9. Rodzicielska wizyta


Dwa dni później z nudów obejrzałam Upadek i stwierdziłam, że znałam również niemiecki.
Poważnie, przecież to było niedorzeczne. Cztery języki obce i ani słowa na ten temat? Nie wyglądało nawet na to, że, jak to mówią, „po prostu się nie złożyło”, bo przecież udawałam przed Juanitą, że nie znałam hiszpańskiego, tylko po to, żeby Josh się nie dowiedział. Więc dlaczego? Co to był za głupi pomysł, żeby ukrywać przed narzeczonym informacje na temat mojego wykształcenia? O co w tym chodziło?!
Niemożność zrozumienia własnych intencji doprowadzała mnie do szału. A im lepiej się czułam, tym bardziej mnie irytowała, bo nudziłam się w mieszkaniu Josha i domagałam jakiegoś działania, żeby wreszcie wyjaśnić pewne sprawy. W którymś momencie zadzwoniłam nawet do Alexa i zapytałam go, czy nie wiedział przypadkiem, gdzie mogłam posiać swojego laptopa, ale odpowiedział przecząco, niczego mi to więc nie dało. Siedziałam właśnie na sofie w sterylnym salonie Josha, bawiąc się komórką i zastanawiając, czy nie zadzwonić do Scarlett i nie zapytać jej o to samo, gdy drzwi wejściowe nagle się otworzyły i stanął w nich Josh.
Odruchowo spojrzałam na zegarek; dochodziła czwarta, a Josh nigdy tak wcześnie nie wracał z pracy. Podniosłam brew, rzucając mu pytające spojrzenie.
– Nie pytaj mnie dlaczego, bo nie mam pojęcia, ale moi rodzice zapowiedzieli, że wpadną dzisiaj z wizytą – oświadczył zamiast powitania, nieco zirytowanym tonem. Taszczył ze sobą dwie wielkie torby, w których zapewne znajdował się posiłek na wieczór dla czterech osób; naprawdę nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Juanita nie przychodziła częściej, żeby coś mu ugotować, zamiast wiecznego kupowania gotowego żarcia. Nie, żebym miała coś przeciwko kupnemu żarciu, ale to jednak nie było specjalnie praktyczne…
Wstałam z sofy i poszłam mu pomóc, bo miałam wrażenie, że jedna z siatek w końcu zahaczy o klamkę albo któryś z wystających bibelotów wypełniających poziome powierzchnie mieszkania Josha (które mimo to wydawało się puste i nieprzytulne) i jedzenie wyląduje na podłodze. Josh spojrzał na mnie surowo.
– Zostaw, nie powinnaś się przemęczać – powiedział, na co parsknęłam śmiechem.
– Jezu, nie jestem w ciąży, Josh, tylko żebra mi się goją! Dam sobie radę z jedną torbą, uwierz mi. – Niemalże siłą zabrałam mu torbę i przeszłam z nią do kuchni, po drodze pytając: – Co jest dziwnego w tym, że twoi rodzice tu wpadną?
– Na przykład fakt, że nigdy wcześniej nie chcieli cię poznać – wyjaśnił Josh wprost. Kiedy obejrzałam się na niego ze zdziwieniem, westchnął. – Wybacz, kochanie, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało… Widzisz, oni zasadniczo nic do ciebie nie mają, po prostu nie wierzą, żeby ten związek miał wypalić. Z mojego powodu. Przyzwyczaiłem ich do, eee… nieco innego stanu rzeczy…
– Nie krępuj się, powiedz to wprost – poradziłam uprzejmie. – Przyzwyczaiłeś ich do częstego zmieniania dziewczyn.
– A skąd to wiesz? – zdziwił się, po czym ożywił się nieco. – Coś sobie przypomniałaś?
– Nie, mam głowę i potrafię jej używać – odgryzłam się. – Doskonale wiem, jak wyglądasz i jaką pozycję zajmujesz. Byłbyś wybrykiem natury, gdybyś nie próbował z tego czerpać korzyści. A w dodatku jesteś w takim wieku, że faktycznie zdążyłeś ich do tego przyzwyczaić.
Josh dobił do mnie z drugą torbą, postawił ją na blacie w kuchni, po czym obdarzył mnie przelotnym pocałunkiem, jak to zazwyczaj robił. Na ustach igrał mu przekorny uśmiech.
– Właśnie dlatego cię kocham – wyjaśnił następnie. – Na pierwszy rzut oka jesteś tylko bardzo ładną dziewczyną… Dopiero jak się ciebie pozna lepiej, widać, jaka jesteś inteligentna. Świetnie się maskujesz.
Zabawne, to samo myślałam o Scarlett. Ciekawe, czy właśnie dlatego tak sobie podobno przypadłyśmy do gustu, że przed wypadkiem uważałam ją za swoją przyjaciółkę?
– Nie robię tego specjalnie – zaprotestowałam ze śmiechem, wyjmując produkty spożywcze. Warzywa nadal były całe. – Pokroić marchewkę?
– Jasne, jeśli to nie przekracza twoich sił. – Mrugnął do mnie, a kiedy obejrzałam się za siebie i zaczęłam kontemplować szafki kuchenne, westchnął i z odpowiedniej wyjął deskę i bardzo ostry nóż. – Wiesz, spędzasz tu tyle czasu, że mogłabyś się już nauczyć, gdzie co jest.
– Nie mogę, bo nie pozwalasz mi gotować – odparłam bez namysłu. – I nie uwierzę, że przed wypadkiem wiedziałam, gdzie co jest.
– Na pewno potrafiłaś znaleźć nóż i filiżanki. – Wzruszył ramionami, przechodząc na drugą stronę, do stojaka z winami. – Dzisiaj chyba wypijemy czerwone, mój ojciec podobno dostał na nie zalecenie od kardiologa. Aha, słuchaj, powinienem cię uprzedzić. Cokolwiek by nie mówiła moja matka, dwie butelki na stół to maksimum, jasne?
Kiwnęłam głową, nie wdając się w dyskusje. Najwidoczniej nie tylko ja miałam jakieś problemy ze swoją przeszłością. Przez słowa Josha wyraźnie przemawiało doświadczenie.
– Dobrze, ale po co właściwie przyjeżdżają? – podjęłam, chwytając nóż i opuszkiem sprawdzając ostrość. Był idealny, w dodatku bardzo dobrze wyważony. – Czemu akurat teraz? Nie uwierzę, że chcą mi okazać moralne wsparcie, skoro nawet mnie nie znają.
– Mama mówiła, że ojciec załatwia w mieście jakieś sprawy, więc przy okazji postanowili wpaść. – Kolejne wzruszenie ramionami. Wyglądało na to, że relacje w rodzinie Hamiltonów też nie były idealne. Josh wyraźnie nie chciał o tym mówić, ciekawe, w jaki sposób mogłabym coś z niego wyciągnąć? – Nie mam pojęcia, ile w tym prawdy, ale nie wiem, jakie mogliby mieć ukryte zamiary. Ojciec wprawdzie jest świetnym strategiem, ale tutaj chyba nie zamierza nic ugrać.
Poszedł po kieliszki, a ja za ten czas umyłam marchewki, po czym wzięłam się za krojenie. Chwyciłam nóż i…
Moje ręce zadziałały niezależnie od głowy, która zaczęła panikować, kiedy tylko zorientowała się, co jest grane. Całe krojenie marchewki trwało może cztery sekundy – zanim zdążyłam się porządnie przerazić, że poucinam sobie palce, na desce już leżały idealnie pokrojone plasterki. Nie miałam nawet pojęcia, jak to się stało, bo nóż śmigał w mojej dłoni tak szybko, że właściwie widziałam tylko błysk stali. Jezu!
Rzuciłam nóż na blat, po czym przezornie odsunęłam się o krok. Chwyciłam lewą dłoń w prawą i zaczęłam ją obmacywać, żeby sprawdzić, czy aby na pewno nadal miałam wszystkie palce. Miałam. A jednak. Ale przecież ciachałam tym nożem jak profesjonalna szefowa kuchni…!
Ostrożnie podeszłam bliżej i ponownie wzięłam nóż do ręki. Nóż jak nóż, nie było w nim nic specjalnego, może poza tym, że był naprawdę dobrej jakości. Potem uważnie obejrzałam swoją dłoń, ale w niej również nie dostrzegłam nic podejrzanego. Wobec tego z determinacją chwyciłam drugą marchewkę i znowu zaczęłam kroić.
I znowu nóż śmigał w mojej dłoni jak zaczarowany, tak szybko, że ledwie nadążałam za nim wzrokiem. I znowu w ciągu paru sekund cała marchewka była pocięta, w idealne krążki, każdy tej samej wielkości. Jak ja to robiłam?
Nie zastanawiając się wiele, podrzuciłam nóż do góry, wysoko. Gdy spadał, bezbłędnie chwyciłam go za rękojeść, a już po chwili znowu bezpiecznie leżał na desce. Niesamowite.
Gdzie ja się tego nauczyłam?!
– Amanda, słyszysz?! – Dobiegł mnie nagle podniesiony głos Josha i zrozumiałam, że chyba straciłam część rozmowy, a raczej jego monologu. Ale na rzecz czego…! – Mówiłem, że byłoby lepiej, gdybyś przebrała się w coś nieco bardziej oficjalnego, słyszałaś? Co ty tam wyrabiasz?
Pospiesznie dokończyłam krojenie, bo głos Josha przybliżał się z każdą sekundą. Równocześnie pomyślałam, że momentami amnezja była całkiem zabawna; nigdy nie wiedziałam, co za chwilę nowego o sobie odkryję, a były to naprawdę ciekawe rzeczy. Języki obce, muzyka klasyczna, teraz to… Czego dowiem się jutro, że pilotuję helikopter i skaczę ze spadochronem?
Gdybym nie była tak sfrustrowana, pewnie uznałabym to za całkiem niezłą zabawę.
– Pokroiłaś? – zauważył Josh ze zdziwieniem, gdy wszedł z powrotem do salonu. Odsunęłam się od deski, na której leżały marchewki i nóż, jakby chcąc pokazać, że nie miałam z nimi nic wspólnego. – Świetnie. Zaraz dodam do tego sałatę i…
– Josh, czy ja umiem gotować? – przerwałam mu, nadal wpatrując się w nóż. Usłyszałam zbliżające się kroki i już po chwili mój narzeczony stanął po drugiej stronie baru, o który oparł się ciężko.
– Raz czy dwa zaprosiłaś mnie na kolację – przyznał niepewnie – ale nie wiem, czy wtedy gotowałaś sama, a zazwyczaj jedliśmy w restauracjach. Więc w zasadzie…
– Nie wiesz – dokończyłam za niego, kiwając głową. Na przystojnej twarzy Josha odbiła się troska, gdy pochylił się w moim kierunku. – Nie przejmuj się, to nic takiego. Pytałam z ciekawości…
– Nie dziwię ci się – przyznał. – Mam raczej pretensje do siebie. Mogłaś nie chcieć opowiadać mi o przeszłości, ale o tobie powinienem powiedzieć wszystko.
– Daj spokój, przecież znamy się podobno cztery miesiące. – Machnęłam ręką. – Ludzie poznają się przez całe życie, a i tak potem coś może ich zaskoczyć. Cztery miesiące to naprawdę niedużo.
– Muszę się do czegoś przyznać – odparł z łobuzerskim uśmiechem, wpatrując się we mnie uważnie. – Znamy się cztery miesiące, ale to oficjalnie. Przez poprzedni miesiąc, właściwie odkąd tylko zaczęłaś pracę, przyglądałem ci się ukradkiem i zastanawiałem, jak do ciebie zagadać, żeby cię wreszcie poznać.
– Naprawdę? – Sceptycznie podniosłam brew. – Taki seryjny monogamista jak ty?
– Wyciągasz pochopne wnioski – zaprotestował. – Nie miałem aż tylu partnerek, żeby mnie tak nazywać.
– Miałeś wystarczająco, żeby twoi rodzice uznali, że jestem kolejną z nich i że rzucisz mnie za jakiś czas. Wybacz, znam cię od paru tygodni… przynajmniej z mojej perspektywy tak to wygląda… i nie wiem, komu mam wierzyć. Tym bardziej wydaje mi się wątpliwe, że nie wiedziałeś, jak mnie poderwać.
– Serio, nie wiedziałem – powtórzył uparcie, wyciągając z torby dwa rodzaje sałaty. – Wydawałaś się strasznie niedostępna i taka… odległa.
– Więc jak w końcu się poznaliśmy? – zainteresowałam się. Josh wyciągnął z jednej z szafek salaterkę na sałatkę, po czym odparł z rozbawieniem:
– Scarlett nas ze sobą poznała. Bystra dziewczyna, chyba widziała, co jest grane i postanowiła pomóc.
Scarlett, no tak. Wcale mnie to nie dziwiło, chociaż ją też znałam od paru tygodni.
Zgodnie z sugestią mojego narzeczonego, poszłam się potem przebrać i ogólnie przygotować na przyjęcie gości. Dumanie nad pełną szafą znowu zajęło mi około dziesięciu sekund: już po chwili byłam ubrana w kolorową sukienkę z krótkim rękawem, szeroką u góry, zebraną paskiem w biodrach i z krótką, szeroką spódniczką, która tak bardzo pasowała do Zoey, że niewątpliwie musiała być jej autorstwa. Włożyłam do tego różowe szpilki, które znalazłam w szafie i krótki wisiorek, idealnie wpasowany w niewielki, okrągły dekolt. Delikatny makijaż zajął mi około trzech minut, tak byłam w nim wprawiona. Oczywiście przed wypadkiem musiałam być, bo po malowałam się ledwie parę razy, za każdym z nich dając się zaskoczyć moimi umiejętnościami.
No, ale to, w przeciwieństwie do innych rzeczy, było przynajmniej zrozumiałe. W końcu byłam kobietą, kobiety z reguły znały się na makijażu. Na obsłudze noży i językach obcych też mogły, ale z reguły również nie ukrywały tego przed narzeczonymi. A ja tak.
Na mój widok Josh rozpromienił się i podszedł bliżej, by uważnie mi się przyjrzeć. Sam zdążył już włożyć ciemny garnitur, jasną koszulę i granatowy krawat w paski, co powiedziało mi jasno, jakiego rodzaju to miała być wizyta. Na pewno nie czysto towarzyska, czego można by się spodziewać po jego rodzicach. Oficjalne stroje mówiły mi jasno, że był w tym jakiś cel i że o coś chodziło. O coś, czego nie potrafiłam zrozumieć.
– Wyglądasz ślicznie – stwierdził Josh z uśmiechem, ściskając moje dłonie. Odpowiedziałam słabym uśmiechem. – Moi rodzice na pewno zrozumieją, dlaczego chcę cię poślubić, kiedy tylko cię zobaczą.
Rzuciłam mu powątpiewające spojrzenie.
– Miałam nadzieję, że raczej poznają się na moim charakterze – odpowiedziałam. Josh roześmiał się i pocałował mnie lekko, na co, jak zwykle, nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Chyba powinno go już przestać to dziwić?
– To później, kochanie – zapewnił mnie następnie. – A póki co, powinnaś spodobać im się zewnętrznie. Chodź, podgrzejemy jedzenie. Ojciec nie lubi, kiedy wszystko nie jest gotowe na ich przyjście.
Wyrobiłam sobie pewien osąd na temat państwa Hamiltonów, jeszcze zanim ich spotkałam. Ojciec Josha jawił mi się jako surowy pan domu, wymagający i o stanowczym charakterze, matka natomiast – jako dobra, choć słaba kobieta, która wprawdzie zapewniła Joshowi i Zoey dobre wspomnienia z dzieciństwa, ale sama przy tym gdzieś się zatraciła. Kilka wspomnianych mimochodem opowieści i parę pełnych opisów, które uzyskałam pod pozorem odzyskiwania wspomnień, powiedziały mi to bardzo dobitnie. Jak się wkrótce przekonałam, nie pomyliłam się specjalnie.
Hamiltonowie przyjechali około szóstej. Do tego czasu zdążyliśmy już przygotować jedzenie, drinki i miejsce przy stole – a raczej stoliku, bo w takich właśnie chwilach dziwiłam się Joshowi, że nie miał w mieszkaniu normalnego, jadalnianego stołu. Na zadane przede mnie pytanie wzruszył niepewnie ramionami.
– Wiesz, rzadko miewam takich gości – odparł następnie. – A moi rodzice… zjawiają się tutaj naprawdę rzadko. To nie jest ich normalne zachowanie, sama z czasem się przekonasz. Muszą mieć naprawdę dobry powód, skoro postanowili tutaj zajrzeć, nawet jeśli ojciec faktycznie załatwiał w mieście jakieś interesy.
Bardzo mi się to nie podobało. Nie wiedziałam, czego się po nich spodziewać; w końcu o rodzicach Josha i Zoey wiedziałam naprawdę niewiele. Nie potrafiłam przez to przewidzieć, jak mogło przebiec to spotkanie, i z nieznanych mi przyczyn trochę mnie to denerwowało.
Próbowałam analizować swoje uczucia, ale niewiele mi z tego przyszło. Czyżbym jednak czuła do Josha więcej, niż mi się wydawało, i to dlatego tak przejęłam się wizytą jego rodziców? Sama nie byłam pewna, i to było chyba najbardziej frustrujące ze wszystkiego.
Matka Josha okazała się wysoką, elegancką brunetką; od razu, kiedy tylko ją zobaczyłam, zrozumiałam, że zarówno Josh, jak i Zoey z wyglądu byli podobni właśnie do niej. Nieco zblazowana i protekcjonalna, zachowywała się głośno i afektowanie, wyrażając swoje ubolewanie z powodu mojego wypadku i zapewniając, jak bardzo mnie razem z mężem żałowali. Miała też nadzieję, że kwiaty, które wysłali mi do szpitala, mi się spodobały. Oczywiście potwierdziłam.
 Ubrana w obcisłą, złoto–brązową sukienkę do kolan, Miranda Hamilton prezentowała nienaganną sylwetkę i idealną, szczupłą figurę. Ciekawiło mnie, czy była naturalna, czy raczej pozostawała efektem pracy chirurga, ale nie zapytałam o to, uznając, że to ostatecznie nie moja sprawa. Z jej twarzy jednak natychmiast wywnioskowałam ilość przebytych liftingów. Musiała na nie chyba chodzić od czterdziestego roku życia, albo nawet wcześniej. Uśmiechanie się w każdym razie przychodziło jej z trudem, choć cały wieczór chodziła ze sztucznym, lekkim uśmiechem przyklejonym do ust.
Jack Hamilton natomiast wyglądał na mężczyznę, którego należało szanować. Niczego innego zresztą nie spodziewałam się po mężczyźnie, który samodzielnie założył i wyprowadził na szczyt firmę deweloperską, zostawiając ją następnie w spadku synowi, by samemu cieszyć się zasłużoną emeryturą. Jack Hamilton był całkowicie siwy, a jego twarz pokrywały zmarszczki, ale nadal był przystojny, jego bladoniebieskie oczy patrzyły na świat surowo i z dystansem, a usta miał cały czas szczelnie zaciśnięte, jakby z czymś walczył. Wyprostowana postawa i czujne, oszczędne ruchy mówiły mi o nim więcej, niż sam zechciałby powiedzieć.
To był człowiek sukcesu w pełnym wydaniu; wyleniały lew, który, mimo że w zasadzie był już na emeryturze, ciągle potrafił ryknąć i odgryźć się porządnie. Rozpoznawałam ten typ bez pudła, nie tylko po skrojonym na miarę garniturze, równie nieskazitelnym, co u jego syna. Na tego człowieka należało uważać.
– Podobno jesteś instruktorką fitnessu, prawda, Amando? – odezwała się Miranda, kiedy wymieniwszy pierwsze uprzejmości i zasiadłszy w salonie, podaliśmy już jedzenie. – Zapytałam cię o szczegóły tej pracy, bo wydaje mi się to bardzo interesujące, ale pewnie nic nie pamiętasz.
– Rzeczywiście, nie pamiętam. – Uśmiechnęłam się przepraszająco, stawiając na stoiku miskę z sałatką. – I jego mi z tego powodu równie przykro co tobie, Mirando, bo bardzo chciałabym móc o tym opowiedzieć.
– Z pewnością w końcu wszystko sobie przypomnisz – zapewniła mnie matka Josha, nakładając sobie sałatki. – To tyko kwestia czasu. Zresztą chętnie skorzystaliśmy z okazji, żeby poznać nową partnerkę Josha. Podobno się zaręczyliście? – Kiedy Josh kiwnął głową, dodała łagodnie: – To dobrze, uważam, że to najwyższy czas, żeby Josh wreszcie się ustatkował. Bardzo się cieszę, że wybrał taką rozsądną, śliczną dziewczynę.
Jack chrząknął, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych przy stoliku. Nie udało mi się przez to podziękować Mirandzie za dobre słowo, z czego w gruncie rzeczy się cieszyłam, bo wcale nie chciałam dziękować. Nie znosiłam oceniania mnie po wyglądzie. Uważałam, że matka Josha powinna poświęcić nieco więcej niż pięć minut, by przekonać się, że jej jedyny syn wybrał odpowiednią kobietę na towarzyszkę życia.
– To prawda, że nie pamiętasz nic z tego, co wydarzyło się przed wypadkiem? – zapytał ojciec Josha rzeczowo. Kiwnęłam głową.
– Tak. Lekarz wyjaśniał mi, że w takich przypadkach najtrudniej jest sobie przypomnieć wydarzenia bezpośrednio poprzedzające wypadek, natomiast to, co należy do bardziej odległej przeszłości, wraca szybciej. Póki co jednak nic sobie nie przypomniałam.
Nie wspomniałam o niejasnym wrażeniu związanym z głosem Ryana i imieniem „Mandy”, bo i po co. To było tak niewyraźne i nieokreślone, że nie uznałam tego za istotne.
– Jak zamierzasz więc wrócić do swojego życia? – zapytał znowu ojciec Josha. Przyjrzałam mu się uważnie, zastanawiając się równocześnie, czy o to chodziło. Bali się, że mogłam wykorzystać Josha, żeby dojść do siebie po wypadku? Niedorzeczne.
– Po trochu – odparłam uprzejmie. – Jeśli wspomnienia wrócą, to oczywiście nie będzie z tym problemu, a jeśli nie, to nauczę się wszystkiego od nowa. Nie zamierzam na tej podstawie determinować swojego życia.
Brzmiało całkiem przekonująco, zabawne, bo przecież w głębi ducha szalałam ze strachu, że mogłabym nie odzyskać pamięci. Po co jednak miałam przed nimi odsłaniać swoją słabość? Chyba jednak było coś w tym, co mówił Josh na temat mojego wycofania i zamknięcia w sobie. Może rzeczywiście taka byłam?
Nie chciałam wyjść na słabą. To chyba naturalne, że pewne rzeczy wolałam przemilczeć?
– I naprawdę nic nie pamiętasz? – wtrąciła dociekliwie Miranda. – Nic a nic? Ani jednej rzeczy?
Kiwnęłam głową, upijając z kieliszka łyk wina, które właśnie wlał tam Josh, spoglądając na mnie równocześnie tak, jakby chciał mi dodać otuchy. Rozumiałam go doskonale.
– Ani jednej – potwierdziłam, po czym zaśmiałam się nieco histerycznie. – To może brzmieć dziwnie albo nieco przerażająco, ale nie mam pojęcia o swoim życiu. Nie tylko poprzednim, ale także tym obecnym, od czasu przeprowadzki tutaj. Na szczęście Josh i moi przyjaciele we wszystko mnie po trochu wprowadzają, więc myślę, że jakoś dam sobie radę. I w końcu wszystko sobie przypomnę.
Jack obrzucił mnie surowym, niebieskim spojrzeniem, co nieco zaniepokoiło jego syna. Nie przejęłam się tym jednak, bo pokazy siły nie robiły na mnie wrażenia. Nadal chrupałam sałatkę, rezygnując chwilowo z głównego dania. Jakoś nie miałam apetytu.
– A jeśli sobie nie przypomnisz? – zapytał Jack. Wzruszyłam ramionami.
– Jak już wspominałam, wiem o swoim życiu wystarczająco, żeby obejść się i bez tego. Ale mój lekarz mówił, że w odpowiednim czasie wszystko powinno wrócić. Powinnam tylko dalej poznawać swoje życie i cierpliwie czekać.
– Nie boisz się, że to kwestia… czasu? – drążył ojciec Josha, nadal wpatrując się we mnie wzrokiem, który przypominał rentgen. Jakby chciał sprawdzić, czy nie kłamię, przemknęło mi przez głowę. – Że nie możesz sobie nic przypomnieć, bo za mało czasu spędziłaś w Nowym Jorku i nie ma tu nic, co wystarczająco silnie mogłoby podziałać na twoje wspomnienia?
Spuściłam wzrok na swoją sałatkę. Nie chciałam, żeby zobaczył w moich oczach niepokój.
– Możliwe – odpowiedziałam powściągliwie, spokojnie. – Tak jak mówiłam, łatwiej powinny do mnie wracać starsze wspomnienia, więc przydałoby się coś, co by mi o nich przypomniało. Ale sądzę, że i tu spędziłam wystarczająco czasu, by… pobudzić wspomnienia. Powinnam mieć ich sporo związanych z tym miejscem.
Josh uśmiechnął się do mnie, więc odpowiedziałam tym samym. Jego ojciec jednak najwyraźniej nie zamierzał porzucić tematu.
– A czy twój lekarz powiedział ci, ile czasu mniej więcej powinno zająć odzyskiwanie pamięci?
– Nie, nie podał żadnego konkretnego terminu – zaprzeczyłam cierpliwie. – Powiedział tylko, że wszystko może wracać do mnie po trochu, a może wrócić nagle, za sprawą jakiegoś pojedynczego bodźca. Trudno stwierdzić. Póki co jednak nie miałam szczęścia.
Wszyscy przy stole pokiwali głowami na ten mój brak szczęścia, po czym zajęli się jedzeniem. Na szczęście, bo miałam już serdecznie dość tego tematu. Może więc jednak nie byłam tak bardzo pechowa?
A jednak, połamałam sobie żebra i uszkodziłam płuco i wątrobę, bo jechałam za szybko na śliskiej drodze i straciłam kontrolę nad samochodem. Jeśli to nie był kosmiczny pech, to co? Oczywiście nie brałam pod uwagę możliwości wspomnianej przez Josha, że czyjeś działanie. To było jeszcze bardziej niedorzeczne niż pech.
Przez następną godzinę rozmawialiśmy na różne tematy, a właściwie – rozmawiali głównie Josh z rodzicami, bo ja w wielu kwestiach po prostu nie miałam zdania, zwłaszcza tych dotyczących Zoey i firmy. Dyskutowali też o paru premierach teatralnych i kinowych, o których także nie miałam pojęcia, chociaż podobno powinnam, bo przynajmniej połowę z nich widziałam z Joshem. Ciekawe. To otwierało przede mną różne nowe możliwości – powinnam tylko dowiedzieć się, jakie filmy, książki i seriale lubiłam przed wypadkiem, i mieć frajdę z ponownego oglądania ich na nowo. Proste, nie? Gdybym tylko znalazła na to czas.
Jasne, nudziłam się w mieszkaniu Josha, ale przecież planowałam to wkrótce zmienić. Najlepiej jak najszybciej. Najlepiej natychmiast.
A kiedy już będę mogła wychodzić, dodałam w myślach, przeprowadzę gruntowne śledztwo, choć nie mam jeszcze pojęcia, od czego zacząć.
– Właśnie, Amanda! – Ten ostatni temat naprowadził Josha na jakiś genialny pomysł, już przy deserze. – Powinniśmy wybrać się do kina. Wylałbym wprawdzie teatr, ale na ostatnią chwilę pewnie nie dostaniemy biletów, więc może być kino. Co ty na to? Chyba dasz radę?
Mrugnął do mnie wesoło, więc kiwnęłam głową, choć miałam pewne obiekcje. Choć wcale nie z powodu stanu mojego zdrowia.
– Pewnie – odpowiedziałam swobodnie. – Kiedy tylko zechcesz.
Padło jeszcze parę pytań o moją amnezję, ale reszta obiadu upłynęła we względnym spokoju. Matka Josha wypiła wprawdzie trochę za dużo, ale nie przekroczyła pewnej granicy, a ojciec Josha, choć dziwnie natarczywy względem mnie i mojego stanu zdrowia, wiedział, kiedy dać sobie spokój. Czyli wtedy, kiedy zaczęłam mu rzucać niezadowolone spojrzenia.
Ogólnie wizyta ta wyglądała na wizytę typowo zapoznawczą, jakby rodzice Josha chcieli zobaczyć tę poszkodowaną na umyśle dziewczynę, która zgodziła się wyjść za ich syna. Oczywiście nie dlatego poszkodowaną, ale dlatego, że miała amnezję. Oprócz paru tematów dotyczących firmy nie poruszono bowiem żadnej istotnej sprawy, która mogłaby być powodem wizyty Jacka i Mirandy. Ja przyjęłam to za coś oczywistego, ale Josh dziwił się, kiedy już zamknęliśmy za nimi drzwi i zaczęliśmy sprzątać ze stołu, wkładając naczynia do zmywarki.
Był zamyślony, nie odezwał się ani słowem od czasu, gdy pożegnaliśmy jego rodziców, więc w końcu zapytałam, o co chodziło. Przyjrzał mi się z namysłem, po czym powiedział powoli, jakby ważąc każde słowo:
– Nadal nie wiem, o co chodziło. To nie jest w ich stylu, takie towarzyskie wizyty. Myślałem, że dowiem się w trakcie, ale… – Wzruszył ramionami. Podałam mu brudne talerze i obrzuciłam zdziwionym spojrzeniem.
– Nie sądzisz, że mogli po prostu chcieć cię zobaczyć? Chyba dawno się nie widzieliście, prawda?
– Tak – przyznał Josh z oporem. – Ale… nie znasz ich, Amanda, nie wiesz o nich tego, co ja wiem. Mama jest w porządku, ale pozostaje pod pantoflem ojca, więc praktycznie robi to, czego on chce. A ojciec nie uznaje towarzyskich wizyt. Z jakiegokolwiek powodu tu był, uwierz mi, miał go, i dowiemy się o tym w najmniej spodziewanym momencie.
Jego słowa mnie zaniepokoiły, ale ich nie skomentowałam, widząc, że nie chciał o tym rozmawiać. Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że kiedy raz je usłyszałam, nie chciały mi już wyjść z głowy.
Skoro rodzice Josha nie robili nic bezinteresownie, jaki mogli mieć cel w tej wizycie? I dlaczego nie wyjaśnili tego wprost?

4 komentarze :

  1. Naprawdę traciłam cierpliwość przy tych wszystkich pytaniach ojca Josha. W ogóle podziwiam Mandy, że nie wybuchała, bo ja na pewno nie wytrzymałabym. Już sobie wyobrażałam, jak sałatka wyląduje na jego twarzy :P To trochę tak, jakby nikt jej nie wierzył, że straciła pamięć. Cóż, a może faktycznie mają powody, żeby jej nie wierzyć? Chociaż, zaraz - oni widzieli ją pierwszy raz xD
    Ha, krojenie warzyw zawsze jest świetne :D W "Długim pocałunku na dobranoc" Geena Davis rzuca pomidorem, a za nim nóż. Kucharska sztuczka xD Uwielbiam tą scenę. Dlatego tutaj też mi się podobała ;D Kurczę, dobry nóż by się przydał xD I umiejętności kucharskie (o znajomości języków obcych nie wspominając xD).
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie w innej sytuacji Mandy zareagowałaby bardziej żywiołowo, ale akurat tutaj, no cóż... wolała zachowywać się ostrożnie, biorąc pod uwagę amnezję i fakt, że to było jej pierwsze spotkanie z potencjalnymi przyszłymi teściami;) ale masz rację, coś w tym jest, że jakby nikt jej nie wierzył xD

      Kojarzę "Długi pocałunek na dobranoc", ale tej sceny nie, ha, aż sobie muszę odświeżyć :D oj tam, umiejętności kucharskie to kwestia wprawy (będę się prz tym upierać, choćby inni zaprzeczali xD), a języków obcych... cóż, głównie samozaparcia^^ o nóż też nietrudno - mój ojciec ostatnio złamał mojej mamie jej najlepszy nóż, to już sobie nowy zamówiła przez Allegro;]

      ;*

      Usuń
  2. Ojciec Josha na pewno ma coś wspólnego z wypadkiem Amandy. Te wszystkie pytania, sprawdzał grunt. Gdy Mandy odzyska pamieć, będzie musiał dokończyć, to co zaczął.
    Czyżby Amanda była zawodowym kucharzem?
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdzał grunt, podoba mi się to określenie^^

      Nie, kucharzem nie jest. Po prostu... ktoś kiedyś nauczył jej paru sztuczek z użyciem noża xD

      ;*

      Usuń