motywuje! Bo zacznę gryźć!

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialna historia!

    OdpowiedzUsuń