Dwa dni później z nudów obejrzałam Upadek i stwierdziłam, że znałam również
niemiecki.
Poważnie, przecież to było niedorzeczne. Cztery
języki obce i ani słowa na ten temat? Nie wyglądało nawet na to, że, jak to
mówią, „po prostu się nie złożyło”, bo przecież udawałam przed Juanitą, że nie
znałam hiszpańskiego, tylko po to, żeby Josh się nie dowiedział. Więc dlaczego?
Co to był za głupi pomysł, żeby ukrywać przed narzeczonym informacje na temat
mojego wykształcenia? O co w tym chodziło?!
Niemożność zrozumienia własnych intencji
doprowadzała mnie do szału. A im lepiej się czułam, tym bardziej mnie
irytowała, bo nudziłam się w mieszkaniu Josha i domagałam jakiegoś działania,
żeby wreszcie wyjaśnić pewne sprawy. W którymś momencie zadzwoniłam nawet do
Alexa i zapytałam go, czy nie wiedział przypadkiem, gdzie mogłam posiać swojego
laptopa, ale odpowiedział przecząco, niczego mi to więc nie dało. Siedziałam
właśnie na sofie w sterylnym salonie Josha, bawiąc się komórką i zastanawiając,
czy nie zadzwonić do Scarlett i nie zapytać jej o to samo, gdy drzwi wejściowe
nagle się otworzyły i stanął w nich Josh.
Odruchowo spojrzałam na zegarek; dochodziła
czwarta, a Josh nigdy tak wcześnie nie wracał z pracy. Podniosłam brew,
rzucając mu pytające spojrzenie.
– Nie pytaj mnie dlaczego, bo nie mam pojęcia,
ale moi rodzice zapowiedzieli, że wpadną dzisiaj z wizytą – oświadczył zamiast
powitania, nieco zirytowanym tonem. Taszczył ze sobą dwie wielkie torby, w
których zapewne znajdował się posiłek na wieczór dla czterech osób; naprawdę
nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Juanita nie przychodziła częściej, żeby coś
mu ugotować, zamiast wiecznego kupowania gotowego żarcia. Nie, żebym miała coś
przeciwko kupnemu żarciu, ale to jednak nie było specjalnie praktyczne…
Wstałam z sofy i poszłam mu pomóc, bo miałam
wrażenie, że jedna z siatek w końcu zahaczy o klamkę albo któryś z wystających
bibelotów wypełniających poziome powierzchnie mieszkania Josha (które mimo to
wydawało się puste i nieprzytulne) i jedzenie wyląduje na podłodze. Josh
spojrzał na mnie surowo.
– Zostaw, nie powinnaś się przemęczać –
powiedział, na co parsknęłam śmiechem.
– Jezu, nie jestem w ciąży, Josh, tylko żebra mi
się goją! Dam sobie radę z jedną torbą, uwierz mi. – Niemalże siłą zabrałam mu
torbę i przeszłam z nią do kuchni, po drodze pytając: – Co jest dziwnego w tym,
że twoi rodzice tu wpadną?
– Na przykład fakt, że nigdy wcześniej nie
chcieli cię poznać – wyjaśnił Josh wprost. Kiedy obejrzałam się na niego ze
zdziwieniem, westchnął. – Wybacz, kochanie, nie chciałem, żeby to tak
zabrzmiało… Widzisz, oni zasadniczo nic do ciebie nie mają, po prostu nie
wierzą, żeby ten związek miał wypalić. Z mojego powodu. Przyzwyczaiłem ich do,
eee… nieco innego stanu rzeczy…
– Nie krępuj się, powiedz to wprost – poradziłam
uprzejmie. – Przyzwyczaiłeś ich do częstego zmieniania dziewczyn.
– A skąd to wiesz? – zdziwił się, po czym ożywił
się nieco. – Coś sobie przypomniałaś?
– Nie, mam głowę i potrafię jej używać –
odgryzłam się. – Doskonale wiem, jak wyglądasz i jaką pozycję zajmujesz. Byłbyś
wybrykiem natury, gdybyś nie próbował z tego czerpać korzyści. A w dodatku
jesteś w takim wieku, że faktycznie zdążyłeś ich do tego przyzwyczaić.
Josh dobił do mnie z drugą torbą, postawił ją na
blacie w kuchni, po czym obdarzył mnie przelotnym pocałunkiem, jak to zazwyczaj
robił. Na ustach igrał mu przekorny uśmiech.
– Właśnie dlatego cię kocham – wyjaśnił
następnie. – Na pierwszy rzut oka jesteś tylko bardzo ładną dziewczyną… Dopiero
jak się ciebie pozna lepiej, widać, jaka jesteś inteligentna. Świetnie się
maskujesz.
Zabawne, to samo myślałam o Scarlett. Ciekawe,
czy właśnie dlatego tak sobie podobno przypadłyśmy do gustu, że przed wypadkiem
uważałam ją za swoją przyjaciółkę?
– Nie robię tego specjalnie – zaprotestowałam ze
śmiechem, wyjmując produkty spożywcze. Warzywa nadal były całe. – Pokroić marchewkę?
– Jasne, jeśli to nie przekracza twoich sił. –
Mrugnął do mnie, a kiedy obejrzałam się za siebie i zaczęłam kontemplować
szafki kuchenne, westchnął i z odpowiedniej wyjął deskę i bardzo ostry nóż. –
Wiesz, spędzasz tu tyle czasu, że mogłabyś się już nauczyć, gdzie co jest.
– Nie mogę, bo nie pozwalasz mi gotować –
odparłam bez namysłu. – I nie uwierzę, że przed wypadkiem wiedziałam, gdzie co
jest.
– Na pewno potrafiłaś znaleźć nóż i filiżanki. –
Wzruszył ramionami, przechodząc na drugą stronę, do stojaka z winami. – Dzisiaj
chyba wypijemy czerwone, mój ojciec podobno dostał na nie zalecenie od
kardiologa. Aha, słuchaj, powinienem cię uprzedzić. Cokolwiek by nie mówiła
moja matka, dwie butelki na stół to maksimum, jasne?
Kiwnęłam głową, nie wdając się w dyskusje.
Najwidoczniej nie tylko ja miałam jakieś problemy ze swoją przeszłością. Przez
słowa Josha wyraźnie przemawiało doświadczenie.
– Dobrze, ale po co właściwie przyjeżdżają? –
podjęłam, chwytając nóż i opuszkiem sprawdzając ostrość. Był idealny, w dodatku
bardzo dobrze wyważony. – Czemu akurat teraz? Nie uwierzę, że chcą mi okazać
moralne wsparcie, skoro nawet mnie nie znają.
– Mama mówiła, że ojciec załatwia w mieście
jakieś sprawy, więc przy okazji postanowili wpaść. – Kolejne wzruszenie ramionami.
Wyglądało na to, że relacje w rodzinie Hamiltonów też nie były idealne. Josh
wyraźnie nie chciał o tym mówić, ciekawe, w jaki sposób mogłabym coś z niego
wyciągnąć? – Nie mam pojęcia, ile w tym prawdy, ale nie wiem, jakie mogliby
mieć ukryte zamiary. Ojciec wprawdzie jest świetnym strategiem, ale tutaj chyba
nie zamierza nic ugrać.
Poszedł po kieliszki, a ja za ten czas umyłam
marchewki, po czym wzięłam się za krojenie. Chwyciłam nóż i…
Moje ręce zadziałały niezależnie od głowy, która
zaczęła panikować, kiedy tylko zorientowała się, co jest grane. Całe krojenie
marchewki trwało może cztery sekundy – zanim zdążyłam się porządnie przerazić,
że poucinam sobie palce, na desce już leżały idealnie pokrojone plasterki. Nie
miałam nawet pojęcia, jak to się stało, bo nóż śmigał w mojej dłoni tak szybko,
że właściwie widziałam tylko błysk stali. Jezu!
Rzuciłam nóż na blat, po czym przezornie
odsunęłam się o krok. Chwyciłam lewą dłoń w prawą i zaczęłam ją obmacywać, żeby
sprawdzić, czy aby na pewno nadal miałam wszystkie palce. Miałam. A jednak. Ale
przecież ciachałam tym nożem jak profesjonalna szefowa kuchni…!
Ostrożnie podeszłam bliżej i ponownie wzięłam
nóż do ręki. Nóż jak nóż, nie było w nim nic specjalnego, może poza tym, że był
naprawdę dobrej jakości. Potem uważnie obejrzałam swoją dłoń, ale w niej
również nie dostrzegłam nic podejrzanego. Wobec tego z determinacją chwyciłam
drugą marchewkę i znowu zaczęłam kroić.
I znowu nóż śmigał w mojej dłoni jak
zaczarowany, tak szybko, że ledwie nadążałam za nim wzrokiem. I znowu w ciągu
paru sekund cała marchewka była pocięta, w idealne krążki, każdy tej samej
wielkości. Jak ja to robiłam?
Nie zastanawiając się wiele, podrzuciłam nóż do
góry, wysoko. Gdy spadał, bezbłędnie chwyciłam go za rękojeść, a już po chwili
znowu bezpiecznie leżał na desce. Niesamowite.
Gdzie ja się tego nauczyłam?!
– Amanda, słyszysz?! – Dobiegł mnie nagle
podniesiony głos Josha i zrozumiałam, że chyba straciłam część rozmowy, a
raczej jego monologu. Ale na rzecz czego…! – Mówiłem, że byłoby lepiej, gdybyś
przebrała się w coś nieco bardziej oficjalnego, słyszałaś? Co ty tam wyrabiasz?
Pospiesznie dokończyłam krojenie, bo głos Josha
przybliżał się z każdą sekundą. Równocześnie pomyślałam, że momentami amnezja
była całkiem zabawna; nigdy nie wiedziałam, co za chwilę nowego o sobie
odkryję, a były to naprawdę ciekawe rzeczy. Języki obce, muzyka klasyczna,
teraz to… Czego dowiem się jutro, że pilotuję helikopter i skaczę ze
spadochronem?
Gdybym nie była tak sfrustrowana, pewnie
uznałabym to za całkiem niezłą zabawę.
– Pokroiłaś? – zauważył Josh ze zdziwieniem, gdy
wszedł z powrotem do salonu. Odsunęłam się od deski, na której leżały marchewki
i nóż, jakby chcąc pokazać, że nie miałam z nimi nic wspólnego. – Świetnie.
Zaraz dodam do tego sałatę i…
– Josh, czy ja umiem gotować? – przerwałam mu,
nadal wpatrując się w nóż. Usłyszałam zbliżające się kroki i już po chwili mój
narzeczony stanął po drugiej stronie baru, o który oparł się ciężko.
– Raz czy dwa zaprosiłaś mnie na kolację –
przyznał niepewnie – ale nie wiem, czy wtedy gotowałaś sama, a zazwyczaj
jedliśmy w restauracjach. Więc w zasadzie…
– Nie wiesz – dokończyłam za niego, kiwając
głową. Na przystojnej twarzy Josha odbiła się troska, gdy pochylił się w moim
kierunku. – Nie przejmuj się, to nic takiego. Pytałam z ciekawości…
– Nie dziwię ci się – przyznał. – Mam raczej
pretensje do siebie. Mogłaś nie chcieć opowiadać mi o przeszłości, ale o tobie
powinienem powiedzieć wszystko.
– Daj spokój, przecież znamy się podobno cztery
miesiące. – Machnęłam ręką. – Ludzie poznają się przez całe życie, a i tak
potem coś może ich zaskoczyć. Cztery miesiące to naprawdę niedużo.
– Muszę się do czegoś przyznać – odparł z
łobuzerskim uśmiechem, wpatrując się we mnie uważnie. – Znamy się cztery
miesiące, ale to oficjalnie. Przez poprzedni miesiąc, właściwie odkąd tylko
zaczęłaś pracę, przyglądałem ci się ukradkiem i zastanawiałem, jak do ciebie
zagadać, żeby cię wreszcie poznać.
– Naprawdę? – Sceptycznie podniosłam brew. –
Taki seryjny monogamista jak ty?
– Wyciągasz pochopne wnioski – zaprotestował. –
Nie miałem aż tylu partnerek, żeby mnie tak nazywać.
– Miałeś wystarczająco, żeby twoi rodzice
uznali, że jestem kolejną z nich i że rzucisz mnie za jakiś czas. Wybacz, znam
cię od paru tygodni… przynajmniej z mojej perspektywy tak to wygląda… i nie
wiem, komu mam wierzyć. Tym bardziej wydaje mi się wątpliwe, że nie wiedziałeś,
jak mnie poderwać.
– Serio, nie wiedziałem – powtórzył uparcie,
wyciągając z torby dwa rodzaje sałaty. – Wydawałaś się strasznie niedostępna i
taka… odległa.
– Więc jak w końcu się poznaliśmy? –
zainteresowałam się. Josh wyciągnął z jednej z szafek salaterkę na sałatkę, po
czym odparł z rozbawieniem:
– Scarlett nas ze sobą poznała. Bystra
dziewczyna, chyba widziała, co jest grane i postanowiła pomóc.
Scarlett, no tak. Wcale mnie to nie dziwiło,
chociaż ją też znałam od paru tygodni.
Zgodnie z sugestią mojego narzeczonego, poszłam
się potem przebrać i ogólnie przygotować na przyjęcie gości. Dumanie nad pełną
szafą znowu zajęło mi około dziesięciu sekund: już po chwili byłam ubrana w
kolorową sukienkę z krótkim rękawem, szeroką u góry, zebraną paskiem w biodrach
i z krótką, szeroką spódniczką, która tak bardzo pasowała do Zoey, że
niewątpliwie musiała być jej autorstwa. Włożyłam do tego różowe szpilki, które
znalazłam w szafie i krótki wisiorek, idealnie wpasowany w niewielki, okrągły
dekolt. Delikatny makijaż zajął mi około trzech minut, tak byłam w nim
wprawiona. Oczywiście przed wypadkiem musiałam być, bo po malowałam się ledwie
parę razy, za każdym z nich dając się zaskoczyć moimi umiejętnościami.
No, ale to, w przeciwieństwie do innych rzeczy,
było przynajmniej zrozumiałe. W końcu byłam kobietą, kobiety z reguły znały się
na makijażu. Na obsłudze noży i językach obcych też mogły, ale z reguły również
nie ukrywały tego przed narzeczonymi. A ja tak.
Na mój widok Josh rozpromienił się i podszedł
bliżej, by uważnie mi się przyjrzeć. Sam zdążył już włożyć ciemny garnitur,
jasną koszulę i granatowy krawat w paski, co powiedziało mi jasno, jakiego
rodzaju to miała być wizyta. Na pewno nie czysto towarzyska, czego można by się
spodziewać po jego rodzicach. Oficjalne stroje mówiły mi jasno, że był w tym
jakiś cel i że o coś chodziło. O coś, czego nie potrafiłam zrozumieć.
– Wyglądasz ślicznie – stwierdził Josh z
uśmiechem, ściskając moje dłonie. Odpowiedziałam słabym uśmiechem. – Moi
rodzice na pewno zrozumieją, dlaczego chcę cię poślubić, kiedy tylko cię
zobaczą.
Rzuciłam mu powątpiewające spojrzenie.
– Miałam nadzieję, że raczej poznają się na moim
charakterze – odpowiedziałam. Josh roześmiał się i pocałował mnie lekko, na co,
jak zwykle, nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Chyba powinno go już przestać to
dziwić?
– To później, kochanie – zapewnił mnie
następnie. – A póki co, powinnaś spodobać im się zewnętrznie. Chodź,
podgrzejemy jedzenie. Ojciec nie lubi, kiedy wszystko nie jest gotowe na ich
przyjście.
Wyrobiłam sobie pewien osąd na temat państwa
Hamiltonów, jeszcze zanim ich spotkałam. Ojciec Josha jawił mi się jako surowy
pan domu, wymagający i o stanowczym charakterze, matka natomiast – jako dobra,
choć słaba kobieta, która wprawdzie zapewniła Joshowi i Zoey dobre wspomnienia
z dzieciństwa, ale sama przy tym gdzieś się zatraciła. Kilka wspomnianych
mimochodem opowieści i parę pełnych opisów, które uzyskałam pod pozorem
odzyskiwania wspomnień, powiedziały mi to bardzo dobitnie. Jak się wkrótce
przekonałam, nie pomyliłam się specjalnie.
Hamiltonowie przyjechali około szóstej. Do tego
czasu zdążyliśmy już przygotować jedzenie, drinki i miejsce przy stole – a raczej
stoliku, bo w takich właśnie chwilach dziwiłam się Joshowi, że nie miał w
mieszkaniu normalnego, jadalnianego stołu. Na zadane przede mnie pytanie
wzruszył niepewnie ramionami.
– Wiesz, rzadko miewam takich gości – odparł
następnie. – A moi rodzice… zjawiają się tutaj naprawdę rzadko. To nie jest ich
normalne zachowanie, sama z czasem się przekonasz. Muszą mieć naprawdę dobry
powód, skoro postanowili tutaj zajrzeć, nawet jeśli ojciec faktycznie załatwiał
w mieście jakieś interesy.
Bardzo mi się to nie podobało. Nie wiedziałam,
czego się po nich spodziewać; w końcu o rodzicach Josha i Zoey wiedziałam
naprawdę niewiele. Nie potrafiłam przez to przewidzieć, jak mogło przebiec to
spotkanie, i z nieznanych mi przyczyn trochę mnie to denerwowało.
Próbowałam analizować swoje uczucia, ale
niewiele mi z tego przyszło. Czyżbym jednak czuła do Josha więcej, niż mi się
wydawało, i to dlatego tak przejęłam się wizytą jego rodziców? Sama nie byłam
pewna, i to było chyba najbardziej frustrujące ze wszystkiego.
Matka Josha okazała się wysoką, elegancką
brunetką; od razu, kiedy tylko ją zobaczyłam, zrozumiałam, że zarówno Josh, jak
i Zoey z wyglądu byli podobni właśnie do niej. Nieco zblazowana i
protekcjonalna, zachowywała się głośno i afektowanie, wyrażając swoje ubolewanie
z powodu mojego wypadku i zapewniając, jak bardzo mnie razem z mężem żałowali.
Miała też nadzieję, że kwiaty, które wysłali mi do szpitala, mi się spodobały.
Oczywiście potwierdziłam.
Ubrana w
obcisłą, złoto–brązową sukienkę do kolan, Miranda Hamilton prezentowała
nienaganną sylwetkę i idealną, szczupłą figurę. Ciekawiło mnie, czy była
naturalna, czy raczej pozostawała efektem pracy chirurga, ale nie zapytałam o
to, uznając, że to ostatecznie nie moja sprawa. Z jej twarzy jednak natychmiast
wywnioskowałam ilość przebytych liftingów. Musiała na nie chyba chodzić od
czterdziestego roku życia, albo nawet wcześniej. Uśmiechanie się w każdym razie
przychodziło jej z trudem, choć cały wieczór chodziła ze sztucznym, lekkim
uśmiechem przyklejonym do ust.
Jack Hamilton natomiast wyglądał na mężczyznę,
którego należało szanować. Niczego innego zresztą nie spodziewałam się po
mężczyźnie, który samodzielnie założył i wyprowadził na szczyt firmę
deweloperską, zostawiając ją następnie w spadku synowi, by samemu cieszyć się
zasłużoną emeryturą. Jack Hamilton był całkowicie siwy, a jego twarz pokrywały
zmarszczki, ale nadal był przystojny, jego bladoniebieskie oczy patrzyły na
świat surowo i z dystansem, a usta miał cały czas szczelnie zaciśnięte, jakby z
czymś walczył. Wyprostowana postawa i czujne, oszczędne ruchy mówiły mi o nim
więcej, niż sam zechciałby powiedzieć.
To był człowiek sukcesu w pełnym wydaniu;
wyleniały lew, który, mimo że w zasadzie był już na emeryturze, ciągle potrafił
ryknąć i odgryźć się porządnie. Rozpoznawałam ten typ bez pudła, nie tylko po
skrojonym na miarę garniturze, równie nieskazitelnym, co u jego syna. Na tego
człowieka należało uważać.
– Podobno jesteś instruktorką fitnessu, prawda,
Amando? – odezwała się Miranda, kiedy wymieniwszy pierwsze uprzejmości i
zasiadłszy w salonie, podaliśmy już jedzenie. – Zapytałam cię o szczegóły tej
pracy, bo wydaje mi się to bardzo interesujące, ale pewnie nic nie pamiętasz.
– Rzeczywiście, nie pamiętam. – Uśmiechnęłam się
przepraszająco, stawiając na stoiku miskę z sałatką. – I jego mi z tego powodu
równie przykro co tobie, Mirando, bo bardzo chciałabym móc o tym opowiedzieć.
– Z pewnością w końcu wszystko sobie przypomnisz
– zapewniła mnie matka Josha, nakładając sobie sałatki. – To tyko kwestia
czasu. Zresztą chętnie skorzystaliśmy z okazji, żeby poznać nową partnerkę
Josha. Podobno się zaręczyliście? – Kiedy Josh kiwnął głową, dodała łagodnie: –
To dobrze, uważam, że to najwyższy czas, żeby Josh wreszcie się ustatkował.
Bardzo się cieszę, że wybrał taką rozsądną, śliczną dziewczynę.
Jack chrząknął, zwracając na siebie uwagę
wszystkich zebranych przy stoliku. Nie udało mi się przez to podziękować
Mirandzie za dobre słowo, z czego w gruncie rzeczy się cieszyłam, bo wcale nie
chciałam dziękować. Nie znosiłam oceniania mnie po wyglądzie. Uważałam, że
matka Josha powinna poświęcić nieco więcej niż pięć minut, by przekonać się, że
jej jedyny syn wybrał odpowiednią kobietę na towarzyszkę życia.
– To prawda, że nie pamiętasz nic z tego, co
wydarzyło się przed wypadkiem? – zapytał ojciec Josha rzeczowo. Kiwnęłam głową.
– Tak. Lekarz wyjaśniał mi, że w takich
przypadkach najtrudniej jest sobie przypomnieć wydarzenia bezpośrednio
poprzedzające wypadek, natomiast to, co należy do bardziej odległej
przeszłości, wraca szybciej. Póki co jednak nic sobie nie przypomniałam.
Nie wspomniałam o niejasnym wrażeniu związanym z
głosem Ryana i imieniem „Mandy”, bo i po co. To było tak niewyraźne i
nieokreślone, że nie uznałam tego za istotne.
– Jak zamierzasz więc wrócić do swojego życia? –
zapytał znowu ojciec Josha. Przyjrzałam mu się uważnie, zastanawiając się
równocześnie, czy o to chodziło. Bali się, że mogłam wykorzystać Josha, żeby
dojść do siebie po wypadku? Niedorzeczne.
– Po trochu – odparłam uprzejmie. – Jeśli
wspomnienia wrócą, to oczywiście nie będzie z tym problemu, a jeśli nie, to
nauczę się wszystkiego od nowa. Nie zamierzam na tej podstawie determinować
swojego życia.
Brzmiało całkiem przekonująco, zabawne, bo
przecież w głębi ducha szalałam ze strachu, że mogłabym nie odzyskać pamięci.
Po co jednak miałam przed nimi odsłaniać swoją słabość? Chyba jednak było coś w
tym, co mówił Josh na temat mojego wycofania i zamknięcia w sobie. Może
rzeczywiście taka byłam?
Nie chciałam wyjść na słabą. To chyba naturalne,
że pewne rzeczy wolałam przemilczeć?
– I naprawdę nic nie pamiętasz? – wtrąciła
dociekliwie Miranda. – Nic a nic? Ani jednej rzeczy?
Kiwnęłam głową, upijając z kieliszka łyk wina,
które właśnie wlał tam Josh, spoglądając na mnie równocześnie tak, jakby chciał
mi dodać otuchy. Rozumiałam go doskonale.
– Ani jednej – potwierdziłam, po czym zaśmiałam
się nieco histerycznie. – To może brzmieć dziwnie albo nieco przerażająco, ale
nie mam pojęcia o swoim życiu. Nie tylko poprzednim, ale także tym obecnym, od
czasu przeprowadzki tutaj. Na szczęście Josh i moi przyjaciele we wszystko mnie
po trochu wprowadzają, więc myślę, że jakoś dam sobie radę. I w końcu wszystko
sobie przypomnę.
Jack obrzucił mnie surowym, niebieskim
spojrzeniem, co nieco zaniepokoiło jego syna. Nie przejęłam się tym jednak, bo
pokazy siły nie robiły na mnie wrażenia. Nadal chrupałam sałatkę, rezygnując
chwilowo z głównego dania. Jakoś nie miałam apetytu.
– A jeśli sobie nie przypomnisz? – zapytał Jack.
Wzruszyłam ramionami.
– Jak już wspominałam, wiem o swoim życiu
wystarczająco, żeby obejść się i bez tego. Ale mój lekarz mówił, że w
odpowiednim czasie wszystko powinno wrócić. Powinnam tylko dalej poznawać swoje
życie i cierpliwie czekać.
– Nie boisz się, że to kwestia… czasu? – drążył
ojciec Josha, nadal wpatrując się we mnie wzrokiem, który przypominał rentgen.
Jakby chciał sprawdzić, czy nie kłamię, przemknęło mi przez głowę. – Że nie
możesz sobie nic przypomnieć, bo za mało czasu spędziłaś w Nowym Jorku i nie ma
tu nic, co wystarczająco silnie mogłoby podziałać na twoje wspomnienia?
Spuściłam wzrok na swoją sałatkę. Nie chciałam,
żeby zobaczył w moich oczach niepokój.
– Możliwe – odpowiedziałam powściągliwie,
spokojnie. – Tak jak mówiłam, łatwiej powinny do mnie wracać starsze
wspomnienia, więc przydałoby się coś, co by mi o nich przypomniało. Ale sądzę,
że i tu spędziłam wystarczająco czasu, by… pobudzić wspomnienia. Powinnam mieć
ich sporo związanych z tym miejscem.
Josh uśmiechnął się do mnie, więc odpowiedziałam
tym samym. Jego ojciec jednak najwyraźniej nie zamierzał porzucić tematu.
– A czy twój lekarz powiedział ci, ile czasu
mniej więcej powinno zająć odzyskiwanie pamięci?
– Nie, nie podał żadnego konkretnego terminu –
zaprzeczyłam cierpliwie. – Powiedział tylko, że wszystko może wracać do mnie po
trochu, a może wrócić nagle, za sprawą jakiegoś pojedynczego bodźca. Trudno
stwierdzić. Póki co jednak nie miałam szczęścia.
Wszyscy przy stole pokiwali głowami na ten mój
brak szczęścia, po czym zajęli się jedzeniem. Na szczęście, bo miałam już serdecznie
dość tego tematu. Może więc jednak nie byłam tak bardzo pechowa?
A jednak, połamałam sobie żebra i uszkodziłam
płuco i wątrobę, bo jechałam za szybko na śliskiej drodze i straciłam kontrolę
nad samochodem. Jeśli to nie był kosmiczny pech, to co? Oczywiście nie brałam
pod uwagę możliwości wspomnianej przez Josha, że czyjeś działanie. To było
jeszcze bardziej niedorzeczne niż pech.
Przez następną godzinę rozmawialiśmy na różne
tematy, a właściwie – rozmawiali głównie Josh z rodzicami, bo ja w wielu kwestiach
po prostu nie miałam zdania, zwłaszcza tych dotyczących Zoey i firmy.
Dyskutowali też o paru premierach teatralnych i kinowych, o których także nie
miałam pojęcia, chociaż podobno powinnam, bo przynajmniej połowę z nich
widziałam z Joshem. Ciekawe. To otwierało przede mną różne nowe możliwości –
powinnam tylko dowiedzieć się, jakie filmy, książki i seriale lubiłam przed
wypadkiem, i mieć frajdę z ponownego oglądania ich na nowo. Proste, nie? Gdybym
tylko znalazła na to czas.
Jasne, nudziłam się w mieszkaniu Josha, ale
przecież planowałam to wkrótce zmienić. Najlepiej jak najszybciej. Najlepiej
natychmiast.
A kiedy już będę mogła wychodzić, dodałam w
myślach, przeprowadzę gruntowne śledztwo, choć nie mam jeszcze pojęcia, od
czego zacząć.
– Właśnie, Amanda! – Ten ostatni temat
naprowadził Josha na jakiś genialny pomysł, już przy deserze. – Powinniśmy
wybrać się do kina. Wylałbym wprawdzie teatr, ale na ostatnią chwilę pewnie nie
dostaniemy biletów, więc może być kino. Co ty na to? Chyba dasz radę?
Mrugnął do mnie wesoło, więc kiwnęłam głową,
choć miałam pewne obiekcje. Choć wcale nie z powodu stanu mojego zdrowia.
– Pewnie – odpowiedziałam swobodnie. – Kiedy
tylko zechcesz.
Padło jeszcze parę pytań o moją amnezję, ale
reszta obiadu upłynęła we względnym spokoju. Matka Josha wypiła wprawdzie
trochę za dużo, ale nie przekroczyła pewnej granicy, a ojciec Josha, choć
dziwnie natarczywy względem mnie i mojego stanu zdrowia, wiedział, kiedy dać
sobie spokój. Czyli wtedy, kiedy zaczęłam mu rzucać niezadowolone spojrzenia.
Ogólnie wizyta ta wyglądała na wizytę typowo
zapoznawczą, jakby rodzice Josha chcieli zobaczyć tę poszkodowaną na umyśle
dziewczynę, która zgodziła się wyjść za ich syna. Oczywiście nie dlatego
poszkodowaną, ale dlatego, że miała amnezję. Oprócz paru tematów dotyczących
firmy nie poruszono bowiem żadnej istotnej sprawy, która mogłaby być powodem
wizyty Jacka i Mirandy. Ja przyjęłam to za coś oczywistego, ale Josh dziwił
się, kiedy już zamknęliśmy za nimi drzwi i zaczęliśmy sprzątać ze stołu, wkładając
naczynia do zmywarki.
Był zamyślony, nie odezwał się ani słowem od
czasu, gdy pożegnaliśmy jego rodziców, więc w końcu zapytałam, o co chodziło.
Przyjrzał mi się z namysłem, po czym powiedział powoli, jakby ważąc każde
słowo:
– Nadal nie wiem, o co chodziło. To nie jest w
ich stylu, takie towarzyskie wizyty. Myślałem, że dowiem się w trakcie, ale… –
Wzruszył ramionami. Podałam mu brudne talerze i obrzuciłam zdziwionym
spojrzeniem.
– Nie sądzisz, że mogli po prostu chcieć cię
zobaczyć? Chyba dawno się nie widzieliście, prawda?
– Tak – przyznał Josh z oporem. – Ale… nie znasz
ich, Amanda, nie wiesz o nich tego, co ja wiem. Mama jest w porządku, ale
pozostaje pod pantoflem ojca, więc praktycznie robi to, czego on chce. A ojciec
nie uznaje towarzyskich wizyt. Z jakiegokolwiek powodu tu był, uwierz mi, miał
go, i dowiemy się o tym w najmniej spodziewanym momencie.
Jego słowa mnie zaniepokoiły, ale ich nie
skomentowałam, widząc, że nie chciał o tym rozmawiać. Nie mogłam jednak nic
poradzić na to, że kiedy raz je usłyszałam, nie chciały mi już wyjść z głowy.
Skoro rodzice Josha nie robili nic
bezinteresownie, jaki mogli mieć cel w tej wizycie? I dlaczego nie wyjaśnili
tego wprost?
Naprawdę traciłam cierpliwość przy tych wszystkich pytaniach ojca Josha. W ogóle podziwiam Mandy, że nie wybuchała, bo ja na pewno nie wytrzymałabym. Już sobie wyobrażałam, jak sałatka wyląduje na jego twarzy :P To trochę tak, jakby nikt jej nie wierzył, że straciła pamięć. Cóż, a może faktycznie mają powody, żeby jej nie wierzyć? Chociaż, zaraz - oni widzieli ją pierwszy raz xD
OdpowiedzUsuńHa, krojenie warzyw zawsze jest świetne :D W "Długim pocałunku na dobranoc" Geena Davis rzuca pomidorem, a za nim nóż. Kucharska sztuczka xD Uwielbiam tą scenę. Dlatego tutaj też mi się podobała ;D Kurczę, dobry nóż by się przydał xD I umiejętności kucharskie (o znajomości języków obcych nie wspominając xD).
:*
Pewnie w innej sytuacji Mandy zareagowałaby bardziej żywiołowo, ale akurat tutaj, no cóż... wolała zachowywać się ostrożnie, biorąc pod uwagę amnezję i fakt, że to było jej pierwsze spotkanie z potencjalnymi przyszłymi teściami;) ale masz rację, coś w tym jest, że jakby nikt jej nie wierzył xD
UsuńKojarzę "Długi pocałunek na dobranoc", ale tej sceny nie, ha, aż sobie muszę odświeżyć :D oj tam, umiejętności kucharskie to kwestia wprawy (będę się prz tym upierać, choćby inni zaprzeczali xD), a języków obcych... cóż, głównie samozaparcia^^ o nóż też nietrudno - mój ojciec ostatnio złamał mojej mamie jej najlepszy nóż, to już sobie nowy zamówiła przez Allegro;]
;*
Ojciec Josha na pewno ma coś wspólnego z wypadkiem Amandy. Te wszystkie pytania, sprawdzał grunt. Gdy Mandy odzyska pamieć, będzie musiał dokończyć, to co zaczął.
OdpowiedzUsuńCzyżby Amanda była zawodowym kucharzem?
:*
Sprawdzał grunt, podoba mi się to określenie^^
UsuńNie, kucharzem nie jest. Po prostu... ktoś kiedyś nauczył jej paru sztuczek z użyciem noża xD
;*